środa, 22 maja 2013

Stephen King „Martwa strefa”

Młody nauczyciel, John Smith, bierze udział w wypadku samochodowym, na skutek którego zapada w śpiączkę. Lata mijają, jego ojciec i dziewczyna tracą już nadzieję, że kiedykolwiek się obudzi. Jedynie fanatycznie religijna matka Johnny’ego nie ma wątpliwości, że jej syn wkrótce „wróci pośród żywych”, aby wypełnić zadanie wyznaczone mu przez Boga. I rzeczywiście, Smith budzi się po pięćdziesięciu pięciu miesiącach i odkrywa, że nie tylko stracił duży kawałek życia, ale również prawie wszystko, na czym mu zależało. Na domiar złego posiadł zdolność jasnowidzenia, która znacznie utrudnia mu egzystencję wśród ludzi, a niedługo po wyjściu ze szpitala staje się głównym powodem narażania się Johnny’ego na śmiertelne niebezpieczeństwa.
„Pamiętaj, są rzeczy, których lepiej nie oglądać, i rzeczy, które lepiej zgubić niż znaleźć.”
Po raz pierwszy wydana w 1979 roku ulubiona książka Stephena Kinga ze wszystkich, które napisał. Choć bardzo sobie cenię „Martwą strefę”, na pewno nie nazwałabym jej najlepszym dziełem tego autora, aczkolwiek przyznaję, że główny bohater zajmuje w moim sercu poczesne drugie miejsce (po Johnny’m Marinvillu) z plejady wszystkich protagonistów przewijających się przez twórczość Kinga. „Martwą strefę” ciężko jest nazwać horrorem w ścisłym znaczeniu tego słowa, bo choć jasnowidzenie Johnny’ego można przypisać do tego gatunku to już reszta wydarzeń rozgrywających się w powieści posiada wszelkie znamiona thrillera – czasem kryminalnego (wątek z „Dusicielem z Castle Rock”), a kiedy indziej politycznego. A to wszystko spowija melancholijny klimat niesprawiedliwej straty, przekleństwa i beznadziei egzystencjalnej, które to uczucia bez przerwy atakują Johnny’ego.
„Czy nie zasługuje na choćby odrobinę dyskrecji? Czy nie ma prawa do tego, o czym myślał zaledwie kilka chwil temu – do normalnego życia? Człowieku, przecież coś takiego nie istnieje.”
W „Martwej strefie” King zrezygnował z tak typowego dla swej prozy gawędziarstwa – postawił na prostotę przekazu i o dziwo w moim mniemaniu jest to jedyna książka tego autora, której brak wodolejstwa wyszedł na dobre. Powieść wyraźnie dzieli się na cztery części, rozgraniczone przede wszystkim miejscem akcji. Na początku będziemy świadkować randce Johna z jego dziewczyną Sarą, z której zapamiętamy przede wszystkim rekordową wygraną mężczyzny na kole fortuny (jeszcze przed wypadkiem miewał przebłyski jasnowidzenia). Po kraksie samochodowej, kiedy Johnny zapadnie w śpiączkę King najmocniej skupi się na jego opętanej manią religijną matce – jej postać miała być swego rodzaju przestrogą dla czytelnika, mówiącą, że cienka granica dzieli głęboką wiarę od niebezpiecznego fanatyzmu. Kiedy nasz bohater w końcu wyjdzie ze śpiączki odkryjemy, że nie sposób nie zapałać do niego głęboką sympatią. Współczucie na skutek jego tragedii osobistej (bolesna rekonwalescencja, utrata niemalże pięciu lat życia, śmierć matki, jasnowidzenie i strata dziewczyny) będzie się mieszało w naszych sercach ze zwykłym podziwem dla jego wytrwałości w dążeniu do lepszego jutra i niezachwianego kręgosłupa moralnego. Kiedy Johnny opuści szpital i nastąpi preludium do drugiej części powieści odwiedzi go dziennikarz, Richard Dees, znany z opowiadania Kinga, zamieszczonego w zbiorze „Marzenia i koszmary” pt. „Nocny latawiec” (tak typowa dla Kinga intertekstualność) i to właśnie wtedy będziemy świadkami najmocniej podkreślonej dobroci naszego protagonisty, która objawia się przede wszystkim dbałością o dobro innych, a nie swoje własne. Ponadto druga część powieści skupi się na śledztwie w sprawie tzw. „Dusiciela z Castle Rock”, które podobnie jak wszystkie widowiskowe objawy jasnowidzenia Johnny’ego podkreśli denerwującą tendencję ludzkości do poszukiwania tanich sensacji i tłamszenia talentu innych w zarodku. Smith dokonuje rzeczy wspaniałych, nie tylko pomagając personelowi szpitala i szeryfowi poszukującemu mordercy, ale również w części trzeciej powieści ratując niewinnych ludzi z katastrofy. I co dostaje w zamian? Nieustanne ataki dziennikarzy, listy z pogróżkami i ostracyzm społeczny, który dobija go najmocniej – w końcu ludzie boją się go dotknąć, patrzą na niego, jak na jakąś atrakcje w cyrku, nie rozumiejąc, że jego talent może znacznie przysłużyć się ludzkości.
„Gdybyś mógł wskoczyć w maszynę czasu i przenieść się w 1932 rok, czy zabiłbyś Hitlera?”
Najważniejszym wątkiem „Martwej strefy” są wybory i postać Grega Stillsona, niezależnego kandydata, którego King pokrótce pozwoli nam poznać już na początku powieści. Greg to psychopata, który na skutek przemyślanej kampanii wyborczej szybko pokonuje kolejne szczeble drabiny, prowadzącej do największej władzy w państwie – prezydentury. Johnny dzięki swoim zdolnościom wie, że Greg w końcu zamieszka w Białym Domu i doprowadzi do globalnej tragedii. Pytanie tylko, co z tą wiedzą pocznie? Czy zaryzykuje własne życie, aby go powstrzymać, czy raczej pozostawi wszystko własnemu biegowi? UWAGA SPOILER Zakończenie dobitnie udowadnia czystość serca Johnny’ego, który postanawia poświęcić absolutnie wszystko dla dobra ogółu – dla dobra ludzkości, która w trakcie jego krótkiego życia tak bardzo go skrzywdziła. Od początku do końca kieruje się godną pochwały (i zazdrości) moralnością… aż do jakże wzruszającej śmierci KONIEC SPOILERA.
„Jeśli jego talent był darem bożym, to Bóg jest niebezpiecznym szaleńcem, którego należy natychmiast powstrzymać.”
„Martwa strefa” to powieść wielowątkowa, poruszająca przede wszystkim problemy niezwyczajnego człowieka, pragnącego jedynie żyć normalnie, co niestety jest niemożliwe w przypadku posiadania mocy jasnowidzenia. To opowieść o stracie i beznadziei egzystencjalnej, skupionych na iście tragicznej i wręcz nierealnie moralnej postaci, która cokolwiek zrobi i tak nie osiągnie niczego zwyczajnego: akceptacji społecznej, posady nauczycielskiej, miłości dziewczyny itd. Jej przeznaczeniem są rzeczy wielkie – owszem, mocno przerażające i skazujące na wieczną nienawiść społeczeństwa, ale jednak wielkie.

12 komentarzy:

  1. Czytałam. Zgadzam się z każdym zdaniem Twojej recenzji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Kinga. Akurat tej książki jeszcze nie czytałam więc muszę nadrobić tą zaległość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna okładka. Fabuły ,,Martwej strefy'' nie znam, ale może kiedyś się to zmieni, tymczasem poluje na najnowszą powieść autora - Joyland.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Joyland" kupię dopiero 6 czerwca, bo w przedsprzedaży jest egzemplarz o dupę rozbić, że tak się brzydko wyrażę;)

      Usuń
    2. To już są dostępne jakieś przedsprzedaże!? Ale "o dupę rozbić", czyli, że ma jakąś beznadziejną okładkę, czy wydanie rozlatuje się w rękach :>?

      Pozdrawiam!
      Melon :)

      Usuń
    3. http://kingowiec.blogspot.com/2013/05/prebook-joyland-proszynski-i-s-ka.html
      Na tym blogu autor zdjęcia zamieścił. Prebook jest o ok. 9 zł tańszy, ale ten napis "Egzemplarz prasowy" na każdej stronie mnie odstraszył. Wolę dopłacić do normalnego wydania;)

      Usuń
    4. O matko toż to zbezczeszczenie Kinga ;D. No to ja chyba też poczekam ;).

      Usuń
  4. Czytałam i zgadzam się w Tobą w każdej kwestii. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię Kinga, ale tej książki jeszcze nie czytałam. Zapowiada się naprawdę interesująco:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba nadrobić, bo Kinga uwielbiam, tego jeszcze nie czytałam, a już wiem, że warto! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Również zgadzam się z Twoją recenzją. Warto przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniała recenzja, zgadzam się z każdym zdaniem. Martwa Strefa to moja ulubiona powieść Kinga, wzbudziła we mnie wiele emocji. Surowa, pozbawiona gawędziarstwa narracja tylko wzmaga klimat tej poruszającej historii.

    OdpowiedzUsuń