czwartek, 25 lutego 2021

Sarah Pinborough „Co kryją jej oczy”

 

Louise Barnsley, młoda rozwódka wychowująca sześcioletniego syna, wdaje się w romans ze swoim nowym szefem, psychiatrą Davidem Martinem. Mniej więcej w tym samym czasie zaprzyjaźnia się z jego żoną Adele, której wyraźnie doskwiera samotność. Kobiety postanawiają utrzymywać swoją znajomość w tajemnicy przed Davidem, z kolei przed Adele Louise i jej kochanek ukrywają swój romans. Z czasem dla Louise staje się jasne, że Martinowie też nie mówią jej wszystkiego. Wiele wskazuje na to, że David obsesyjnie kontroluje swoją żonę, co ona uparcie bagatelizuje. Im bardziej zacieśnia się przyjaźń Louise z Adele, tym więcej niepokojących sygnałów na temat tego małżeństwa dociera do tej pierwszej. Uwikłana w niejasną, a być może także niebezpieczną sprawę, kobieta, stara się znaleźć odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania na temat, jak podejrzewa, toksycznej relacji Martinów.

Kilkukrotna zdobywczyni British Fantasy Award, angielska pisarka i scenarzystka, Sarah Pinborough, obecnie mieszkająca w Stony Stratford w hrabstwie Buckinghamshire w swojej dość obszernej bibliografii ma zarówno powieści, jak opowiadania, zarówno utwory dla młodszych, jak i starszych czytelników, dzieła fantasy, baśnie, thrillery, horrory i powieści cross-gatunkowe. Głośna powieść, gorąco polecana między innymi przez Joego Hilla, Sarah Lotz, Neila Gaimana i Harlana Cobena, „Co kryją jej oczy” (oryg. „Behind Her Eyes”), której światowa premiera przypadła na rok 2017 (pierwsze polskie wydanie ukazało się w roku 2021 nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka) to kolejny gatunkowy eksperyment w wykonaniu Sarah Pinborough. Napisany w mniej więcej osiem miesięcy thriller psychologiczny zmiksowany z dark fantasy, który w 2021 roku doczekał się swojej ekranowej wersji – bardzo dobrze przyjęty miniserial Netflixa pod tym samym tytułem.

Sarah Pinborough zdradziła, że powieść „Co kryją jej oczy” powstawała niejako od końca. Najpierw przelała na papier wstrząsającą końcówkę tej niepospolitej historii, a potem dorobiła do niej całą resztę. Odbiorcy tej pozycji podzielili się na dwa obozy: wielkich miłośników i zdecydowanych przeciwników ostatniej stacji „Co kryją jej oczy”, autorka jednak zarzeka się, że absolutnie nie żałuje tego wyboru. Pinborough wyjawiła, że wielu amerykańskich wydawców było zainteresowanych tą książką, w tym tacy, którzy starali się wymusić na niej zmianę zakończenia – uczynienie go mniej szokującym. Pinborough wszystkie te rady grzecznie zignorowała, ponieważ była (i nadal jest) przekonana, że cała ta, trzeba dodać, misternie spleciona opowieść, opiera się na finalnych rewelacjach. Sama uważam, że cała budowla rozsypałaby się w drobny mak, gdyby zmienić samo zakończenie – w takim wypadku należałoby poddać odpowiedniej obróbce całość. W czego efekcie, jak przypuszczam, dostalibyśmy coś zdecydowanie pospolitszego. Ot, niczym niewyróżniającą się opowieść o miłosnym trójkącie. Mniej zapadający w pamięć thriller psychologiczny o toksycznym małżeństwie i toksycznej przyjaźni. Myślę, że Pinborough w „Co kryją jej oczy” zdobyła się na dość ryzykowny zabieg. Wskazanie głównej grupy docelowej w przypadku tej powieści jest trudniejsze niż zazwyczaj. Oczywistym wydaje się, że to pozycja skierowana głównie do sympatyków literackich thrillerów psychologicznych... I tak, i nie. Omawiana powieść bez wątpienia dreszczowcem psychologicznym jest. Ale bez względu na to, w jakich realiach autorka ostatecznie umocowuje tę historię, niewątpliwie nie jest to czysty przedstawiciel tego gatunku. Jedni uznają, że Pinborough zmiksowała go z fantasy, inni nazwą to horrorem, a jeszcze inni (jak na przykład ja) staną „w tym sporze” gdzieś pomiędzy, wskazując dark fantasy. Tak czy inaczej wniosek z tego taki, że osoby wymagające od, bądź co bądź, thrillera psychologicznego „Co kryją jej oczy” trzymania się tak zwanych twardych realiów, a więc dostosowania się do standardów tego gatunku, tego z całą pewnością nie znajdą. Niewykluczone jednak, że część z nich, mimo wszystko, da się przekonać do tej dość dalece wychodzącej poza gatunkowe ramy, mrocznej wizji. Upraszczając, do „Co kryją jej oczy” należy podejść z otwartym umysłem. Najzwyczajniej nastawić się na historię opierającą się „rygorom gatunkowym”. Ignorującą restrykcyjne obostrzenia panujące w szufladce podpisanej „thriller psychologiczny”. Jeśli tak się do tego podejdzie, to jest duża szansa, że Sarah Pinborough dosłownie Was porwie. Przeniesie Was do, na dobrą sprawę, nieprzyjemnego świata, do świata, w którym zapewne nie będziecie czuć się komfortowo, ale i trudno będzie Wam zmusić się, żeby z niego wyjść. A zaczęło się tak zwyczajnie... Louise Barnsley, młoda kobieta mieszkająca w Londynie wraz ze swoim sześcioletnim synkiem Adamem, właśnie znalazła się w niezręcznym położeniu. Okazuje się bowiem, że nieznajomy, z którym niedawno się całowała jest jej nowym szefem. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że mężczyzna jest żonaty, a jakby tego było mało Louise szybko zaprzyjaźnia się z życiową partnerką swojego przełożonego. Zdolnego psychiatry, Davida Martina, któremu Louise nie potrafi się oprzeć. On także jest nią zainteresowany. Rodzi się więc zakazany romans. Niecodzienna to sytuacja: kochanka za plecami niewiernego mężczyzny zaprzyjaźnia się z jego żoną. I bynajmniej nie jest to jakaś wyrafinowana gierka ze strony Louise. Kobieta nie czerpie jakiejś perwersyjnej przyjemności z okłamywania Martinów. Właściwie to chciałaby znaleźć w sobie siłę na definitywne zakończenie przynajmniej jednej z tych nowych relacji. Ale, jak sama w pewnym momencie zauważa, bardziej chciałaby zjeść ciastko i mieć ciastko. Nie potrafi zrezygnować ani z Davida, ani z Adele... W każdym razie nie na początku.

Mogłoby się wydawać, że kobieta, która, jak to się mówi, kradnie innej męża, nie może wzbudzać sympatii postronnych obserwatorów. Louise Barnsley powinna być tym bokiem miłosnego trójkąta, któremu czytelnik będzie się przyglądał najmniej przychylnym okiem. A przynajmniej gorszym od tego, którym zaszczyci Adele. Zdradzaną żonę, która wzbudza tym większe współczucie przez to, jak najprawdopodobniej już od dłuższego czasu wygląda jej życie. Zniewolona przez własnego męża. Zamknięta w tak zwanej złotej klatce. Najwidoczniej zniewolona przez niesłabnącą miłość do swojego oprawcy. Oprawcy, w którym teraz zakochuje się jej nowa przyjaciółka, zaskakująco sympatyczna Louise Barnsley. Sekretarka i recepcjonistka doktora Davida Martina, psychiatry specjalizującego się w uzależnieniach i obsesjach, typa spod ciemnej gwiazdy, który widać bez trudu owinął sobie wokół małego palca obie te złaknione bliskości, urodziwe kobiety. Samotne niewiasty, które, można założyć, prędzej czy później połączą siły w walce z niezaprzeczalnym urokiem „nieodpowiedniego mężczyzny”. To wszystko to umowna teraźniejszość, aktualne dzieje Martinów, które ubarwia, ale i komplikuje Louise Barnsley, ale od czasu do czasu Sarah Pinborough będzie przenosić nas w przeszłość tamtej dwójki, koncentrując się przy tym na Adele. Przyszłość też nam się ukaże, ale to pojedynczy i na dodatek praktycznie nic nie mówiący fragment. W retrospekcjach nieśpiesznie wykluwa się obraz dawnej przyjaźni w raczej nietypowych warunkach. W miejscu, do którego nastoletnia Adele trafiła po tragicznej śmierci swoich rodziców. I gdzie przekazała dalej swoją zaskakującą wiedzę. Wiedzę, która równie dobrze może być bezcennym darem, co straszliwym przekleństwem. Tymczasem „tu i teraz” przypuszczalnie coraz mocniej będziemy przywiązywać się do kobiety, która sięgnęła po zakazany owoc. Nawet dwa, bo jak już się rzekło Louise przyjęła i trudną miłość, i pod wieloma względami jeszcze trudniejszą przyjaźń. Skonsumowała te zgniłe jabłka, a potem, naturalnie, gorzko tego pożałowała. W końcu nastał taki moment, w którym zapragnęła wrócić do swojego poprzedniego, nieskomplikowanego życia. Spokojnego, nudnego wręcz żywota u boku swojego ukochanego synka. Przed poznaniem Martinów, Louise nie była zadowolona ze swojego życia. Brakowało jej miłości, czuła się samotna, opuszczona, nawet zdradzona. I wiecznie zmęczona, przez koszmary senne zwykle połączone z lunatykowaniem, które nawiedzały ją praktycznie każdej nocy. Wszystko zmieniło się po pojawianiu się Davida i Adele Martinów. Egzystencja Louise wreszcie nabrała żywszych barw. Można by powiedzieć, że Louise osiągnęła pełnię szczęścia, gdyby nie uzasadnione wyrzuty sumienia, które dopadły ją wraz z pojawieniem się Martinów. Majętnego małżeństwa, jak właściwie od początku powieści daje się nam do zrozumienia, z poważnymi problemami. I brudnymi sekretami. Typowy marriage thriller to jednak na pewno nie jest. „Co kryją jej oczy” oferuje coś więcej niż klasyczną historię skonfliktowanego związku małżeńskiego. Dwóch wrogich obozów pod jednym dachem. Nie jest to też typowa opowieść o destrukcyjnej przyjaźni damsko-damskiej. Ta powieść jest po prostu inna. Niekonwencjonalna i na swój sposób straszna. Pogrywająca sobie z czytelnikiem, niemiłosiernie nim manipulująca. Bawiąca się nim, można nawet odnieść wrażenie, że dworująca z jego automatyzmu w myśleniu. Tak czy inaczej mnie Sarah Pinborough przekonała, i to bez zbytniego kombinowania, że choćbym nie wiem, jak się starała, już zawsze będę myślała szablonowo. W mniejszym lub większym stopniu - to już zależy od pisarskiego kunsztu - ulegała utrwalonym fabularnym schematom. I też dzięki temu od czasu do czasu będę natrafiać na takie „oszukańcze dzieła”. Takie wspaniałe dzieła! Tak fenomenalnie skonstruowane opowieści, jak ten tutaj smakołyk od Sarah Pinborough. Przemyślany w najdrobniejszych szczegółach, ściskający gardło, zdumiewający, a nawet wstrząsający thriller psychologiczny teoretycznie (przynajmniej takie złudne wrażenie od pewnego momentu sprawiający) zmiksowany z mroczną fantasy. Dreszczowiec, po którym przypuszczalnie będziecie zbierać szczękę z podłogi. Ja zbierałam.

Była sobie mistrzyni manipulacji, co się Sarah Pinborough zwała i która się przy swoim uparła. Niczego nie zmieniała, choć niektórzy znający się na rzeczy ludzie tak jej radzili. Czyste mieli intencje, ale ona twardo stała przy swoim. Żadnych zmian, rzekła. I tak to wypuszczono w szeroki świat. Ta bajka szczęśliwy koniec znalazła. Oczywiście nie wszystkich udało się przekonać, ale liczba zachwyconych zapewne mile zaskoczyła nawet samą sprawczynię całego tego zamieszania. Nietypowego podejścia do thrillera psychologicznego, powieści, w której donośnie wybrzmiewają echa dark fantasy, ewentualnie fantasy lub horroru. Niezwykle emocjonującej, paranoicznej, niejednoznacznej opowieści z, uważam, dość szokującym zakończeniem, która w 2021 roku doczekała się swojej miniserialowej wersji, pod egidą Netflixa. „Co kryją jej oczy” Sarah Pinborough: petarda nie książka!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz