Rok 1961. Małomiasteczkowy lekarz, doktor Guy, skonstruował maszynę laserową przeznaczoną do usuwania zmian skórnych. Pracująca w jego gabinecie pielęgniarka, Patricia, nie jest przekonana do wynalazku swojego przełożonego. Nie podoba jej się, że doktor Guy chce testować go na swoich pacjentach i w ogóle ostatnimi czasy bardzo niepokoi ją jego zachowanie. Dlatego podjęła decyzję o odejściu z pracy. Ostatniego dnia Patricia jest zmuszona uczestniczyć w kolejnym pokazie doktora Guya dla ludzi z urzędu patentowego. Jak się okazuje kolejnym nieudanym pokazie. Tylko że tym razem usilne starania jej przełożonego o uzyskanie patentu doprowadzają do powstania agresywnego cystowego potwora.
Amerykański horror science fiction, body horror podlany czarną komedią, „Mordercza cysta” (oryg. „Cyst”), powstał z miłości do filmów o potworach z lat 60-tych XX wieku. Pomysł narodził się w głowie Tylera Russella, twórcy między innymi komedii „Here Comes Rusty” (2017) i westernu/kryminału pt. „Texas Cotton” (2018). Scenariusz Russell napisał z Andym Silvermanem, z którym niejednokrotnie już współpracował, ale na krześle reżyserskim zasiadł sam. Filmowiec zdradził, że „Mordercza cysta” miała być swoistym połączeniem niektórych z jego ulubionych horrorów - „The Thing”, „The Blob”, „Reanimator”, twórczość Rogera Cormana - z humorem braci Coen i Quentina Tarantino. A to wszystko w opowieści w pewnym sensie skrojonej pod dyktando obrazów o potworach, szalonych naukowcach i ich niebezpiecznych wynalazkach z szóstej dekady XX wieku. Pierwszy pokaz „Morderczej cysty” odbył się we wrześniu 2020 roku na Fantastic Fest w Stanach Zjednoczonych, a w Polsce film zadebiutował w grudniu tego samego roku na Splat!FilmFest.
Chyba najbardziej kojarzony z „Troll 2” Claudio Fragasso, George Hardy w „Morderczej cyście” spotkał się ze swoją koleżanką z planu „Goblin – Das ist echt Troll” Erica Deana Hordesa, Evą Habermann. Hardy wcielił się w rolę antypatycznego małomiasteczkowego lekarza, który robi wszystko, co w jego mocy, by opatentować urządzenie oparte na technologii laserowej służące do usuwania zmian skórnych. Doktor Guy, bo tak się nazywa ten szalony doktorek, pracował nad tą maszyną kilka lat, a ostatnio na dodatek stworzył pewną maść do stosowania zewnętrznego, która wymaga jeszcze dopracowania. Zresztą nad urządzeniem, które doktor Guy już o jakiegoś czasu stara się opatentować, też przydałoby się jeszcze trochę popracować. A jeszcze lepiej czym prędzej porzucić ten projekt. Takie zdanie ma pielęgniarka, którą od dawna zatrudnia, wykreowana przez Evę Habermann Patricia. Kobieta złożyła już rezygnację – odchodzi nie tylko od doktora Guya, ale w ogóle z zawodu – i od słodkiej wolności dzieli ją już tylko parę godzin. Jako że „Mordercza cysta” miała być przede wszystkim hołdem dla monster movies/horrorów science fiction z lat 60-tych XX wieku, niezbyt liczne grono aktorów i aktorek dostosowało się do ówczesnych technik. To znaczy ich kreacje przywołują wspomnienia szczególnie tańszych filmów grozy z tamtego okresu. Egzaltacja naprzemiennie z deficytem emocji (mimika, głos). Tyler Russell i Andy Silverman w scenariuszu „Morderczej cysty” jak najbardziej zamierzenie wykreślili różne przerysowane osobowości, zapewne dobrze już znane długoletnim fanom kina grozy. Miłośnicy klasyczny horrorów science fiction powinni bez trudu skojarzyć te nieco przedobrzone, jaskrawe postaci. Postaci niby żywcem wyjęte z czarno-białych (w sumie nie tylko) produkcji z kiczowatymi efektami specjalnymi. Efekt gumy. Widać w „Morderczej cyście” obiecywane w wywiadach przez Tylera Russella naleciałości szalonych lat 80-tych XX wieku. Dosadniejsze dodatki bardziej w stylu Carpenterowskiego podejścia („Coś” z 1982 roku) do kultowej noweli Johna W. Campbella („Who Goes There?") niż pierwszej ekranowej wersji tego samego utworu z roku 1951 („Istota z innego świata” w reżyserii Christiana Nyby'ego i niewymienionego w czołówce Howarda Hawksa). Bardziej w stylu „Reanimatora” Stuarta Gordona, filmu opartego na opowiadaniu H.P. Lovecrafta „Reanimator Herbert West”. Niekoniecznie jednak bardziej w stylu remake'u „The Blob” z 1988 roku niż oryginalnej wersji z roku 1958. Dodałabym do tego „Towarzystwo” Briana Yuzny, moim zdaniem jeden z najlepszych pokazów cielesnych, „gumowatych” efektów w historii kinematografii. „Mała” uwaga: „Mordercza cysta” Tylera Russella nie idzie aż tak daleko, jak wyszczególnione pozycje. Wydawałoby się, że rzecz o zabójczej zbitce torbieli (takiej co to porusza się sama, w oderwaniu od nosiciela, a jakby tego było mało posiada zmysł wzroku) nie będzie szczędzić widzom wszelki maści obrzydliwości. Że czeka nas jedna wielka krwawa... i ropna makabra. Rzeczywiście trochę tego jest, ale z naciskiem na trochę. Nie ukrywam, że spodziewałam się zdecydowanie ostrzejszej jazdy. Z tą mega cystą, która nieplanowanie wyrywa się na wolność, nagle dostaje nóżek i rozpoczyna polowanie na ludzi. Ludzi zamkniętych w niewielkiej przychodni należącej do mimowolnego sprawcy całego tego zamieszania, doktora Guya. Postaci opartej na klasycznym modelu burzyciela kojarzonym głównie z fantastyką naukową – naukowca dosłownie opętanego swoją nowatorską wizją. Pomysłem na błyskawiczne, nieinwazyjne i bezbolesne pozbywanie się problematycznych zmian skórnych (niezłośliwych). Taki jest plan, ale w praktyce „cudowny” wynalazek doktora Guya spisuje się... cóż, dużo gorzej.
(źródło: https://projectedfigures.com/) |
Czy warto było popatrzeć na morderczą cystę? A czy gołębie potrafią latać? Horror science fiction, żartobliwe podejście do body horroru w reżyserii Tylera Russella, którego scenariusz napisał wspólnie z Andym Silvermanem, który już samym pomysłem wyjściowym powinien przyciągnąć sympatyków przedziwnych historii. Kuriozalnych wizji, w których (nieprzesadna, w sumie to rozczarowująco oszczędna) makabra spotyka się z czarnym humorem. I gdzie w pewnym sensie lata 60-te XX wieku spotykają się z latami 80-tych tego samego stulecia. Interesująca, w ogólnym rozrachunku dość odżywcza propozycja – taa, bez dwóch zdań – ale też nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tkwił w tym dużo większy potencjał. W tej milusiej „Morderczej cyście”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz