Trzydziestoletnia Cassandra Thomas prowadzi podwójne życie. Rodzice, z którymi nadal mieszka i znajomi znają ją jako nienawiązującą bliskich przyjaźni pracownicę kawiarni, która nie ma konkretnych planów na przyszłość. Przestała je mieć parę lat wcześniej, gdy jej najlepszą przyjaciółkę spotkało coś strasznego. Coś, co skłoniło Cassie do rzucenia studiów medycznych i rozpoczęcia swojej osobistej wendety. Noce kobieta często spędza w towarzystwie nowo poznanych mężczyzn, którzy nie mają oporów przed wykorzystaniem nietrzeźwej osoby. Mężczyzn korzystających z okazji, jaką celowo stwarza dla nich Cassandra. Czego potem zapewne gorzko żałują. Kiedy w życiu Cassie pojawia się znajomy ze studiów, pediatra Ryan Cooper, jej życie powoli zaczyna się zmieniać.
Obsypany nagrodami, nominowany między innymi do Złotego Globu w aż czterech kategoriach, przez National Board of Review okrzyknięty jednym z dziesięciu najlepszych filmów 2020 roku, pełnometrażowy debiut Emerald Fennell, tak w roli reżyserki, jak scenarzystki, amerykańsko-brytyjski thriller z elementami dramatu, czarnej komedii i komedii romantycznej, „Obiecująca. Młoda. Kobieta.” (oryg. „Promising Young Woman”) narodził się z jednej sceny, która ni z tego, ni z owego pewnego dnia przyszła do głowy osobie, która wprawiła to wszystko w ruch. W wyobraźni Fennell skrystalizowała się młoda pijana kobieta leżąca na łóżku i mężczyzna zdejmujący z niej spodnie. Ona bełkotliwym głosem kilkukrotnie pyta „co robisz?”, na co rzecz jasna nie otrzymuje odpowiedzi. Aż w pewnym momencie kobieta niespodziewanie „trzeźwieje”... Od tego tak naprawdę rozpoczęła się historia Cassandry Thomas, czołowej postaci pierwszego pełnometrażowego obrazu Emerald Fennell, którego tytuł nawiązuje do kontrowersyjnej sprawy Brocka Allena Turnera, „obiecującego młodego mężczyzny”, który dopuścił się gwałtu na nieprzytomnej kobiecie. Pierwszy pokaz filmu odbył się w styczniu 2020 roku na Sundance Film Festival. Do kin miał trafić w kwietniu tego samego roku, ale plany pokrzyżowała pandemia COVID-19 (a konkretnie zamykanie kin tłumaczone pandemią). Ostatecznie szerszą dystrybucję (kinową) rozpoczęto w grudniu 2020 roku, a już w styczniu 2021 roku „Obiecująca. Młoda. Kobieta.” została wpuszczona do internetu (VOD).
„Obiecująca. Młoda. Kobieta.” Emerald Fennell to nietypowe podejście do motywu zemsty w kinie. Revenge thriller, dramat, czarna komedia, a nawet komedia romantyczna – twórczyni krótkometrażowego obrazu z 2018 roku pod tytułem (który notabene pojawia się w omawianym przedsięwzięciu) „Careful How You Go”, w swoim pierwszym pełnometrażowym filmie dokonała zaskakująco smacznego połączenia wszystkich tych gatunków. Lekkie podeście do ciężkiego tematu? Niezupełnie. Z jednej strony powodów do (u)śmiechu w „Obiecującej. Młodej. Kobiecie.” nie brakuje, ale nie powiedziałabym, że ogląda się to w absolutnym spokoju ducha. Z lekkim sercem. Film skupia się na Cassandrze Thomas, trzydziestoletniej kobiecie mieszkającej z rodzicami i pracującej w kawiarni, w którą, moim zdaniem, w fantastycznym stylu wcieliła się Carey Mulligan. Widz właściwie od początku ma ją odbierać jako osobę, dla której czas się zatrzymał. W każdym razie u tej Cassie, jaką znają jej rodzice i znajomi. U tej Cassie, która żyje trochę jak nastolatka – niemająca bliskich przyjaciół, a tym bardziej chłopaka, niemyśląca o przyszłości, można nawet powiedzieć, że pozbawiona ambicji, niebiorąca sobie do serca żadnych rad od ludzi, którzy dobrze jej życzą. Trzydziestolatka, która wygląda jakby urwała się z lat 90-tych XX wieku. Dorosła kobieta z nastoletnią duszą. Ta druga Cassie, która początkowo ujawnia się głównie po zapadnięciu zmroku, w niczym nie przypomina tej cukierkowej, uroczej dziewuszki, jaką tytułowa postać głośnego filmu Emerald Fennell jest w pozostałych chwilach. To już rasowa femme fatale – nieznająca litości dla mężczyzn, którzy nie odpuszczą żadnej okazji do zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych. Chociaż... Sposób, w jaki Cassandra karze złowione przez siebie rekiny, trudno uznać za jakieś skrajne okrucieństwo. Tak czy inaczej na pewno nie do tego przyzwyczaiło nas kino zemsty. Motyw samotnej mścicielki obierającej na cel mężczyzn niepotrafiących utrzymać penisa w spodniach. Mężczyzn, którzy na co dzień może i zachowują się porządnie, może i mają powody uważać się za prawdziwych dżentelmenów, ale gdy przychodzi co do czego, nie potrafią oprzeć się zgubnej pokusie. Emerald Fennell w „Obiecującej. Młodej. Kobiecie.” walczy ze stereotypami. Przeciwstawia się myśleniu typu „chciała, bo nie mówiła nie”, „chciała, bo wyzywająco się ubrała”, „chciała, bo sama rozkładała nogi (nieważne, że po pijaku)”, „chciała, bo przemawiała uwodzicielskim, namiętnym głosem”. Fennell zauważalnie starała się postawić odbiorców swojego filmu po stronie Cassandry Thomas, kobiety zastawiającej na niczego nieświadomych mężczyzn pułapki, które powinni potraktować jak cenną lekcję. Być może jedną z najcenniejszych w swoim życiu. I w lepszym świecie pewnie taki byłby efekt nocnej działalności Cassandry. W lepszym świecie... Główna bohaterka (niektórzy wolą myśleć o niej jak o antybohaterce) w mojej ocenie bardziej kieruje się potrzebą - zawsze tylko chwilowego - ulżenia samej sobie, niż nauczenia czegoś „złowionych” członków płci przeciwnej. Ale i swojej własnej... Te niebezpieczne nocne wypady przynoszą jej coś w rodzaju katharsis. Pomagają przetrwać przynajmniej do następnej nocy. Najwyżej kilka kolejnych dni. Przetrwać z potwornymi wspomnieniami. Wspomnieniami potwornej krzywdy, jaka spotkała jej najlepszą przyjaciółkę. Dziewczynę, z którą już w dzieciństwie połączyła ją bliska więź. Bratnią duszę, którą na zawsze straciła. W potwornych okolicznościach. Tym potworniejszych, że był to jeden z tych przypadków, w których Temida poniosła sromotną porażkę.
Poczucie sprawiedliwości. Tego najbardziej Cassandrze Thomas brakuje (nie licząc oczywiście jej najlepszej przyjaciółki). To tak naprawdę jej główny problem. Jej życie byłoby zdecydowanie lepsze, gdyby pogodziła się z myślą, że na tym świecie nie ma i nie będzie sprawiedliwości, że trzeba brać ten świat takim, jaki jest. Cieszyć się chwilą, myśleć przede wszystkim o sobie, nie oglądać się za siebie i oczywiście nie ubierać się wyzywająco i nie odwiedzać nocą barów. Brzmi okropnie? Pewnie tak, ale szczerze mówiąc przede wszystkim tym ujęła mnie „Obiecująca. Młoda. Kobieta.”. Życiową lekcją, którą w pewnym sensie zdążyłam już w życiu przerobić. Nie miałam najmniejszym problemów z wczuciem się w sytuację Cassandry, z łatwością weszłam w jej umysł, doskonale wiedziałam, co czuje. Bo sama niejednokrotnie czułam się podobnie. To najbardziej cierpkie ze wszystkich znanych mi smaków – poczucie, że ofiara cierpi, a jej oprawca dalej cieszy się życiem. Cassandra na dobrą sprawę jest idealistką. W głębi duszy wciąż wierzy, że sprawiedliwość jest na wyciągnięcie ręki, że warto o nią walczyć. Może i nie do końca uczciwymi metodami – można to tak odebrać, ale jak by nie patrzeć wolna wola pozostaje. Do czasu? Osoby choćby tylko średnio zaznajomione z filmami opartymi na motywie zemsty, zapewne praktycznie od początku „Obiecującej. Młodej. Kobiety.” będą trwały w przekonaniu, że prędzej czy później nastąpi wybuch przemocy. Że modus operandi czołowej postaci w końcu znacznie się zbrutalizuje, że Cassandra prostą drogą zmierza ku przepaści. A może ostatecznemu, całkowitemu oczyszczeniu? To już zależy od osobistych zapatrywań widza na czołową postać filmu. Na jej sekretne życie. Na jej skrzętnie skrywaną przed rodzicami, znajomi i młodym lekarzem, w którym zaczyna się zakochiwać (nie bez wzajemności), działalność, zwykle przeprowadzaną pod osłoną nocy, ale i za dnia zdarza się Cassandrze pokazywać... prawdziwą siebie? Nie, nie powiedziałabym, że kobieta starannie kreuje się na niewinne, urocze, choć obdarzone cierpkim poczuciem humoru, dziewczę, że tworzy zupełnie fałszywy wizerunek „słodkiej nastki w ciele trzydziestki”. Nie, w moim poczuciu to również jest prawdziwa Cassandra. Może nawet prawdziwsza od „tej drugiej”... W każdym razie stronę techniczną „Obiecującej. Młodej. Kobiety.” można potraktować jak odbicie młodzieńczego ducha Cassandry. Mnóstwo żywych kolorów w thrillerze, bo według mnie to główny składnik tej gatunkowej sałatki, zasadniczo nie jest elementem przeze mnie pożądanym. Z drugiej strony ostatnio zaczęłam przekonywać się do takiego cukierkowego kolorytu w nowszym kinie grozy. Bodaj głównie dzięki Christopherowi Landonowi. „Obiecująca. Młoda. Kobieta.” jest utrzymana w podobnym klimacie co jego „Śmierć nadejdzie dziś” oraz „Piękna i rzeźnik”. Nie identycznym, bo omawiane widowisko obarczono większym ciężarem. Sama oprawa wizualna mroczniejsza, posępniejsza mi się nie wydawała, ale problematyka, z jaką mierzy się Emerald Fennell jest bardziej... depresyjna? To chyba właściwe słowo, bo przy całej tej jaskrawej otoczce, przy wszystkich tych żartobliwych tekstach i dość zabawnych sytuacjach (akcja z kawą na przykład) czułam się trochę jak struta. Wesołość niezmiennie tłumił smutek. Nawet gdy zdarzało mi się zaśmiać, nie mogę powiedzieć, że był to śmiech radosny, nieskrępowany, krystalicznie czysty. Ryzykowny kontrast i zdumiewający wręcz skutek. Genialne! A oprawa dźwiękowa... Powiem tak: wygrywany na skrzypcach utwór „Toxic” oryginalnie w wykonaniu Britney Spears, to coś, czego nigdy nie zapomnę. Właściwie to cała ta scenka – ach czemu nie trwała dużo dłużej? - już zawsze ze mną będzie. Nie mam co do tego wątpliwości i to wyłącznie dzięki tej przecudnej kompozycji. Swoją drogą w ucho wpadło mi też nowe wykonanie utworu „It's Raining Men” (DeathbyRomy), które słychać podczas przebojowej czołówki „Obiecującej. Młodej. Kobiety.”. Ambiwalentne odczucia mam tylko co do końcowych scen. Niespodzianka była (dla mnie jedyna, bo wcześniejszy duży zwrot akcji niestety przewidziałam) i to mocna. UWAGA SPOILER Fennell pięknie pogrywa sobie z oczekiwaniami osób, którym nie jest obca konwencja, pod którą w największym stopniu podpina się „Obiecująca. Młoda. Kobieta.”, którzy trochę thrillerów, ewentualnie horrorów, spod znaku revenge zdążyli już obejrzeć. Początkująca scenarzystka trochę namieszała. Nie poszła tam, gdzie wiedziałam – od początku to wiedziałam! - że pójdzie. Wielkie zaskoczenie to jedno, ale w ślad za nim przyszło jeszcze przekonanie, że taki obrót spraw jest bardziej życiowy, w rzeczywistości najprędzej tak by się to potoczyło. Szkoda tylko, że doklejono do tego ciąg dalszy, epilog, który pokazuje, że jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. No powiedzmy, bo mimo wszystko cena sprawiedliwości okazuje się nadzwyczaj wysoka KONIEC SPOILERA.
Film feministyczny, revenge thriller, dramat, czarna komedia i komedia romantyczna w jednym. Takim to „dziwolągiem” jest „Obiecująca. Młoda. Kobieta.”, pierwszy pełnometrażowy (trwający blisko dwie godziny) film Emerald Fennell. W moim osobistym odbiorze to jednak przede wszystkim ciężki dreszczowiec, w niebanalny, niegłupi sposób poruszający ważne tematy. Palące problemy, z którymi pomimo tak zwanego postępu obyczajowego/cywilizacyjnego jakoś „średnio” sobie radzimy. I nie chodzi tylko o krzywdzące tak wiele kobiet stereotypy. Bo właśnie takiemu myśleniu przeciwstawia się Fennell w swojej poruszającej, a nawet wstrząsającej opowieści utrzymanej w niepasującej do przygnębiającej fabuły filmu, ciepłej, żywej kolorystyce, która paradoksalnie bardziej wzmagała, niż osłabiała dyskomfort emocjonalny, w jaki wprawiło mnie to, nie boję się użyć tego słowa, zjawiskowe dzieło. Wspaniały film o czymś. Kontrowersyjny? Trochę tak, ale właśnie taki miał być. Skłaniający do refleksji, wywołujący liczne dyskusje, niekoniecznie burzliwe, ale tak czy inaczej zachęcający do wymiany poglądów w sprawach dla jednych arcyważnych, a dla innych... mniej.
Chyba skuszę się na seans :D
OdpowiedzUsuńSpojler
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
Skoro glowna bohaterka zginęła - kto wyslal na koncu smsy do Ryana?
Telefon, aplikacja. To się chyba nazywa zaplanowane wiadomości - bohaterka napisała je wcześniej, ale tak to ustawiła, żeby zostały wysłane automatycznie o określonej przez nią porze.
UsuńOoo będzie oglądane :D
OdpowiedzUsuń