środa, 26 kwietnia 2023

„Soft & Quiet” (2022)

 
Nauczycielka w zerówce Emily organizuje spotkanie Daughters for Aryan Unity, klubu dla białych Amerykanek chcących przeciwdziałać polityce wielokulturowości, zwolenniczek białej supremacji i tradycyjnej roli kobiet w małżeństwie. Wśród zaproszonych są właścicielka sklepu spożywczego Kim, pracująca w handlu detalicznym Marjorie i była osadzona Leslie, które zgadzają się spędzić resztę popołudnia w domu Emily. Po drodze zahaczają o sklep Kim, gdzie w pewnym momencie wchodzą azjatycko-amerykańskie siostry Anne i Lily. Dochodzi do sprzeczki, którą Anne rozpaczliwie stara się załagodzić, dumne Daughters for Aryan Unity nie zamierzają jednak pozwolić niechcianym klientkom wykpić się tanim kosztem. W końcu Anne i Lily wychodzą, a do sklepy przybywa mąż Emily imieniem Craig, który niechętnie przystaje na ryzykowną propozycję rzekomo obrażonych kobiet.

Plakat filmu. „Soft & Quiet” 2022, Blumhouse Productions, Second Grade Teacher Productions

Pełnometrażowy debiut reżyserski Beth de Araújo na podstawie jej własnego scenariusza, do którego, z racji swoich korzeni, podeszła dość osobiście – córka Amerykanki azjatyckiego pochodzenia i mężczyzny z podwójnym obywatelstwem: amerykańskim i brazylijskim. Ponadto pracując nad skryptem „Soft & Quiet”, de Araújo wracała myślami do swoich przykrych doświadczeń z rasistowskim nauczycielem. Niemałą rolę w tej historii odegrał też niesławny incydent w Central Parku, do którego doszło w maju 2020 roku z udziałem czarnoskórego obserwatora ptaków i białoskórej spacerowiczki, której wówczas towarzyszył jej pies. Przydatne okazały się też pogłębione badania społeczności Tradwife, a konkretniej kampanii prowadzonej w mediach społecznościowych przez orędowniczki tak zwanego tradycyjnego modelu rodziny, tradycyjnych ról płciowych. Przejrzała też de Araújo trochę materiałów na temat Ku Klux Klanu. A gdy „jej dziecko” wreszcie przyszło na świat, była nieco zaskoczona etykietką, jaką jej przyklejono. Nie żeby jej to przeszkadzało, ale pracując nad „Soft & Quiet” przez myśl jej nie przeszło, że po wypuszczeniu tego dziełka będzie nazywana twórczynią horrorów. Nigdy wcześniej tak tego nie rozpatrywała, nawet nie zerknęła na tę opowieść przez szkiełko horroru, ale Jason Blum, jeden z producentów wykonawczych „Soft & Quiet, najwyraźniej tak. Twórca marki Blumhouse Productions, amerykańskiej firmy kojarzonej głównie z kinem grozy, która wystarała się o prawa do dystrybucji filmu, podobno dość mocno przeżył ten niby skromny seans, ponoć pierwszy długometrażowy obraz Beth de Araújo wprawił tego, jak by nie patrzeć bardzo doświadczonego filmowca, w zaskakująco silny dyskomfort emocjonalny. Światowa premiera filmu odbyła się w marcu 2022 roku na South by Southwest Film Festival, a w listopadzie tego samego roku ruszyła dystrybucja internetowa.

Horror? Moim zdaniem thriller. Amerykańska historia podana w jednym ujęciu (co przypomniało mi urugwajski obraz z 2010 roku pt. „Casa Muda” w reżyserii Gustavo Hernándeza – rok później wypuszczono jego amerykańsko-francuską wersję w reżyserii Chrisa Kentisa i Laury Lau, w Polsce dystrybuowaną pod nazwą „Cichy dom”) o uprzedzeniach prowadzących do mniej i bardziej kontrolowanych wybuchów agresji. Przemocy psychicznej i fizycznej. Opowieść o tym, jak przerażająco łatwo przekroczyć ostateczną granicę, osiągnąć punkt, z którego nie ma odwrotu. O samonapędzającym się destrukcyjnym mechanizmie. Beth de Araújo w „Soft & Quiet” najpierw przedstawia nam Emily (przekonujący występ Stefanie Estes), nauczycielkę w zerówce, która właśnie skończyła kolejny dzień pracy, ale zanim uda się na zaplanowane spotkanie, udzieli ważnej lekcji życiowej jednemu ze swoich małych podopiecznych. Wytłumaczy mu, że trzeba walczyć o swoje, śmiało przypominać niewdzięcznym imigrantom czy osobom tylko niewyglądającym na „Amerykanów czystej krwi”, jak powinni się zachowywać w obecności „swoich gospodarzy”. Już wtedy da się zauważyć – a ewentualne wątpliwości powinna rozwiać samotna wędrówka Emily do małej świątyni w intymnym zakątku miasta, zgrabnej budowli obstawionej niewrogą, ale za to całkiem liczną armią drzew – stylistyczne nawiązanie do fenomenu found footage. Tak zwane kręcenie z ręki, do którego ekipa „Soft & Quiet” podeszła jeśli już nie w nowatorski, to na pewno w niepospolity sposób. Osoba (bądź osoby) dzierżąca kamerę nie uczestniczy w wydarzeniach – niewidoczna tak dla widzów, jak dla postaci żyjących w tym obskurnym świecie przedstawionym – i w mojej ocenie lepiej panuje nad sprzętem od zwyczajowych umownych kronikarzy na tej specyficznej gałęzi światowej kinematografii. Chcę przez to powiedzieć, że tutejszy zespół nie skusił się na taką destabilizację płaszczyzny wizualnej, z jaką przynajmniej mnie niezmiennie kojarzy się „kręcenie z ręki”. Co nie znaczy, że produkcja nie pachnie amatorką. „Soft & Quiet” Beth de Araújo to jeden z tych „zagadkowych” okazów, które teoretyczne słabości przekuwają w supermoce. A przynajmniej w moim odczuciu pozorna bylejakość energicznie pracowała na rzecz tego przedsięwzięcia. Podnoszenie jakości elementami normalnie uznawanymi za wadliwe. Zamiana tandety w złoto. Zewsząd wieje taniością – wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na bardzo niski, wręcz głodowy;) budżet – ale w tym niecały urok tej „garażowej bestyjki”. Aż się przypomniały stare, dobre filmowe paskudy. Tak, to coś dla fanów kina exploitation. Pierwszy pełnometrażowy obraz Beth de Araújo to (nie)przyzwoicie ostre narzędzie, ale nieunurzane w sztucznej krwi. Nie epatują twórcy „Soft & Quiet” graficzną przemocą, nie urządzają klasycznej makabrycznej uczy, z parującymi ludzkimi wnętrznościami i kończynami w niepięknie zdobionych półmiskach oraz gęstą posoką w wielgachnych wazach. Zero obrazów wygenerowanych komputerowo, a z praktycznych efektów specjalnych, to najbardziej upiornie może wypaść zwykły wypiek. Hmm... interesująco(?!!!) nie tyle udekorowane, ile oszpecone ciasto Emily. W duchu żeńskiego stowarzyszenia, które miała odwagę założyć. Nowa nadzieja amerykańskiego społeczeństwa, szlachetna inicjatywa białej twarzy kierowana do innych białych twarzy. Szlachetna dla niej i paru kobiet, które przybyły na pierwsze oficjalne spotkanie klubu o niewdzięcznej nazwie Daughters for Aryan Unity, które odbywa się... w kościele. Bezczelność? Na pewno nie z perspektywy tych wściekłych „siostrzyczek” - one uważają, że to jak najbardziej odpowiednie miejsce na otwarcie ich boskiej misji. Bo Bóg chce, by przywrócono poprzedni porządek. Nie pytajcie, skąd wiedzą, czego życzy sobie Bóg, bo co najmniej niegrzeczne jest zadawanie takich jątrzących pytań, gdy świat zachodni jest w rozsypce.

Plakat filmu. „Soft & Quiet” 2022, Blumhouse Productions, Second Grade Teacher Productions

Soft & Quiet” Beth de Araújo można odczytać jako coś w rodzaju ostrzeżenia. Opowieść ku przestrodze, która oczywiście może być też odebrana jako kolejna tuba propagandowa Zgniłego Zachodu, bezpodstawny, niezasłużony atak na najwaleczniejszych obrońców tradycyjnych wartości. Innymi słowy, pewnie nie wszystkim spodoba się przekaz czołowej organizatorki tej pogadanki. O spirali nienawiści. Antybohaterki „Soft & Quiet” uważają, że najwyższy czas przerwać multikulturowe szaleństwo. Uważają, że ten eksperyment nie służy żadnej ze stron, a już najmniej ich rasie, coraz to mocniej dyskryminowanej w swoim własnym kraju. Weźmy choćby Marjorie (też bardzo wiarygodna kreacja Eleanore Pienty, to samo zresztą muszę powiedzieć o partnerujących jej Danie Millican w roli Kim i tym bardziej Olivii Luccardi, którą zapamiętałam z „Candy Land” Johna Swaba, ale tutaj, uważam, jeszcze bardziej rozwinęła swoje aktorskie skrzydła), która w podzięce za swoją ciężką pracę otrzymała oburzającą informację, że należny jej awans dostała jakaś „leniwa kolorowa”. I kto tu jest rasistą? A to tylko jedna z wielu pejoratywnych etykietek wymyślonych przez architektów Zgniłego Porządku. Córki dla jedności aryjskiej nie życzą sobie, by nazywano je antysemitkami tylko dlatego, że sprzeciwiają się zagarnianiu przez Żydów sektora bankowego i przestrzeni medialnej. Ksenofobia? One tylko wierzą, że każdy powinien trzymać się swojego kawałka ziemi, że mieszanie różnych nacji, przeróżnych kultur, szkodzi wszystkim. Emily i jej owieczki z niesmakiem patrzą też na wojujące panie, którym się wydaje, że robią coś dobrego dla swojej płci. Neonazistowska dopiero raczkująca organizacja ze stosownie niekomfortowego światka Beth de Araújo, rzyga na samą myśl o całym tym feministycznym cyrku. Rolą kobiety w każdym szanującym się społeczeństwie powinno być dogadzanie mężowi, wychowywanie dzieci i utrzymywanie gospodarstwa domowego w należytym, a najlepiej nieskazitelnym porządku. Czego chcieć więcej? Może własnej działalności gospodarczej? Kim wraz z mężem dorobili się już skromnego supermarketu, a Emily na naszych oczach zapali się do pomysłu Leslie, by otworzyć prywatną szkołę podstawową. A zatem krytykują coś, z czego same radośnie korzystają? A dlaczego nie? Co w tym dziwnego, że niektóre zwolenniczki tradycyjnej roli kobiet w małżeństwie i społeczeństwie chcą robić karierę? Moralność Kalego zawsze trendy;) W świecie przedstawionym w „Soft & Quiet” Beth de Araújo panuje bardzo duszna atmosfera, którą mogło zainspirować kino grozy z lat 70. i 80. XX wieku. W każdym razie ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w tym dziełku zaklęty jest tamten charakterystyczny duch. Lepki brud, mikroskopijne nieczystości niepowstrzymanie osiadające na ciele, nieubłaganie czepiające się skóry, aby powolutku wniknąć głębiej. Można się poczuć jak w szambie. Ciasnym zbiorniku wypełnionym (choć może nie po brzegi...) ekskrementami, w gęstej, cuchnącej brei i na dodatek w niechcianym towarzystwie. Właściwie czułam się trochę tak, jakby w większości niegotowe na wszystko „nadkobiety” uparcie naruszały moją przestrzeń osobistą. Skrajnie niekomfortowa intymność, toksyczna bliskość, którą zdaje się wypracowano głównie dzięki kamerze subiektywnej, dzierżonej przez niewidzialnego człowieka. Niewidzialnego obserwatora bezrozumnej eskalacji przemocy. Zgaduję, że twórcom tego jakby z życia wyjętego koszmaru, zależało na postawieniu widza w pozycji wścibskiego „ducha” z kamerą. A jeśli nie, to z własnego doświadczenia wiem, że i taka atrakcja szczęśliwie przyplątała się do tego podłego parku nie-rozrywki. Akcja w sklepie Kim to tylko nieśmiała przygrywka do koszmaru nieprzewidzianego przez „sól amerykańskiej ziemi”. To koszmar zarówno dla napadniętych, jak i napadających (wszystko wskazuje na to, że z jednym wyjątkiem). Depresyjna sekwencja zdarzeń, która aż prosiła się o pokazanie jeszcze większych pazurów (wolałabym też, żeby wykreślono ze scenariusza psa, bo przy całym tym bezeceństwie, w „rozdziale pod tytułem home invasion” moje myśli zawzięcie krążyły wokół tego najmniejszego z zakładników), ale emocje były. Nie wspominając już o klimacie.

Soft & Quiet” debiutującej w pełnym metrażu Beth de Araújo to jedno z moich mniejszych filmowych odkryć. Pozytywne zaskoczenie, ale jakiś niedosyt pozostał. Możecie to nazwać niezdrowym łaknieniem krwi, ale śmiem twierdzić, że i bez wykosztowywania się na wiadra czerwonej cieczy można było zrobić z tego prawdziwie ogniste danie. Z tej umiarkowanie pikantnej potrawki. Można było to podkręcić w bardziej cywilizowany sposób;) Dobra, wystarczy tego marudzenia. W takim razie pozostaje mi już tylko polecić tę paskudę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz