Policjant, Jim Halsey, nie może uporać się ze wspomnieniami terroru, jaki
zgotował mu psychopatyczny autostopowicz, John Ryder. Nieustanny stres w końcu
skutkuje popełnieniem poważnego błędu w pracy. Szukając sposobu na poradzenie
sobie z problemami mężczyzna postanawia odwiedzić starego przyjaciela, emerytowanego kapitana Esteridge’a, mieszkającego w miejscu, z którym wiążą się koszmarne
wydarzenia sprzed piętnastu laty. W podróż zabiera ze sobą dziewczynę, pilotkę
Maggie, zajmującą się opylaniem pól. Przemierzając pustynne teksaskie tereny,
podczas burzy piaskowej świadkują niegroźnemu wypadkowi motocyklisty. Chwilę
potem mężczyzna pojawia się przy drodze z uniesionym kciukiem, co niepokoi
Jima. Jednak Maggie upiera się, aby podwieźć nieznajomego i na skutek jej
zdecydowanych działań Jim musi ulec. Jak się niedługo okaże złe przeczucia
mężczyzny były całkowicie uzasadnione.
Siedemnaście lat po premierze kultowego „Autostopowicza” Roberta Harmona zdecydowano
się jeszcze trochę zarobić na podpięciu się pod osławiony tytuł. Zrealizowany
na potrzeby DVD sequel „Autostopowicza” w reżyserii Louisa Morneau (który nakręcił
jeszcze między innymi kontynuację „Prześladowcy”) skupia się na starszym o
piętnaście lat Jimie Halsey’u, ofierze legendarnego Johna Rydera znanej z
pierwszej części. Tym razem jednak scenarzyści Molly Meeker, Charles R. Meeker
i Leslie Scharf postawili na reprezentantkę płci pięknej, powierzając główną
rolę Kari Wuhrer, aktorce, która ilekroć pojawi się w jakiejś, choćby
najbanalniejszej produkcji automatycznie odwraca uwagę od niemalże wszystkich
mankamentów. Wuhrer dosłownie kradnie filmy, nawet jeśli powierza się jej jedynie
rólki drugoplanowe. Dobrze więc, że twórcy „Autostopowicza 2” zdecydowali się
umieścić ją w głównej roli, bo gdyby partnerujący jej na początku C. Thomas
Howell miał „grać pierwsze skrzypce” przez cały seans to miałby doprawdy trudne
zadanie do wykonania. Nie dać się przyćmić Wuhrer… cóż, w moim odczuciu Howell
raczej by nie podołał, co widać już na początku filmu.
Już sam pomysł na dokręcenie sequela osławionego thrillera Harmona nie
spotkał się z aprobatą opinii publicznej. Poczytywano to w kategoriach
najzwyklejszego „skoku na kasę” i tak najprawdopodobniej było w istocie. Tyle,
że ja nie potrafię ocenić efektu tego przedsięwzięcia z równą surowością, co
większość jego odbiorców. Poza Kari Wuhrer dostrzegam w „Autostopowiczu –
Wyścigu o przetrwanie” kilka ważkich z mojego subiektywnego punktu widzenia
superlatyw, których notabene poza mną wiele osób zdaje się w ogóle nie
dostrzegać, więc istnieje niejakie prawdopodobieństwo, że zwyczajnie mi się
przywidziało. Zasiadając do seansu po raz pierwszy przygotowałam się na mierny
poziom techniczny, mając w pamięci kilka innych tanich thrillerów kręconych na
potrzeby DVD. Morneau jednakże zaskoczył mnie już podczas wstępnych sekwencji,
dając do zrozumienia, że nie będę musiała akceptować amatorszczyzny,
przynajmniej jeśli chodzi o operatorów. Najbardziej cieszyły oko zdjęcia
mieniącego się różnymi kolorami nieba, płynnie zmontowanych kadrów szybko
nakładających się na siebie w iście malowniczej pustynnej scenerii. Twórcom,
jak można się było tego spodziewać, nie udało się wygenerować przybrudzonego,
duszącego klimatu, z którego znane jest dzieło Harmona, ale już sam wybór
miejsca akcji i tak znacząco potęgował poczucie alienacji, co akurat dla
właściwego zobrazowania tej historii było kluczowe. Po udanie pogrywającym z
oczekiwaniami odbiorców prologu scenariusz na chwilę silnie skupia się na Jimie
Halsey’u, dobitnie dając widzom do zrozumienia, że mężczyznę dręczą wspomnienia
koszmaru sprzed piętnastu laty, kiedy to był mimowolnym uczestnikiem okrutnej
gry prowadzonej przez psychopatę nazywającego siebie Johnem Ryderem. Podróż w
tereny, w którym miała miejsce owa osobliwa rozgrywka ma dopomóc mu w uporaniu
się z problemami. Zabiera ze sobą dziewczynę, Maggie, którą podczas długiej
jazdy samochodem zdoła kilka razy wytrącić z równowagi, a nawet zaniepokoić.
Paranoja Jima zauważalnie postępuje, co rzutuje na jego relacje z nieznajomymi.
Wszędzie widzi zagrożenie, przebłyski wspomnień co jakiś czas rozkwitające
przed jego oczami sprawiają, że czasami traci poczucie czasu, czując się jakby
na nowo przeżywał dawny koszmar. Moment, w którym Maggie decyduje się zabrać
autostopowicza, który przedstawia się jako Jim (później będzie utrzymywał, że
ma na imię Jack) jest punktem zwrotnym scenariusza, w dodatku ciekawie
warunkującym odbiorcę. Zamiast wspierać altruizm Maggie, gotowej pomóc
bliźniemu w potrzebie widz solidaryzuje się z oponującym Jimem. I jak się
niedługo okaże słusznie, bo oto paranoik okazuje się głosem rozsądku w tym
duecie.
Przez pierwsze minuty scenariusz „Autostopowicza 2” podąża przewidywalnym,
utartym torem, zawiązując kolejną śmiertelnie niebezpieczną rozgrywkę pomiędzy
młodą parką i psychopatycznym autostopowiczem. Odtwórcy czarnego charakteru,
Jake’owi Busey’owi, daleko do kunsztu Rutgera Hauera, właściwie to dzielą go od
niego „lata świetlne”. Powiedziałabym nawet, że blisko mu do „drewna”, co nieprzyjemnie
kontrastuje z przesadzoną, teatralną wizją reżysera tej konkretnej postaci. Ale
po drugiej stronie na szczęście stoi zjawiskowa Kari Wuhrer, którą nieźle sponiewierano
w tym obrazie. Po przewidywalnym zawiązaniu akcji przychodzi pora na nieoczekiwany
zwrot, przez który cały ciężar fabuły („po jasnej stronie mocy”) zostaje
przerzucony na barki filigranowej kobietki z ogromnym talentem aktorskim. I w
ten oto sposób Wuhrer, jak zawsze, kradnie cały film. Wydaje mi się, choć mogę
się mylić, że twórcy nowej wersji „Autostopowicza” tworząc postać Grace (w
którą idealnie wcieliła się Sophia Bush) wzorowali się na Maggie. Najpierw
panika, potem paraliżujące przerażenie, a na końcu szaleńcza zaciekłość -
wściekłość, która popycha kobietę do stawienia czoła przebiegłemu prześladowcy
i mordercy. Taki sam rys psychologiczny, podobna ekspresja i porównywalny
magnetyzm dosłownie tryskający z obu pań. Jack, tak samo jak John Ryder, snuje
się po pustynnych teksaskich drogach w poszukiwaniu osób, które mógłby poddać
brutalnym próbom i tak pokierować organami ścigania, żeby byli przekonani o
winie jego ofiary. Tym razem za cel obiera sobie Maggie, która delikatnie mówiąc
nie jest godnym przeciwnikiem. Przytłoczona osobistą stratą i zdająca się nie
do końca pojmować reguły gry, w którą ją wciągnięto ilekroć ma ku temu okazję kieruje
podejrzenia na siebie. Jack nie musi się nawet wysilać, żeby zmusić ją do
sięgnięcia po narzędzie niedawnej zbrodni, choć już spowolnienie kobiety
nastręcza mu pewnych problemów. Rana postrzałowa w nodze, obrażenia głowy, czy
upadek ze znacznej wysokości nie są stanie osłabić napędzanej adrenaliną Maggie.
Główna bohaterka początkowo myśli tylko o przerwaniu tego koszmaru, znalezieniu
pomocy i wyjaśnieniu wszystkich okoliczności morderczej sekwencji zdarzeń
szeryfowi, a Jack tymczasem z uporem maniaka zostawia za sobą kolejne trupy,
telefonicznie kierując podejrzenia na zagubioną kobietę. Muszę przyznać, że sposoby
eliminacji poszczególnych osób są dosyć pomysłowe i chociaż widzimy jedynie
efekt działań antagonisty, a nie same momenty zabójstw to twórcom efektów specjalnych
trzeba oddać dużą plastyczność. Kobieta spoczywająca w fotelu z drutami
powtykanymi w ciało, mężczyzna okaleczony piłą tarczową, kierowca z idealną
imitacją dziury w głowie, czy wreszcie nawiązanie do pierwszej odsłony „Autostopowicza”
z odciętym palcem w barze. Dosłownie wszystkie umiarkowanie krwawe sceny w
pełni przekonały mnie swoim wykonaniem, co stanowiło przyjemne dopełnienie dla
nieustającej, choć chwilami pewnie nieco naciąganej akcji. W warstwie
fabularnej nie przeszkadzała mi jednak dobra kondycja pokiereszowanej Maggie,
czy nadludzki spryt oprawcy, ale sporadyczne sugestie, co do jego prawdziwej
tożsamości. Aluzje, że jakoby jest kim? reinkarnacją Johna Rydera są aż nazbyt
absurdalne, nawet jak na tak czysto rozrywkowy thriller. UWAGA SPOILER Na szczęście jednak twórcy pozostawiają nas z
niedopowiedzeniem, nie artykułując jednoznacznie, kim tak naprawdę jest
tajemniczy autostopowicz KONIEC SPOILERA.
Na drobną wzmiankę zasługuje również finalny pojedynek, ciekawy głównie przez
wzgląd na niecodzienny środek transportu Maggie, którym posiłkuje się w walce z
Jackiem.
Gniot – takim określeniem zwykle jest definiowany „Autostopowicz – Wyścig o
przetrwanie”. Dlatego też pomimo mojej sympatii do tej produkcji nie będę polecać
jej nikomu, bo znając swój dziwaczny gust śmiem podejrzewać, że moja ewentualna
rekomendacja napytałaby mi wrogów. Pozostańmy przy tym, że darzę sympatią ten
obraz, choć mniejszą niż pierwszą część. A jak ktoś chce zaryzykować seans
niech próbuje na własną odpowiedzialność, we mnie radzę nie pokładać ufności.
Słyszałam już o tym filmie. Z tego co pamiętam moja mama niejednokrotnie mi go polecała.
OdpowiedzUsuńTym razem, film nie dla mnie. ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Ogólnie film nawet dobry, ale kiedy porównuje się go do pierwszej części to wypada blado. Obejrzałem go chętnie i się nie zawiodłem. Nie miał szans dorównać jedynce.
OdpowiedzUsuńTo nieprawda, że film został zrealizowany na potrzeby DVD. Ja film obejrzałem na VHS i to jeszcze zanim moda na DVD się rozkręciła.
OdpowiedzUsuńA nie piszesz czasem o tym filmie?: http://horror-buffy1977.blogspot.com/2015/12/autostopowicz-1986.html
Usuń