1. „Koszmar z ulicy Wiązów” (1984)
Jak dla mnie ten film już zawsze pozostanie jednym z najlepszych osiągnięć
kina grozy. Wychowałam się na tym duszącym klimacie, innowacyjnych scenach
mordów i wygadanym, cynicznym antagoniście – poparzonym Freddy’m Kruegerze,
który za pomocą rękawicy z nożami wykańczał swoje ofiary podczas ich snu.
Absolutnie wszystko w tej produkcji zachwyca swoim perfekcyjnym wykonaniem (od
mordercy zdzierającego sobie skórę z twarzy po mrożącą krew w żyłach,
charakterystyczną ścieżkę dźwiękową) i jestem przekonana, że dla niejednego
miłośnika gatunku horror bez „Koszmaru z ulicy Wiązów” po prostu nie istnieje.
2. „Nowy koszmar Wesa Cravena” (1994)
Po stagnacji serii „Koszmaru z ulicy Wiązów”, ożywionej jedynie częścią
trzecią Wes Craven powraca w siódmej odsłonie, aby pokazać światu, że można z
czegoś chylącego się ku upadkowi wykrzesać jeszcze odrobinę innowacyjności. Przez
wielbicieli serii siódemka została raczej chłodno przyjęta, ale dla mnie
klimatem jest najsilniej zbliżona do mistrzowskiego pierwowzoru. No i ten
pomysł ingerencji scenariusza filmu w życie aktorów występujących w pierwszej
odsłonie serii… Chyba nikt nie powie, że brakuje mu niezwykle intrygującej
oryginalności?
3. „Krzyk 1-4” (1996–2011)
Pierwsza część „Krzyku” to najsłynniejszy pastisz kina grozy w historii,
będący prekursorem dla podgatunku teen
slasher. Natomiast dwójka dużo mu nie ustępuje. Postanowiłam zamieścić całą
serię, jako całość na miejscu trzecim, ale gdybym rozpatrywała ją osobno to
moim zdaniem najsłabsza trójka, nieudolnie powielająca pomysł z „Nowego
koszmaru” znalazłaby się przy końcu zestawienia, a już bardziej pomysłowa
czwórka odrobinę wyżej. Jednak uznałam, że jedno z najpopularniejszych dzieł
Wesa Cravena zasłużyło na wspólne rozpatrzenie, choćby przez wzgląd na upór
reżysera w inteligentnym wyśmiewaniu i wychwalaniu znanych motywów slasherów.
4. „Ostatni dom po lewej” (1972)
Pierwszy horror Wesa Cravena, który zaszokował ówczesną publiczność.
Bezkompromisowy rape and revenge, rozliczający
się z pokoleniem hipisów i bezpardonowym okrucieństwem ludzkim. Długie znęcanie
się nad bezbronnymi dziewczynami – tortury, gwałty i poniżanie – przeszło do
historii hardcorowego kina grozy, co dzisiaj w dobie o wiele bardziej
zwyrodniałych obrazów może nic nie znaczy, ale w czasach swojej świetności było
naprawdę czymś rzadko spotykanym. Surowy, brudny klimat i znakomicie
zsynchronizowana z obrazem ścieżka dźwiękowa jedynie spotęgowały wrażenia zniesmaczenia
i beznadziei w trakcie seansu i nawet dziś silnie na mnie oddziałują.
5. „Przyjaźń na śmierć i życie” (1986)
Utrzymany w iście młodzieżowym klimacie krwawy horror, w którym najbardziej
intrygującą postacią jest robot skonstruowany przez uzdolnionego młodego
człowieka. O dziwo miszmasz kina grozy z akcentami komediowymi znakomicie
odnajduje się w fabule tego filmu, a hipnotyzujący klimat, potęgowany
niezapomnianą ścieżką dźwiękową sprawił, że „Przyjaźń na śmierć i życie” na
długo zapadła mi w pamięci. Choć należy przyznać, że nie jest to wymagające
myślenia kino grozy – raczej lekki straszak z wciągającą fabułą.
6. „Śmiertelne błogosławieństwo” (1981)
Nietypowy dla Wesa Cravena obraz, bo nieepatujący rozlewem krwi, a
stawiający na powolną, klimatyczną fabułę. Choć w scenariusz wkrada się kilka nużących
przestoi sceny z udziałem młodziutkiej Sharon Stone, szczególnie te z
włochatymi pająkami robią naprawdę wstrząsające wrażenie (przynajmniej na mnie,
osobie cierpiącej na arachnofobię). Zachwycają również dogłębne rysy
psychologiczne bohaterów ze szczególnym wskazaniem na członków dziwacznej
sekty, napędzającej akcję filmu. Coś idealnego dla wielbicieli nastrojowego
kina grozy w starym stylu.
7. „Red Eye” (2005)
Pełen napięcia thriller, którego większość akcji rozgrywa się na pokładzie samolotu.
Szantażowana przez zamachowca kobieta robi wszystko, aby nie dopuścić do
śmierci polityka, który zatrzymał się w jej hotelu oraz ocalić swojego ojca.
Fabuła, pomimo ograniczenia miejsca akcji tak szybko gna do przodu, przy tym
silnie utrzymując widza w napięciu emocjonalnym, że nic tylko przyklasnąć zdolnościom
Wesa Cravena.
8. „Wzgórza mają oczy” (1977)
Horror, którego największą siłą jest duszący nastrój wyalienowania, ale aż proszący
się o większą dosłowność w epatowaniu przemocą – w końcu obraz, w którym czarnymi
charakterami są kanibale zasługuje na choćby minimalny rozlew krwi. Remake Alexandre
Aja z 2006 roku z pewnością na wszystkich płaszczyznach wypada lepiej, ale to
nie znaczy, że odpowiedź Cravena na „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” Tobe’a
Hoopera nie zasługuje na uwagę poszukiwaczy gęstego klimatu wszechobecnego zagrożenia.
9. „Wąż i tęcza” (1988)
Ciekawe spojrzenie na voodoo, miejsce
akcji (Haiti) i klimat to charakterystyczne jakże udane elementy tej produkcji,
aczkolwiek fabuła momentami mocno kuleje, co niestety odbiera wiele uroku
umiejętnej realizacji tej produkcji.
10. „Shocker” (1989)
Horror silnie czerpiący z fabuły „Koszmaru z ulicy Wiązów”, którego największą
siłą, jak to często u Cravena bywa, jest (niestety tylko miejscami) znakomity klimat, okraszony wspaniałą ścieżką
dźwiękową oraz odrobina tak miłego dla oczu klasycznego kiczu. Jedyne, co razi
to niedopracowany, chwilami mocno nużący rozwój akcji – a to niestety znacznie
zaniża poziom całej produkcji.
11. „Przeklęta” (2005)
Horror o wilkołakach do maksimum wykorzystujący zdobycze nowoczesnej technologii,
co oddziera go z jakiegokolwiek klimatu grozy. Obsada trafiona w punkt, fabuła
również w miarę interesująca, ale co z tego, skoro ciężko tutaj o jakikolwiek
realizm?
12. „Zbaw mnie ode złego” (2010)
Jako slasher dla mało
wymagających wielbicieli nurtu „Zbaw mnie ode złego” nie wypada aż tak źle. Jego
najpoważniejszą wadą jest daleko idąca wtórność, ale jako „zapełniacz nudnego
wieczora” zdaje egzamin. Można obejrzeć, aczkolwiek radzę spodziewać się raczej
zwykłej średniawki, aniżeli produkcji na miarę geniuszu Wesa Cravena.
13. „W mroku pod schodami” (1991)
Pomimo ewidentnej popularności tego obrazu w gronie wielbicieli kina grozy
mnie nigdy (nawet w dzieciństwie) nie przekonał. Dla mnie wymowa tego filmu
zawsze miała lekko komediowo-familijny posmak – elementów stricte horrorowych
prawie w nim nie znalazłam. A szkoda, bo pomysł z gnieżdżącymi się w ścianach
ludźmi zapowiadał naprawdę mocną rozrywkę…
Nie oglądałam tylko 5 i 11. Nigdy nie zapomnę, jak oglądałam po raz pierwszy "Koszmar z ulicy Wiązów"! Miałam 14 lat, oglądałam go u koleżanki na video, była zima a ja musiałam po ciemku wrócić do domu. Szłam środkiem parkingu i tak się bałam, że nawet sobie nie wyobrażasz:) Chyba już nigdy aż tak się nie bałam:)
OdpowiedzUsuńTo ja jeszcze wcześniej, bo Freddy'ego poznałem mając jakieś 10-11 lat ;-) Uch, ileż to koszmarów sennych za jego sprawą się nabawiłem... Nie dość, że facet sam w sobie przerażał, to jeszcze ta świadomość, że atakuje we śnie, momencie, kiedy jest się zupełnie bezbronnym ;-) Masakra, do dziś mam dreszcz na plecach wspominając te noce :-D
OdpowiedzUsuń"Koszar z ulicy wiązów" i dla mnie jest ideałem, ale nie ma się co dziwić, jesteśmy zbliżone rocznikami, więc sympatia do pewnych rzeczy jest podobna :D Podobna, bo mnie np. ogromnie wystraszył film "W roku pod schodami", przez długie lata gnieździł się w mojej głowie i w sumie do tej pory, jak o nim sobie przypomnę, to mi skóra cierpnie. Planuję zabrać się za "Ostatni dom po lewej", ale czuję, że nie dam rady, filmy z tej serii wykańczają mnie psychicznie. Niestety kilku filmów z Twojej listy nie znam, chyba muszę nadrobić zaległości :-)
OdpowiedzUsuńDobre zestawienie. Chociaż wolałbym przewijać w dół do pierwszego miejsca :) No i "Shocker" jest zdecydowanie za daleko :)
OdpowiedzUsuńsame obrazki sprawiły, że włosy mi dęba stanęły ;o
OdpowiedzUsuńKolejne filmy do nadrabiania :/ ze staroci Cravena widziałem tylko "Koszmar z ulicy Wiązów" :(
OdpowiedzUsuńUwielbiam całą serię "Krzyk", chociaż najmniej podobała mi się 2. Najbardziej za to 1 i 4. Pierwsza część ze względu na nawiązania do horrorów i wspaniały, trzymający w napięciu klimat. Czwórkę natomiast lubię głównie za postać mordercy. To takie w stylu "Krzyku" :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle kawał dobrej roboty Buffy.Super zestawienie,można czytać i czytać bez końca ;)
OdpowiedzUsuńA no, "Koszmar..." i "Krzyk" to zdecydowanie jedne z największych klasyków szeroko pojmowanego filmowego horroru. Miło, że horror w tym kraju jeszcze nie umarł i są ludzie, którym chce się szerzyć makabrę :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nic nowego nie ma szans się stać tak udaną serią jak "Koszmar z..." czy "Krzyk" ale może też nie ma już takiego azpotrzebowania
OdpowiedzUsuńCóż ja tu będę debatować... Powiem krótko - "Koszmar z ulicy Wiązów", "Krzyk 1-4" i "Wąż i tęcza". Bez Wesa Cravena nie byłoby kina grozy :) Świetne są Twoje zestawienia Buffy!
OdpowiedzUsuń