środa, 12 marca 2014

„Drzwi obok” (2005)


John boryka się z uciążliwą samotnością po rozstaniu z dziewczyną, Ingrid. Sytuację wykorzystują jego seksowne sąsiadki, Anne i Kim, które podstępem zwabiają go do swojego mieszkania. Zaskoczony mężczyzna szybko odkrywa, że kobiety prowadzą z nim wyrachowaną grę o zabarwieniu erotycznym. Nie pojmując jej zasad John wkracza w niezrozumiały świat perwersji i przemocy.

Skandynawski horror psychologiczny Pala Sletaune’a, zainspirowany twórczością Alfreda Hitchcocka. Co jest dosyć nietypowe dla norweskich obrazów otrzymał kategorię R (tylko dla widzów pełnoletnich), przez wzgląd na propagowanie śmiałej erotyki o zabarwieniu sadomasochistycznym. Tuż po swojej premierze „Drzwi obok” cieszyły się pozytywną reakcją zarówno opinii publicznej, jak i recenzentów, którzy przyznali, że Sletaune nakręcił bardzo inteligentnego straszaka, co w moim mniemaniu, jak na film z  2005 roku jest bardzo zasłużoną opinią.

Takie obrazy, jak „Drzwi obok” nazywam „schizowymi odszczepieńcami”, głównie przez wzgląd na ich osobliwe podejście do tematu. Właściwie cała akcja produkcji Sletaune’a rozgrywa się w starej, zniszczonej kamienicy na piątym piętrze, które ogranicza się do obecności jedynie dwóch mieszkań. Jedno zajmuje John (niezwykle utalentowany Krisoffer Joner za tę rolę otrzymał statuetkę Amanda), który próbuje pogodzić się ze stratą dziewczyny. Obok niego mieszkają dwie seksowne kobiety, które z jakiegoś bliżej nieznanego powodu obrały sobie za cel zrozpaczonego mężczyznę. Początek bardzo przypomina „Dziwnego lokatora”, ale nie tylko, bowiem reżyser właściwie przez cały seans podrzuca widzom drobne nawiązania do innych znanych produkcji (głównie ze stajni Hitchcocka i Romana Polańskiego), nie starając się zaskoczyć go daleko idącą innowacyjnością, a raczej swoim minimalistycznym spojrzeniem na pewną często poruszaną w kinematografii problematykę. Pierwsze dwadzieścia minut projekcji upłynęło mi w poczuciu całkowitego oderwania. Gdy John pierwszy raz przekroczył próg mieszkania swoich sąsiadek, których zachowanie wymykało się wszelkiej logice starałam się rozszyfrować główny zamysł twórców. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie, bowiem jedna kwestia wypowiedziana przez Kim po dwudziestej minucie filmu wyjaśnia prawie wszystko – każe domyślić się, w jakim kierunku podąży finalny zwrot akcji (bo po konstrukcji scenariusza każdy przewidzi, iż jest to jeden z tych obrazów, których zakończenie odwraca wszystko o sto osiemdziesiąt stopni). Moim zdaniem Sletaune popełnił w tym momencie poważny błąd. Gdyby nie wtłoczył w Kim tego jednego feralnego zdania zapewne więcej odbiorców pozostałoby w stanie daleko idącego zdezorientowania, aż do końca seansu, pomimo tego, że podobną tematykę z różnym skutkiem poruszał już niejeden twórca kina grozy. Pocieszające jest natomiast to, że pomimo ewidentnej przewidywalności głównej osi fabularnej „Drzwi obok” ogląda się z wielkim zainteresowaniem. Oczywiście najsilniej przyczyniły się do tego bezkompromisowe sceny z udziałem wyuzdanej Kim, biegającej po mieszkaniu w prześwitującej bluzeczce i z jakichś powodów pragnącej uwieść Johna. Z czasem dowiadujemy się, że dziewczyna boi się wyjść z domu z powodu napadu, którego padła ofiarą w kamienicy. Brutalnie wykorzystana przez niezidentyfikowanego mężczyznę teraz oczekuje takiej samej postawy od Johna. Znamienna jest tutaj scena ich rozmowy o fantazji dziewczyny, w której uprawia seks z trzema hydraulikami. Kim nie tylko za pośrednictwem słów maluje Johnowi obraz wyuzdanej orgietki, ale również podkreśla każdy aspekt historii, adekwatnymi do nich czynami (jednoznaczne ruchy kopulacyjne z kanapą w roli partnera). Jej cel szybko zostaje osiągnięty. Podniecony John przystępuje do brutalnego, krwawego stosunku, nie bacząc na ewentualne konsekwencje.

Jak na skandynawski film przystało twórcy niezmiennie utrzymują „Drzwi obok” w surowym, klaustrofobicznym klimacie, stawiając przede wszystkim na minimalizm (poza odrobiną krwi nie ma tutaj absolutnie żadnych efektów specjalnych), co daje iście piorunujący efekt. Jak się okazuje już samą realizacją, symbolizującą destrukcyjną naturę ludzką, daleko idący rozpad tak zwanego człowieczeństwa można wzbudzić w widzach odrazę. Zdecydowanie najsilniej można ją odczuć w trakcie scen nakręconych w ciemnych, zagraconych pomieszczeniach w głębi mieszkania kobiet, w których John będzie stałym więźniem. Naprawdę tak przytłaczającego, brudnego klimatu próżno można szukać w XXI-wiecznych horrorach i choćby za to należą się Sletaune’owi pokłony. A jeśli dodać do tego kilka perwersyjnych scen seksu „Drzwi obok” pomimo swojej przewidywalności stają się mroczną podróżą przez daleko idące zepsucie.

Jak już wspomniałam główny zamysł reżysera nietrudno jest przewidzieć, aczkolwiek niektóre tropy podrzucane w trakcie seansu mogą zmylić, co poniektórych widzów, co do szczegółów. UWAGA SPOILER Jak się okazuje wszystkie wydarzenia z udziałem Anne i Kim są projekcją zwichrowanego umysłu Johna. Dziewczyny nigdy nie istniały – stanowią jedynie podszepty jego podświadomości, mające za zadanie przypomnieć mu, czego się dopuścił (z wykorzystaniem dialogów w przeszłości wypowiadanych przez Johna i Ingrid). Tutaj twórcy odrobinę mnie zaskoczyli, bowiem po historii z napadem na Kim byłam przekonana, że to oszalały John zabił ją i Anne, natomiast nigdy bym nie wpadła na to, że dziewczyny nigdy nie istniały. Zaskakujący jest też moment ze zniknięciem ich mieszkania. Okazuje się bowiem, że John cały czas mieszkał sam na piątym piętrze, że nigdy nie było żadnych drzwi obok. Ale i tak najmocniejsze jest ujawnienie faktu pomieszkiwania mężczyzny z rozkładającymi się trupami jego dziewczyny i jej nowego chłopaka. Niczym Frank Wyler z „Mrocznego instynktu” nasz bohater nie tylko zamordował swoją dziewczynę, ale również postanowił zatrzymać ją blisko siebie, nie bacząc na proces rozkładu. Czyli, jak już mówiłam, że mamy do czynienia z wizjami chorego umysłu Johna nie trudno jest przewidzieć, ale za to finalna niespodzianka w postaci niecodziennych współlokatorów mężczyzny i właściwej natury Anne i Kim jest mocno zaskakująca KONIEC SPOILERA.

Jeśli lubicie takie minimalistyczne, lekko chore obrazy, pełne surowego klimatu, ale równocześnie pozbawione większej oryginalności to „Drzwi obok” są właśnie dla was. W moim mniemaniu ten obraz w pełni zasłużył sobie na miano jednego z najlepszych „schizowych odszczepieńców”, jakie dane mi było zobaczyć!

7 komentarzy:

  1. Nie oglądałem tego filmu ale muszę go zobaczyć, zapowiada się ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami lubię takie chore klimaty, muszę mieć jednak na to odpowiedni nastrój, no i przede wszystkim spokój. A o spokój u mnie ciężko. Nie wiem natomiast czy mam ochotę na te wyuzdane sceny erotyczne. Zupełnie mnie to nie kręci, ani w filmach, ani w literaturze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Film widziałem już jakiś czas temu i może niewiele z niego pamiętam. Na pewno jednak mi się podobał

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mroczny blog :) uwielbialam kiedys horrory ale po pewnych wydarzeniach bardzo zmienilam swoje zdanie na ich temat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest mój ulubiony blog, kocham horrory. To są tylko filmy, nie nalezy się ich bać, należy delektować się samym oglądaniem.

      Usuń
  5. świetny plakat, dla takich cycków warto sprawdzić ten film ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomysł fajny, ale cała realizacja jak dla mnie zbyt krwawa i brutalna.

    OdpowiedzUsuń