John boryka się z uciążliwą samotnością po rozstaniu z dziewczyną, Ingrid.
Sytuację wykorzystują jego seksowne sąsiadki, Anne i Kim, które podstępem
zwabiają go do swojego mieszkania. Zaskoczony mężczyzna szybko odkrywa, że
kobiety prowadzą z nim wyrachowaną grę o zabarwieniu erotycznym. Nie pojmując
jej zasad John wkracza w niezrozumiały świat perwersji i przemocy.
Skandynawski horror psychologiczny Pala Sletaune’a, zainspirowany
twórczością Alfreda Hitchcocka. Co jest dosyć nietypowe dla norweskich obrazów
otrzymał kategorię R (tylko dla widzów pełnoletnich), przez wzgląd na
propagowanie śmiałej erotyki o zabarwieniu sadomasochistycznym. Tuż po swojej
premierze „Drzwi obok” cieszyły się pozytywną reakcją zarówno opinii
publicznej, jak i recenzentów, którzy przyznali, że Sletaune nakręcił bardzo
inteligentnego straszaka, co w moim mniemaniu, jak na film z 2005 roku jest bardzo zasłużoną opinią.
Takie obrazy, jak „Drzwi obok” nazywam „schizowymi odszczepieńcami”,
głównie przez wzgląd na ich osobliwe podejście do tematu. Właściwie cała akcja
produkcji Sletaune’a rozgrywa się w starej, zniszczonej kamienicy na piątym
piętrze, które ogranicza się do obecności jedynie dwóch mieszkań. Jedno zajmuje
John (niezwykle utalentowany Krisoffer Joner za tę rolę otrzymał statuetkę
Amanda), który próbuje pogodzić się ze stratą dziewczyny. Obok niego mieszkają
dwie seksowne kobiety, które z jakiegoś bliżej nieznanego powodu obrały sobie
za cel zrozpaczonego mężczyznę. Początek bardzo przypomina „Dziwnego lokatora”,
ale nie tylko, bowiem reżyser właściwie przez cały seans podrzuca widzom drobne
nawiązania do innych znanych produkcji (głównie ze stajni Hitchcocka i Romana Polańskiego), nie
starając się zaskoczyć go daleko idącą innowacyjnością, a raczej swoim
minimalistycznym spojrzeniem na pewną często poruszaną w kinematografii
problematykę. Pierwsze dwadzieścia minut projekcji upłynęło mi w poczuciu
całkowitego oderwania. Gdy John pierwszy raz przekroczył próg mieszkania swoich
sąsiadek, których zachowanie wymykało się wszelkiej logice starałam się
rozszyfrować główny zamysł twórców. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie,
bowiem jedna kwestia wypowiedziana przez Kim po dwudziestej minucie filmu
wyjaśnia prawie wszystko – każe domyślić się, w jakim kierunku podąży finalny
zwrot akcji (bo po konstrukcji scenariusza każdy przewidzi, iż jest to jeden z
tych obrazów, których zakończenie odwraca wszystko o sto osiemdziesiąt stopni).
Moim zdaniem Sletaune popełnił w tym momencie poważny błąd. Gdyby nie wtłoczył
w Kim tego jednego feralnego zdania zapewne więcej odbiorców pozostałoby w
stanie daleko idącego zdezorientowania, aż do końca seansu, pomimo tego, że
podobną tematykę z różnym skutkiem poruszał już niejeden twórca kina grozy.
Pocieszające jest natomiast to, że pomimo ewidentnej przewidywalności głównej
osi fabularnej „Drzwi obok” ogląda się z wielkim zainteresowaniem. Oczywiście
najsilniej przyczyniły się do tego bezkompromisowe sceny z udziałem wyuzdanej Kim,
biegającej po mieszkaniu w prześwitującej bluzeczce i z jakichś powodów
pragnącej uwieść Johna. Z czasem dowiadujemy się, że dziewczyna boi się wyjść z
domu z powodu napadu, którego padła ofiarą w kamienicy. Brutalnie wykorzystana
przez niezidentyfikowanego mężczyznę teraz oczekuje takiej samej postawy od
Johna. Znamienna jest tutaj scena ich rozmowy o fantazji dziewczyny, w której uprawia
seks z trzema hydraulikami. Kim nie tylko za pośrednictwem słów maluje Johnowi
obraz wyuzdanej orgietki, ale również podkreśla każdy aspekt historii,
adekwatnymi do nich czynami (jednoznaczne ruchy kopulacyjne z kanapą w roli
partnera). Jej cel szybko zostaje osiągnięty. Podniecony John przystępuje do brutalnego,
krwawego stosunku, nie bacząc na ewentualne konsekwencje.
Jak na skandynawski film przystało twórcy niezmiennie utrzymują „Drzwi obok”
w surowym, klaustrofobicznym klimacie, stawiając przede wszystkim na minimalizm
(poza odrobiną krwi nie ma tutaj absolutnie żadnych efektów specjalnych), co
daje iście piorunujący efekt. Jak się okazuje już samą realizacją,
symbolizującą destrukcyjną naturę ludzką, daleko idący rozpad tak zwanego człowieczeństwa
można wzbudzić w widzach odrazę. Zdecydowanie najsilniej można ją odczuć w
trakcie scen nakręconych w ciemnych, zagraconych pomieszczeniach w głębi
mieszkania kobiet, w których John będzie stałym więźniem. Naprawdę tak
przytłaczającego, brudnego klimatu próżno można szukać w XXI-wiecznych horrorach
i choćby za to należą się Sletaune’owi pokłony. A jeśli dodać do tego kilka perwersyjnych
scen seksu „Drzwi obok” pomimo swojej przewidywalności stają się mroczną
podróżą przez daleko idące zepsucie.
Jak już wspomniałam główny zamysł reżysera nietrudno jest przewidzieć,
aczkolwiek niektóre tropy podrzucane w trakcie seansu mogą zmylić, co
poniektórych widzów, co do szczegółów. UWAGA
SPOILER Jak się okazuje wszystkie wydarzenia z udziałem Anne i Kim są
projekcją zwichrowanego umysłu Johna. Dziewczyny nigdy nie istniały – stanowią jedynie
podszepty jego podświadomości, mające za zadanie przypomnieć mu, czego się
dopuścił (z wykorzystaniem dialogów w przeszłości wypowiadanych przez Johna i
Ingrid). Tutaj twórcy odrobinę mnie zaskoczyli, bowiem po historii z napadem na
Kim byłam przekonana, że to oszalały John zabił ją i Anne, natomiast nigdy bym
nie wpadła na to, że dziewczyny nigdy nie istniały. Zaskakujący jest też moment
ze zniknięciem ich mieszkania. Okazuje się bowiem, że John cały czas mieszkał
sam na piątym piętrze, że nigdy nie było żadnych drzwi obok. Ale i tak
najmocniejsze jest ujawnienie faktu pomieszkiwania mężczyzny z rozkładającymi się
trupami jego dziewczyny i jej nowego chłopaka. Niczym Frank Wyler z „Mrocznego
instynktu” nasz bohater nie tylko zamordował swoją dziewczynę, ale również
postanowił zatrzymać ją blisko siebie, nie bacząc na proces rozkładu. Czyli,
jak już mówiłam, że mamy do czynienia z wizjami chorego umysłu Johna nie trudno
jest przewidzieć, ale za to finalna niespodzianka w postaci niecodziennych
współlokatorów mężczyzny i właściwej natury Anne i Kim jest mocno zaskakująca KONIEC SPOILERA.
Jeśli lubicie takie minimalistyczne, lekko chore obrazy, pełne surowego
klimatu, ale równocześnie pozbawione większej oryginalności to „Drzwi obok” są
właśnie dla was. W moim mniemaniu ten obraz w pełni zasłużył sobie na miano
jednego z najlepszych „schizowych odszczepieńców”, jakie dane mi było zobaczyć!
Nie oglądałem tego filmu ale muszę go zobaczyć, zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńCzasami lubię takie chore klimaty, muszę mieć jednak na to odpowiedni nastrój, no i przede wszystkim spokój. A o spokój u mnie ciężko. Nie wiem natomiast czy mam ochotę na te wyuzdane sceny erotyczne. Zupełnie mnie to nie kręci, ani w filmach, ani w literaturze.
OdpowiedzUsuńFilm widziałem już jakiś czas temu i może niewiele z niego pamiętam. Na pewno jednak mi się podobał
OdpowiedzUsuńAle mroczny blog :) uwielbialam kiedys horrory ale po pewnych wydarzeniach bardzo zmienilam swoje zdanie na ich temat...
OdpowiedzUsuńTo jest mój ulubiony blog, kocham horrory. To są tylko filmy, nie nalezy się ich bać, należy delektować się samym oglądaniem.
Usuńświetny plakat, dla takich cycków warto sprawdzić ten film ;)
OdpowiedzUsuńPomysł fajny, ale cała realizacja jak dla mnie zbyt krwawa i brutalna.
OdpowiedzUsuń