Irlandzki autor legendarnej powieści o wampirach, zatytułowanej „Dracula”,
Bram Stoker, obecnie jest niesłusznie oceniany przez czytelników przez pryzmat
tego jednego dzieła. W Polsce największą winą takiego stanu rzeczy można
obarczyć wydawców, którzy z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego dla mnie powodu
wzdragają się przed wypuszczaniem na rynek tej mniej znanej klasycznej prozy. Tak,
więc na zbiór opowiadań Brama Stokera przyszło Polakom czekać prawie cały wiek
(!) – po raz pierwszy wydano go w 1914 roku, dwa lata po śmierci autora, a u
nas ukazał się dopiero w 2013 roku.
Krótki zbiorek dziewięciu opowiadań, zatytułowany „Gość Draculi” jest
jednym z najrówniejszych, jakie dotychczas dane mi było przeczytać. W prawie każdym
tekście Stoker udowadnia, że w klasycznym straszeniu nie ma sobie równych, a
jego nadnaturalne wizje nawet dziś, po upływie stu lat, mają w sobie wielką moc
przekazu. Czytelnicy rozsmakowujący się w pięknych, lekko archaicznych stylach
powinni znaleźć tutaj wszystko, czego od literatury grozy oczekują. Autor z
typowym dla siebie wyczuciem niesamowitości w prawie każdym tekście najsilniej skupia
się na budowaniu niepokojącego nastroju, co dzięki bogatemu zasobowi słownictwa
czyni wręcz po mistrzowsku.
Moim zdaniem
najlepszym opowiadaniem w tym zbiorze (zachwalanym przez Stephena Kinga w jego „Danse
macabre”) jest „Indianka”. Opowiada o
trójce turystów, która zahaczyła o Norymbergę, aby zwiedzić zabytkowy zamek, ze
szczególnym wskazaniem na salę tortur, w której znajduje się najsłynniejsze
narzędzie do egzekwowania kary zwane żelazną dziewicą. Tuż przed przekroczeniem
progu zamku ich uwagę przykuwa mały kotek harcujący obok swojej matki pod
murami budowli. Jeden z mężczyzn, chcąc przykuć uwagę zwierząt zrzuca na dół
kamień, który przypadkowo trafia w główkę kotka, zabijając go. Jego żądna
zemsty matka rusza śladami naszych bohaterów, co doprowadzi do wstrząsającego
finału. Właściwie wszystkie opowiadania Stokera, zamieszczone w tym zbiorze,
oparto na uwielbianej przeze mnie konstrukcji (nastrojowe zawiązanie i
rozwinięcie akcji oraz mocny finał), ale „Indianka”, oprócz tych elementów
posiada również ciekawe przesłanie, dlatego też najsilniej mnie urzekła.
Druga znakomita
opowieść, która daleko od „Indianki” nie odstaje to klasyczna ghost story, napisana przez osobę, która
jak nikt inny zna i potrafi należycie wykorzystać prawidła tego nurtu. Fabuła „Domu sędziego” skupia się na studencie,
który wynajmuje opuszczony, stary dom w małym miasteczku, aby w spokoju oddać
się nauce. Podczas swoich nocnych posiedzeń nad książkami, w towarzystwie
lęgnących się w ścianach szczurów staje się świadkiem niepokojących zjawisk,
uosabianych przez dawnego właściciela domu, okrutnego sędziego.
Zbliżony,
wygórowany poziom do „Domu sędziego” prezentują trzy inne opowieści, w których
dla odmiany autor mocniej skupia się na intrygujących fabułach, aniżeli
budowaniu klimatu grozy. „Tajemnica
rosnącego złota” to typowa opowieść niesamowita, traktująca o dwóch rodach,
które pewnego dnia łączą się dzięki romansowi ich członków. Kiedy dochodzi do
wypadku, w którym kobieta najprawdopodobniej umiera, a jej wybranek znajduje
sobie inną partnerkę w jego domu mają miejsce niezwykłe wydarzenia – jakże pomysłowe
pod kątem konstrukcji fabularnej. „Cygańska
wróżba” to koszmar pewnej parki, która dotyka nieznanego po niepokojącej
wróżbie starej cyganki, która wyznaje mężczyźnie, że wkrótce zabije swoją
ukochaną. Niby klasyczny pomysł, ale za to umiejętnie wykorzystany. „Powrót Abla Behenny” to kolejna
wciągająca opowiastka traktująca o dwóch młodych mężczyznach, walczących o rękę
pięknej dziewczyny z miasteczka. Gdy Behenna wygrywa i rusza w umowną podróż,
mającą powiększyć ich majątek jego konkurent, jak można się tego spodziewać nie
bacząc na zasady rywalizacji zdobywa serce należnej mu kobiety, co doprowadzi
do wstrząsającego finału.
Troszkę słabsze
fabularnie, ale nie na tyle, żeby zepsuć mi przyjemność z czytania są „Sen o czerwonych dłoniach” oraz „Ruchome piaski”. To pierwsze
opowiadanie mówi o mężczyźnie, którego nawiedzają przerażające koszmary senne,
przypominające mu o zbrodni popełnionej przed laty. Drugie traktuje o
ekscentrycznym bogaczu, który przez swoją pychę staje w obliczu śmierci w
ruchomych piaskach, sprowokowanej przez jego sobowtóra.
Tytułowy „Gość Draculi” to kawałek tekstu wyciętego
z legendarnej powieści Brama Stokera, co powinno stanowić nie lada
niespodziankę dla jej zagorzałych wielbicieli. Niesamowicie klimatyczna podróż
Jonathana Harkera przez skąpane w ciemnościach lasy, gdzie czyhają żądne jego
krwi potwory. Tym tekstem Stoker po raz kolejny udowadnia, że nie ma sobie równych
w budowaniu nieznośnego wręcz nadnaturalnego nastroju.
I na koniec
tekst, który jako jedyny w ogóle nie przypadł mi do gustu. „Pogrzeb szczurów” opowiada o młodym turyście, który postanawia obejrzeć
paryskie slumsy. Na miejscu spotyka grupę podstarzałych, bezdomnych byłych
żołnierzy, którzy z jakiegoś powodu obrali sobie go za cel. Stoker zdecydowanie
przesadził tutaj z drobiazgowością opisów chaotycznego pościgu, który ani nie
podnosi adrenaliny (prędzej nuży), ani finalnie niczym szczególnym nie
zaskakuje.
Przyszło nam
niemal cały wiek czekać na znakomite opowiadania mistrza literackiej grozy,
Brama Stokera, a więc głupio byłoby, gdyby fani gatunku po niego nie sięgnęli.
Tym bardziej, że osiem z dziewięciu opowieści zamieszczonych w tym zbiorze
prezentuje sobą tak wysoki poziom artystyczny, iż nie ma najmniejszych szans,
aby jakikolwiek współczesny pisarz horrorów mógł mu dorównać. Mistrzostwo
nastroju i konstrukcji fabularnych!
Chwilę mnie nie było tutaj, ale widzę, ze sporo ciekawych rzeczy się pojawiło. Cieszy mnie to, chociaż smuci rzeczywistość.
OdpowiedzUsuń"na zbiór opowiadań Brama Stokera przyszło Polakom czekać prawie cały wiek"
mam chociaż nadzieję, że wpis miał sporo wejść i zachęcił kilka osób do sięgnięcia po tą pozycję, ale liczba komentarzy doskonale pokazuje dlaczego tyle czekaliśmy - "klasyka to książki które każdy chciałby znać, a nikt nie chce czytać".
Dlatego tym bardziej doceniam starania C&T, które jako jedyne serwuje nam tyle klasycznej grozy (chociaż Vesper również wydał kilka interesujących pozycji). Rzekomo przez skromny budżet wydawnictwa - są to albo mniej znane dzieła, albo takie, które wyszły już poza majątkowe. Tylko co z tego skoro od 10 lat nadal im się chce i (zapewne) opłaca.