wtorek, 9 października 2012

Jack Ketchum „Rudy”

Avery Ludlow spędza jesień swojego życia całkowicie samotnie, jeśli nie liczyć starego psa, Rudego, którego dostał od żony przed jej tragiczną śmiercią. Pewnego dnia mężczyzna wraz ze swoim czworonożnym kompanem wybiera się na ryby. Zaskakuje go trójka młodych ludzi – z pozoru przyjaźni chłopcy wkrótce informują Ludlowa, że pragną przywłaszczyć sobie jego dobra. Gdy dowiadują się, że mężczyzna nie ma zbyt wiele gotówki jeden z nich bez ostrzeżenia strzela do Rudego, po czym wszyscy śmiejąc się, odchodzą. Zrozpaczony Avery postanawia walczyć o sprawiedliwość – pragnie, aby morderca jego psa odpowiedział przed rodzicami bądź sądem za swoje czyny. Jednak chłopiec, ani myśli się przyznać…
Wydana po raz pierwszy w 1995 roku powieść Jacka Ketchuma, z którą polscy czytelnicy mogą zapoznać się dopiero od niedawna, dzięki uprzejmości wydawnictwa Papierowy Księżyc. Krążące opinie, że jakoby „Rudy” obrazuje całkowicie inne oblicze Ketchuma w moim mniemaniu są tylko po części prawdziwe. Czytając tę powieść odniosłam wrażenie, że problematycznie jest nieco zbliżona do „Jedynego dziecka”. Choć, po krótkim opisie fabuły mogłoby się wydawać, że autor pragnie tą historią poruszyć czytelnika to tak naprawdę mamy jedynie dwa średnio wzruszające kawałki – śmierć Rudego i wstrząsającą opowieść Ludlowa z jego tragicznej przeszłości. A szkoda, bo wystarczyłoby dodać kilka retrospekcji, obrazujących przywiązanie mężczyzny do jego psa i mocniej podkreślić, że był on najbliższą jego sercu istotą. To w połączeniu z jego przedwczesną śmiercią z pewnością chwyciłoby za serce niejednego czytelnika. Ale Ketchum nie miał zamiaru obrać takiej drogi – skupił się na mniej wstrząsających, ale również wywołujących sporo emocji aspektach prawnych.
„Wydawało się, że według psa to właśnie ręce odróżniały jedno stworzenie od drugiego; ręce i to, co potrafią zrobić. Nic więcej.”
Jack Ketchum odkrył, że w stanie Maine zwierzęta nie mają praktycznie żadnych praw, że zabicie niewinnego psa nie gwarantuje oprawcy kary adekwatnej do jego odrażającego czynu. Autor się wkurzył (jak to często u niego bywa) i postanowił wyżyć się w swojej książce. Zadał pytanie: „Próbowałeś kiedyś zwierzęcej krwi? Smakuje tak samo jak nasza. Czemu więc ludzka ma być cenniejsza od psiej? Lepsza?” Po czym odpowiedział: „Na pewno nie według psów. Nie powinno się w ten sposób wartościować życia.” Przez cały czas trwania książki Ludlow próbuje walczyć o sprawiedliwość, pragnie, aby morderca jego psa odpowiedział za swoje czyny, tyle, że prawo wcale nie stoi po jego stronie. Mężczyzna podejmuje rozpaczliwe próby pomszczenia Rudego, ale bez konieczności osobistego skrzywdzenia jego mordercy, jednakże niezmiennie napotyka mur w postaci nieubłaganego, jakże niesprawiedliwego prawa. Podobnie, jak w „Jedynym dziecku” Ketchum bezlitośnie wytyka błędy systemu, w którym żyjemy, kpi z tzw. wymiaru sprawiedliwości, po czym orzeka, że tak naprawdę chroni on jedynie winnych. Gdyby nie brak bardziej wzruszających kawałków powieść „Rudy” z pewnością byłaby jedną z najlepszych książek tego autora, a tak w moim mniemaniu, przez wzgląd na bulwersujące, ale miejscami również lekko nużące przepisy prawne jest jedynie dobra. W 2008 roku przeniesiono historię Rudego na ekran – jeśli ktoś nie przepada za czytaniem może śmiało sięgnąć po bardzo wierną, melancholijną ekranizację prozy Ketchuma.
„Aborcja to nie morderstwo. Aborcja była wyłącznie jej, Sary Foster, próbą zapanowania nad własnym ciałem. Wyrazem silnej woli, umiejętnością wyboru własnego przeznaczenia. Jeśli chcemy już coś nazwać morderstwem, to właśnie to, co oni z nią robili. […] Można zabić czyjś charakter, czyjąś osobowość, równie łatwo jak uśmierca się ciało.”
Papierowy Księżyc swoje wydanie książki wzbogacił okrutną minipowieścią Jacka Ketchuma zatytułowaną „Prawo do życia”, którą zainspirowała prawdziwa historia porwanej przez fanatycznych przeciwników aborcji Colleen Stan. Fabularnie bardzo przypomina „Dziewczynę z sąsiedztwa” – mamy piwnicę, oprawców i ofiarę. Pewne małżeństwo przez długie miesiące bezlitośnie torturuje zarówno psychicznie, jak i fizycznie bezbronną, ciężarną kobietę. Ich znęcanie często ma podłoże seksualne. Jednakże w moim mniemaniu, choć historia absolutnie wstrząsa czytelnikiem, daleko jej do narracji „Dziewczyny z sąsiedztwa”, w której Ketchum przede wszystkim epatował trudnymi do zniesienia depresyjnymi emocjami – tutaj relacjonuje wszystkie wstrząsające szczegóły okrucieństw, do jakich tylko zdolny jest człowiek względem bliźniego, bardziej bezdusznie: skupia się na faktach, a nie emocjach. Jednak i tak „Prawo do życia” posiada w sobie siłę mogącą wstrząsnąć pozbawionymi mocnych nerwów czytelnikami, wszak tortury, jakim poddawana jest niewinna kobieta są aż nadto pomysłowe, aż nadto okrutne, aby móc zwątpić w tzw. ludzką dobroć. Ketchum za pośrednictwem tej powieści również znakomicie obrazuje spojrzenie na kwestię aborcji tak jej przeciwników, jak i zwolenników. Z pewnością mocne uderzenie po melancholijnym „Rudym”.
Myślę, że wielbiciele prozy Jacka Ketchuma mogą śmiało sięgnąć po „Rudego”, bo jeśli nawet nie przypadnie im do gustu takie spokojne oblicze pisarza to z pewnością usatysfakcjonuje ich druga część książki w postaci minipowieści „Prawo do życia”, w której autor ukazuje nam swoje zwykłe, przerażające oblicze. Jak najbardziej polecam, aczkolwiek ostrzegam również, że do takich dzieł Ketchuma, jak „Dziewczyna z sąsiedztwa”, czy „Jedyne dziecko” tej pozycji jest jeszcze daleko.

4 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie:)Na pewno przeczytam.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. A ja już mam i dzisiaj wezmę się za czytanie :)

      Usuń
  3. Skończyłam niedawno czytać tę książkę i podzielam twoją opinię. Moim zdaniem pierwsza historia była jak dla mnie zbyt spokojna, ale na szczęście ,,Prawo do życia'' zapewniło mi już większą dawkę emocji.

    OdpowiedzUsuń