Szesnastoletni Chris Stewart wraca do szkoły po długiej nieobecności, w
związku z depresją, na którą zapadł, gdy zerwała z nim dziewczyna. Kiedy w
szkole pojawia się nowa uczennica, Vanesaa Redlynn Chris z miejsca zapomina o
dawnej miłości. Każdą wolną chwilę spędza z nową dziewczyną – opuszcza się w
nauce, zaniedbuje przyjaciół i treningi, co nie umyka uwadze jego matki,
Maddie. Pełna podejrzeń względem Vanessy wraz z byłym mężem, ojcem Chrisa, Maddie
sprawdza przeszłość wybranki syna, a kiedy odkrywa, że wszystko, co dziewczyna
mu o sobie opowiedziała jest kłamstwem próbuje nakłonić go do zerwania z nią
wszelkich kontaktów. Jednak chłopak ani myśli zrezygnować z miłości. Wkrótce
związek z Vanessą narazi go na śmiertelne niebezpieczeństwo, któremu Maddie
będzie się starała zapobiec.
Kanadyjsko-amerykański zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami thriller
telewizyjny Vica Sarina, wpisujący się w znaną konwencję destrukcyjnej miłości.
Jak na obraz zrealizowany niewielkim kosztem „Koszmar matki” zaskakuje całkiem
przyzwoitą realizacją. Podobnie, jak inne kanadyjskie dreszczowce nade wszystko
skupia się na przewidywalnej, acz chwilami umiarkowanie intrygującej fabule (o
żadnych efektach komputerowych nie ma tutaj mowy), ale w przeciwieństwie do
nich może pochwalić się należytą pracą kamery i wpadającą w ucho ścieżką
dźwiękową, choć stopniowanie napięcia standardowo mocno kuleje.
„Koszmar matki” to taki teatr trzech aktorów – Granta Gustina, Jessici
Lowndes i Annabeth Gish. Zdecydowanie najciekawsza rola przypadła w udziale
Lowndes, choć w przeciwieństwie do innych aktorek, którym dane było kreować mój
ulubiony typ żeńskiej postaci, femme fatale, nie udało jej się natchnąć swojej postaci jakąś zapadającą w pamięć,
intrygującą nutą. Co nie znaczy, że pozostałej dwójce udało się ją przyćmić, bo
choć Gish warsztatowo była o wiele lepsza to niestety nudnawa rólka nie
pozostawiła jej wielkiego pola do popisu. Zdecydowanie najgorzej zaprezentował
się „drewniany” Gustin, aczkolwiek chyba każdy, nawet najbardziej doświadczony
aktor poległby na jego miejscu, bowiem irytujący rys psychologiczny jego
bohatera już od pierwszych minut seansu mocno mnie odrzucił. Infantylna
osobowość Chrisa sprawiła, że całą swoją sympatię skierowałam w stronę czarnego
charakteru, Vanessy, a chyba nie o to chodziło twórcom filmu.
Fabuła, wbrew tytułowi, nie skupia się najmocniej na Maddie tylko jej synu
i jego nowej dziewczynie, która bez większego problemu „owija go sobie wokół
palca”. Chłopak reprezentuje taki stereotypowy typ nabuzowanego hormonami
nastolatka, myślącego penisem, zamiast mózgiem. Jest niezwykle podatny na stalking i manipulację chorej
psychicznie Vanessy, grzecznie wypełniając wszystkie jej polecenia. Na jej
prośbę opuszcza się w nauce, zaniedbuje treningi i sięga po alkohol, wbrew
swoim przekonaniom, które wykształcił w nim ojciec borykający się z
alkoholizmem. Ale dziewczyna na tym nie poprzestaje. Ku niezadowoleniu Maddie
praktycznie wprowadza się do pokoju Chrisa, racząc go bajeczką o swojej trudnej
sytuacji u rodziny zastępczej. Tymczasem Maddie z pomocą swojego byłego męża dociera
do szokującej przeszłości dziewczyny, co oczywiście nie przekonuje tępawego
Chrisa. Chciałabym powiedzieć, że „Koszmar matki” mocno mnie wciągnął, ale choć
udało mi się uniknąć nudy, choć chwilami byłam umiarkowanie zaintrygowane
wszystko to widziałam już w innych tego typu filmach. Najbardziej rozczarował
mnie zwrot akcji, który z miejsca nasunął mi skojarzenia z innym kanadyjskim
telewizyjnym thrillerem, pt. „Musisz być mój”, ale co ważniejsze całkowicie
pogrążył w moich oczach postać Chrisa, którego nie zraziło nawet oskarżenie o
gwałt i plotki rozpuszczane wśród jego kolegów. Chłopak niczym wierny piesek
nie tylko wybaczył jej wszystkie grzeszki, ale co więcej uwierzył w swoją winę,
która notabene nie podkopała jego poczucia humoru. Uwierzył, że jest
gwałcicielem, a mimo to nadal cieszył się jak dziecko z towarzystwa nowej
dziewczyny. Nastolatek, nastolatkiem, ale jakoś nie byłam w stanie uwierzyć, że
nawet tak młoda, niedoświadczona w poważnych związkach osoba w rzeczywistości
zachowywałaby się aż tak infantylnie. Krótko mówiąc: w moich oczach postać Chrisa
pogrążyła ten film. Sarin mógł stworzyć naprawdę intrygujący thriller, gdyby
tylko natchnął głównego bohatera choć minimalną dozą rozumu.
Wielbiciele telewizyjnych thrillerów pewnie będą zachwyceni profesjonalną,
acz wyjałowioną z jakiegokolwiek napięcia, realizacją „Koszmaru matki”, ale równocześnie
istnieje spore niebezpieczeństwo, że rozczaruje ich schematyczna fabuła i
nieprzekonujący główny bohater. Ja właśnie tak odebrałam seans tego filmu – nie
nudziłam się, ale tylko przez wzgląd na moją wysoką tolerancję powtarzalności
motywów w kinematografii, bo szczerze mówiąc Sarin nie pokazał mi niczego,
czego nie widziałabym już wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz