Nadkomisarz Clara Vidalis z wydziału psychopatologii komendy policji w
Berlinie otrzymuje krótki snuff movie,
na którym nadawca podrzyna gardło przerażonej kobiecie. Gdy wraz ze swoimi
kolegami dociera na miejsce zbrodni odkrywa, że kobieta została zmumifikowana,
a jej zgon nastąpił parę miesięcy wcześniej. Niedługo potem morderca, który
nadał sobie miano Bezimiennego ponownie kontaktuje się z Clarą, pragnąc wyjawić
jej miejsce spoczynku jego kolejnej ofiary. Policjantka jest przekonana, że
zwłok jest o wiele więcej, że leżą gdzieś w zamkniętych mieszkaniach, a ich
rodzina i znajomi są przekonani, że nadal żyją. Tylko dlatego, że miesiącami po
swojej śmierci są aktywni na portalach społecznościowych i randkowych. Bowiem nazwany
przez prasę Facebookowym Żniwiarzem seryjny morderca wykorzystuje swoje
informatyczne zdolności, żeby podtrzymywać wirtualny byt swoich ofiar, który we
współczesnym świecie jest tożsamy z prawdziwym życiem. Dzięki między innymi
Facebookowi może wyszukiwać kolejne ofiary, ale również już po ich zamordowaniu
podtrzymywać w świadomości ich rodzin i znajomych przekonanie, że nadal żyją i
mają się dobrze. Wielka cybernetyczna przestrzeń jest jego miejscem żerowania,
a Clara mimowolnym widzem jego spektaklu zbrodni.
Debiutancka powieść niemieckiego autora, Veita Etzolda, która zyskała sporą
międzynarodową popularność. Polskie wydanie może poszczycić się znakomitą
okładką, na co rzadko zwracam uwagę, ale w tym przypadku wydawcy idealnie trafili
w mój gust. Cenię sobie minimalizm, ale z pomysłem, a zwykły srebrny napis z
wyciętymi w tekturze cięciami przyciąga uwagę, przy okazji obiecując prawdziwie
elektryzującą treść. I tak też jest w istocie, bo chyba nikt nie zarzuci Etzoldowi
minimalnego wykorzystania potencjału, nadal pomimo tak szerokiej eksploatacji w
literaturze światowej, drzemiącego w psychothrillerach
o seryjnych mordercach.
„Internet
to nie tylko najpotężniejsze medium komunikacyjne i najobszerniejsza skarbnica
wiedzy. Internet to również największe na świecie miejsce zbrodni. Można
znaleźć tu wszystko – od dziecięcej pornografii aż po brutalne do granic
filmiki – niektóre prawdziwe, a niektóre zagrane […] Wszystko to dostępne dla
wszystkich i widoczne dla całego świata czyni z Internetu współczesny pręgierz
i targowisko obsceniczności, wynaturzeń i zboczeń; równoległy świat pozbawiony
zasad, gdzie każda żądza, każde chore pragnienie, najobrzydliwsze fantazje i najbardziej
przerażające wizje mogą zostać zaspokojone i zrealizowane.”
Kinematografia już jakiś czas temu skonfrontowała nas z zagrożeniami, które
niesie ze sobą Internet. Najbardziej znanym filmem o komputerowym mordercy,
który wykorzystuje cyberprzestrzeń do swoich zbrodniczych celów jest „Nieuchwytny”
Gregory’ego Hoblita z 2008 roku z Diane Lane w roli głównej. Veit Etzold
poszedł w podobnym kierunku, tworząc swojego Bezimiennego, który za
pośrednictwem portalów społecznościowych i randkowych wyszukuje ofiary, kontaktuje
się z nimi, umawia, a na końcu atakuje. Swoje morderstwa nagrywa, a ciała mumifikuje,
aby po miesiącach w dogodnym dla siebie momencie przesłać filmik berlińskiej
policji. A konkretniej profilerce i psycholożce, Clarze Vidalis, z którą czuje
osobistą więź i którą najbardziej pragnie wciągnąć w swoją chorą grę. Borykająca
się z traumatyczną przeszłością policjantka, której życiową misją jest eliminowanie
seryjnych morderców stanowi znakomity materiał na bohaterkę serii, którą mam
nadzieję, „Cięcie” zapoczątkuje. Pozornie typowa, twarda policjantka, jakich
wiele w literaturze kryminalnej, ale dzięki jej wewnętrznym, skrywanym przed
światem słabościom ma w sobie jakąś ambiwalentność, która intryguje. Równolegle
ze śledztwem autor konfrontuje nas z perypetiami pewnego producenta, Alberta
Torino, który stara się zrealizować telewizyjne show, będące znakiem naszych
zepsutych czasów. Zatytułowany „Shebay” ma być wulgarnym pokazem miss, w którym
internauci i publiczność w studiu mają decydować o zwyciężczyni, która z kolei
nagrodzi jednego szczęśliwca spośród głosujących upojną nocą pod okiem kamer.
Raczej nietrudno się domyślić, jaką rolę „Shebay” odegra w działalności naszego
antagonisty, ale autor dodał ten wątek również z potrzeby moralizatorskiej.
Właściwie w całą fabułę „Cięcia” wtrącał swoje przemyślenia na temat zagrożeń
płynących z Internetu oraz zepsucia współczesnych odbiorców, którzy potrzebują coraz
to wulgarniejszych i okrutniejszych doznań, dostarczanych im za pośrednictwem
krótkich zwyrodniałych filmików w Sieci oraz tak zwanych reality show. Tymi
przesłaniami Ezold rzeczywiście trafił w punkt, bo chyba każdy, kto obserwuje kondycję
współczesnego świata przyzna mu rację. Te moralizatorskie wstawki są jak
najbardziej na czasie, a co najważniejsze idealnie wpasowują się w oś
fabularną.
Choć fabuła, pomimo swojej małej oryginalności, dostarczyła mi silnych
wrażeń i wprost zachwyciła mnie nieustającą akcją, podlaną psychologicznym sosem
to autorowi nie udało się ustrzec kilku drobnych mankamentów. Dialogi są
odrobinę niedopracowane – chwilami poszczególni bohaterowie wręcz powtarzają to
samo, co wyartykułowali ich przedmówcy, tylko innymi słowami. Na to można
przymknąć oko, szczególnie jeśli obcuje się z niemiecką literaturą, która
częstokroć konfrontuje nas z tego rodzaju topornością warsztatową, ale procesów
dochodzenia do prawdy przez śledczych nie sposób zignorować. Otóż, nasi
policjanci „posiedli moc”, która niezmiennie irytuje mnie w literaturze
kryminalnej. Właściwie nie dysponując żadnymi dowodami, na podstawie tylko i
wyłącznie domysłów, które przyjmują za prawdę szybko rozpracowują profil
psychologiczny sprawcy, który w rezultacie okazuje się, jak najbardziej
trafiony. Nie przepadam za „jasnowidzącymi” profilerami zarówno w
kinematografii, jak i literaturze, dlatego te naciągane procesy dedukcyjne
mocno wybijały mnie z rytmu. Gdyby nie ciekawe modus operandi mordercy i nieustająca akcja „Cięcia” z pewnością
przesądziłyby o mojej ocenie, ale przez wzgląd na dopracowanie innych aspektów
fabuły jakoś je przełknęłam, pozostając z nadzieją, że druga powieść Etzolda
będzie już bardziej dopracowana.
Mając przed oczami całościowy obraz „Cięcia” myślę, że mogę z powodzeniem
polecić tę powieść wielbicielom
psychothrillerów o seryjnych mordercach, nawet biorąc pod uwagę kilka jej mankamentów.
Intrygująca protagonistka i antagonista, elektryzujące modus operandi sprawcy, zawrotne tempo akcji i przede wszystkim aktualne
przesłania, mogące być przestrogą dla nieuważnych internautów przesądziły o
moim zadowoleniu. Nawet, jeśli znalazło się parę akcentów, które mnie irytowały
to i tak jestem przekonana, że „Cięcie” nie jest ostatnim słowem Veita Etzolda
na rynku wydawniczym. Z taką znajomością gatunku można domniemywać, że pisarz
jeszcze niejeden raz nas zaskoczy.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Czy to coś w stylu Criminal Minds na papierze?
OdpowiedzUsuńNie wiem, bo nie oglądałam "Criminal Minds".
UsuńPali licho niedopracowane dialogi, chcę przeczytać tę książkę, może dlatego, że motywy z snuff movie okropnie mnie przerażają, poza tym jak myślę snuff movie to mam przed oczami "Billboard", lata temu ten film straszył mnie na maksa.
OdpowiedzUsuńdzięki Anuś jak zwykle dajesz rade, to jest tytuł dla mnie takich właśnie szukam - a myślałem że w klimacie seryjnych morderców już nic nowego nie wynajdziesz ;)
OdpowiedzUsuńWspaniale, że fajna :) mam nadzieję niedługo przeczytać :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńwłaśnie zakupiłem i czeka mnie lektura.. :) dobrze słyszeć w miarę pochlebne słowa :)
OdpowiedzUsuń