Dwie młode lesbijki, Iva i Marija, wynajmują mieszkanie w starej kamienicy
w Zagrzebiu. Zwyczaje sąsiadów i stan nowego lokum nie wzbudzają wielkiego
entuzjazmu kobiet. Poznają między innymi aborcjonistę, przeprowadzającego
zabiegi w swoim mieszkaniu, kobietę maltretowaną przez męża, prostytutkę i
oczywiście gospodarzy, na których składa się wścibska, zaborcza Olga, jej
spokojny mąż i agresywny syn Daniel. Ponadto niedługo po przeprowadzce Ivy i
Mariji wychodzi na jaw, że jeden z lokatorów przetrzymywał w swoim mieszkaniu
ciało zmarłej żony. Kobiety starają się nie zawiązywać bliskich relacji z
sąsiadami, ale zgoła inną postawę względem nich przyjmują co poniektórzy
lokatorzy starej kamienicy.
Chorwacki thriller psychologiczny Dalibora Matanića, do którego scenariusz
spisał wespół z Mate Matisićem. Pierwszy pokaz odbył się w 2002 roku na Pula
Film Festival, gdzie zdobył kilka nagród, podobnie na kilku innych festiwalach.
Osoby, które zobaczyły „Miłe martwe dziewczyny”, wyłączając paru
przedstawicieli Kościoła katolickiego, entuzjastycznie przyjęły filmowe dokonanie
Matanića, choć należy zaznaczyć, że produkcja jest bliżej nieznana szerokiej
opinii publicznej. Forma sprzyja raczej zaspokojeniu oczekiwań niszowej grupy
odbiorców, nastawionej na ciężkie, naturalistyczne obrazy, którym obcy jest
hollywoodzki splendor oraz chwytliwe, wychodzące naprzeciw gustom masowych
odbiorców rozwiązania fabularne.
Z wielu opinii na temat „Miłych martwych dziewczyn” przebija teza, że
Dalibor Matanić nakręcił skrajnie brutalny, wręcz chory film, szokujący
przekazem i klimatem, nie aspektami gore.
I rzeczywiście scenariusz uwydatnia wiele haniebnych postaw, ale twórców nie
ponosi wyobraźnia, nie sposób zarzucić fabule przesadzonej brutalizacji.
Obrazki z powojennej Chorwacji przewijające się w „Miłych martwych dziewczynach”
można równie dobrze przełożyć na realia niemalże każdego państwa, również
Polski. Oczywiście, nie da się ukryć, że surowe spojrzenie na rzeczywistość Matanića,
obejmowało konkretne miejsce, miasto, w którym przyszedł na świat, a jeszcze
ściślej jedną starą, niszczejącą kamienicę, ale w postaciach, które przewijają
się przez tę produkcję można z powodzeniem odnaleźć pewne uniwersalne cechy,
sprawiające, że ma się wrażenie, iż świadkujemy problemom dotykającym wiele
innych krajów. Kamienica, do której wprowadzają się dwie lesbijki, Iva i Marija
(w Sieci znalazłam informację, że to pierwszy chorwacki film czyniący głównymi
bohaterkami homoseksualistki, ale moje niewielkie obycie z kinematografią tego
państwa uniemożliwia mi zweryfikowanie tej ciekawostki) sprawia iście
przygnębiające wrażenie. Obdrapany, brudny, wręcz popadający w ruinę budynek,
pełen mrocznych, zniszczonych mieszkań i równie zaniedbana okolica,
przedstawiają sobą obraz nędzy i rozpaczy, podkreślając niski poziom
egzystencji kilku mieszkańców Zagrzebia. Kameralny sposób ujęcia tematu nie
uniemożliwia rozciągnięcia takiego stanu bytowania na całą Chorwację, wręcz
przeciwnie: twórcy w podtekstach dają do zrozumienia, że porównywalna nędza
dotknęła wielu innych obywateli tego kraju. Ale jak optymistycznie zauważa
jedna z epizodycznych postaci to i tak eldorado w porównaniu do tego, co działo
się w trakcie wojny – pomimo narzekań młodych, braku perspektyw, i tak jest
dużo lepiej niż niegdyś. No cóż, sytuacja analogiczna do warunków, w jakich
przyszło żyć wielu Polakom. Właściwie to patrząc na tę posępną, zabierającą
wszelkie nadzieje, nie tyle pesymistyczną, co realistyczną oprawę wizualną
czułam się, jakbym spoglądała na miejsca, które częstokroć widuję w
rzeczywistości, tutaj w Polsce. Dalibor Matanić bezwzględnie wywleka na światło
dzienne nie tylko rozpaczliwą sytuację wielu Chorwatów (a właściwie to można to
rozciągnąć na wielu Europejczyków), ale również kilka niechlubnych ludzkich cech i
zachowań, punktując zaściankowe myślenie obywateli środkowych i wschodnich
rejonów Starego Kontynentu.
Motyw przeprowadzki do kamienicy, zamieszkałej przez dziwaczne jednostki
już wcześniej był chętnie poruszany w amerykańskiej kinematografii grozy, choćby w „Dziecku
Rosemary” oraz w pewnym sensie w „Bractwie strażników ciemności”, ale podczas,
gdy na Zachodzie lokatorów takich budynków przedstawiano nieco egzotycznie,
ekstrawagancko, w „Miłych martwych dziewczynach” mamy zbieraninę ludzi, jakby
żywcem wyjętych z rzeczywistości. Bo czyż jest czymś niespotykanym dokonywanie
nielegalnych aborcji w zaciszu własnego mieszkania, czy maltretowanie własnej
żony? Czyż nie słyszeliśmy nigdy o młodych prostytutkach sprowadzających do
siebie klientów, aby zarobić na życie albo o agresywnych maminsynkach, którzy
siłą biorą co chcą, krzywdząc mniejszości etniczne i seksualne? Nieco bardziej
wymyślna, choć nie niespotykana, jest postać fanatyka religijnego, który
przetrzymuje w mieszkaniu ciało swojej żony, inkasując jej emeryturę –
właściwie jedyna postać, do której w moim odczuciu scenarzyści podeszli zbyt
pobieżnie, nie przybliżając motywów, które nią kierowały przy zawiązywaniu spisku
z prostytutką i niezadowalająco, bo skrótowo portretując wątek jego odstręczającego
postępowania z trupem żony (a pole do wątku nekrofilskiego było ogromne). Najwięcej
niechęci wzbudza jednak właścicielka kamienicy, Olga, znakomicie wykreowana
przez Inge Appelt (rodzicielka wspomnianego maminsynka), która nie ma
poszanowania dla prywatności najemców, nie toleruje homoseksualistek,
jednocześnie nie mając nic przeciwko prostytuowaniu się jednej z lokatorek,
wywyższa swojego syna i tłamsi męża, który wzbudza największą sympatię swoim
racjonalnym spoglądaniem na świat i nieingerowaniem w prywatność innych ludzi.
Większą nawet niż główne bohaterki (w tych rolach przyzwoite aktorsko Olga
Pakalović i Nina Violić), których związkowi poświęcono sporo czasu,
wielokrotnie wspominając, że Iva jest biseksualna, a Mariję trawi zazdrość o
jej poprzedni romans z mężczyzną i spotkania z prostytutką, mieszkającą w tej
samej kamienicy. Śledząc prostą, acz angażującą realizmem fabułę „Miłych
martwych dziewczyn” właściwie od początku wiadomo, że wydarzy się coś
strasznego, a wszystkie skrótowe rysy psychologiczne lokatorów feralnej
kamienicy i dłuższe relacje z życia parki lesbijek stanowią złowieszcze
preludium do koszmaru, zasadzającego się na chłodnym portrecie ludzkiego
zezwierzęcenia. Jako, że świadkujemy retrospekcjom z prologu wiemy, że w
przyszłości Iva oskarży Olgę o porwanie syna, ale dopiero pod koniec seansu
poznamy wszystkie okoliczności tej intrygi. Brutalne, ciężkie, jak i cały ten
film, acz nieprzekombinowane, właściwie bazujące na pospolitym wątku, tudzież
niemniej przygnębiającym.
Naturalistyczne, surowe studium europejskiej nędzy i oburzających postaw
ludzkich, spośród których kilka prowadzi do strasznych wydarzeń, punktujących
ogrom zezwierzęcenia co poniektórych jednostek. Przygnębiający, ciężki obraz
przeznaczony głównie dla poszukiwaczy autentyzmu i osób odpornych na widowiska
odbierające wszelką nadzieję na lepsze jutro, a przynajmniej na tyle, żeby nie
popaść w depresję. Bo oddziaływaniu tej produkcji całkowicie oprzeć się nie
można, nie sposób przejść obojętnie obok treści wyłuszczonych w scenariuszu i
sportretowanych przez operatorów, bo w gruncie rzeczy to samo życie, bez hollywoodzkich
upiększeń.
Gdzie zdobyć ten film?
OdpowiedzUsuń