Skauci Ben Goudy i Carter Grant planują skończyć z taką formą spędzania
czasu, ze względu na niesławę wśród rówieśników. Jednak wstrzymują się z tym
posunięciem ze względu na ich przyjaciela, Augiego Fostera, od dziecka
zafascynowanego skautingiem i w pełni się w to angażującego. W wieczór, w którym
Augie ma otrzymać upragnione Odznaczenie Kondora chłopcy rozbijają obóz w lesie
i oczekują na druha Rogersa. Ich przywódca nie dociera jednak na miejsce, a
kiedy Augie zasypia jego przyjaciele postanawiają wymknąć się na tajną imprezę
studencką, na którą ich zaproszono. Po drodze zatrzymują się w klubie ze
striptizem, gdzie zostają zaatakowani przez żywe trupy. Z opresji ratuje ich
kelnerka, Denise Russo. Po wyjściu na zewnątrz uświadamiają sobie, że miasto
zdziesiątkowała plaga zombizmu. Pragnąc ratować siostrę Cartera, Kendall, w
której od lat się podkochuje, Ben mobilizuje pozostałych do zorganizowania
poszukiwań dziewczyny.
Horror komediowy Christophera Landona, który między innymi był
współscenarzystą „Niepokoju” D.J. Caruso oraz twórcą „Paranormal Activity: Naznaczeni”.
Scenariusz „Scouts Guide to the Zombie Apocalypse” powstał we współpracy
Landona z Carrie Lee Wilson oraz Emi Mochizuki. Początkowo miał być
dystrybuowany w systemie VOD prawie równolegle z paroma pokazami kinowymi, ale nie udało się zrealizować tych planów i firma
Paramount Pictures odpowiedzialna za wydanie produkcji ostatecznie zdecydowała
się na pokazy w kinach. Wierząc, że ich górnolotne plany propagowania przede
wszystkim dystrybucji internetowej kiedyś i tak się ziszczą, co zwiększy dostępność
filmów. Choć „Scouts Guide to the Zombie” nie odniósł kasowego sukcesu wielu
Amerykanów przychylnie spoglądało na przedsięwzięcie Christophera Landona. Nie
bez przyczyny, bo choć komediowe horrory o żywych trupach w dzisiejszych
czasach są dosyć powszechne, a już zwłaszcza w takim dosadnym wydaniu, trudno
oprzeć się wrażeniu, że scenariusz coś w sobie ma, w dodatku łatwego do
sprecyzowania.
Jakiś czas temu Stany Zjednoczone opanowała moda na przygotowywanie się do
rychłej apokalipsy zombie. Jedni podchodzą do tego z dystansem, wyłącznie w
celach rozrywkowych, a jeszcze inni autentycznie dopuszczają do siebie
możliwość ziszczenia się niniejszego nieprawdopodobnego scenariusza.
Oczywiście, co poniektórzy artyści ochoczo potęgują tę modę, zalewając rynek,
szczególnie literacki, poradnikami zawierającymi wskazówki, jak przeżyć w
obliczu takiego zagrożenia. Nie sposób nie zauważyć, że scenarzyści „Scout Guide
to the Zombie Apocalypse” pokusili się o swego rodzaju satyryczne spojrzenie na
niniejszy prąd, dowcipnie portretując zdolności skautów, przydatne podczas
apokalipsy zombie. Rzeczonymi harcerzykami są Ben, Carter i Augie (kolejno Tye
Sheridan, Logan Miller i Joey Morgan: wszyscy idealnie wcielający się w swoje
role), długoletni przyjaciele zmagający się z ostracyzmem rówieśników wywołanym
ich zajęciem, przez nastolatków uważanym za infantylne. Carter przykłada dużą
wagę do tych opinii, bowiem rzutują na jego życie towarzyskie, uniemożliwiając
przygodne romanse z kobietami. Dlatego też stara się namówić Bena do
wystąpienia z drużyny. Ten z kolei niechętnie podchodzi do tego pomysłu przez wzgląd
na Augiego, wielkiego miłośnika skautingu, którego bardzo łatwo zranić.
Konflikt chłopców jest co prawda dosyć przyziemny, ale umożliwia dokładne
sportretowanie głównych bohaterów, już podczas wstępnych sekwencji. W dodatku
twórcy robią to w tak niewymuszony, narracyjnie poprawny sposób, że dałam się ponieść
tej prostej historyjce oraz bez większych trudności zdołałam zapałać niejaką
sympatią do całej, tak odmiennej charakterologicznie trójki skautów. Kiedy na
scenę wkroczyła przebojowa kelnerka z klubu ze striptizem, Denise (urodziwa Sarah
Dumont), mężnie stawiająca czoła hordom żywych trupów skradła sporo mojej
uwagi, ale nie do takiego stopnia, żebym przestała sympatyzować z chłopcami.
Scenarzyści doskonale rozłożyli środki ciężkości pomiędzy wszystkich
protagonistów, dzięki czemu każdy z nich ma publiczności coś innego do
zaoferowania i każdy podchodzi do swojego zadania z taką charyzmą, że wręcz nie
można się nacieszyć ich w gruncie rzeczy nieskomplikowanymi, acz
magnetyzującymi sylwetkami.
Horrory komediowe o zombie zazwyczaj nierównomiernie żonglują grozą i
humorem, na niekorzyść tego pierwszego i tak też jest w tym przypadku. Krwawe sceny,
jak to często bywa w tego typu zombie
movies wygenerowano za pomocą komputera. „Pikselowa” posoka, co prawda nie
leje się po ekranie, bowiem nie przeholowano z makabrą, ale kiedy już w
przebłyskach się pojawia uderza takim fałszem, że pozostaje jedynie uśmiech na
widok kuriozalności niniejszych sekwencji. Szkoda, że po raz kolejny nie udało
się zrównoważyć elementów charakterystycznych dla horrorów ze stricte komediowymi
ustępami, ale przynajmniej znalazło się kilka udanych akcentów humorystycznych.
I głównie dzięki nim drugą część projekcji ogląda się z zainteresowaniem –
oczekiwaniem na kolejną osobliwość. Jelenie i koty zombie po seansie „Zombiebobrów”,
gdzie twórcy poszli na całość w przemianach zwierząt, nie porażają innowacyjnością,
czy choćby kuriozalnością. Ale za to ustępy z erotycznym podtekstem
wielce mnie rozbawiły (a na ogół nie przepadam za tego rodzaju humorem). Staruszka-zombie, której wypada szczęka i nieszczęsna
zostaje zmuszona do zasysania nagiego pośladka swojej ofiary, bez możliwości
wgryzienia się w soczyste mięso. Czy moim zdaniem najbardziej charakterystyczna
scena przytrzymywania się penisa żywego trupa, aby uniknąć wypadnięcia przez
okno, który się rozciąga i rozciąga… i wiadomo jak ten incydent się kończy.
Obok tych dosadnych żarcików „Scouts Guide to the Zombie Apocalypse” obfituje w
infantylne sekwencje, idealnie dopasowujące się do mojego dziwacznego poczucia
humoru, właśnie przez ich celowe, acz nienachalne zidiocenie. Moim zwycięzcą tego
rodzaju dowcipu jest śpiewanie „Baby One More Time” z zombiastycznym fanem
Britney Spears, dumnie obnoszącym jej podobiznę na koszulce. Rzecz jasna w tym
całym szaleństwie Landon znalazł chwilę na puszczanie oczek do fanów kina
grozy, wtłaczając kilka dosyć pomysłowych, acz nie wielce oryginalnych,
groteskowych scen mordów (na przykład szyjka butelki wbita w czoło, przez którą
wylewa się krew, głowa oderwana od reszty ciała za pomocą spuszczonej
okiennicy, czy masaż serca skończony z rękami zagłębionymi w klatce piersiowej
żywego trupa). Oczywiście, jak już wspomniałam makabra poraża zapewne celową
sztucznością, przez co zamiast zniesmaczać może jedynie śmieszyć bądź irytować.
Ponadto jedna scena przywiodła mi na myśl „Halloween” (tabliczka przy drodze z
nazwą Haddonfield). Ale to chyba nie było celowe nawiązanie, ponieważ poza tym „Scouts
Guide to the Zombie Apocalypse” nie prezentuje sobą dzieła, którego ambicją
byłoby uwypuklanie, czy też parodiowanie niektórych części składowych znanych
horrorów.
Jeśli ostał się jeszcze ktoś, kto nie odczuwa zniechęcenia na myśl o celowo
przerysowanych komediowych zombie movies,
żerujących na ogranych schematach to może bez namysłu sięgnąć po „Scouts Guide
to the Zombie Apocalypse”, bo pomimo konwencjonalności i sztucznych krwawych
scen film ogląda się z dużą przyjemnością. Do czego moim zdaniem w największym
stopniu przyczyniają się zgrabny humor i sylwetki protagonistów. A to jak się
okazuje (przynajmniej mnie) wystarczyło, abym mogła całkiem dobrze się bawić.
Więcej od widza twórcy niniejszego dziełka najprawdopodobniej nie oczekiwali,
więc mogę chyba wysnuć tezę, że w zderzeniu z moim gustem swój plan wykonali –
nie w pełni, ale w większości z całą pewnością.
Tak się składa, że pomału zacząłem już wracać z "odległej galaktyki" (co nie zmienia faktu, ze gry, książki i komiksy z uniwersum Gwiezdnych Wojen nadal stanowią większość dzieł z którymi się zapoznaję przez brak czasu) i wczoraj nadrobiłem ten film.
OdpowiedzUsuńO dziwo mnie nie zniechęca jeszcze ta stylistyka, ale trzeba przyznać, że większość tych filmów nie ma polotu, a humor wymuszony. Tutaj w teorii też nie obcujemy z tym, co widzieliśmy niejednokrotnie - zombie + seks. Mimo wszystko jest dobrze, przynajmniej jak na taki film. Nie wiem w czym tkwi jego siła, ale mimo podobieństwa do Cooties, ogląda się to znacznie ciekawej.
Byłbym nawet w stanie polecić ten film, chociaż oczywiście z odpowiednim ostrzeżeniem.