Portal
„Znajdź swoją drugą połówkę” daje użytkownikom możliwość
odnalezienia dopasowanego genetycznie partnera. Dzięki niemu miliony
ludzi znalazło szczęście u boku tej jednej jedynej osoby, która
jest ich drugą połówką. Inni wciąż czekają na sparowanie z ich
idealnym partnerem, a jeszcze inni nie czują potrzeby szukania w ten
sposób swojej wielkiej miłości. Część z nich nigdy nie znajdzie
dopasowanego genetycznie partnera, dlatego ci którym się to udało
przez ogół społeczeństwa są uważani za wielkich szczęściarzy.
Należą do nich między innymi mieszkający w Anglii Mandy,
Christopher, Jade, Ellie i Nick. Nie znają się. Nie łączy ich nic
oprócz narodowości i tego, że za pośrednictwem popularnego
portalu znaleźli swoją drugą połówkę. Ale czy rzeczywiście są
takimi szczęściarzami, jak myślą ci osobnicy, którzy nie zostali
sparowani? Czy teraz ich życie zmieni się na lepsze, czy może
znacznie się skomplikuje?
Anglik
John Marrs jest niezależnym dziennikarzem, który na rynku
literackim debiutował w 2013 roku powieścią „The Wronged Sons”.
Już ta publikacja spotkała się z ciepłym przyjęciem czytelników,
a wydana dwa lata później książka „Welcome To Wherever You Are”
przekonała dotychczasowych niedowiarków, że John Marrs nie jest
autorem jednego dobrze ocenianego utworu. Że nie powiedział
ostatniego słowa, że chce realizować się w tym zawodzie. Jego
trzecia powieść, „Dopasowani” pierwotnie ukazała się w 2016
roku. Natomiast polskie wydanie pojawiło się rok później i jak na
razie jest jedynym utworem Johna Marrsa goszczącym na naszym rynku.
Fabuła
thrillera „Dopasowani” została skonstruowana w oparciu o
pomysłowy wątek parowania genetycznego. Mówi się, że każdy ma
kogoś, kto jest mu przeznaczony, drugą połówkę jabłka, z którą
najpewniej połączy go miłość od pierwszego wejrzenia. W
opowieści Johna Marrsa to nie jest żadna mrzonka, która
podtrzymuje na duchu nieszczęśników uparcie szukających wielkiej
miłości tylko fakt mający mocne podparcie w dowodach naukowych.
Koncepcja Marrsa zakłada istnienie genu, który mówi, kto jest nam
przeznaczony. Oczywiście pod warunkiem, że będzie się dysponowało
odpowiednim materiałem porównawczym. A że nie każdy mieszkaniec
Ziemi zdecydował się przekazać swoje DNA korporacji funkcjonującej
pod nazwą „Znajdź swoją drugą połówkę” i mając na uwadze
to, że czyiś idealny partner może już nie żyć, nie każdemu
będzie dane odnaleźć tę jedną jedyną osobę, która jest mu
pisana. Tę jakże frapującą koncepcję można było (z mojego
punktu widzenia) łatwo zepsuć poprzez wtłoczenie w ramy powieści
romantycznej, ale John Marrs już swoimi wcześniejszymi publikacjami
dał opinii publicznej wyraźnie do zrozumienia, że specjalizuje się
w thrillerach. Można więc było spokojnie założyć, że wymyślony
przez niego portal „Znajdź swoją drugą połówkę” porządnie
namiesza w życiu czołowych bohaterów powieści. Świat kreślony
na kartach „Dopasowanych” jest światem, w którym niemalże nie
istnieje problem rasizmu, homofobii, ksenofobii i tym podobnych.
Ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich druga połówka
może mieszkać na drugim końcu świata, mieć inny kolor skóry,
czy tę samą płeć i zdecydowana większość z nich w zupełności
akceptuje taki stan rzeczy. Parowanie genetyczne zneutralizowało
więc wiele podziałów, ale wprowadziło inny. Zwykłe związki,
pary których nie łączy ten jeden konkretny gen są postrzegane
jako obywatele gorszego sortu. „Dwie połówki tego samego jabłka”
toczą bardziej komfortowy żywot, a przynajmniej tak się wydaje na
pierwszy rzut oka. W tym drugim obozie praktycznie wcale nie dochodzi
do rozwodów, wydaje się, że te związki są trwałe, że ci ludzie
mogą mieć absolutną pewność, że dożyją swoich dni u boku
jednego partnera. Ale co jeśli bratnią duszą jakiegoś
praworządnego obywatela jest przestępca? Seryjny morderca na ten
przykład, psychopata, który właśnie realizuje swój plan zabicia
trzydziestu kobiet? Albo pedofil, który nie zamierza zrezygnować z
folgowania swoim niezdrowym popędom nawet po odnalezieniu idealnej
partnerki? Czy partnerów tych osób rzeczywiście spotkało większe
szczęście niż tych, którzy pozostają w tradycyjnych, udanych
związkach? Czy oni naprawdę mogą mieć pewność zbudowania
trwałej, nierozerwalnej relacji? Bez wątpienia taki praworządny
obywatel albo od razu, od pierwszego wejrzenia, albo w niedługim
czasie pokocha swoją drugą połówkę, a to uczucie będzie
nieporównanie potężniejsze od tego scalającego zwyczajne związki.
I dotyczy to również tych osób, które do czasu znalezienia
swojego idealnego partnera nie mieli żadnych wątpliwości co do
swojej orientacji seksualnej. Tych, którym dopiero wynik badań DNA
unaocznił ich prawdziwe preferencje seksualne. A także tych osób,
którzy dowiedzą się, że ich druga połowa niedawno zmarła,
zostawiając po sobie ogromną pustkę, którą wypełni zwykła
obsesja. Zgubna albo zbawienna, to się okaże. Morał z tego taki,
że parowanie genetyczne ma zarówno swoje plusy, jak i minusy, że
dołączenie do tego programu wiąże się z pewnym ryzykiem, ale
niesie też za sobą obietnicę nieskończonego szczęścia u boku
idealnego partnera.
„Jacy
my, ludzie, jesteśmy chciwi. Jak chętnie oddamy wszystkich i
wszystko, co nam drogie, już na samą sugestię, że za rogiem może
czekać na nas coś lepszego.”
Dużym
walorem „Dopasowanych” nie jest jedynie chwytliwy, bardzo
oryginalny motyw przewodni fabuły - niezwykle intrygujące realia
ukształtowane przez wiekopomne odkrycie genetyczne i zagrożenia,
które ewidentnie ono generuje. Inną, jak się z czasem okazuje nie
mniejszą korzyścią płynącą z obcowania z tym utworem jest jego
konstrukcja, pomysłowy, acz ryzykowny sposób opowiadania tej
historii obrany przez Johna Marrsa. Nie licząc dwóch pojedynczych
przypadków autor naprzemiennie koncentruje się na losach pięciu
postaci, osób mieszkających w Anglii, ale w ogóle się
nieznających. Takie przeskoki od jednej osoby do drugiej początkowo
nieco mnie rozpraszały, osłabiały koncentrację, tym bardziej, że
Marrs zdecydował się na krótkie rozdziały – urywek z życia
danego bohatera/antybohatera kończył się zanim udało mi się
należycie w niego wsiąknąć, a kontynuowany był dopiero wtedy,
gdy przeprowadzono mnie przez fragmenty poświęcone pozostałym
postaciom. I to dotyczyło dosłownie każdej z tych osób. Z czasem
jednak zdołałam znaleźć odpowiedni rytm, zsynchronizować się ze
spojrzeniem autora, w pełni zaangażować w tę opowieść i wyrobić
w sobie przeświadczenie, że taka konstrukcja bardzo ułatwia
budowanie napięcia. Nie trzeba być Alfredem Hitchcockiem, żeby
dojść do wniosku, że taka forma może się bardzo przysłużyć
pisarzom mającym zamiłowanie do suspensu, że dzięki niej można
właściwie nieustannie zawieszać akcję w jak się wydaje
kluczowych momentach, kazać odbiorcy czekać na rozwinięcie tematu,
a tymczasem serwować taki sam zabieg pod koniec kolejnego rozdziału
poświęconego innej osobie. A potem następnego i następnego... W
ten oto sposób, pomimo że pierwszoplanowe postacie „Dopasowanych”
nic nie łączy, pomimo tego skakania w obrębie koła od jednego
bohatera/antybohatera do drugiego zostaje zachowana ciągłość,
tyle że nasza uwaga jest podzielona na pięć ścieżek fabularnych.
Żadna z nich nie jest fragmentaryczna, poszatkowana w sposób, który
wymaga od nas niemalże nadludzkiego wysiłku w celu poskładania
wszystkich wydarzeń w spójną całość. W żadną nie wkrada się
niepożądany chaos, ale musimy cały czas utrzymywać w pamięci
punkt, w którym ostatnio rozstaliśmy się z każdą z głównych
postaci powieści. Na początku może to nastręczać niemałych
niedogodności, ale John Marrs nie będzie długo zwlekał z
ułatwieniem nam tego zadania. Pomoże nam odnaleźć się w tej
eksperymentalnej konstrukcji, a uczyni to nie tylko poprzez w miarę
staranne portrety psychologiczne pierwszoplanowych postaci, ale
przede wszystkim dzięki niezliczonym zwrotom akcji, z których
zdecydowanej większości nie udało mi się przewidzieć. Te
metaforyczne bomby zaczyna detonować już we wstępnej partii
„Dopasowanych”. Już wówczas podrzuca kilka jakże podsycających
ciekawość rewelacji na temat swoich protagonistów i czarnego
charakteru, kreśli sytuacje, z których emanują wyraźne groźby
różnego rodzaju i daje jasno do zrozumienia, że to może być tego
rodzaju opowieść, w której nic nie jest takie, jak chwilę
wcześniej się wydawało. Nie udało mu się ustrzec kilku nudnawych
przestojów, losy właściwie wszystkich pierwszoplanowych postaci
omawianej powieści parokrotnie wytracają taki pęd, do jakiego
szybo przyzwyczaja nas John Marrs. Ale po jakimś czasie wracają na
odpowiedni tor. I co ważne te przestoje nie wkradają się
równocześnie w dzieje wszystkich czołowych postaci, dzięki czemu
nawet jeśli jakiś członek (albo dwóch) tej gromadki akurat nie
przeżywa niczego ciekawego to obecne dzieje pozostałych dostarczają
już sporo takich emocji, jakich z utęsknieniem poszukuje
przynajmniej duża część wielbicieli thrillerów.
Powieść
„Dopasowani” Johna Marrsa wydaje się być wprost idealną
propozycją dla tych fanów literackich dreszczowców, którym wciąż
mało zaskakujących zwrotów akcji i którzy nie mają nic przeciwko
niestandardowym sposobom snucia opowieści. I dla tych wielbicieli
trzymających w napięciu utworów, których akcja obraca się wokół
oryginalnego motywu nadającemu całości złowrogiego posmaczku już
we wstępnej fazie powieści, a z biegiem jej trwania sukcesywnie
intensyfikowanego. Na współczesnym światowym rynku literackim
można oczywiście odnaleźć lepsze thrillery, mogące poszczycić
się czy to dużo wnikliwszym wglądem w psychikę bohaterów, czy
skuteczniejszą żonglerką emocjami czytelnika, ale w mojej ocenie
John Marrs i tak wykazał się na tych i innych polach na tyle dużą
biegłością, żeby zasłużyć sobie na uwagę wielbicieli tego
gatunku.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz