czwartek, 2 listopada 2017

John Marrs „Dopasowani”

Portal „Znajdź swoją drugą połówkę” daje użytkownikom możliwość odnalezienia dopasowanego genetycznie partnera. Dzięki niemu miliony ludzi znalazło szczęście u boku tej jednej jedynej osoby, która jest ich drugą połówką. Inni wciąż czekają na sparowanie z ich idealnym partnerem, a jeszcze inni nie czują potrzeby szukania w ten sposób swojej wielkiej miłości. Część z nich nigdy nie znajdzie dopasowanego genetycznie partnera, dlatego ci którym się to udało przez ogół społeczeństwa są uważani za wielkich szczęściarzy. Należą do nich między innymi mieszkający w Anglii Mandy, Christopher, Jade, Ellie i Nick. Nie znają się. Nie łączy ich nic oprócz narodowości i tego, że za pośrednictwem popularnego portalu znaleźli swoją drugą połówkę. Ale czy rzeczywiście są takimi szczęściarzami, jak myślą ci osobnicy, którzy nie zostali sparowani? Czy teraz ich życie zmieni się na lepsze, czy może znacznie się skomplikuje?
 
Anglik John Marrs jest niezależnym dziennikarzem, który na rynku literackim debiutował w 2013 roku powieścią „The Wronged Sons”. Już ta publikacja spotkała się z ciepłym przyjęciem czytelników, a wydana dwa lata później książka „Welcome To Wherever You Are” przekonała dotychczasowych niedowiarków, że John Marrs nie jest autorem jednego dobrze ocenianego utworu. Że nie powiedział ostatniego słowa, że chce realizować się w tym zawodzie. Jego trzecia powieść, „Dopasowani” pierwotnie ukazała się w 2016 roku. Natomiast polskie wydanie pojawiło się rok później i jak na razie jest jedynym utworem Johna Marrsa goszczącym na naszym rynku.

Fabuła thrillera „Dopasowani” została skonstruowana w oparciu o pomysłowy wątek parowania genetycznego. Mówi się, że każdy ma kogoś, kto jest mu przeznaczony, drugą połówkę jabłka, z którą najpewniej połączy go miłość od pierwszego wejrzenia. W opowieści Johna Marrsa to nie jest żadna mrzonka, która podtrzymuje na duchu nieszczęśników uparcie szukających wielkiej miłości tylko fakt mający mocne podparcie w dowodach naukowych. Koncepcja Marrsa zakłada istnienie genu, który mówi, kto jest nam przeznaczony. Oczywiście pod warunkiem, że będzie się dysponowało odpowiednim materiałem porównawczym. A że nie każdy mieszkaniec Ziemi zdecydował się przekazać swoje DNA korporacji funkcjonującej pod nazwą „Znajdź swoją drugą połówkę” i mając na uwadze to, że czyiś idealny partner może już nie żyć, nie każdemu będzie dane odnaleźć tę jedną jedyną osobę, która jest mu pisana. Tę jakże frapującą koncepcję można było (z mojego punktu widzenia) łatwo zepsuć poprzez wtłoczenie w ramy powieści romantycznej, ale John Marrs już swoimi wcześniejszymi publikacjami dał opinii publicznej wyraźnie do zrozumienia, że specjalizuje się w thrillerach. Można więc było spokojnie założyć, że wymyślony przez niego portal „Znajdź swoją drugą połówkę” porządnie namiesza w życiu czołowych bohaterów powieści. Świat kreślony na kartach „Dopasowanych” jest światem, w którym niemalże nie istnieje problem rasizmu, homofobii, ksenofobii i tym podobnych. Ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich druga połówka może mieszkać na drugim końcu świata, mieć inny kolor skóry, czy tę samą płeć i zdecydowana większość z nich w zupełności akceptuje taki stan rzeczy. Parowanie genetyczne zneutralizowało więc wiele podziałów, ale wprowadziło inny. Zwykłe związki, pary których nie łączy ten jeden konkretny gen są postrzegane jako obywatele gorszego sortu. „Dwie połówki tego samego jabłka” toczą bardziej komfortowy żywot, a przynajmniej tak się wydaje na pierwszy rzut oka. W tym drugim obozie praktycznie wcale nie dochodzi do rozwodów, wydaje się, że te związki są trwałe, że ci ludzie mogą mieć absolutną pewność, że dożyją swoich dni u boku jednego partnera. Ale co jeśli bratnią duszą jakiegoś praworządnego obywatela jest przestępca? Seryjny morderca na ten przykład, psychopata, który właśnie realizuje swój plan zabicia trzydziestu kobiet? Albo pedofil, który nie zamierza zrezygnować z folgowania swoim niezdrowym popędom nawet po odnalezieniu idealnej partnerki? Czy partnerów tych osób rzeczywiście spotkało większe szczęście niż tych, którzy pozostają w tradycyjnych, udanych związkach? Czy oni naprawdę mogą mieć pewność zbudowania trwałej, nierozerwalnej relacji? Bez wątpienia taki praworządny obywatel albo od razu, od pierwszego wejrzenia, albo w niedługim czasie pokocha swoją drugą połówkę, a to uczucie będzie nieporównanie potężniejsze od tego scalającego zwyczajne związki. I dotyczy to również tych osób, które do czasu znalezienia swojego idealnego partnera nie mieli żadnych wątpliwości co do swojej orientacji seksualnej. Tych, którym dopiero wynik badań DNA unaocznił ich prawdziwe preferencje seksualne. A także tych osób, którzy dowiedzą się, że ich druga połowa niedawno zmarła, zostawiając po sobie ogromną pustkę, którą wypełni zwykła obsesja. Zgubna albo zbawienna, to się okaże. Morał z tego taki, że parowanie genetyczne ma zarówno swoje plusy, jak i minusy, że dołączenie do tego programu wiąże się z pewnym ryzykiem, ale niesie też za sobą obietnicę nieskończonego szczęścia u boku idealnego partnera.

Jacy my, ludzie, jesteśmy chciwi. Jak chętnie oddamy wszystkich i wszystko, co nam drogie, już na samą sugestię, że za rogiem może czekać na nas coś lepszego.”

Dużym walorem „Dopasowanych” nie jest jedynie chwytliwy, bardzo oryginalny motyw przewodni fabuły - niezwykle intrygujące realia ukształtowane przez wiekopomne odkrycie genetyczne i zagrożenia, które ewidentnie ono generuje. Inną, jak się z czasem okazuje nie mniejszą korzyścią płynącą z obcowania z tym utworem jest jego konstrukcja, pomysłowy, acz ryzykowny sposób opowiadania tej historii obrany przez Johna Marrsa. Nie licząc dwóch pojedynczych przypadków autor naprzemiennie koncentruje się na losach pięciu postaci, osób mieszkających w Anglii, ale w ogóle się nieznających. Takie przeskoki od jednej osoby do drugiej początkowo nieco mnie rozpraszały, osłabiały koncentrację, tym bardziej, że Marrs zdecydował się na krótkie rozdziały – urywek z życia danego bohatera/antybohatera kończył się zanim udało mi się należycie w niego wsiąknąć, a kontynuowany był dopiero wtedy, gdy przeprowadzono mnie przez fragmenty poświęcone pozostałym postaciom. I to dotyczyło dosłownie każdej z tych osób. Z czasem jednak zdołałam znaleźć odpowiedni rytm, zsynchronizować się ze spojrzeniem autora, w pełni zaangażować w tę opowieść i wyrobić w sobie przeświadczenie, że taka konstrukcja bardzo ułatwia budowanie napięcia. Nie trzeba być Alfredem Hitchcockiem, żeby dojść do wniosku, że taka forma może się bardzo przysłużyć pisarzom mającym zamiłowanie do suspensu, że dzięki niej można właściwie nieustannie zawieszać akcję w jak się wydaje kluczowych momentach, kazać odbiorcy czekać na rozwinięcie tematu, a tymczasem serwować taki sam zabieg pod koniec kolejnego rozdziału poświęconego innej osobie. A potem następnego i następnego... W ten oto sposób, pomimo że pierwszoplanowe postacie „Dopasowanych” nic nie łączy, pomimo tego skakania w obrębie koła od jednego bohatera/antybohatera do drugiego zostaje zachowana ciągłość, tyle że nasza uwaga jest podzielona na pięć ścieżek fabularnych. Żadna z nich nie jest fragmentaryczna, poszatkowana w sposób, który wymaga od nas niemalże nadludzkiego wysiłku w celu poskładania wszystkich wydarzeń w spójną całość. W żadną nie wkrada się niepożądany chaos, ale musimy cały czas utrzymywać w pamięci punkt, w którym ostatnio rozstaliśmy się z każdą z głównych postaci powieści. Na początku może to nastręczać niemałych niedogodności, ale John Marrs nie będzie długo zwlekał z ułatwieniem nam tego zadania. Pomoże nam odnaleźć się w tej eksperymentalnej konstrukcji, a uczyni to nie tylko poprzez w miarę staranne portrety psychologiczne pierwszoplanowych postaci, ale przede wszystkim dzięki niezliczonym zwrotom akcji, z których zdecydowanej większości nie udało mi się przewidzieć. Te metaforyczne bomby zaczyna detonować już we wstępnej partii „Dopasowanych”. Już wówczas podrzuca kilka jakże podsycających ciekawość rewelacji na temat swoich protagonistów i czarnego charakteru, kreśli sytuacje, z których emanują wyraźne groźby różnego rodzaju i daje jasno do zrozumienia, że to może być tego rodzaju opowieść, w której nic nie jest takie, jak chwilę wcześniej się wydawało. Nie udało mu się ustrzec kilku nudnawych przestojów, losy właściwie wszystkich pierwszoplanowych postaci omawianej powieści parokrotnie wytracają taki pęd, do jakiego szybo przyzwyczaja nas John Marrs. Ale po jakimś czasie wracają na odpowiedni tor. I co ważne te przestoje nie wkradają się równocześnie w dzieje wszystkich czołowych postaci, dzięki czemu nawet jeśli jakiś członek (albo dwóch) tej gromadki akurat nie przeżywa niczego ciekawego to obecne dzieje pozostałych dostarczają już sporo takich emocji, jakich z utęsknieniem poszukuje przynajmniej duża część wielbicieli thrillerów.

Powieść „Dopasowani” Johna Marrsa wydaje się być wprost idealną propozycją dla tych fanów literackich dreszczowców, którym wciąż mało zaskakujących zwrotów akcji i którzy nie mają nic przeciwko niestandardowym sposobom snucia opowieści. I dla tych wielbicieli trzymających w napięciu utworów, których akcja obraca się wokół oryginalnego motywu nadającemu całości złowrogiego posmaczku już we wstępnej fazie powieści, a z biegiem jej trwania sukcesywnie intensyfikowanego. Na współczesnym światowym rynku literackim można oczywiście odnaleźć lepsze thrillery, mogące poszczycić się czy to dużo wnikliwszym wglądem w psychikę bohaterów, czy skuteczniejszą żonglerką emocjami czytelnika, ale w mojej ocenie John Marrs i tak wykazał się na tych i innych polach na tyle dużą biegłością, żeby zasłużyć sobie na uwagę wielbicieli tego gatunku.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz