Przewiduje się, że w ciągu pięciu lat wyczerpią się światowe zasoby
energii na Ziemi. Grupa astronautów ma podjąć próbę zażegnania
kryzysu. Ich zadanie polega na uruchomieniu akceleratora cząstek
znajdującego się na stacji kosmicznej Cloverfield, który powinien
zapewnić całej planecie niewyczerpane zasoby energii. Wśród
załogi znajduje się Ava Hamilton, kobieta która niechętnie
zdecydowała się zostawić swojego męża Michaela na Ziemi, aby
wziąć udział w próbie ratowania ludzkości. Po kilkuset
miesiącach pobytu na stacji kosmicznej astronautom udaje się na
chwilę wytworzyć stabilną wiązkę. Ale zaraz potem dochodzi do
przeciążenia, po którym załoga znajduje nieznajomą kobietę w
ścianie Cloverfield. Dowiadują się od niej, że jest członkiem
załogi Cloverfield i dobrze ich zna, gdy tymczasem oni nigdy
wcześniej jej nie widzieli. Wkrótce na stacji zaczyna dochodzić do
jeszcze bardziej zagadkowych wydarzeń. Astronauci świadkują
irracjonalnym zjawiskom, a ich życie jest mocno zagrożone. Na
domiar złego wydaje się, że Ziemia zniknęła.
W
2012 roku poinformowano opinię publiczną o pracach nad „God
Particle” filmem science fiction w reżyserii Juliusa Onaha na
podstawie scenariusza Orena Uziela, producentem którego będzie J.J.
Abrams. Na realizację planowano przeznaczyć od pięciu do
dziesięciu milionów dolarów. „God Particle” miał być
oddzielnym obrazem, niepowiązanym z żadnym znanym tytułem, ale po
powstaniu „Cloverfield Lane 10” ogłoszono, że planowana
produkcja Onaha będzie połączona z filmami spod znaku
„Cloverfield” („Projekt: Monster” i „Cloverfield Lane 10”)
i zmieniono tytuł na „Cloverfield Movie”. Na początku stycznia
2018 roku platforma Netflix zakupiła prawa do wyświetlenia filmu i
w trakcie Super Bowl zaskoczyła opinię publiczną premierą
zwiastuna „The Cloverfield Paradox”, bo ostatecznie taki tytuł
nadano produkcji Juliusa Onaha i informacją, że ukaże się on na
Netflixie zaraz po zakończeniu meczu.
Szacunki
budżetowe są różne. Mówi się, że „Paradoks Cloverfield”
kosztował około czterdziestu pięciu milionów dolarów, ale
istnieją też źródła, które obstają przy dwudziestu sześciu
milionach dolarów. Ile by to nie było, oglądając „Paradoks
Cloverfield” nie ma się wrażenia obcowania z obrazem droższym
niźli co najwyżej połowa tej drugiej szacowanej sumy, zastanawiam
się więc co pochłonęło tak duże pieniądze. Scenariusz napisał
Oren Uziel, który w jednym z wywiadów przyznał, że gdy już
postanowiono włączyć ten obraz w serię? antologię?
„Cloverfield”, już w trakcie produkcji poddano go pewnym
przeróbkom, w czym on sam brał udział. Uziel zaznaczył jednak, że
nie ma tutaj wątków, które bezpośrednio nawiązują do dwóch
wcześniejszych obrazów spod znaku „Cloverfield”. Według niego
jest to bardziej filmowa antologia niźli seria, coś na kształt
„Strefy mroku”. W tym sensie, że fabuły wszystkich tych
produkcji nie są ze sobą powiązane, każdy z nich opowiada inną
historię, ale oglądając każdy z nich nie ma się żadnych
wątpliwości, że ma się do czynienia ze światem „Cloverfield”.
Ot, taka specyfika. I w sumie w pewnym stopniu muszę się z Uzielem
zgodzić. Nie do końca, bo jednak mam ogromne wątpliwości, czy
sama wiązałabym ze sobą te trzy filmy, gdyby nie firmowano ich
nazwą „Cloverfield”. Czy skojarzyłbym ze sobą te światy,
dopatrzyła się jakichś podobieństw. Naprawdę, szczerze w to
wątpię, niemniej łatwiej mi patrzeć na to jak na antologię niż
serię. Ale do rzeczy. „Paradoks Cloverfield” to horror science
fiction, który kazał mi pomyśleć o innym reprezentancie tego
gatunku UWAGA SPOILER „Ukrytym wymiarze” Paula Andersona
KONIEC SPOILERA, chociaż podobieństwa nie są jakoś
szczególnie duże. Rzecz dzieje się na stacji kosmicznej
Cloverfield, której załoga zderza się ze zjawiskiem
przypominającym to widziane w wyżej wymienionym tytule. Po
przeciążeniu akceleratora cząstek, którego starają się
uruchomić, aby uchronić Ziemię przed kryzysem energetycznym,
uświadamiają sobie, że ich planeta zniknęła. Tak po prostu.
Jeszcze przed chwilą ją widzieli, a teraz zwyczajnie jej nie ma.
Astronauci biorą pod uwagę to, że stacja mogła się przemieścić,
ale nie wykluczają bardziej przerażającej możliwości zniknięcia
ich planety. W tym miejscu już robi się ciekawie, ale jeszcze
bardziej zagadkowe jest odnalezienie kobiety w ścianie Cloverfield.
Przez ciało kobiety przechodzącą przewody, co wygląda tak, jakby
wkomponowano ją w tę konstrukcję. I jest to wyraz niemałej
kreatywności twórców. Co równie ważne rany prezentują się
bardzo realistycznie, uwidacznia się tutaj profesjonalizm osób
odpowiedzialnych za efekty specjalne, który jednakowoż nie rozciąga
się na cały film. Największe rozczarowanie przyniosło mi
wymiotowanie glistami, bo wyobraziłam sobie, jak obrzydliwie by się
to prezentowało, gdyby ograniczono się do praktycznych efektów,
bez wspomagania komputerowego, które to odarło tę jakże pomysłową
sekwencję z realizmu. A co za tym idzie nie odczułam nawet lekkiego
zniesmaczenia, pomimo ewidentnie ohydnej koncepcji scenarzysty.
Innych przejawów większej kreatywności twórców w okaleczaniu i
eliminowaniu astronautów nie zauważyłam, ale z niejakim
zadowoleniem przyjęłam udział rąsi, chodzącej i zdolnej
komunikować się z załogą ręki odciętej jednemu z bohaterów
filmu. Ten element dożywotnio będzie mi się kojarzył z „Rodziną
Addamsów” (choć tam mieliśmy samą dłoń), ale dobrze było
popatrzeć na niedługie bezsprzecznie dowcipne przejścia z tą
ożywiona kończyną.
Wydarzenia
rozgrywające się na stacji kosmicznej Cloverfield przeplatają się
z dużo krótszymi losami Michaela Hamiltona, męża Avy, kobiety,
która dołączyła do załogi starającej się uruchomić
akcelerator cząstek. Te wstawki wydają się zupełnie niepotrzebne,
wręcz szkodzące „Paradoksowi Cloverfield”. UWAGA SPOILER
A bo przedwcześnie rozwiewają tajemnicę – mówią widzom, że
Ziemia wcale nie zniknęła. Osoby zaznajomione z wcześniejszymi
filmami spod znaku „Cloverfield” mogą przyjmować fragmenty
poświęcone Michaelowi z tym większą irytacją. Bo istnieje
ryzyko, że przedwcześnie wyciągną z nich właściwe wnioski.
Domyślą się, do jakiego punktu to wszystko zmierza, jak zostanie
sfinalizowana ta historia. Moim zdaniem Michaela powinno się pokazać
pod koniec, wtedy gdy już siedzi w bunkrze i dociera do niego
informacja, że jego żona wraca na Ziemię. Takie podejście moim
zdaniem o wiele lepiej by się sprawdziło KONIEC SPOILERA.
Choć akcja osadzona na Cloverfield jakichś większych zgrzytów mi
nie przyniosła, choć samą fabułę wchłaniało się dosyć łatwo,
to bardzo brakowało mi istotnego ogniwa w postaci klaustrofobicznego
klimatu. „Paradoks Cloverfield” nie jest wyjałowiony z mroku,
twórcy operują ciemnymi barwami, ale i tak przydałoby się większe
zagęszczenie ciemności przynajmniej w niektórych scenach. Lekkie
przybrudzenie zdjęć też pewnie przysłużyłoby się temu
obrazowi, ale najbardziej przydatne byłyby zręczne operatorskie
triki wywołujące w widzach złudne wrażenie przebywania bohaterów
w dużo ciaśniejszych pomieszczeniach niż miało to miejsce w
rzeczywistości. Gdyby widz śledzący ich przejścia co chwilę miał
poczucie niedostrzegalnego przemieszczenia się ścian Cloverfield do
wewnątrz, bo takie zabiegi w kinie grozy czasami sprawiają, że
widz autentycznie czuje jak jego krtań się zaciska, jakby coś go
lekko przyduszało. A od horroru, którego lwia część akcji
rozgrywa się na tak mocno ograniczonej przestrzeni, jaką daje
stacja kosmiczna można chyba oczekiwać tego rodzaju emocji. A
tymczasem „Paradoks Cloverfield” nie dość, że mi takowych nie
dostarczył to wręcz nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że
operatorzy starają się uzyskać wprost odwrotny efekt: że zamiast
tworzyć ułudę pomniejszania miejsca akcji tak lawirują kamerami,
że przestrzeń wydaje się być większa niż jest w istocie. Nie
jestem tylko przekonana, czy ta obserwacja jest zgodna ze stanem
faktycznym, to mogło być wszak całkowicie subiektywne odczucie.
Całkiem możliwe, że gros odbiorców „Paradoksu Cloverfield”
spojrzy na te zdjęcia zupełnie innym okiem, że ich odczucia nie
pokryją się z moimi trudnymi do wyjaśnienia wrażeniami. Może po
prostu przywykłam do innych sposób wprowadzania klaustrofobicznej
atmosfery, do innego rodzaju zabiegów operatorskich, tak bardzo, że
trochę inne podejście w jedynie moich oczach daje skutek odwrotny
do zamierzonego.
„Cloverfield
Lane 10” ten oto obraz moim zdaniem nie przebił. Ba! Nawet się do
niego zbytnio nie zbliżył, ale daleka jestem od posądzania jego
twórców o kompletną fuszerkę. „Paradoks Cloverfield” Juliusa
Onaha oglądało mi się całkiem znośnie. W zachwyt nie wpadłam,
ogromnych emocji również mi nie dostarczył, ale jako taka
niewymagająca myślenia, lżejsza rozrywka omawiany horror science
fiction jako tako w moim przypadku się sprawdził. Taki średniaczek
na jeden raz – ani zły, ani dobry. Nie wypada mi więc usilnie go
odradzać osobom niemającym nic przeciwko horrorom science fiction,
ale też nie czuję się w obowiązku gorąco go polecać.
Dzień dobryyyy! :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się kompletnie z Twoją opinią - film nie jest ani dobry ani zły, ot taki średniaczek, któremu zabrakło kilku elementów. Ogląda się nawet przyjemnie i bez bólu, ale czasem ma się wrażenie, że to faktycznie obraz, który był robiony z myślą nie do kina, a straight-to-DVD co wykorzystał Netflix. Najgorsza część cyklu choć fanom sci-fi może przypaść do gustu.