środa, 7 lutego 2018

„Paradoks Cloverfield” (2018)

Przewiduje się, że w ciągu pięciu lat wyczerpią się światowe zasoby energii na Ziemi. Grupa astronautów ma podjąć próbę zażegnania kryzysu. Ich zadanie polega na uruchomieniu akceleratora cząstek znajdującego się na stacji kosmicznej Cloverfield, który powinien zapewnić całej planecie niewyczerpane zasoby energii. Wśród załogi znajduje się Ava Hamilton, kobieta która niechętnie zdecydowała się zostawić swojego męża Michaela na Ziemi, aby wziąć udział w próbie ratowania ludzkości. Po kilkuset miesiącach pobytu na stacji kosmicznej astronautom udaje się na chwilę wytworzyć stabilną wiązkę. Ale zaraz potem dochodzi do przeciążenia, po którym załoga znajduje nieznajomą kobietę w ścianie Cloverfield. Dowiadują się od niej, że jest członkiem załogi Cloverfield i dobrze ich zna, gdy tymczasem oni nigdy wcześniej jej nie widzieli. Wkrótce na stacji zaczyna dochodzić do jeszcze bardziej zagadkowych wydarzeń. Astronauci świadkują irracjonalnym zjawiskom, a ich życie jest mocno zagrożone. Na domiar złego wydaje się, że Ziemia zniknęła.

W 2012 roku poinformowano opinię publiczną o pracach nad „God Particle” filmem science fiction w reżyserii Juliusa Onaha na podstawie scenariusza Orena Uziela, producentem którego będzie J.J. Abrams. Na realizację planowano przeznaczyć od pięciu do dziesięciu milionów dolarów. „God Particle” miał być oddzielnym obrazem, niepowiązanym z żadnym znanym tytułem, ale po powstaniu „Cloverfield Lane 10” ogłoszono, że planowana produkcja Onaha będzie połączona z filmami spod znaku „Cloverfield” („Projekt: Monster” i „Cloverfield Lane 10”) i zmieniono tytuł na „Cloverfield Movie”. Na początku stycznia 2018 roku platforma Netflix zakupiła prawa do wyświetlenia filmu i w trakcie Super Bowl zaskoczyła opinię publiczną premierą zwiastuna „The Cloverfield Paradox”, bo ostatecznie taki tytuł nadano produkcji Juliusa Onaha i informacją, że ukaże się on na Netflixie zaraz po zakończeniu meczu.

Szacunki budżetowe są różne. Mówi się, że „Paradoks Cloverfield” kosztował około czterdziestu pięciu milionów dolarów, ale istnieją też źródła, które obstają przy dwudziestu sześciu milionach dolarów. Ile by to nie było, oglądając „Paradoks Cloverfield” nie ma się wrażenia obcowania z obrazem droższym niźli co najwyżej połowa tej drugiej szacowanej sumy, zastanawiam się więc co pochłonęło tak duże pieniądze. Scenariusz napisał Oren Uziel, który w jednym z wywiadów przyznał, że gdy już postanowiono włączyć ten obraz w serię? antologię? „Cloverfield”, już w trakcie produkcji poddano go pewnym przeróbkom, w czym on sam brał udział. Uziel zaznaczył jednak, że nie ma tutaj wątków, które bezpośrednio nawiązują do dwóch wcześniejszych obrazów spod znaku „Cloverfield”. Według niego jest to bardziej filmowa antologia niźli seria, coś na kształt „Strefy mroku”. W tym sensie, że fabuły wszystkich tych produkcji nie są ze sobą powiązane, każdy z nich opowiada inną historię, ale oglądając każdy z nich nie ma się żadnych wątpliwości, że ma się do czynienia ze światem „Cloverfield”. Ot, taka specyfika. I w sumie w pewnym stopniu muszę się z Uzielem zgodzić. Nie do końca, bo jednak mam ogromne wątpliwości, czy sama wiązałabym ze sobą te trzy filmy, gdyby nie firmowano ich nazwą „Cloverfield”. Czy skojarzyłbym ze sobą te światy, dopatrzyła się jakichś podobieństw. Naprawdę, szczerze w to wątpię, niemniej łatwiej mi patrzeć na to jak na antologię niż serię. Ale do rzeczy. „Paradoks Cloverfield” to horror science fiction, który kazał mi pomyśleć o innym reprezentancie tego gatunku UWAGA SPOILER „Ukrytym wymiarze” Paula Andersona KONIEC SPOILERA, chociaż podobieństwa nie są jakoś szczególnie duże. Rzecz dzieje się na stacji kosmicznej Cloverfield, której załoga zderza się ze zjawiskiem przypominającym to widziane w wyżej wymienionym tytule. Po przeciążeniu akceleratora cząstek, którego starają się uruchomić, aby uchronić Ziemię przed kryzysem energetycznym, uświadamiają sobie, że ich planeta zniknęła. Tak po prostu. Jeszcze przed chwilą ją widzieli, a teraz zwyczajnie jej nie ma. Astronauci biorą pod uwagę to, że stacja mogła się przemieścić, ale nie wykluczają bardziej przerażającej możliwości zniknięcia ich planety. W tym miejscu już robi się ciekawie, ale jeszcze bardziej zagadkowe jest odnalezienie kobiety w ścianie Cloverfield. Przez ciało kobiety przechodzącą przewody, co wygląda tak, jakby wkomponowano ją w tę konstrukcję. I jest to wyraz niemałej kreatywności twórców. Co równie ważne rany prezentują się bardzo realistycznie, uwidacznia się tutaj profesjonalizm osób odpowiedzialnych za efekty specjalne, który jednakowoż nie rozciąga się na cały film. Największe rozczarowanie przyniosło mi wymiotowanie glistami, bo wyobraziłam sobie, jak obrzydliwie by się to prezentowało, gdyby ograniczono się do praktycznych efektów, bez wspomagania komputerowego, które to odarło tę jakże pomysłową sekwencję z realizmu. A co za tym idzie nie odczułam nawet lekkiego zniesmaczenia, pomimo ewidentnie ohydnej koncepcji scenarzysty. Innych przejawów większej kreatywności twórców w okaleczaniu i eliminowaniu astronautów nie zauważyłam, ale z niejakim zadowoleniem przyjęłam udział rąsi, chodzącej i zdolnej komunikować się z załogą ręki odciętej jednemu z bohaterów filmu. Ten element dożywotnio będzie mi się kojarzył z „Rodziną Addamsów” (choć tam mieliśmy samą dłoń), ale dobrze było popatrzeć na niedługie bezsprzecznie dowcipne przejścia z tą ożywiona kończyną.

Wydarzenia rozgrywające się na stacji kosmicznej Cloverfield przeplatają się z dużo krótszymi losami Michaela Hamiltona, męża Avy, kobiety, która dołączyła do załogi starającej się uruchomić akcelerator cząstek. Te wstawki wydają się zupełnie niepotrzebne, wręcz szkodzące „Paradoksowi Cloverfield”. UWAGA SPOILER A bo przedwcześnie rozwiewają tajemnicę – mówią widzom, że Ziemia wcale nie zniknęła. Osoby zaznajomione z wcześniejszymi filmami spod znaku „Cloverfield” mogą przyjmować fragmenty poświęcone Michaelowi z tym większą irytacją. Bo istnieje ryzyko, że przedwcześnie wyciągną z nich właściwe wnioski. Domyślą się, do jakiego punktu to wszystko zmierza, jak zostanie sfinalizowana ta historia. Moim zdaniem Michaela powinno się pokazać pod koniec, wtedy gdy już siedzi w bunkrze i dociera do niego informacja, że jego żona wraca na Ziemię. Takie podejście moim zdaniem o wiele lepiej by się sprawdziło KONIEC SPOILERA. Choć akcja osadzona na Cloverfield jakichś większych zgrzytów mi nie przyniosła, choć samą fabułę wchłaniało się dosyć łatwo, to bardzo brakowało mi istotnego ogniwa w postaci klaustrofobicznego klimatu. „Paradoks Cloverfield” nie jest wyjałowiony z mroku, twórcy operują ciemnymi barwami, ale i tak przydałoby się większe zagęszczenie ciemności przynajmniej w niektórych scenach. Lekkie przybrudzenie zdjęć też pewnie przysłużyłoby się temu obrazowi, ale najbardziej przydatne byłyby zręczne operatorskie triki wywołujące w widzach złudne wrażenie przebywania bohaterów w dużo ciaśniejszych pomieszczeniach niż miało to miejsce w rzeczywistości. Gdyby widz śledzący ich przejścia co chwilę miał poczucie niedostrzegalnego przemieszczenia się ścian Cloverfield do wewnątrz, bo takie zabiegi w kinie grozy czasami sprawiają, że widz autentycznie czuje jak jego krtań się zaciska, jakby coś go lekko przyduszało. A od horroru, którego lwia część akcji rozgrywa się na tak mocno ograniczonej przestrzeni, jaką daje stacja kosmiczna można chyba oczekiwać tego rodzaju emocji. A tymczasem „Paradoks Cloverfield” nie dość, że mi takowych nie dostarczył to wręcz nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że operatorzy starają się uzyskać wprost odwrotny efekt: że zamiast tworzyć ułudę pomniejszania miejsca akcji tak lawirują kamerami, że przestrzeń wydaje się być większa niż jest w istocie. Nie jestem tylko przekonana, czy ta obserwacja jest zgodna ze stanem faktycznym, to mogło być wszak całkowicie subiektywne odczucie. Całkiem możliwe, że gros odbiorców „Paradoksu Cloverfield” spojrzy na te zdjęcia zupełnie innym okiem, że ich odczucia nie pokryją się z moimi trudnymi do wyjaśnienia wrażeniami. Może po prostu przywykłam do innych sposób wprowadzania klaustrofobicznej atmosfery, do innego rodzaju zabiegów operatorskich, tak bardzo, że trochę inne podejście w jedynie moich oczach daje skutek odwrotny do zamierzonego.

„Cloverfield Lane 10” ten oto obraz moim zdaniem nie przebił. Ba! Nawet się do niego zbytnio nie zbliżył, ale daleka jestem od posądzania jego twórców o kompletną fuszerkę. „Paradoks Cloverfield” Juliusa Onaha oglądało mi się całkiem znośnie. W zachwyt nie wpadłam, ogromnych emocji również mi nie dostarczył, ale jako taka niewymagająca myślenia, lżejsza rozrywka omawiany horror science fiction jako tako w moim przypadku się sprawdził. Taki średniaczek na jeden raz – ani zły, ani dobry. Nie wypada mi więc usilnie go odradzać osobom niemającym nic przeciwko horrorom science fiction, ale też nie czuję się w obowiązku gorąco go polecać.

1 komentarz:

  1. Dzień dobryyyy! :)
    Zgadzam się kompletnie z Twoją opinią - film nie jest ani dobry ani zły, ot taki średniaczek, któremu zabrakło kilku elementów. Ogląda się nawet przyjemnie i bez bólu, ale czasem ma się wrażenie, że to faktycznie obraz, który był robiony z myślą nie do kina, a straight-to-DVD co wykorzystał Netflix. Najgorsza część cyklu choć fanom sci-fi może przypaść do gustu.

    OdpowiedzUsuń