Od niedawna funkcjonujący na scenie muzycznej duet country pop o nazwie Torn Hearts, którego tworzą przyjaciółki Jordan Wilder i Leigh Blackhouse, zdobywa adres swojej idolki, niegdysiejszej gwiazdy muzyki country Harper Dutch. Kobieta występowała ze swoją siostrą Hope, a po jej nagłej śmierci odizolowała się od ludzi. Jordan i Leigh niezwłocznie udają się do stojącego na odludziu domu Harper z zamiarem namówienia jej do wspólnego nagrania piosenki. Kobieta niechętnie wpuszcza je do środka i daje im jasno do zrozumienia, że nie jest zainteresowana współpracą. A potem zmienia zdanie. Jordan i Leigh nie posiadają się ze szczęścia, gdy Harper proponuje stworzenie tria. Dziewczyny spędzają u niej noc, a następnego dnia, tuż po przebudzeniu, Jordan dopadają złe przeczucia. Zachowanie gospodyni niepokoi ją na tyle, że chce wrócić do miasta, ale Leigh stanowczo sprzeciwia się temu pomysłowi. Nie zamierza przepuścić szansy na wielką sławę.
„Torn Hearts” to zrealizowany niewielkim kosztem amerykański thriller – oficjalnie klasyfikowany jako horror – wyreżyserowany przez realizującą się głównie w aktorstwie Brea Grant, twórczynię między innymi „12 Hour Shift” (2020) z Angelą Bettis w roli głównej. Scenariusz (wraz z piosenkami) napisała debiutująca w pełnym metrażu Rachel Koller Croft. Tekst zwrócił uwagę ludzi z Blumhouse, którzy znając wrażliwość Brea Grant przekazali go w jej ręce. Po zapoznaniu się z nim Grant przeszła przez tradycyjny proces prezentacji swojej wizji, która szybko została zaakceptowana przez producentów. Historia Rachel Koller Croft zainteresowała Grant przede wszystkim dlatego, że nigdy wcześniej nie widziała połączenia muzyki country z horrorem, a zatem wątpiła, żeby kiedyś jeszcze trafiła jej się szansa na nakręcenie czegoś w tym rodzaju. Nie bez znaczenia było też to, że to opowieść przede wszystkim o kobietach. I o tym, jak bywają traktowane w przemyśle rozrywkowym. Pracując nad „Torn Hearts” Brea Grant miała przed oczami głównie „Misery” Roba Reinera, ale myślała też o „Co się zdarzyło Baby Jane?” Roberta Aldricha, „Bulwarze Zachodzącego Słońca” Billy'ego Wildera i „Szarych ogrodach” Ellen Hovde oraz Alberta i Davida Mayslesów. „Torn Hearts” trafił bezpośrednio do internetu – dystrybucja ruszyła 20 maja 2022 roku.
„Torn Hearts” otwiera fragment telewizyjnego wywiadu sprzed lat z duetem country The Dutchess Sisters. W czasach współczesnych towarzyszymy zaprzyjaźnionym dwudziestoparoletnim kobietom, które od niedawna razem występują na scenie. Zastajemy ich w Nashville w stanie Tennessee, amerykańskiej stolicy muzyki country. Jordan Wilder (Abby Quinn) pisze teksty, gra na gitarze i jest drugą wokalistką, a Leigh Blackhouse (Alexxis Lemire) pierwszą – frontmanka. Ich menadżerem jest Richie Rowley Jones (Joshua Leonard), z którym Leigh spotyka się również na gruncie prywatnym. Mężczyzna zdecydowanie gorszą relację ma z Jordan, która nie ukrywa, że trzyma kciuki za rychły rozpad jego związku z Leigh. Nie lubi go i wygląda na to, że z wzajemnością. Tuż po występie w barze w Nashville Jordan wdaje się w pogawędkę z Calebem Crawfordem (Shiloh Fernandez), wschodzącą gwiazdką country, która niebawem ma wyruszyć w trasę koncertową. One też na to liczą, ale koniec końców decydują się zawalczyć o współpracę z Harper Dutch (Katey Sagal, która w moich oczach przyćmiła całą resztę aktorskiej obsady; niemniej odbierałam też ciekawe wibracje – niezła chemia – od Abby Quinn i Alexxis Lemire), połową siostrzanego teamu country przedstawionego w prologu, który rozpadł się jakiś czas temu. Główna wokalistka, Hope Dutch, zmarła, a jej siostra Harper, zaczęła prowadzić samotniczy żywot. Posiadłość na odludziu. Całkiem duży dom niemal po brzegi wypełniony przedmiotami, a zatem jest tu (nie)naturalnie ciasno – mnóstwo mebli, mnóstwo pamiątek z działalności The Dutchess Sisters, mnóstwo zdjęć Hope – i zaniedbane, też niemałe, podwórze. Adres Harper Dutch Jordan dostaje od swojego przygodnego kochanka, Caleba Crawforda, który z jakiegoś sobie tylko znanego powodu, uważa, że dziewczyny nie powinny wchodzić z nią w żadne układy. Ale to przecież Harper Dutch. Ta Harper Dutch! Jordan, pewnie zgodnie z przewidywaniami, nie musi długo namawiać swojej przyjaciółki do odwiedzenia tej legendy muzyki country. Obie są jej fankami, ale Leigh większą. A zatem: w drogę. W pogoń za marzeniami. Jak można się tego spodziewać Harper nie przyjmuje ich ciepło. I nie miałam najmniejszych wątpliwości, że nie chodzi o zakłócenie jej spokoju przez kompletnie obce jej osoby. Ta wyczuwalna niechęć gospodyni do, bądź co bądź, nieproszonych, niechcianych gości, prawie na pewno ma mniej prozaiczną przyczynę. Nie musiałam długo czekać na potwierdzenie tych podejrzeń. Jordan i Leigh spędzą noc – kompletnie pijane – u tej wielce podejrzanej kobiety, a gdy wstanie nowy dzień (właściwie popołudnie, a przynajmniej dziewczyny zgadują, że spały do tej pory – w domu Harper nie widać zegarów, a telefon Leigh gdzieś się zapodział) Jordan usłyszy coś, co każe jej brać nogi za pas. Alarmujący monolog Harper, której najwyraźniej wydaje się, że z kimś rozmawia. Nie z kimś, tylko ze swoją zmarłą siostrą. Zmarłą? Na pewno? Jordan nie ma takich wątpliwości. Nie bierze pod uwagę tego, że Hope może ukrywać się w tym zagraconym domu – właściwie to bardziej muzeum niż dom mieszkalny: pełen zapewne cennych zbiorów z okresu świetności The Dutchess Sisters. Jordan chce natychmiast wracać do miasta, ale Leigh staje okoniem. Sytuację załagadza nie kto inny, jak Harper. Uspokaja Jordan... ale nie na długo. Wytrawna manipulantka? Cóż, na pewno wiedząca, które guziki naciskać, żeby te konkretne dziewczyny podporządkowały się jej woli. Spełniały jej nietypowe zachcianki. A przynajmniej jedną: przyznaję, że z konfuzją przyglądałam się poczynaniom w piwnicy. Naprawdę? Ale serio? Czego to ludzie nie zrobią dla sławy.
(źródło: https://www.heavenofhorror.com/)
Były sobie trzy dziewczynki w smutnym domu na odludziu. Dwie marzyły o grzaniu się w blasku sławy, a trzecia miała tajemnicę. Potem przyszedł wilk i... ich nie zjadł. Ale i tak już nieciekawa sytuacja jeszcze bardziej się zaogniła. W tym smutnym domu na odludziu. Taka to niewesoła opowieść od Blumhouse Television. Wyreżyserowany przez Brea Grant na podstawie scenariusza Rachel Koller Croft thriller, czy jak kto woli horror, o desperackiej pogoni za marzeniami, okrutnej (wobec kobiet) branży rozrywkowej oraz potencjalnie niebezpiecznej i niewątpliwie nieperfekcyjnej pani domu, która w swoje nieskromne progi wpuści dwie nieznajome. Ani nie odradzam, ani nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz