środa, 6 lipca 2022

Scott Hawkins „Biblioteka na Górze Opiec”

 

Garrison Oaks: na pierwszy rzut oka niczym niewyróżniające się amerykańskie osiedle. W rzeczywistości siedziba wielowiekowego bóstwa Ablakhy alias Adama Blacka, właściciela niezwykłej Biblioteki. Dla Carolyn Sopaski i jej przyszywanego rodzeństwa jest po prostu Ojcem. Bezwzględnym mentorem, który adoptował ich w dzieciństwie. Pod jego surowym okiem każdy z nich studiował inny katalog tajemnej wiedzy i nadzwyczajnych umiejętności. Carolyn przypadły języki, wszystkie, jakie kiedykolwiek istniały. Nagłe zniknięcie Ojca i niepojęte odcięcie jego uczniom dostępu do bezcennej Biblioteki, zmusza tych ostatnich do współdziałania. Najważniejsze jest odzyskanie Biblioteki i rozpracowanie wroga, którym, jak dobrze wiedzą, może być jedno z nich. Odnalezienie w świecie żywych lub umarłych i sprowadzenie z powrotem Ojca, przynajmniej dla większości z nich nie jest priorytetem. Ale zrobią to, jeśli tylko będzie taka możliwości. Prawdopodobnie, prawie na pewno, być może. Tymczasem Carolyn wciąga w ich sprawę nic nie rozumiejącego, mocno zdezorientowanego zwykłego Amerykanina, hydraulika z przestępczą przeszłością, Steve'a Hodgsona.

Scott Hawkins urodził się w Idaho, dorastał w Karolinie Południowej, studiował na University of South Carolina na kierunku informatycznym. Potem zajmował różne stanowiska komputerowe, stworzył też kilka poradników informatycznych, a „Biblioteka na Górze Opiec” (oryg. „The Library at Mount Char”) to jego pierwsza wydana powieść. Utwór fantasy, który swoją światową premierę miał w 2015 roku, a w Polsce zadebiutował siedem lat później pod szyldem wydawnictwa Mag – twarda oprawa pokolorowana przez Dark Crayon, jak zwykłe w przepięknym tłumaczeniu Pauliny Braiter. Wszystko zaczęło się w 2006 lub 2007 roku na warsztatach pisarskich z Barbarą Gordon (Batgirl!), która w pewnym momencie zaczęła utyskiwać na to, że w kulturze popularnej bibliotekarki i bibliotekarzy zwykle przedstawia się jako łagodne mole książkowe. Powiedziała, że marzy jej się choć jeden zabójczy wariat w tej szacownej profesji. Hawkins zanotował to sobie („bibliotekarze mordercy”) i temat został z nim na dłużej. Na wczesnym etapie prac, w ramach przygotowań, obejrzał trochę filmów z femme fatales i innymi seksownymi kobietami („Żar ciała” Lawrence'a Kasdana, „Pełnia zła” Harolda Beckera, „Ostatnie uwiedzenie” Johna Dahla); pomocne okazały się też między innymi takie książki jak „Writing the Breakout Novel” Donalda Maassa, „Art of Fiction” Johna Gardnera i „Dynamic Characters” Nancy Kress. Pierwszą czytelniczą miłością Hawkinsa był Robert Heinlein, a następny był Stephen King – po przeczytaniu jego „Miasteczka Salem” Hawkins poważnie zaczął myśleć o zostaniu powieściopisarzem. Duży wpływ na jego pióro mieli Thomas Harris (jego ulubiona książka z Hannibalem Lecterem to „Czerwony smok”) i Ursula K. Le Guin. Swoje pewnie zrobiły też eseje Annie Dillard, a z nowszych czytelniczych fascynacji Scotta Hawkinsa, dumnego posiadacza gromadki psów, to na pewno twórczość Adama Johnsona.

Niezbyt mroczna, choć dość brutalna, dowcipna i przede wszystkim pomysłowa powieść fantasy wspaniale się zapowiadającego amerykańskiego powieściopisarza, który lubi gotować i kocha psy. Postać, którą postawił w centralnym punkcie „Biblioteki na Górze Opiec”, młoda kobieta Carolyn Sopaski, ma zgoła inny stosunek do tych czworonożnych stworzeń. W zasadzie Scott Hawkins w niemałym zakresie stworzył ją na swoje niepodobieństwo. Carolyn i jej przyszywane rodzeństwo drastycznie odstają od amerykańskiego społeczeństwa. W zasadzie od dawna nie uważają się za Amerykanów. Mieszkają w Stanach Zjednoczonych, na ekstremalnie nietypowym osiedlu Garrison Oaks, leżącym przy Garrison Drive. Urodzili się Amerykanami, ale stali... kimś innym. Wszechmocny Ojciec uczynił ich bibliotekarzami, czy raczej Bibliotekarzami. Carolyn miała jakieś osiem lat, kiedy z wygodnego, na wskroś zwyczajnego rodzinnego gniazdka przeniosła się do świata niemagii i nieczarodziejstwa. Dla czytelnika, tak jak i dla biednego Steve Hodgsona, to czysta magia, ale jego zmora, dziwna kobieta, poliglotka nad poliglotkami, która wciągnęła go w istne szaleństwo, stanowczo sprzeciwia się takim porównaniom. Zimna, acz niepozbawiona poczucia humoru. Ekstrawagancka w tłumie niewtajemniczonych, ale niczym niewyróżniająca się, wręcz nijaka, bezbarwna wśród swoich. Większość czasu spędzająca z nosem w książkach, sama w swoim ciasnym pokoiku, w którym zawsze (no, prawie zawsze) panuje idealny porządek. Pozostali mieszkańcy upiornego domu Ojca, przywykli do tego, że rzadko zaszczyca ich swoją obecnością. Oni też mają swoje obowiązki, ale wszyscy zdają się zgadzać co do tego, że Carolyn jest najpilniejszą uczennicą nieswojego Ojca. Carolyn ewidentnie przesadza. Carolyn powinna trochę wyluzować. Więcej spać, częściej jeść i najzwyczajniej czasami zrelaksować się w (nie)zacnym towarzystwie. Ale nie, Carolyn nie ma na to najmniejszej ochoty. Carolyn nie może sobie na to pozwolić. Carolyn ma ważniejsze sprawy na głowie. Tak naprawdę teraz wszyscy straszliwie pokiereszowani, mocno skrzywieni wychowankowie wszechpotężnego Ablakhy, znanego też jako Adam Black, powinni koncentrować się wyłącznie na sprawie. Wszystko bowiem wskazuje na to, że właśnie ważą się losy całego wszechświata. Bądź wszechświatów. Największa, najważniejsza z dotychczasowych misji niegodnych zaufania bibliotekarzy. Złych do szpiku kości? Śmiertelne zagrożenie dla globalnej populacji czy ostatnia nadzieja ludzkości? Scott Hodgson, człowiek, który prawdopodobnie będzie najbardziej stabilnym oparciem dla czytelnika – postać, z którą najłatwiej się utożsamić, do obozu, której najbezpieczniej przystąpić – sam nie wie, co myśleć o tych przeklętych stworzeniach, które zrujnowały mu życie. Dlaczego? Nie ma zielonego pojęcia. Żył sobie spokojnie, nikomu nie wadząc ze swoim ukochanym pieskiem, ten początkujący buddysta, hydraulik z nieczystą kartoteką, aż tu nagle... Gdyby w jego życiu nie pojawiła się Carolyn Sopaski, to Steve być może nigdy więcej nie wszedłby w kolizję z prawem. A już na pewno nie w taką. Kradzież z włamaniem, za to był już karany, ale o takich zarzutach, jakie przedstawiono mu niedługo po poznaniu Carolyn, nawet mu się nie śniło. A to dopiero początek. Mroczna pannica jeszcze z nim nie skończyła. O nie! Carolyn z jakiegoś sobie tylko znanego powodu uznała, że Steve Hodgson jest najlepszym kandydatem do odegrania jakiejś nieznanej roli w jej sprawie. Ten trochę niezdarny, pyskaty, ale w gruncie rzeczy mający gołębie serce, młody mężczyzna, który choćby nie wiadomo jak się starał, nie jest w stanie nadążyć za tą kobietą. Przepaść kulturowa. Wyjątkowo głęboka i szeroka. On jest z Ziemi, a ona... z tej samej, ale innej Ziemi. Wiem, jak to brzmi, ale tak to już jest w tym fantastycznym świecie przedstawionym. Skoro już fantazjujemy, to po co się ograniczać? Podróżowanie w czasie i przestrzeni, ożywianie zmarłych, opanowanie wszystkich znanych i nieznanych języków wszechświata, w tym mowy zwierząt i nienaturalnych, wymyślonych specjalnie na potrzeby tej historii stworzeń, zaraza, która mnie mocno zapachniała prozą Howarda Phillipsa Lovecrafta i inne katastrofy niekoniecznie naturalne. Prawie na pewno nienaturalne. Elementy szeroko zakrojonego spisku najwyraźniej wymierzonego w potwornego Ojca i jego niewiernych uczniów, wśród których może być zdrajca. Carolyn i pozostali biorą to pod uwagę. Działają w porozumieniu, współpracują, choć są przygotowani na odkrycie wroga w swoich szeregach.

Początki bywają trudne. A już zwłaszcza, gdy bez żadnego przygotowania, natychmiast zostajemy wrzuceni do innego świata. Wyimaginowane realia. Nowe uniwersum. A kiedy już zadomowimy się (bo to zapewne wcześniej czy później nastąpi) w tym oszałamiającym, imponująco złożonym świecie przedstawionym - albo jeszcze przedtem - odnajdziemy sporo wielokrotnie wykorzystywanych już motywów. Nie tylko w gatunku fantasy, w który to „Biblioteka na Górze Opiec” najdobitniej się wpisuje. Thriller, horror, czarna komedia, powieść szpiegowska. Carolyn Sopaski to w moim uznaniu najbarwniejsza, najbardziej fascynująca postać na tej oszalałej kolejce górskiej. Femme fatale, stereotypowa kujonka, czarodziejka. Wyrachowana zabójczyni nosząca się w dość oryginalny, żeby nie powiedzieć cudaczny sposób, co zdaje się być przypadłością rodzinną. Pozostali wychowankowie boga Adama Blacka też zazwyczaj wyróżniają się ubiorem - albo jego brakiem - co więcej w tym towarzystwie z łatwością wypatrzymy osoby, na których twarde wychowanie Ojca odcisnęło większe piętno. Twarde to za mało powiedziane. Torturowani, nierzadko zabijani i przywracani do życia. Palenie żywcem i wydłubywanie oczu, to tylko wybrane przykłady dyscyplinowania swoich podopiecznych przez niestarzejącą się istotę. Adam Black opanował wszystkie katalogi, które potem porozdzielał między swych uczniów. Innymi słowy, postarał się o to, by każdemu przypadła jedna dziedzina wiedzy i umiejętności w jakimś zakresie niedostępnych zwykłym śmiertelnikom. Historia tej niezwyczajnej rodzinki będzie się odkrywać stopniowo, niejako przy okazji aktualnych wydarzeń. Właściwa akcja toczy się w czasach współczesnych, ale Scott Hawkins nie szczędzi nam też nieszybkich wglądów w mniej (dorastanie pod kolczastymi skrzydłami Ablakhy) i bardziej (wcześniejsze dzieje Ablakhy) odległą przeszłość - interludia i inne wspomnienia oraz teksty przestudiowane przez Carolyn. Poznamy też, jeśli o mnie chodzi nie mniej zajmujące, historie zwykłych Amerykanów wplątanych w jakąś niepojętą intrygę. Przedstawionego już Steve'a Hodgsona i Erwina Charlesa Leffingtona, żywej legendy armii Stanów Zjednoczonych, obecnie pracującego w agencji federalnej o nazwie Homeland Security. I wspaniałych lwów, najlepszych przyjaciół przynajmniej jednego człowieka ze świata Scotta Hawkinsa. Szczegółowo, starannie, bez rzucających się w oczy niedociągnięć (no może z wyjątkiem zarazy, o której autor, jakby szybko zapomniał. Natomiast do tych, którzy zastanawiają się nad losem Peteya Hawkins już poza książką, w swoich wypowiedziach na jej temat, uspokajał zaniepokojonych: nieboraka przygarnęła jakaś dobra dusza), z językowym rozmachem wykreował swój niemały światek, gdzie to, co pospolite, dla nas zwyczajne, zderza się z tym, co wykluło się w jego bogatej, nieskrępowanej, uroczo rozochoconej wyobraźni. Przezabawne odzywki (dominują ironia i sarkazm) i sytuacje, płynnie, ze zdumiewającą lekkością (ta naturalność, niewymuszoność), z gracją przechodzą w trzymające w nieznośnym napięciu, desperackie, niekiedy mocno przygnębiające zmagania mniej i bardziej podejrzanych, niepowierzchownie przedstawionych, charakterystycznych uczestników tej nieziemskiej intrygi zawiązanej nie wiadomo przez kogo, ale wszystko wskazuje na to, że stawką jest tytułowa Biblioteka. Masz Bibliotekę na Górze Opiec, to masz władzę absolutną nad wszechświatem. Niewykluczone, że więcej niż jednym. Gra o boski tron. Donośnie przemawiająca do wyobraźni, szarpiąca przeróżne emocjonalne struny, zaskakująca i przede wszystkim kreatywna opowieść o bibliotekarzach, jakich nie znacie. Tak niekonwencjonalnych, że aż nienormalnych;)

Nie zniechęcajcie się, wszyscy, którzy zagubicie się w świecie przedstawionym w „Bibliotece na Górze Opiec”, pierwszej wydanej powieści Scotta Hawkinsa. To może trochę potrwać, ale jestem pewna, że w końcu poczujecie się jak pełnoprawni obywatele tej (nie)magicznej krainy. A przynajmniej bardziej kompetentni, oswojeni z nienaturalnym środowiskiem, też zapewne mocno zaangażowani emocjonalnie, turyści. Skomplikowana intryga, niezwykłe talenty, nieskończona wiedza, inne światy, fascynujące stworzenia i oczywiście Biblioteka. „Jedna, by wszystkimi rządzić. Jedna, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać” (niedokładny cytat z J.R.R. Tolkiena). Gorąca propozycja dla fanów powieści fantasy, która porozumiewawczo mruga też do zwolenników powieści noir, horrorów, thrillerów i historii szpiegowskich. Warto rozpatrzyć. Najlepiej pozytywnie:)

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz