środa, 28 czerwca 2023

Franck Thilliez „Zdarzyło się dwa razy”

 
W marcu 2008 roku w górskim miasteczku Sagas w Sabaudii dochodzi do zaginięcia siedemnastoletniej Julie Moscato, córki żandarma i pielęgniarki domowej. Miesiąc później zaangażowany w śledztwo ojciec domniemanej ofiary porwania, Gabriel Moscato, zjawia się w hotelu Falaise nieopodal Sagas w celu sprawdzenia listy gości. Pracuje w pokoju numer dwadzieścia dziewięć, gdzie w końcu morzy go sen. W nocy Gabriela budzi deszcz martwych ptaków, a rano wstaje jako zupełnie inna osoba w pokoju numer siedem. I dowiaduje się, że jest listopad 2020 roku, a jego jego jedyna córka nadal ma status osoby zaginionej. Tymczasem w innej części miasta zostają odnalezione zwłoki tajemniczej kobiety, która ponad wszelką wątpliwość została zamordowana w noc spadających ptaków. Sprawę prowadzi oficer wydziału kryminalnego brygady terytorialnej w Sagas, kapitan Paul Lacroix, wieloletni przyjaciel Gabriela Moscato, z jakiegoś powodu wrogo nastawiony do zdesperowanego ojca. Byłego żandarma, który najwyraźniej, w przeciwieństwie do organów ścigania, przez ostatnie dwanaście lat nie ustawał w wysiłkach na rzecz odnalezienia swojego ukochanego dziecka.

Okładka książki. „Zdarzyło się dwa razy”, Czarna Owca 2023

Zdarzyło się dwa razy” (oryg. „Il était deux fois”), książka, która swoją światową premierę miała w roku 2020, to czwarty wydany w Polsce - w 2023 roku przez wydawnictwo Czarna Owca - utwór Francka Thillieza, jednego z najlepiej sprzedających się współczesnych francuskich powieściopisarzy, działającego też w branży filmowej w charakterze scenarzysty. Urodzonego w Annecy absolwenta Institut supérieur de l'électronique et du numérique w Lille - po zakończeniu edukacji przez jakiś czas pracującego w wyuczonym zawodzie (inżynier nowych technologii). Specjalizujący się w kryminałach i thrillerach autor między innymi powieściowej serii z komisarzem Franckiem Sharko, który w swojej twórczości ma w zwyczaju czynić ukłony w stronę mrocznych dokonań innych artystów. W „Manuskrypcie niedokończonym” (oryg. „Le manuscrit inachevé”), powieści pierwotnie wydanej w 2018 roku (pierwsza polska edycja: Czarna Owca 2022) i powiązanej ze „Zdarzyło się dwa razy” , Franck Thilliez złożył hołd między innymi Stephenowi Kingowi, Agathcie Christie, Arthurowi Conan Doyle'owi i Maurice'owi Leblancowi. W 2022 roku na francuskim rynku wydawniczym pojawiła się kolejna odsłona tego luźnego cyklu Thillieza, powieść „Labyrinthes”.

Kiedy człowiek wszystko stracił, często zatraca też samego siebie.”

Według Francka Thillieza znajomość „Manuskryptu niedokończonego” nie jest wymagana w kontakcie ze „Zdarzyło się dwa razy”. W przestrzeni publicznej porównał to do „Lśnienia” Stanleya Kubricka, filmowej adaptacji powieści Stephena Kinga (ten tytuł zresztą przewinie się też przez nieludzko poplątaną rzeczywistość Gabriela Moscato), gdzie też ukryto rożne symbole, ich odnalezienie i właściwe odczytanie zdaniem Thillieza nie jest jednak czymś bez czego nie można się obyć. Z drugiej strony Thilliez nie ukrywał, że dla osób mających za sobą lekturę „Manuskryptu niedokończonego” przygotował dodatkowe atrakcje. A największa czeka na nich na końcu „Zdarzyło się dwa razy”, mrocznego thrillera, który na polskim rynku wydawniczym zadebiutował w hipnotycznej, stylowej miękkiej okładce zaprojektowanej przez Magdę Kuc i w solidnym (w każdym razie dobrze się czytającym) tłumaczeniu Moniki Szewc-Osieckiej. Nie czytałam „Manuskryptu niedokończonego”, poszłam więc za radą autora - zawartą w posłowiu – i powściągnęłam chęć przeczytania ostatnich stron niniejszej publikacji. Chwilowo, bo naprawdę nie mam zamiaru długo odwlekać spotkania z „Manuskryptem niedokończonym” aka „Niedokończonym rękopisem”. „Zdarzyło się dwa razy” to nie jest zwykła opowieść o porwaniu, tj. twardo osadzona w konwencji, podejrzewam, doskonale znanej miłośnikom kryminałów i/lub thrillerów psychologicznych. Zaczynamy w Strefie Mroku, a potem skóra jeszcze bardziej cierpnie. Niepowstrzymanie zmierzamy w stronę ostatecznego koszmaru, okrucieństwa nie do przyjęcia. Totalnego bestialstwa. Pierwszy przystanek: fikcyjna niewielka miejscowość w Górnej Sabaudii, depresyjne miasteczko Sagas w dolinie Arve, którego architekt tego miejsca, rzecz jasna Franck Thilliez, nie nazwałby wymarzonym miejscem dla turystów. Zalega tu bowiem nader ciężka atmosfera, do czego w jakimś stopniu na pewno przyczynia się ogromne więzienie, które przypomniało mi Dom Marstenów z „Miasteczka Salem” Stephena Kinga - coś w rodzaju wstrętnego pomnika Sagas, jakby górującego nad tym nieszczęsnym mini miastem; pomnika okrutnie szpecącego górski krajobraz – ale największym odstraszaczem najprawdopodobniej jest tak zwane zjawisko czarnej śmierci. Niefortunne ukształtowanie terenu: duża wilgotność powietrza i nadzwyczaj rzadkie przebijanie się promieni słonecznych niewątpliwie energicznie pracują na złą sławę Sagas, miasteczka z wybitnie wysokim wskaźnikiem samobójstw. W 2008 roku ten duszny zakątek Francji – na dobrą sprawę malowniczy, aczkolwiek obłożony swego rodzaju klątwą – nawiedza inne nieszczęście. Domniemane porwanie podczas rowerowej przejażdżki leśną drogą. Siedemnastoletnia Julie Moscato, jedyne dziecko oficera tutejszego wydziału kryminalnego Gabriela i pielęgniarki domowej Corinne, regularnie urządzała sobie takie wypady, ale miesiąc przed fatalnym przebudzeniem głównego bohatera „Zdarzyło się dwa razy” w ponurym hotelu Falaise w Alpach Sabaudzkich, dziewczyna nie wróciła do domu. Genialne wprowadzenie w niekrótką historię pewnego porwania. Nadnaturalny horror wdzierający się w thriller. Atmosfera niesamowitości, którą pięknie podsyca nocny deszcz martwych ptaków. Przypomina hibernację, to osobliwe zdarzenie w Falaise. W sumie autor nie każe nam długo czekać na wyjaśnienie przypadku Gabriela Moscato, bestialsko okradzionego ojca, który przespał(?) dwanaście lat. W jedną noc z zasłużonego członka wydziału kryminalnego brygady terytorialnej w Sagas zamienił się w persona non grata, bezczelnego intruza w miasteczku, w którym się wychował i uwił własne gniazdko rodzinne. Od kiedy Gabriel sięga pamięcią jego najlepszym przyjacielem był Paul Lacroix, kolega z piaskownicy, szkolnej ławy i pracy, który w odróżnieniu od wybitnie zagubionego, naturalnie mocno zdezorientowanego Moscato, nadal pracuje w Żandarmerii Narodowej. Z jakiegoś nieznanego Gabrielowi powodu, Paul nie chce mieć z nim nic wspólnego. Stary przyjaciel i zaufany zawodowy partner w jedną noc przekształcił się w człowieka straszliwie zagniewanego. Wróg, który kiedyś był oddanym sojusznikiem? Jedno jest pewne: oficjalne śledztwo w sprawie zaginięcia Julie Moscato zostało przerwane lata temu. Niemniej wszystko wskazuje na to, że przynajmniej jeden człowiek nigdy nie odpuścił. Z naciskiem na „przynajmniej”.

Okładka książki. „Il était deux fois”, Fleuve Editions 2020

Turpizm. Xiphopagus. Palindrom. Kryminalny rebus Franka Thillieza. Ale najpierw spadające ptaki, Jane Doe i Walter Guffin. Po świecie przedstawionym w „Zdarzyło się dwa razy” oprowadzają nas głównie Gabriel Moscato i Paul Lacroix. „Marty McFly z Powrotu do przyszłości” (porównanie poczynione przez autora książki) podąża swoim śladem. W niecodziennym stylu wraca do punku wyjścia. Dwukrotne nieoficjalne śledztwo byłego żandarma. Wybuchowego gościa z Sagas w dolinie Arve. Dziury zabitej dechami, w której dusiła się pewna ambitna siedemnastolatka, jak wielu jej rówieśników, niecierpliwie wyczekująca wyjazdu na studia – pierwsza okazja do wyrwania się z tej przygnębiającej mieściny. Jej najlepsza przyjaciółka Louise Lacroix pewnie też miała takie plany, ale koniec końców dołączyła do miejscowego zespołu śledczego. W nowej rzeczywistości Gabriela Moscato, dwanaście lat po domniemanym porwaniu Julie, Louise pracuje w tym samym wydziale kryminalnym, w którym jeszcze przed chwilą (w subiektywnym odczuciu) i on pracował. Żandarm wyklęty. Zespołem od jakiegoś czasu kieruje kapitan Paul Lacroix, na oko Gabriela wypalony gliniarz, który pokornie zarzucił podobno najważniejsze śledztwo w jego karierze. Podwójna zdrada przyjaciela... który pewnie nie bez powodu, jak to się mówi, traktuje Gabriela jak trędowatego. Pozory oczywiście mogą mylić, ale tak czy owak, słusznie zawzięty ojciec, nie widząc innego wyjścia, zasięgnie języka u tej śmiertelnie obrażonej istoty. Może nawet wciągnie dawnego kolegę w swoją sekretną działalność. Sekretną dla niego, ale zgodnie z przewidywaniami w najbliższej przyszłości niepoddającego się ojca przewiną się ludzie, których nie kojarzy, ale oni kojarzą jego. Nieznajomi znajomi. Kolejny rebus: łańcuszek z zawieszką w kształcie książki, Wanda Gerschwitz (tutaj wskazówka ode mnie: „Halloween” Johna Carpentera), szary ford, dziennik z zagadkami, wakacyjna przygoda, domek do wynajęcia, szantaż. Wszystkie drogi prowadzą do hotelu Falaise? W końcu tam doszło do Zdarzenia, nie M. Nighta Shyamalana, ale śmiem przypuszczać, że ów filmowiec nie pogardziłby i taką koncepcją. Tam życie Gabriela Moscato wywróciło się do góry nogami. Przerażająca sytuacja, ale nie tak jak utrata dziecka. Nie dla potwornie sponiewieranego protagonisty „Zdarzyło się dwa razy”, jednego z francuskich mistrzów współczesnej literatury kryminalnej. Bohater tragiczny, któremu z całego serca życzyłam odnalezienia jego Graala. Najbardziej upragnionej ostatniej stacji jego wybitnie długiej drogi krzyżowej. Czyli łaknęłam happy endu – nieczęsto mi się to zdarza, jeśli chodzi o fikcyjne historie, tym bardziej więc doceniam moc oddziaływania biednej postaci stworzonej przez bezkompromisowego literata. Właściwie wszystko we mnie – poza sercem – krzyczało, że najlepszym rozwiązaniem tej niemożliwie poplątanej, sprytnie złożonej intrygi, jest odmówienie najwytrwalszemu szachiście nagrody głównej. Bo jakie jest prawdopodobieństwo, że Julie gdzieś tam żyje? Nikłe. Ale na pewno gdzieś tam żyje ktoś, kto mógłby naprowadzić zrozpaczonego rodzica na rozwiązanie tej przeklętej zagadki. Może tajemniczy palindromista? W zasadzie dla mnie najmniej sekretny element tej wymagającej układanki; w większości nieprzewidywalnej i dość wstrętnej (to komplement) opowieści na zepsucie humoru. Niepodnosząca na duchu, żeby nie powiedzieć trująca historia, zaryzykuję twierdzenie, że wnikliwego obserwatora prawdziwego, nietelewizyjnego, świata. Tak mrocznego, że aż odechciewa się żyć. Drapieżnego, egoistycznego, wyzutego z nadziei. Pożywka dla skrajnych pesymistów? Kubeł zimnej wody dla optymistów? A może bezwstydne, nieakceptowalne demonizowanie cywilizacji? Przekraczanie granic dobrego smaku (także na terenie Polski) w oburzająco wydumanym, rażąco nieprawdziwym świecie? Chciałabym mieć takie przekonanie. Wierzyć, że takie rzeczy nie mają prawa zdarzyć się choćby raz. Frank Thilliez co prawda nie ucieka od drastycznych opisów, ale sympatycy tak zwanej prozy ekstremalnej i/lub kina gore zapewne nie nazwą tego wystawną krwawą ucztą. Bo mam nadzieję, że drogi przynajmniej niektórych z nich przetną się ze „Zdarzyło się dwa razy” Francka Thillieza, pozycją nieepatującą krwawą makabrą, bezsensowną przemocą. Gorzej: ta przemoc ma „sens”. Wstrętnie pokręcony, chory, perwersyjnie kreatywny rzekomo wyższy cel. Przyjemne z NIEpożytecznym.

Okropna rzecz. Okropnie dobra. Olśniewające szkaradzieństwo Francka Thillieza, poczytnego francuskiego powieściopisarza i scenarzysty, które, podejrzewam, lepiej brać po jego „Manuskrypcie niedokończonym”. Napisała osoba, dla której „Zdarzyło się dwa razy” było pierwszym, i co istotniejsze nadspodziewanie udanym, spotkaniem z literacką twórczością tego zdolnego pana. Zachwycona i rozżalona. Zła na siebie za niezadanie sobie trudu pochylenia się nad „Niedokończonym rękopisem” ze „Zdarzyło się dwa razy” przed zanurzeniem się w gehennę ojca „podróżującego w czasie”. Ale chyba da się to naprawić? Tak czy inaczej, spróbuję. Taki przymus po tej druzgocącej opowieści o miłości i śmierci.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz