poniedziałek, 12 czerwca 2023

„Surogatka” (2022)

 
Pielęgniarka Natalie Paxton po wyjściu z pracy przeprowadza nieudaną reanimację na stacji benzynowej, a niedługo potem trafia do szpitala z krwotokiem z dróg rodnych. Po zażegnaniu kryzysu szpital zawiadamia opiekę społeczną, ponieważ wszystko wskazuje na to, że Natalie była w ciąży. Jej lekarz prowadzący początkowo nie ma wątpliwości, że doszło do porodu, ale po przeprowadzeniu wywiadu środowiskowego nie jest już tego taki pewien. W przeciwieństwie do pracownicy opieki społecznej Lauren Balmer, teraz najbardziej obawiającej się o bezpieczeństwo kilkuletniej córki Natalie imieniem Rose, którą kobieta wychowuje z pomocą matki i brata. Dotychczas Natalie nie przywiązywała większej wagi do opowieści swojej córki o przerażającej istocie regularnie pojawiającej się w jej pokoju, ale wstrząsające odkrycie Balmer i jej własne przeżycia zmuszają ją do potraktowania poważnie lęków swojego jedynego dziecka.

Plakat filmu. „Surrogate” 2022, Black Spade Productions, King Chester Productions

Niezależny australijski horror paranormalny wyreżyserowany przez Davida Willinga, twórcę między innymi dość entuzjastycznie przyjętych shortów „Collier Brothers Syndrome” (2003) i „My Little Life” (2017). Scenariusz „Surogatki” (oryg. „Surrogate”) jest wspólnym dziełem Willinga i Beth King, w gruncie rzeczy niemających doświadczenia w pracy nad pełnometrażowymi obrazami fabularnymi. Można spokojnie założyć, że ten projekt był dużym krokiem na polu zawodowym dla każdego z nich, a dla Davida Willinga także swego rodzaju przeglądem jego filmowych fascynacji. W okresie dorastania karmił się głównie horrorami i włoskim kinem (różnych gatunków) z lat 50. i 70. XX wieku. W szkole filmowej znacznie poszerzył swoje horyzonty – nie tylko odkrył, ale i zachwycił się ekranowymi opowieściami praktycznie z wszystkich zakątków świata. Kinem starszym i nowszym, artystycznym i gatunkowym (szeroko pojętym). W „Surogatce” Willing starał się zawrzeć jak najwięcej z tej swojej nieograniczonej filmowej pasji, szczególną uwagą obdarzając jednak kino z lat 70. i 90. XX wieku. Wyniki tego małego eksperymentu najpierw zaprezentowano w Australii – film trafił do wybranych kin w kwietniu 2022. Szerzej zakrojoną, międzynarodową, dystrybucję otwarto w kolejnym roku.

Nadnaturalny horror macierzyński/rodzinny, który w moim poczuciu powiew świeżości zdusił beznamiętnym odklepywaniem znanych formułek. Jak dla mnie nie tyle nazbyt twardo osadzony w jednej z ulubionych konwencji przynajmniej współczesnych filmowców - bo prawdę mówiąc tego rodzaju opowieści jeszcze mi się nie przejadły – ile odznaczający się czymś w rodzaju martwicy uczuć. Uderzająco przygaszony emocjonalnie. Spory wyczyn, zważywszy na ramy fabularne. Tekst z niemałym potencjałem depresyjnym. Tragiczna saga rodzinna, która silą rzeczy powinna budzić jakieś niewygodne emocje. Żeby z tak lekkim sercem przyjmować desperackie zmagania jednostki z burzycielką najpewniej nieprzynależącą do naszego świata... Niespecjalnie zagadkową dręczycielką małej Rose Paxton (w tej roli małoletnia Taysha Farrugia, która według mnie powinna zamienić się miejscami z Ellie Stewart, ponieważ jej warsztat dla mnie okazał się bardziej przekonujący), ukochanej córeczki Natalie (taki sobie występ Kastie Morassi), głównej bohaterki „Surogatki” Davida Willinga. Pielęgniarki od niedawna, od przeprowadzki (a jakże!), pracującej w Klinice Borden, pod którą pewnego wieczora zawędruje niespokojna, wręcz udręczona dusza. Zaniedbana kobieta rozmawiająca z jakąś wyimaginowaną istotą. A przynajmniej do takiego wniosku mogła dojść zagadnięta przez nią pielęgniarka, śpiesząca się do domu. Ale nie aż tak, by nie poświęcić więcej czasu nieznajomej przy ponownym spotkaniu, do którego dojdzie chwilę później na stacji benzynowej. Natalie przystępuje wówczas do reanimacji kobiety, która praktycznie na jej oczach targnęła się na własne życie. Wysiłki pielęgniarki nie przynoszą rezultatu – kobieta umiera, a ciało Natalie przeszywa silny ból. Cięcie i już jesteśmy w jej mieszkaniu, i już żegna się z matką, bez której zapewne dużo trudniej byłoby jej pogodzić pracę z opieką nad dzieckiem. Tak czy inaczej, rodzicielka Natalie, podobnie jak jej brat, bardzo jej pomagają, czego absolutnie nie można powiedzieć o biologicznym ojcu Rose. Ale dziewczynka i tak uważa się za wielką szczęściarę: ma aż trzy osoby, na które zawsze może liczyć, podczas gdy niejedno dziecko jest praktycznie samo na tym bezdusznym świecie. I oczywiście nie mogą mieć pewności, że po śmierci będzie lepiej. Czy jest więc możliwe, że niezwyczajna dręczycielka małej Rose próbuje się z nią zaprzyjaźnić? Zadawanie bólu sposobem na zwrócenie na siebie uwagi, a w dalszej perspektywie nawiązanie więzi ze śmiertelniczką? Pierwszy z tych hipotetycznych celów został już osiągnięty, póki co nie ma jednak żadnych widoków na rozproszenie ewentualnej samotności niezgorzej prezentującego się potencjalnego ducha (niewygenerowanego komputerowo). W zasadzie nawet nie chciało mi się rozpatrywać innych możliwości, a przecież nieproszony nocny gość Rose równie dobrze może być demonem. Sami więc widzicie, jak można się naciąć w kontakcie z tym jakże przebiegłym dziełem:) Spójrzcie jak zręcznie twórcy żonglują wyświechtanymi piłeczkami: nadnaturalna obecność i wymyślony (nie)przyjaciel. Zwyczajne dziecięce lęki, mniej czy bardziej groźne produkty wyobraźni albo intruz z zaświatów. To ci dopiero zagadka! A na poważnie, jedyne pocieszenie - pomijając charakteryzację niechcący bądź specjalnie szkodzącej nieśmiertelnej dziewoi - znalazłam w widmowej ciąży postaci prowadzącej. Nie, to się nie nazywa ciąża urojona.

Plakat filmu. „Surrogate” 2022, Black Spade Productions, King Chester Productions

Straszak w starym stylu? Nie zauważyłam. David Willing w przestrzeni publicznej może nie tyle solennie obiecywał, co sugerował, że „Surogatka” to retro horror; osadzony w epoce smartfonów, ale skąpany w niedzisiejszym klimacie. Utrzymany w duchu kina grozy z lat 70. i 90 XX wieku. Taki nieczytelny list miłosny? Z tą nieczytelnością, to stanowczo przesadziłam, bo jak zdążyłam się zorientować nie wszyscy odbiorcy „Surogatki” wykazali się tak zatrważającą nieczułością na zaklętą w tym dziele magię kina z dawnych lat. Innymi słowy, to, co mnie zaprezentowało się jako pierwszy gorszy popcornowy starszak w nowym stylu, Wam może pokazać się jako kolejne (mniej lub bardziej udane) wskrzeszenie specyficznego „leśnego dziadka” na planecie Horror. Żałuję, że go nie wypatrzyłam, że nie spotkałam tego czarownego „gościa” w świecie przedstawionym w „Surogatce”. Nie na płaszczyźnie technicznej, bo fabuła właściwie ta sama, co dziesiątki lat temu. No, może poza jednym wyjątkiem. Niekonwencjonalne zajście w ciążę, której nie widać. Natalie Paxton co prawda miewa poranne mdłości, ale trudno się jej dziwić, że w jej głowie ani razu nie pojawia się myśl o poczęciu. Nawet podczas porodu. Bo to musiałoby być niepokalane poczęcie. Najpewniej się zaraziła... Ciążą?! Tak to wygląda, bo to chyba nie miała być żadna tajemnica? Zapłodnienie Natalie widmowym dzieckiem. A jak by tego było mało, przyczepia się do niej nadgorliwa lub po prostu szczerze zatroskana pracownica opieki społecznej, niejaka Lauren Balmer (niezawodna Jane Badler). Zabiła drugie dziecko i maltretuje pierwsze – takie podejrzenia ewidentnie Lauren żywi w stosunku do biednej pielęgniarki. Ktoś krzywdzi jej dziecko i tym kimś może być ona. Rose jednak upiera się przy krwawiącej dziewczynce nawiedzającej jej pokój. Dziewczynce, która ją szczypie. Czy to aby nie zaczęło się po znamiennym krwotoku Natalie? UWAGA SPOILER W pewnym momencie Rose uraczyła mnie wyznaniem, że jej nocna zmora odwiedzała ją już przed przeprowadzką. Szalenie nieprecyzyjne tłumaczenie albo karygodne oszustwo, ewentualnie ogromne niedopatrzenie scenarzystów? Tak czy inaczej, nijak mi się to nie klei z późniejszymi odkryciami Natalie KONIEC SPOILERA. Później sytuacja trochę się poprawiła (albo ja się przyzwyczaiłam), ale w pierwszej partii filmowcy postawili na narracją skokową, która zdecydowanie nie należy do moich ulubionych. Wolę płynne przejścia ze sceny na scenę, które czasami warto urozmaicić agresywniejszymi pchnięciami akcji. Z wyczuciem i umiarem, a nie jak w „Surogatce” Davida Willinga. Ociężałej, pokracznej, topornej produkcji, w moim odbiorze. Ale słowo się rzekło: ta moja niegodna pozazdroszczenia sytuacja z czasem uległa lekkiej poprawie. Nie mogę powiedzieć, że wreszcie zaczęłam się angażować w niezwykłe problemy zwykłych zjadaczy chleba z niewielkiej australijskiej miejscowości, ale na pewno łatwiej było mi nadążyć za postacią prowadzącą. Zwłaszcza, że robiła dokładnie to, czego się po niej spodziewałam. Dzielnie podążała utartym szlakiem. Uwierzy w ducha, poszuka pomocy u ekspertów (w tym miejscu może się przypomnieć „Szósty zmysł” M. Nighta Shyamalana) i informacji o zawziętym stworzeniu niechcący bądź z premedytacją (nie sadzę, żeby wielu odbiorców „Surogatki” głowiło się nad tą kwestią; rzecz oczywista, ale niekoniecznie dla autorów tej opowieści) rujnującym jej życie. Jak wielu przed nią Natalie w końcu na własną rękę spróbuje rozwiązać zagadkę kryminalno-paranormalną. Niektóre zdjęcia przydałoby się doświetlić, ale muszę przyznać, że aura panująca w tym fikcyjnym świecie pozytywnie mnie zaskoczyła. Przygotowałam się na plastik, a dostałam stosownie przygaszone barwy. Niejaskrawe i jakby delikatnie pobrudzone obrazki, którym jednak moim zdaniem daleko do charakterystycznych ponurości kina grozy z lat 70. XX wieku. W każdym razie mnie w iście sentymentalny nastrój te pozornie chropawe zdjęcia nie wprowadziły, ale poniewczasie (opowieści reżysera i współscenarzysty, do których dokopałam się już po seansie) nabrałam podejrzeń, że David Willing był jak najbardziej zainteresowany dostarczaniem takich podniet. Nie zostałam pożądanie przygnieciona tą, bądź co bądź, nie najlżejszą atmosferą, ale jak na dzisiejsze standardy, w tej materii moim zdaniem nie ma się czego wstydzić. Na tle innych filmowych opowieści o wszelkiego rodzaju zjawiskach nadprzyrodzonych z ostatnich lat, a przynajmniej mainstreamowych „straszydeł”, „Surogatka” może uchodzić za pozycję nadspodziewanie/dostatecznie klimatyczną.

Australijski horror paranormalny w stylu amerykańskim. Pełnometrażowy debiut reżyserski Davida Willinga podobno stworzony pod natchnieniem produkcji z różnych zakątków świata, ale śmiem przypuszczać, że największy wpływ na „Surogatkę” mieli właśnie Amerykanie. Wyraźnie nakręcona niewielkim kosztem, kreatywnie zawiązana... konwencjonalna historyjka niekoniecznie z dreszczykiem. U mnie zero emocji, ale może Wam bardziej się poszczęści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz