czwartek, 1 czerwca 2023

Maciej Kaźmierczak „Pomsta”

 
Warszawa. Komisarz Robert Foks z Komedy Stołecznej Policji, po nakryciu swojej żony na zdradzie, poznaje nastolatkę Nadię, która oferuje mu darmowe zakwaterowanie w należącym do jej ojca hotelu w centrum miasta. Tymczasem w Złotych Tarasach dochodzi do zuchwałej zbrodni: siedemnastoletnia Martyna Wolska zostaje pchnięta nożem i przerzucona przez barierkę przez nieznanego sprawcę, któremu internauci nadają przydomek Skaza. Sprawa zostaje przekazana komisarzowi Foksowi, któremu na polu zawodowym partneruje podkomisarz Paweł Radecki, w przeciwieństwie do swojego wyższego rangą kolegi, uporczywie trzymający się regulaminu. A to może okazać się niewystarczające do rozwiązania tej konkretnej kryminalnej zagadki. Niedługo po medialnym zabójstwie Wolskiej tajemniczy sprawca uderza ponownie, tym samym upewniając śledczych, że celuje w nastoletnie dziewczyny. A jedną z jego ofiar może być Paulina Gosik, córka byłego zawodowego partnera Foksa.

Okładka książki.Pomsta", Muza 2023

Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim, w przestrzeni wirtualnej znany też jako Poważny Postczłowiek. W swojej bibliografii ma między innymi takie powieści grozy, jak „Polowanie na kaczki” (2017) i „Wszechmocny” (2018) oraz między innymi takie powieści kryminalne, jak „Nikt” (2022), „Porzuceni” (2022) i „To mnie zabije” (2023). Zagościł też choćby w takich horrorowych antologiach opowiadań, jak „Zombiefilia” (2013), „Księga wampirów” (2014), „Zapomniane historie” (2016), „Gorefikacje II” (2016), „Krwawnik 2. Opowiadania z pozornie martwej strefy” (2016) i „Żertwa. Antologia słowiańskiego horroru” (2021). Zajął dwudzieste szóste miejsce na liście najpoczytniejszych autorów i autorek w Polsce 2022 (raport Biblioteki Narodowej). Pytanie retoryczne: o kim mowa? Na 2023 rok ten Ktoś we współpracy z wydawnictwem Muza przygotował pierwszy tom planowanej powieściowej serii kryminalnej z bezkompromisowym komisarzem Robertem Foksem. W cudnej okładce zaprojektowanej przez Mariusza Banachowicza.

Z natury unikam zdjęć, mediów społecznościowych i tak dalej. […] Im mniej ludzie o tobie wiedzą, tym mniej mogą przeciwko tobie wykorzystać.”

Szorstki glina nierzadko działający na granicy prawa przez wiele miesięcy namawiał Macieja Kaźmierczaka do przedstawienia go innym. Co więcej, to główny bohater „Pomsty”, Robert Foks z wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji, prowadził swojego stwórcę, kiedy ten wreszcie zechciał pochylić się nad jego historią. Pierwsze skrzypce Kaźmierczak grał tylko w pierwszym etapie tej kryminalnej podróży. Kaźmierczak błyskawicznie przelał na papier pierwszy makabryczny występ tajemniczego nawet dla niego, potencjalnego seryjnego zabójcy nastolatek i zorganizował krótki wieczorek zapoznawczy - trzeba dodać, że w dość burzliwych okolicznościach - z protagonistą. Te pierwsze scenki „Pomsty” miał już dokładanie obmyślane, ale praktycznie całą resztę pozostawił w gestii opryskliwego Roberta. Autor szedł śladami swojej postaci, zamiast przecierać jej szlak. W sumie metoda spraktykowana przez niejedno pióro, tym bardziej pociągająca, gdy autor chce również bazować na elementach zaskoczenia. Skoro sam Kaźmierczak nie był przygotowany na gwałtowne zwroty w śledztwie komisarza Foksa, to jak ma przygotować się na nie czytelnik? Właściwie w jakimś zakresie to na pewno jest możliwe – wiem, bo nie wszystkie „rewelacje” przyjęłam ze stosownym zdziwieniem. Ot, przedwcześnie dogrzebałam się do niektórych „ukrytych” fragmentów tej bestialskiej układanki. Prawdopodobnie najskuteczniejszego śledczego w stolicy Polski poznajemy na ostrym zakręcie życia. Zdrada małżeńska, której główny bohater „Pomsty” zupełnie się nie spodziewał. Potężny cios prosto w serce od miłości jego życia. Foks jest człowiekiem porywczym, a przynajmniej niemającym dużej wprawy w powściąganiu gniewu, ale tym razem jakimś cudem zwalczył przemożne pragnienie poturbowania młodego mężczyzny baraszkującego z jego żoną w ich małżeńskim gniazdku. Nawet się nie odezwał – odwrócił się na pięcie i poszukał pocieszania u starego znajomego. Nie żeby Foks miał o nim jak najlepsze zdanie, ale w tej sytuacji Pan Alkohol w przekonaniu Foksa staje się praktycznie niezbędny. Lepiej poszukać chwilowego zapomnienia, stępić targające nim emocje, zanim dojdzie do jakichś rękoczynów. Bo Foks tej okropnej nocy nie ręczy za siebie. O czym na własnej skórze przekona się jakiś szukający zaczepki młodzieniec. Nietrzeźwy komisarz ruszy z odsieczą jego znajomej, która odwdzięczy się Foksowi darmowym pokojem w hotelu jej ojca. Nastoletnia Nadia Czarnenko przyjechała z Kijowa, gdzie dorastała pod okiem matki Ukrainki, która swego czasu przeżyła małą, niekoniecznie przyjemną, przygodę z Polakiem Przemysławem Olszewskim, wspomnianym właścicielem hotelu w centrum miasta, który nigdy nie wykazywał większego zainteresowania córką, ale po wybuchu wojny, „łaskawie” zapewnił jej azyl. A teraz zniknął. Nadia podejrzewa, że ma to związek z jego ciemnymi interesami i nie wygląda na specjalnie przejętą – nie miała dobrego kontaktu z rodzicielem, więc czemu miałaby się o niego zamartwiać? Nie, jeden powód do zmartwień Nadia niewątpliwie ma, a dotyczy on prowadzenia największego legalnego, ewentualnie półlegalnego biznesu ojca. Ma nadzieję, że jej zwykle przewidujący staruszek przygotował kogoś do tego zadania, bo ona, szeregowa recepcjonistka, naturalnie nie czuje się kompetentna do przejęcia pałeczki po być może nieżyjącym już ojcu. Wszystko wskazuje na to, że Nadia zupełnym przypadkiem poznała doświadczonego detektywa z wydziału zabójstw, który niebawem zaangażuje się w sprawę mogącą mieć związek ze zniknięciem Przemysława Olszewskiego. W każdym razie spodziewam się, że przynajmniej miłośnicy gatunku będą się liczyć z tą ewentualnością, a wręcz doszukiwać... być może nieistniejących punktów wspólnych;) Nie tylko między zniknięciem Olszewskiego i nieuchwytnym zabójcą nastoletnich dziewcząt zwanym Skazą, ale i wielce podejrzaną historią rodzinną. Znowu zupełnym przypadkiem komisarz Robert Foks dobrze zna - a przynajmniej wydaje mu się, że zna - rzeczoną trzyosobową rodzinę. Foks nie jest człowiekiem zbyt towarzyskim, ale jeśli kogoś uważał za swoją przyjaciela, to na pewno był nim Tomasz Gosik. Przez krótki czas byli zawodowymi partnerami, a potem okrutna Opatrzność zmusiła Tomasza do zmiany zawodu. Co ciekawe, o zaginięciu swojego jedynego dziecka, nastoletniej Pauliny, Foksa nie informuje jego były partner, tylko żona Tomasza Iwona. Kobieta robi to za plecami męża, który twierdzi, że zna miejsce pobytu córki, z jakiegoś jednak powodu nie zamierza wyjawić go nawet swojej małżonce. Czuły nos Foksa (bez)błędnie wychwytuje krętactwa człowieka, który dotychczas nigdy nie zawiódł jego zaufania. A teraz próbuje sprzedać mu, jak na jego wyćwiczone ucho, okrutnie naciąganą historyjkę.

źródło: https://www.facebook.com/maciejkazmierczakpisze/

Komisarz Robert Foks posiada cechy cynicznych detektywów z nurtu hardboiled, przy czym jego wizerunek wydawał mi się „nieco” cieplejszy. Maciej Kaźmierczak stworzył bohatera, który nie tylko nie stara się przypodobać odbiorcom „Pomsty”, ale i daje jasno do zrozumienia, że w ogóle nie jest zainteresowany zawiązywaniem nowych przyjaźni. Jakby oczekiwał, że wścibscy czytelnicy zachowają (nie)stosowny dystans, uszanują jego niewypowiedziane, domyślane życzenie, by się zbytnio nie spoufalać. Ewentualnymi karcącymi spojrzeniami Foks na pewno by się nie przejął, ale gdyby jakimś cudem dotarła do niego wieść o ludziach z tego naszego „alternatywnego” świata, przekonanych, że nawiązali z nim jakąś nić sympatii, to gdyby akurat (niechcący) „wstał prawą nogą” ubawiłby się setnie. Nie przesadzajmy – mistrzynią zatruwania powietrza w świecie przedstawionym w „Pomście” jest prokurator Eliza Kowalczyk. Prawdziwy wrzód wiadomo na czym. Co prawda uwzięła się tylko na Foksa, ale jej negatywne podejście, o ile mu wiadomo, drażni nawet jego przełożonego, nie wspominając już o bliższych rangą kolegach. Może z wyjątkiem jego partnera, podkomisarza Pawła Radeckiego. Foks nie ma pewności, ale ze wszystkich znanych mu policjantów, on wydaje się najlepszym kandydatem na duszę przychylną Kowalczyk. To nie tyle kwestia szerokiego otwarcia na ludzi – choć Radecki zdaje się życzliwiej usposobiony od Foksa – ile podejścia do pracy. „Brudnemu Harry'emu” trafił się partner, który trzęsie się na samą wzmiankę o jakimś nieregulaminowym posunięciu. Skaut i chuligan – albo skrajnie niedobrana zawodowa para, albo pięknie dopełniający się duet. Dream Team bądź idealny przepis na małą katastrofę w komendzie. Może kiedy bieżące śledztwo osiągnie temperaturę wrzenia? W zasadzie od początku zanosi się na pracę pod silną presją, bo niezidentyfikowany sprawca rozpoczął swoją zbrodniczą działalność z szokującym przytupem. Uderzył w miejscu publicznym, w dodatku w nieletnią dziewczynę, którą postronny obserwator mógłby nazwać osobą z dobrego domu. Martyna Wolska, pierwsza znana ofiara człowieka pilnie poszukiwanego przez warszawską policję, a już najpilniej przez komisarza Roberta Foksa, to córka dyrektorki prywatnej szkoły językowej i pracownika wyższego szczebla urzędu miasta. Nazwijcie mnie cyniczką, ale mam podejrzenie graniczące z pewnością, że członkowie zespołu Foksa nie musieliby wyciskać z siebie siódmych potów, gdyby dziewczyna wywodziła się choćby z klasy robotniczej. Nie byliby zmuszeni działać pod taką presją, choć w jakiejś dalszej perspektywie przełożeni pewnie oczekiwaliby mniejszych czy większych postępów w śledztwie. Skaza zabija na różne sposoby, a na miejscach zbrodni zostawia infantylnie brzmiące i niewiele mówiące Foksowi, krótkie wiadomości. Zawoalowane obwieszczenia, stwierdzenia, a najprędzej to własne (nieobiektywne?) opinie na temat tych nieszczęsnych młodych kobiet. Siedem grzechów niegłównych? „Zanim zdążył sobie przypomnieć, jak wyglądały zbrodnie w kultowym filmie „Siedem” Davida Finchera, bo tylko tak mógł skojarzyć, jakie grzechy należały do wspomnianej listy...”. Ech, ten Foks. Wbrew jego usilnym staraniom, całkiem sympatyczny z niego człek. Może i czasami działający na granicy prawa, ale jeśli system rzuca ci kłody pod nogi w pościgu za śmiertelnie niebezpieczną jednostką, to możesz albo przystawać i grzecznie czekać na zielone światło od biurokratów - oj przepraszam, miałam oczywiście na myśli zwierzchników Foksa – albo na bieżąco je pokonywać. Mniej czy bardziej sprytnie, lepiej lub gorzej zabezpieczając swoje tyły, nieważne. Grunt, żeby pokrzyżować plany niekoniecznie jednemu łotrowi. „Męski kryminał”, z którym nie zawsze było mi po drodze – miałam jakieś sporadyczne problemy z zawieszeniem niewiary – ale panu Kaźmierczakowi mimo wszystko udawało się podtrzymać we mnie zainteresowanie tym bezlitośnie toczącym się i nie zawsze oficjalnym śledztwem. Swoja drogą, nie miałabym nic przeciwko wzmocnieniu pierwiastka żeńskiego – Nadia starała się jak mogła, ale marzy mi się taka „egzotyczna para” (ściślejsza współpraca) jak Foks i Kowalczyk. Może w przyszłości, bo już wiadomo, że przynajmniej Robert Foks takową przed sobą ma.

Frapująca, wielowątkowa intryga, wyrazisty protagonista, dobre tempo (ani pośpieszny, ani ślimaczący się fabularny pociąg), całkiem pomysłowe wykorzystanie motywu serial killer, nieuciekanie od trudnych, wręcz depresyjnych tematów, od potworności tego świata, nieasekuracyjna i niemonotematyczna zbrodnicza działalność tajemniczego zabójcy. Spodobało mi się też poczucie humoru Macieja Kaźmierczaka, czy jak kto woli niektórych postaci żyjących na kartach jego „Pomsty”. Uroczystego otwarcia, na moje, nieźle (nie genialnie) się zapowiadającej powieściowej serii kryminalnej z komisarzem Robertem Foksem.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz