niedziela, 4 listopada 2012

„Pamięć absolutna” (2012)

Recenzja na życzenie
Douglas Quaid, pracownik fabryki, w której produkuje się androidy, znudzony monotonią życia, postanawia skorzystać z maszyny, która daje ludziom możliwość kilkudniowego złudzenia wymarzonej egzystencji. Jednak, kiedy mężczyzna życzy sobie przeżyć przygodę w roli agenta, maszyna wykrywa, że jest nim w istocie. Od tego momentu Douglas stanie się głównym celem sił porządkowych, tak naprawdę nie wiedząc, kim właściwie jest.
Film twórcy „Underworlda”, Lena Wisemana. Do obejrzenia zachęciła mnie recenzja Aeth tylko z jednego, dla wielu pewnie nieistotnego powodu. Otóż, mam słabość do kobiecych czarnych charakterów, a filmów z takimi postaciami, wbrew pozorom nie nakręcono zbyt wiele. Remake kultowego obrazu z 1990 roku, obiektywnie rzecz biorąc niewiele ma wspólnego z oryginałem, więc daruję sobie jakiekolwiek porównania. „Pamięć absolutna” to mieszanka science fiction i filmu akcji, przeznaczona jedynie dla osób z góry nastawionych na spektakularne efekty specjalne, widowiskowe sceny walki wręcz i strzelanki. Z kolei jeśli ktoś spodziewa się czegoś ambitnego powinien sobie odpuścić. Wiseman nakręcił film, który ogląda się jedynie w celach całkowicie rozrywkowych, bez pretendowania do jakiegoś drugiego, głębszego dna. Z takim podejściem zasiadłam do „Pamięci absolutnej” i bawiłam się wręcz wyśmienicie, tyle że nie oglądałam jej z takiej pozycji, z jakiej zapewne chcieliby tego twórcy.
Jak już wspomniałam uwielbiam role twardych, wrednych kobiet i jeśli takowa w jakimkolwiek obrazie się pojawi, a w dodatku będzie magnetyzująco odegrana z miejsca zdobędzie moją sympatię. Chyba lepszej aktorki od Kate Beckinsale nie mogłam sobie wymarzyć i nawet protagoniści (również wielkie gwiazdy Hollywoodu), Colin Farrell i Jessica Biel (Timberlake), w konfrontacji z nią wypadali niezwykle blado. To nie tyle zasługa ich błędów zawodowych, ile specyfiki ich bohaterów, którzy w zestawieniu z czarnym charakterem w wykonaniu Beckinsale są praktycznie niewidoczni. Więc, jak zwykle w takich przypadkach, obejrzałam sobie „Pamięć absolutną” kibicując antagonistce (wiem, że to trochę chore), nastawiając się na czystą, efekciarską, pełną akcji rozrywkę i ku mojemu zaskoczeniu czas upłynął mi w błyskawicznym tempie. Sama fabuła, jak już wspomniałam, nie pretenduje do niczego ambitnego, a nawet jak dla mnie, mimo kilku zwrotów akcji, w postaci kolejnych rewelacji odnośnie prawdziwej tożsamości Quaida, pozbawiona jest również jakiegoś mocniejszego elementu zaskoczenia. Mamy rządzącego miastem i androidami ważniaka, dla którego pracuje Beckinsale, który za wszelką cenę pragnie schwytać Farrella, któremu z kolei pomaga Biel. Mamy ruch oporu i troszkę manipulacji (jak w serialu „V:Goście”) – mowa tutaj o intrygującej rozmowie Quaida z jego najlepszym przyjacielem, w której nasz bohater na chwilę traci wiarę w swoją prawdziwą tożsamość i choć widzów na pewno nie uda się twórcom oszukać należy oddać im sprawiedliwość, że ten konkretny moment, bazuje na całkiem ciekawym pomyśle. Ponadto, efekty specjalne, tak nieodzowne dla tego gatunku filmowego, ze szczególnym wskazaniem na ciągłe wybuchy, pościgi, strzelanki i moim zdaniem najlepsze walki wręcz robią naprawdę spore wrażenie (wysoki budżet, aż wylewa się z ekranu). Szczególnie zachwyca pierwsze starcie Quaida ze swoją nemezis, akcja w i na windach oraz scena pościgu latającymi samochodami. Twórcy postarali się również o przykuwającą oko scenerię niedalekiej przyszłości – wąskie uliczki, pełne ludzi; mroczne, obdrapane budynki dla kontrastu pełne zdobyczy najnowszej technologii. Jak dla mnie w tym aspekcie twórcy całkowicie popuścili wodze wyobraźni..
Zawiodło mnie jedynie zakończenie – bardziej przewidywalne i bardziej cukierkowe już być nie mogło. Niestety, Wiseman wybrał najgorszy możliwy finał, czym odrobinkę zepsuł mi ogólną ocenę tego obrazu. Ale poza tym, dostałam coś, czego akurat potrzebowałam, ale raz jeszcze powtarzam potencjalnym widzom tej produkcji: odpowiednie nastawienie jest w tym przypadku najważniejsze. Jeśli będziecie porównywać remake z oryginałem lub oczekiwać, czegoś ambitnego, nici z dobrej zabawy. Z kolei entuzjastom pełnego dynamicznej akcji science fiction jak najbardziej polecam, ale jedynie w celach czysto rozrywkowych – a czy nie o rozrywkę przede wszystkim w kinie chodzi?

8 komentarzy:

  1. O jak fajnie, że Ci się podobało ^^ Trochę się bałam, że moja polecajka obróci się przeciwko mnie, ale cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło ^^ Świetnie, że obejrzałaś z odpowiednim nastawieniem, bo w tym przypadku to rzeczywiście klucz. Poza tym powiem, że Beckinsale kiedyś nie cierpiałam szczerze i irracjonalnie, ale dawno jej wybaczyłam - przy takich rolach jak te trudno nie wpaść pod jej urok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze raz dziękuję, bo naprawdę gdyby nie informacja o suce-Kate chyba nie sięgnęłabym po ten obraz. Nie przepadam za wysokobudżetowymi, efekciarskimi filmami (choć jest kilka wyjątków), ale ten kobiecy czarny charakter mnie skusił. Kate bardzo lubię (chyba od zawsze) i przyznaję, że gdyby nie jej rola albo wcale bym tego nie obejrzała, albo przyjęła całkowcie obojętnie. Wiem, że jestem porąbana (kibicuję takim antagonistkom i tylko ze względu na nie oglądam dany film), ale takie już moje przekleństwo:)Choć jak wspomniałam w recce oprócz Kate znalazło się jeszcze kilka rzeczy, które bardzo przypadły mi do gustu.

      Usuń
  2. Swego czasu bardzo się broniłam przed tym filmem, znajomi chcieli mnie nawet do kina zaciągnąć, ale się nie dałam :D Chyba się jednak skuszę w jakiś zimny jesienny wieczór ;)

    A ciekawi mnie czy oglądałaś "Dom w głębi lasu"? Czuję, że przypadłby Ci do gustu :) Mnie tak bardzo zaskoczył i wytrącił z równowagi, że aż byłam w ciężkim szoku. Myślałam, że żaden "horror" nie ma ze mną szans ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam:) Recka tutaj
      http://horror-buffy1977.blogspot.com/2012/08/dom-w-gebi-lasu-2012.html

      Usuń
  3. Cześć Aniu, ja z kolei polecam Ci " Opowieść o dwóch siostrach" - koreański film grozy z 2003 :) wiem że nie gustujesz w azjatyckich horrorach, ale to jest coś więcej aniżeli dobry film grozy. Ten film miażdzy i masakruje psychike, pozostawiając widza w pouderzeniowym szoku.Jest trudny do rozgryzienia. Bardzo Cię proszę o recenzje tego filmu na moje specjalne życzenie. Jesteś w stanie to zrobić ? Pozdrawiam - Michał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, ale moja antypatia do azjatyckich horrorów nastrojowych jest tak silna, iż nie jestem w stanie zmusić się, żeby po ten film sięgnąć, mimo Twojego, jak i wielu innych widzów zachwytu. To zwyczajnie nie moja bajka:/

      Usuń
    2. Plus, "A Tale of Two Sisters" ma remake w postaci "Nieproszonych gości" ;)

      Usuń
  4. nieproszeni goscie przy oryginale to domowe przedszkole :) zaskoczony jestem Twoją niechecią do azjatyckich oryginałów, moim zdaniem wiele tracisz.. wiekszość amerykańskich podróbek to gnioty w porównaniu do oryginałów. świetnym przykładem jest tutaj choćby Ring czy Klątwa.. z azjatyckich oryginałow klimat wylewa sie wiadrami, amerykańskie wersje to średnio udane mało straszne horrory amerykaninów którzy niepotrafią wymyśleć nic swojego, nic oryginalnego. takie moje zdanie. Oczywiscie akceptuje jednak to że nic nie jest w stanie Cię przekonać do zmiany decyzjii.

    OdpowiedzUsuń