sobota, 3 listopada 2012

„Efekt motyla” (2004)

Evan Treborn w dzieciństwie cierpiał na sporadyczne zaniki pamięci. Obecnie studiuje psychologię i ma ambicję rozwikłać wszystkie tajemnice pamięci ludzkiej. Wkrótce odkrywa, że za pomocą swoich dzienników może przenieść się do czasów dzieciństwa i całkowicie zmienić zarówno swoje życie, jak i ludzi z jego otoczenia. Evan postanawia, za pomocą drobnych modyfikacji w przeszłości poprawić egzystencję każdego, na kim mu zależy. Problem w tym, że przyszłość nie chce dostosować się do jego oczekiwań.
Hollywoodzki thriller science fiction J. Mackye’go Grubera i Erica Bressa z gwiazdorską obsadą. Inspiracją do napisania scenariusza była znana teoria, mówiąca, że jakoby trzepot skrzydeł motyla może wywołać poważny kataklizm po drugiej stronie globu. Na początku zapoznajemy się z kilkoma wydarzeniami z dzieciństwa Evana i jego znajomych. Spokojne przedmieście, skąpane w pastelowych kolorach i grupa dzieciaków przeżywająca swoje młodzieńcze, czasem traumatyczne przygody. Przy okazji jesteśmy świadkami kilku zaników pamięci Evana, w które to za kilka lat będzie na chwilę się „przenosił”, aby zmienić swoje życie. Dzięki czytaniu odpowiednich fragmentów swoich dzienników (które pisze od dzieciństwa) dorosły Evan odkrywa swoją niebywałą zdolność i… zaczyna mieszać. Twórcy wychodzą z założenia, że niemalże każda, nawet z pozoru nieistotna decyzja diametralnie wpływa na naszą przyszłość. Tak, więc usilne próby Evana, aby coś pozmieniać kończą się na przykład zmianą jego statusu na studiach – z wzorowego ucznia przekształca się w członka bractwa. Konserwatywne stroje zamienia na kiczowate fatałaszki w krzykliwych kolorach i wraz ze swoją dziewczyną tworzy parę a la Ken i Barbie. Ponadto trafia do więzienia, staje się inwalidą i tak dalej. Twórcy starają się zobrazować pęd Evana do zagarnięcia wszystkiego, co może zaoferować mu życie, przy okazji zapewniając godny żywot swojej matce i znajomym z dzieciństwa. „Efekt motyla” z pewnością nie jest jakimś efekciarskim, czy nawet trzymającym w napięciu thrillerem science fiction – raczej skupia się na intrygującym poprowadzeniu fabuły, a już same alternatywne egzystencje Evana, następujące po sobie w dość szybkim tempie przykuwają uwagę widza, któremu nie przeszkadza nawet banalne przesłanie.

UWAGA SPOILER
Zastanawia mnie tylko, dlaczego Evan po modyfikacji konkretnego zdarzenia z dzieciństwa i odkryciu, że po raz kolejny coś poszło nie tak, ani razu nie spróbował ponownie zaingerować w to samo wydarzenie, ucząc się na własnych błędach. Mamy na przykład moment morderstwa Tommy’ego przez Lenny’ego, do którego dochodzi tylko dlatego, że wcześniej Evan wręcza temu drugiemu kawałek ostrego żelastwa. Tak więc, moje pytanie brzmi: dlaczego po tym niefortunnym wydarzeniu Evan nie cofa się ponownie do owego konkretnego momentu i nie rezygnuje z wmieszania Lenny’ego w swoją konfrontację z Tommy’m? Podobnie rzecz ma się w trakcie podłożenia dynamitu do skrzynki pocztowej. Jak wiemy, dorosły Evan, dzięki swojej feralnej ingerencji w przeszłość traci obie ręce, ale tylko dlatego, że aby ocalić kobietę z dzieckiem stał za blisko miejsca wybuchu, podczas gdy Tommy powalił ją na ziemię. A wystarczyło jedynie ponownie cofnąć się do tego okresu i stanąć troszkę dalej od skrzynki. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nawet, gdyby Evan ponownie starał się naprawić swoje błędy i tak przeszkodziłby mu jakiś inny fatalny zbieg okoliczności, ponieważ na tym polegał zamysł twórców, ale jak dla mnie fabuła prezentowałaby się o wiele wiarygodniej, gdyby choć raz tego spróbował.
KONIEC SPOILERA

 „Efekt motyla” jest tego rodzaju obrazem, który nie pozwala widzowi na ani minutę nudy. Skierowany do szerokiego grona odbiorców, profesjonalnie zrealizowany i choć miejscami odrobinę nieprzemyślany i tak wzbudza zainteresowanie widzów, zmuszając ich nawet do kilku refleksji nad własnym życiem. Obsada, niestety poza kilkoma młodymi aktorami, z Jesse Jamesem na czele, nie trafiła w moje osobiste upodobania. Ashton Kutcher i Amy Smart zwyczajnie nie pasują mi do tego gatunku filmowego i nawet jeśli spisali się całkiem przyzwoicie, ich widok mówiąc oględnie, mocno mnie mierził. Zakończenie również mogłoby być lepsze – gdyby twórcy skrócili ten obraz o finalną scenę pozostawiliby furtkę do indywidualnej interpretacji, co w moim mniemaniu wywołałoby jeszcze więcej emocji u zaintrygowanych odbiorców. Ale przyznaję szczerze, że te niedoróbki wcale nie zmieniają faktu, iż „Efekt motyla” należy do wąskiej grupy moich ulubionych thrillerów science fiction, bo takich wrażeń, jakich zapewnia ta produkcja podczas seansu próżno szukać pośród miliona innych nudnawych obrazów hollywoodzkich. A czyż emocje nie są najważniejsze? Film, jak dotąd doczekał się dwóch kontynuacji, które niestety przegrywają z oryginałem na wszystkich możliwych frontach.

9 komentarzy:

  1. cześć. widziałaś alternatywne- oryginalne zakończenie filmu? dużo bardziej wyraziste choc przy okazjii smutne jak diabli. polecam.

    http://www.youtube.com/watch?v=XEFb82sG-Us

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i te już jest lepsze:) Dzięki, bo dotychczas nawet nie wiedziałam, że jest jakieś alternatywne zakończenie.

      Usuń
  2. Oglądałam ,,Efekt motyla'', lecz jakoś nie przypadł mi ten film do gustu. Moim zdaniem był nieco chaotyczny i nie potrafiłam wczuć się dobrze w fabułę.

    OdpowiedzUsuń
  3. p.s trochę nie w temacie - zauważyłem że w Twoich recenzjach kina grozy brakuje takiego tytułu jak " sierota" z 2009 roku ( ang ORPHAN). nie wiem czy oglądałaś czy nie, - jeśli nie, gorąco Ci polecam i jestem bardzo ciekawy recenzjii. Tylko nie zaglądaj nigdzie wcześniej i nie czytaj o tym filmie bo sobie zepsujesz niespodzianke :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądałam, ale dzięki za przypomnienie, bo z przyjemnością sobie odświeżę i zrecenzuję:)

      Usuń
  4. Wg mnie po wierzchu patrząc to nieźle zrobiony wyciskacz łez dla panienek, ale może dać do myślenia, jeśli ktoś by miał ochotę zastanowić się nad tematem.

    OdpowiedzUsuń
  5. nie, wyciskacz łez dla panienek ? no proszę Cie Marta :) w życiu. efekt motyla to nie wyciskacz łez dla panienek :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Idealny film dla niezaawansowanych kinomanów, gdy ma się te 18-20 lat. Swego czasy zrobił na mnie piorunujące wrażenie :p Obejrzałem go po raz drugi kilka lat później i emocje były dużo mniej intensywne, choć to cały czas bardzo solidna produkcja. Część druga to kompletnie nieporozumienie, trzecią da się przełknąć.

    OdpowiedzUsuń
  7. ciekawy blog, dodaję do obserwatorów, liczę na rev. :)

    OdpowiedzUsuń