wtorek, 13 listopada 2012

Robert Cichowlas, Kazimierz Kyrcz Jr. „Efemeryda”

Pilot, Artur Gałecki, zaczyna miewać przeczucia nieuchronnej katastrofy. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że pod jego nieobecność w mieszkaniu ktoś przestawia mu meble. Kiedy spanikowany Gałecki siada za sterami samolotu, lecącego do Hiszpanii jest przekonany, że stanie się coś złego. I nie myli się…
„Efemeryda” duetu pisarskiego Cichowlas/Kyrcz nasunęła mi skojarzenia z horrorem klasy B. Autorzy zauważalnie bawią się konwencją, absolutnie nie pretendując do czegoś ambitniejszego. Czytelnik szybko to wyczuje, a jeśli zaakceptuje fakt, iż powieść ma spełniać jedynie kryteria czysto rozrywkowe istnieje spora szansa, że będzie znakomicie się bawił, podczas obcowania z „Efemerydą”. Jeśli o mnie chodzi to zdecydowanie optuję za pierwszą połową, podczas której odbiorca zostanie skonfrontowany z zastanawiającą tajemnicą, a ze względu na nieznajomość jej prawdziwego przeznaczenia jego ciekawość zostanie na tyle podsycona, aby z przysłowiowymi wypiekami na twarzy brnął uparcie w drugą połowę powieści, podczas której wszystko się wyjaśni, ale niestety będzie to na tyle kiczowate, że raczej nie powinno przekonać wielu czytelników. Na początku mamy tajemnicze przemeblowywania mieszkania Gałeckiego, co może jeszcze dałoby się, jakoś racjonalnie wytłumaczyć, gdyby nie okresowe zmiany konstrukcji poszczególnych pokoi – obniżenia sufitów i pojawiania się nowego pokoju. Tego z pewnością nie można racjonalnie wyjaśnić, o czym wie również sam Gałecki, który wkrótce zaczyna dochodzić do nieuniknionego wniosku, iż postradał rozum. Czytelnik tymczasem, ani przez chwilę nie uwierzy w tę tezę – będzie przekonany, że pilot otarł się o coś nadprzyrodzonego i niedługo przekona się, z czym dokładnie ma do czynienia. Styl autorów jest do tego stopnia prosty, nastawiony na nieskomplikowaną opowieść, że chwilami wyobraźnia czytelnika może zostać zablokowana, wszak niełatwo jest wyklarować sobie obraz czegoś, dysponując tak skąpymi opisami. Ale należy pochwalić autorów za kilka odważnych, odstręczających, jakże pomysłowych momentów, godnych gore, aczkolwiek równie oszczędnie opisanych. Za przykład niech posłuży tutaj ten ustęp: „Staruszka była kompletnie naga. Obwisłe ciało pokrywały strupy, niektóre pękały z cichym szelestem, inne dosłownie eksplodowały. Z ran tryskała krew i ropa. Z odrazą patrzył, jak staruszka rozchyla nogi, a z jej pochwy wyłania się wielki czarny szczur z pyskiem wykrzywionym w ironicznym uśmieszku.” Prawda, że odrażające? A takich momentów jest o wiele więcej, zarówno w pierwszej, jak i drugiej połowie powieści.
Druga połowa książki, czyli właściwa troszkę survivalowa akcja, choć początkowo mocno intryguje obawiam się, że z czasem odbiorcy poczują pewnego rodzaju przesyt – jak dla mnie odrobinę za bardzo rozwleczono końcówkę, bo choć sam finał całkowicie mnie ukontentował, wydarzenia, które go poprzedzają mogłyby być troszkę krótsze.
„Efemerydę” można chyba śmiało polecić osobom poszukującym rozrywkowej, niewymagającej myślenia literatury, którą można skończyć w trakcie jednego wieczoru. Autorzy mają tylko jeden cel: odprężyć czytelnika po ciężkim dniu i do pewnego stopnia nawet im się to udaje. Takie czytadełko na jeden raz.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Czytałam tylko jedną książkę Pana Cichowlasa "Szósta era"- całkiem, całkiem jak na debiut napisany własnoręcznie od samego początku do końca.
    Książkę proponowana przez Ciebie przeczytam, jak zapragnę takiego czytadła. Jak na razie mam jeszcze co czytać :)

    OdpowiedzUsuń