wtorek, 13 listopada 2012

„Enter Nowhere” (2011)

Recenzja na życzenie
Trzy osoby na skutek różnych splotów wydarzeń docierają do małej chatki, położonej w głębi lasu. Walcząc z mrozem i głodem starają się wrócić do cywilizacji, ale jakiekolwiek próby wydostania się z tego miejsca skazane są na porażkę.
Debiutancki obraz Jacka Hellera. Gatunkowo najbliżej mu do thrillera, aczkolwiek już sama sceneria ponurego lasu, utrzymana w mrocznej kolorystyce wytwarza klimat, którego nie powstydziłby się żaden horror i którego próżno szukać w większości współczesnych filmów grozy. Na początku seansu bezwiednie nasunęło mi się skojarzenie z „Martwym złem (chatka w lesie), ale dalsza oś fabularna szybko zmusiła mnie do zweryfikowania oczekiwań. Niecierpliwi widzowie, podczas pierwszych minut projekcji, mogą odnieść wrażenie, że oto mają do czynienia z kolejnym monotonnym survivalowym obrazem (błąd!), który oferuje im przede wszystkim walkę o przeżycie w mroźnym lesie – bez ogrzewania, bez większych porcji żywieniowych trójka naszych bohaterów stara się przetrwać równocześnie podejmując próby wydostania się z nieprzyjaznej im rzeczywistości. Problem polega na tym, że w którą stronę by nie poszli i tak w efekcie dotrą do punktu wyjścia. Wkrótce okaże się również, że nie mają bladego pojęcia, w jakim stanie USA się znajdują, a nawet, w jakim czasie… Brzmi zachęcająco? Powinno, ponieważ twórcy proponują nam wyświechtany motyw, widziany już w niezliczonej ilości filmów od całkowicie innej, jakże oryginalnej, zaskakującej i co najważniejsze intrygującej strony. „Enter Nowhere” jest dobitnym przykładem na to, że pomysł nic nie kosztuje, że nie potrzeba wysokiego budżetu, gwarantującego widowiskowe efekty specjalne, aby opowiedzieć ciekawą historię. Heller maksymalnie skupia się na tych nielicznych bohaterach i fabule, mając w głębokim poważaniu współczesną efekciarską modę kręcenia filmów grozy. I chwała mu za to.
Z obsady najbardziej znana jest Sara Paxton, której przypadła rola przebojowej, żyjącej na krawędzi Jody. Partnerują jej, moim zdaniem najbardziej przekonujący Scott Eastwood, który kreuje praktycznego, najsilniejszego z całej grupki protagonistów Toma oraz najbardziej irytująca, manieryczna Katherine Waterston, odgrywająca równie denerwującą, jak jej gra postać cnotliwej, lekko infantylnej Sam. Moment, kiedy nasi bohaterowie odkryją pierwszą tajemnicę, której jestem tego pewna, żaden widz się wcześniej nie domyśli, fabuła zacznie obfitować w multum zaskakujących zwrotów akcji, które z szybkością karabinu maszynowego będą, co rusz zdumiewać zakochanego w zagadkach widza. Przy czym twórcy ani przez chwilę nie zrezygnują z umiejętne potęgowanego klimatu wszechobecnej tajemnicy. W kilku miejscach zwracają uwagę również dowcipne dialogi protagonistów, które mnie osobiście odrobinę rozbawiły, aczkolwiek ani przez chwilę nie wybiły z pełnego napięcia oczekiwania. Za przykład niech posłuży tutaj ta krótka rozmowa:
„- To Michael Myers.
- Znasz go?
- Nie mogę z nią.”
Taka banalna prostota, a cieszy:)

Naprawdę rzadko, kiedy współcześni amerykańscy twórcy decydują się na tego rodzaju pozornie monotonne, a w rzeczywistości maksymalnie intrygujące, zaskakujące obrazy, stawiające na konsekwentne snucie jakiejś historii, w jakże oryginalnym, klimatycznym stylu. Na szczęście znalazł się reżyser, który nie zapomniał o entuzjastach ciekawych fabuł, bez epatowania sztucznymi efektami komputerowymi. „Enter Nowhere” przeznaczony jest właśnie dla takiej grupy odbiorców. Chcecie widowiskowego kina? Nie ruszajcie tego obrazu. Jeśli natomiast oczekujecie dobrze przemyślanego scenariusza, z mrocznymi zdjęciami i trzymającą w ciągłym napięciu fabułą zdecydujcie się na seans tej produkcji. Ja z czystym sumieniem stwierdzam, że jest to jeden z najlepszych współczesnych filmów grozy, jakie dane mi było obejrzeć w ostatnich kilku latach.

9 komentarzy:

  1. Popieram Twoją opinię. Oglądałam ten film już jakiś czas temu i też już o nim pisałam. Bardzo dobre kino, ale zakładam że tłumów to on do kin nie przyciągnie:P
    Ilsa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile trafi do kin:) Nie ma CGI, nie ma 3D, więc raczej nie dla mas.

      Usuń
  2. Rzeczywiście film bardzo dobry. Jedynym (jak dla mnie oczywiście) minusem jest to, że te przebłyski wspomnień pojawiają się trochę za szybko. Przez to już po 40 minutach rozgryzłam zagadkę. Ale poza tym świetna i dzięki za polecenie :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zdecydowanie wybieram wspaniałą fabułę. Efekty komputerowe nie uratują walącego się scenariusza. Zachęciłaś mnie tą pozycją, o której oczywiście u słyszałam. Jak skończę pisać swoje opowiadanie, to chętnie obejrzę. To musiał być naprawdę dobry debiut reżysera.

    Cieszę się, że wszystko wróciło do normy. Wczoraj musiał być naprawdę ciężki dzień.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem niezły i dobrze się ogląda.

    OdpowiedzUsuń
  5. „Enter Nowhere” nie oglądałam, ale zaciekawiłaś mnie swoją recenzją i poszperam w internecie w poszukiwaniu tego filmu. Mam nadzieję, że dostarczy mi nieco rozrywki i uczucia grozy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak najbardziej się z Tobą zgadzam @Buffy1977 - film naprawdę warto zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oglądałam i choć było bardzo późno a mi się nawet w krytycznej chwili oczko przymknęło to rzeczywiście zaskoczył mnie ten film. Jak już się rozbudziłam to zaczęłam oczekiwać :D Naprawdę nietypowa historia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. uroczy pomysł. a film bardziej na odprężenie i relaks niż jakieś poważniejsze... rozkminy.

    OdpowiedzUsuń