środa, 18 września 2013

„The Seasoning House” (2012)


Głuchoniema dziewczyna zostaje porwana przez żołnierzy, szturmujących jej wioskę w trakcie wojny bałkańskiej i oddana do domu publicznego, którym zarządza Viktor. Zauroczony nową dziewczyną mężczyzna postanawia uchronić ją od świadczenia usług seksualnych przyjezdnym – nadaje jej imię Angel i przydziela obowiązki, polegające na doglądaniu dziewczyn. Od tego momentu całe życie Angel sprowadza się do krążenia po pokojach porwanych kobiet, mycia ich, malowania i uśmierzania bólu narkotykami. Od czasu do czasu odwiedza także pokój Viktora, który zaczyna pałać do niej większym uczuciem. Gdy już zdawać by się mogło, że Angel przyzwyczaiła się do nowej egzystencji zaprzyjaźnia się z jedną z porwanych dziewczyn, a kiedy dochodzi do tragedii zostaje zmuszona do walki o życie.

Brytyjski obraz Paula Hyetta, którego ciężko zaklasyfikować do jednego gatunku filmowego – poziom brutalności jest na tyle wysoki, że siłą rzeczy wyłamuje się z grona thrillerów, ale równocześnie troszkę za niski, aby uważać go za czyste torture porn. Oficjalnie uznano „The Seasoning House” za hybrydę gatunkową, swoiste połączenie tych dwóch gatunków i chyba taki werdykt wydaje się być najsprawiedliwszy.

Utrzymany w klimacie „Bez litości”, aczkolwiek wbrew obiegowym opiniom niebędący w całości reprezentantem nurtu rape and revenge (na co nie pozwala druga połowa scenariusza) „The Seasoning House” w dosyć bezkompromisowy sposób porusza niewygodną dla opinii publicznej tematykę, która niestety jest dosyć powszechna na całym świecie, nawet dziś w ponoć oświeconym XXI wieku. „Handel żywym towarem”, wykorzystywanie porwanych i umieszczonych w zapuszczonym domostwie kobiet i czerpanie z tego ohydnego procederu korzyści majątkowych. Już początek filmu, kiedy to widzimy bestialskie rozpłatanie gardła nowoprzybyłej kobiecie przez Viktora, nadaje bieg dalszej części historii, kiedy to większa część fabuły będzie rozgrywać się w jego domostwie, w którym będzie sprzedawał ciała niewinnych dziewcząt swoim brutalnym, pragnącym seksu i przemocy, klientom. Hyett na szczęście ogranicza sceny erotyczne do absolutnego minimum – zdecydowana większość gwałtów rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami, z dala od wzroku widza – co z jednej strony może i troszkę łagodzi przygnębiającą wymowę jego produkcji, ale z drugiej uniemożliwia zniżenie się do zwykłego porno. Pierwsza połowa filmu, jak to w typowym rape and revenge bywa skupia się głównie na ciągłych, brutalnych gwałtach na naszprycowanych narkotykami kobietach oraz smutnej egzystencji głuchoniemej Angel, która na rozkaz Viktora dogląda ich i zajmuje się domem. Sama jest zmuszona oddawać się tylko Viktorowi, aczkolwiek bardzo przeżywa krzywdę wyrządzaną jej nowej koleżance przez coraz to brutalniejszych mężczyzn. Hyett wykorzystał wszystkie dostępne środki, aby podkreślić dramatyzm sytuacyjny – mroczna kolorystyka obrazu, nieziemska ścieżka dźwiękowa oraz co najważniejsze wszechobecny bród, którego nareszcie doczekałam się we współczesnym obrazie, dotykającym tematyki przestępstw seksualnych. Zapuszczone domostwo i co najważniejsze zakrwawione i niedomyte dziewczyny spółkujące wbrew sobie z prawdziwymi oblechami (a nie jak to zwykle we współczesnych rape and revenge bywa wymalowanymi „amantami”) – to wszystko wzmaga tylko odrazę widza na widok bestialstw rozgrywanych na ekranie i podsyca wściekłość na antagonistów, mających w poważaniu sytuację tych biednych kobiet, myślących wyłącznie o własnych potrzebach, choćby szły one w parze z okrutnym ich katowaniem i łamaniem ich miednic…

Pierwszą połowę filmu Hyett wzbogacił dodatkowo o kilka retrospekcji z życia Angel, z których największe wrażenie robi atak zbrojny na jej rodzinną wioskę i zamordowanie jej matki – niezwykle wzruszająca, podkreślona chwytającą za serce ścieżką dźwiękową scena. Ponadto (oprócz początkowego rozpłatania gardła i późniejszego widoku ciała jednej z zakatowanych dziewcząt) nie uświadczymy tutaj żadnych scen gore – pierwsza część seansu bazuje głównie na seksualnym okrucieństwie i podkreślaniu rozpaczliwej egzystencji Angel, do której dzięki przyzwoitej kreacji Rosie Day, zapałamy głębokim współczuciem. Druga połowa filmu skupia się na większej dosłowności w epatowaniu krwią, aczkolwiek wyłamuje „The Seasoning House” z domniemanego na początku nurtu rape and revenge, bo o żadnej „zbiorowej” zemście ze strony Angel nie może tutaj być mowy. UWAGA SPOILER Pierwszego morderstwa dziewczyna dopuszcza się w akcie obrony swojej koleżanki, co kieruje na nią uwagę pozostałych żołnierzy od tego momentu starających się ją dopaść i zabić. Jak można się tego domyślić to ona morduje ich, aczkolwiek nie w akcie zemsty tylko samoobrony – jedynie finalne wyeliminowanie dowódcy, mężczyzny, który wydał rozkaz zastrzelenia jej matki jest czystym, sprawiającym jej przyjemność odwetem KONIEC SPOILERA. Hyett unika nadmiernego rozlewu krwi, stawia raczej na oszczędność (poza zadźganiem pierwszego żołnierza), podkreślaną przekonującą barwą i konsystencją sztucznej posoki, co robi większe wrażenie, aniżeli tryskająca na prawo i lewo kiczowata krew, którą mieliśmy już okazję zobaczyć w niejednym obrazie gore. Jedyne, co mocno psuje drugą część seansu to denerwująca niekompetencja żołnierzy, którzy wbrew swojemu militarnemu przeszkoleniu nie mogą złapać przemykającej w ścianach budynku Angel. Oczywiście, poruszając tego rodzaju tematykę twórcy mogli wybierać pomiędzy nadludzkimi siłami głównej bohaterki a ciapowatością antagonistów. Postawili na mniej rażącą (ale zawsze) ewentualność. Hyettowi nie udało się również uniknąć kilku mniej znaczących logistycznych wpadek, jak na przykład finalne obracanie się Angel w wąskiej rurze o 180 stopni, co jest fizycznie niemożliwe, ale raczej z powodzeniem można przymknąć na nie oko – czego nie można już niestety powiedzieć o rażącej niekompetencji oprawców.

Myślę, że „The Seasoning House” jest całkiem ciekawą propozycją dla wielbicieli bezkompromisowego kina, aczkolwiek podanego w całkowicie strawny, nieepatujący nadmiernymi wynaturzeniami, sposób. Jak na niskobudżetowe kino grozy zrealizowany jest w naprawdę profesjonalnym stylu, co wespół z wiecznie żywą tematyką „handlu żywym towarem” robi całkiem przyzwoite wrażenie.

6 komentarzy:

  1. Strasznie, ale to strasznie ruszają mnie filmy o takiej tematyce. Nie muszą być wybitne, ani nawet dobre, ale zawsze mnie szokują, przerażają i dołują na ładnych parę dni. Nie uważam siebie za osobę zbytnio strachliwą i horrorom nie często udaje się mnie przestraszyć, ale wszystkie produkcje z ekstremalną przemocą seksualną sprawiają że dostaję ciarek. "Seasoning House" więc sobie odpuszczę. Dla własnego zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tym filmie ale z opisu wnioskuję, że może mi się spodobać. Poszukam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mały ortograf: "bród" to płycizna, tutaj powinien znaleźć się raczej "brud".

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak czułem, że to może być solidne kino. Od premiery mam w planach film obejrzeć, czekam tylko na odpowiedni nastrój. W chwili obecnej mam fazę na horrory klimatyczne, bez brudu i chorych akcji, w jakimkolwiek natężeniu by nie były :-P

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze, o filmie nie słyszłaem, ale po takiej recenzji z chęcią sobie poszukam - ostatnio miałem okazję oglądać I spit on your grave 2 więc zanim opadnie klimat tamtego filmu będę miał coś mniej więcej podobnego ;) dzięki za info.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam pojęcia, czemu jeszcze tego nie widziałam. Postaram się poszukać, bo opis jak i recenzja bardzo mnie zainteresowały.

    OdpowiedzUsuń