Głuchoniema dziewczyna zostaje porwana przez żołnierzy, szturmujących jej
wioskę w trakcie wojny bałkańskiej i oddana do domu publicznego, którym
zarządza Viktor. Zauroczony nową dziewczyną mężczyzna postanawia uchronić ją od
świadczenia usług seksualnych przyjezdnym – nadaje jej imię Angel i przydziela obowiązki,
polegające na doglądaniu dziewczyn. Od tego momentu całe życie Angel sprowadza
się do krążenia po pokojach porwanych kobiet, mycia ich, malowania i
uśmierzania bólu narkotykami. Od czasu do czasu odwiedza także pokój Viktora,
który zaczyna pałać do niej większym uczuciem. Gdy już zdawać by się mogło, że
Angel przyzwyczaiła się do nowej egzystencji zaprzyjaźnia się z jedną z
porwanych dziewczyn, a kiedy dochodzi do tragedii zostaje zmuszona do walki o
życie.
Brytyjski obraz Paula Hyetta, którego ciężko zaklasyfikować do jednego
gatunku filmowego – poziom brutalności jest na tyle wysoki, że siłą rzeczy
wyłamuje się z grona thrillerów, ale równocześnie troszkę za niski, aby uważać
go za czyste torture porn. Oficjalnie
uznano „The Seasoning House” za hybrydę gatunkową, swoiste połączenie tych
dwóch gatunków i chyba taki werdykt wydaje się być najsprawiedliwszy.
Utrzymany w klimacie „Bez litości”, aczkolwiek wbrew obiegowym opiniom
niebędący w całości reprezentantem nurtu rape
and revenge (na co nie pozwala druga połowa scenariusza) „The Seasoning
House” w dosyć bezkompromisowy sposób porusza niewygodną dla opinii publicznej
tematykę, która niestety jest dosyć powszechna na całym świecie, nawet dziś w
ponoć oświeconym XXI wieku. „Handel żywym towarem”, wykorzystywanie porwanych i
umieszczonych w zapuszczonym domostwie kobiet i czerpanie z tego ohydnego
procederu korzyści majątkowych. Już początek filmu, kiedy to widzimy bestialskie
rozpłatanie gardła nowoprzybyłej kobiecie przez Viktora, nadaje bieg dalszej
części historii, kiedy to większa część fabuły będzie rozgrywać się w jego
domostwie, w którym będzie sprzedawał ciała niewinnych dziewcząt swoim
brutalnym, pragnącym seksu i przemocy, klientom. Hyett na szczęście ogranicza
sceny erotyczne do absolutnego minimum – zdecydowana większość gwałtów rozgrywa
się za zamkniętymi drzwiami, z dala od wzroku widza – co z jednej strony może i
troszkę łagodzi przygnębiającą wymowę jego produkcji, ale z drugiej uniemożliwia
zniżenie się do zwykłego porno. Pierwsza połowa filmu, jak to w typowym rape and revenge bywa skupia się głównie
na ciągłych, brutalnych gwałtach na naszprycowanych narkotykami kobietach oraz
smutnej egzystencji głuchoniemej Angel, która na rozkaz Viktora dogląda ich i
zajmuje się domem. Sama jest zmuszona oddawać się tylko Viktorowi, aczkolwiek
bardzo przeżywa krzywdę wyrządzaną jej nowej koleżance przez coraz to brutalniejszych
mężczyzn. Hyett wykorzystał wszystkie dostępne środki, aby podkreślić dramatyzm
sytuacyjny – mroczna kolorystyka obrazu, nieziemska ścieżka dźwiękowa oraz co najważniejsze
wszechobecny bród, którego nareszcie doczekałam się we współczesnym obrazie,
dotykającym tematyki przestępstw seksualnych. Zapuszczone domostwo i co
najważniejsze zakrwawione i niedomyte dziewczyny spółkujące wbrew sobie z
prawdziwymi oblechami (a nie jak to zwykle we współczesnych rape and revenge bywa wymalowanymi „amantami”)
– to wszystko wzmaga tylko odrazę widza na widok bestialstw rozgrywanych na
ekranie i podsyca wściekłość na antagonistów, mających w poważaniu sytuację
tych biednych kobiet, myślących wyłącznie o własnych potrzebach, choćby szły
one w parze z okrutnym ich katowaniem i łamaniem ich miednic…
Pierwszą połowę filmu Hyett wzbogacił dodatkowo o kilka retrospekcji z
życia Angel, z których największe wrażenie robi atak zbrojny na jej rodzinną
wioskę i zamordowanie jej matki – niezwykle wzruszająca, podkreślona chwytającą
za serce ścieżką dźwiękową scena. Ponadto (oprócz początkowego rozpłatania
gardła i późniejszego widoku ciała jednej z zakatowanych dziewcząt) nie
uświadczymy tutaj żadnych scen gore –
pierwsza część seansu bazuje głównie na seksualnym okrucieństwie i podkreślaniu
rozpaczliwej egzystencji Angel, do której dzięki przyzwoitej kreacji Rosie Day,
zapałamy głębokim współczuciem. Druga połowa filmu skupia się na większej
dosłowności w epatowaniu krwią, aczkolwiek wyłamuje „The Seasoning House” z
domniemanego na początku nurtu rape and
revenge, bo o żadnej „zbiorowej” zemście ze strony Angel nie może tutaj być
mowy. UWAGA SPOILER Pierwszego morderstwa
dziewczyna dopuszcza się w akcie obrony swojej koleżanki, co kieruje na nią
uwagę pozostałych żołnierzy od tego momentu starających się ją dopaść i zabić. Jak
można się tego domyślić to ona morduje ich, aczkolwiek nie w akcie zemsty tylko
samoobrony – jedynie finalne wyeliminowanie dowódcy, mężczyzny, który wydał
rozkaz zastrzelenia jej matki jest czystym, sprawiającym jej przyjemność
odwetem KONIEC SPOILERA. Hyett unika
nadmiernego rozlewu krwi, stawia raczej na oszczędność (poza zadźganiem
pierwszego żołnierza), podkreślaną przekonującą barwą i konsystencją sztucznej
posoki, co robi większe wrażenie, aniżeli tryskająca na prawo i lewo kiczowata
krew, którą mieliśmy już okazję zobaczyć w niejednym obrazie gore. Jedyne, co mocno psuje drugą część
seansu to denerwująca niekompetencja żołnierzy, którzy wbrew swojemu
militarnemu przeszkoleniu nie mogą złapać przemykającej w ścianach budynku
Angel. Oczywiście, poruszając tego rodzaju tematykę twórcy mogli wybierać
pomiędzy nadludzkimi siłami głównej bohaterki a ciapowatością antagonistów.
Postawili na mniej rażącą (ale zawsze) ewentualność. Hyettowi nie udało się
również uniknąć kilku mniej znaczących logistycznych wpadek, jak na przykład
finalne obracanie się Angel w wąskiej rurze o 180 stopni, co jest fizycznie
niemożliwe, ale raczej z powodzeniem można przymknąć na nie oko – czego nie
można już niestety powiedzieć o rażącej niekompetencji oprawców.
Myślę, że „The Seasoning House” jest całkiem ciekawą propozycją dla
wielbicieli bezkompromisowego kina, aczkolwiek podanego w całkowicie strawny, nieepatujący
nadmiernymi wynaturzeniami, sposób. Jak na niskobudżetowe kino grozy
zrealizowany jest w naprawdę profesjonalnym stylu, co wespół z wiecznie żywą
tematyką „handlu żywym towarem” robi całkiem przyzwoite wrażenie.
Strasznie, ale to strasznie ruszają mnie filmy o takiej tematyce. Nie muszą być wybitne, ani nawet dobre, ale zawsze mnie szokują, przerażają i dołują na ładnych parę dni. Nie uważam siebie za osobę zbytnio strachliwą i horrorom nie często udaje się mnie przestraszyć, ale wszystkie produkcje z ekstremalną przemocą seksualną sprawiają że dostaję ciarek. "Seasoning House" więc sobie odpuszczę. Dla własnego zdrowia.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tym filmie ale z opisu wnioskuję, że może mi się spodobać. Poszukam.
OdpowiedzUsuńMały ortograf: "bród" to płycizna, tutaj powinien znaleźć się raczej "brud".
OdpowiedzUsuńTak czułem, że to może być solidne kino. Od premiery mam w planach film obejrzeć, czekam tylko na odpowiedni nastrój. W chwili obecnej mam fazę na horrory klimatyczne, bez brudu i chorych akcji, w jakimkolwiek natężeniu by nie były :-P
OdpowiedzUsuńKurcze, o filmie nie słyszłaem, ale po takiej recenzji z chęcią sobie poszukam - ostatnio miałem okazję oglądać I spit on your grave 2 więc zanim opadnie klimat tamtego filmu będę miał coś mniej więcej podobnego ;) dzięki za info.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, czemu jeszcze tego nie widziałam. Postaram się poszukać, bo opis jak i recenzja bardzo mnie zainteresowały.
OdpowiedzUsuń