Pierwsza część cyklu książek science fiction Michaela Cobley’a, skierowana
głównie do czytelników niebojących się drobiazgowych opisów, pełnych
skomplikowanej, często wymyślonej przez autora, technologii, która w wizji
Cobley’a ma być częścią naszej przyszłości. W dzisiejszych czasach naprawdę
ciężko jest trafić na bardziej rozbudowany język, bowiem przeważająca większość
współczesnych pisarzy stawia na lapidarność, bazującą na ogólnikowym kreśleniu
fabuły, pomijając większą szczegółowość, tak opisywanych sytuacji, jak i
bohaterów. Dlatego też, odczuwając potrzebę na nieco bardziej skomplikowaną,
zmuszającą do wzmożonego myślenia, literaturę, „Ziarna Ziemi” okazały się nader
trafnym wyborem.
Już sam pomysł na zawiązanie fabuły zasługuje na pochwałę – wojna, która
wymusza na ludzkości próbę zasiedlenia innych planet i dotarcie jednego ze
statków kolonizacyjnych na planetę Dariena, zamieszkałą przez rasę Uvovo, która
to będzie znakomitym przyczynkiem do wprowadzenia wątków fantasy, bowiem ich
niekonwencjonalna kultura, skupiona na oddawaniu czci Naturze i nadnaturalnym postaciom
zamieszkującym lasy, pozostawiają furtkę na czasowe odchodzenie od twardego
science fiction w stronę bardziej bajkowego fantasy. Kolejnym mocnym punktem są
bez wątpienia wątki stricte polityczne – dyplomatyczne manipulacje pomiędzy
prezydentem Dariena i ambasadorami Ziemiosfery oraz Hegemonii Sendrukańskiej.
Każda planeta ma swój własny plan, mający na celu przynieść jej jak najlepsze korzyści,
ale stara się go zrealizować w tak dalece zawoalowanym stylu, aby żadna ze
stron nie „odkryła jej atutowych kart”. Owe gierki polityczne, naturalną koleją
rzeczy, pociągają za sobą coraz większą liczbę ofiar – inscenizowane zamachy,
za które winą każdy z przywódców obarcza obywateli antagonistycznej planety.
Wojna zdaje się być nieunikniona – pytanie tylko, kiedy ona nastąpi i po której
stronie opowie się każda z zainteresowanych nacji. Sytuację dodatkowo
komplikuje zamiłowanie obywateli Ziemiosfery i Hegemonii Sendrukańskiej do
Sztucznej Inteligencji, która w pewnym stopniu kieruje ich poczynaniami, a
która w przeszłości mocno osłabiła rasę Uvovo, teraz czynnie przygotowującą się
do wojny u boku egzystujących z nią Ludzi. Reprezentujący tych ostatnich,
znajdujący się w samym środku politycznych reperkusji, archeolog Greg, jego wuj
Teo wraz ze swoim zespołem, ściśle współpracujący z prezydentem Dariena oraz
tzw. Ulepszona, Catriona, która stara się zgłębić mitologię Uvovo, czując, że
jest ona kluczem do wygrania wojny. Jak na typowe science fiction przystało nie
zabrakło również miejsca na typową, pełną niebezpieczeństw, różnorakich,
naznaczonych dużą dozą wyobraźni autora, ras oraz zaawansowanej technologii,
podróż, w którą z odległej Darienowi planety wyrusza niejaki Kao Czi, celem
reprezentowania swojej nacji, służącej pomocą Uvovo w trakcie rychłej wojny.
Jego przeprawa przez galaktykę, przez wzgląd na często wbrew sobie, odwiedzane
społeczności, całkowicie różniące się od Ludzi, posiada największą dozę
skomplikowania oraz przestojów narracyjnych (zbyt długo skupiających się na
drobiazgowych opisach), które szczerze mówiąc chwilami nieco mnie nużyły. Ale
tylko do czasu powrotu na Dariena i dalszego relacjonowania subtelnej inwazji,
która pomimo braku zawrotnej akcji, przyciąga uwagę swoją mocno manipulacyjną
wymową.
Myślę, że pierwsza część „Ziaren Ziemi” całkiem obiecująco rokuje na udaną
serię science fiction, przeznaczoną dla wielbicieli nieco skomplikowanej prozy,
stawiającej na delikatne niuanse polityczne i drobiazgowe charakterologie
bohaterów, zamiast pełne porywających akcji wydarzenia. Wyobraźnia Cobley’a nie
zna granic, co udowodnił już tutaj, w pierwszym tomie, a więc podejrzewam, że
dalej może być jeszcze ciekawiej.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Myślę, że mogłabym ją przeczytać. Rozejrzę się za nią.
OdpowiedzUsuńNie potrafię przełamać swojej awersji do książek science fiction. Parę razy próbowałam lecz z mizernym skutkiem, dlatego i tym razem nie skuszę się na powyższą książkę.
OdpowiedzUsuń