Powieściowy debiut Chrisa Pavone’a, uhonorowany w 2013 roku Edgar Award, a
co za tym idzie nowe, dobrze rokujące pióro na rynku literatury szpiegowskiej.
Miałam niejakie obawy po zapoznaniu się z opisem fabuły „Kobiety, której nikt
nie znał”, głównie przez wzgląd na zawód głównej bohaterki – ilekroć natykam
się w literaturze amerykańskiej na agenta CIA mam do czynienia z zakrojonymi na
szeroką skalę, międzynarodowymi rządowymi spiskami, których konstrukcja w
przeważającej większości mnie nie przekonuje. Na szczęście Pavone zdecydował
się na zamknięty w ścisłym gronie garstki bohaterów spisek w realiach małego,
acz bogatego europejskiego państwa. A główna protagonistka okazała się być przysłowiowym
strzałem w dziesiątkę, zwieńczeniem sukcesu tego początkującego, acz jakże
obiecującego pisarza.
„Wszyscy
ludzie mają jakieś tajemnice. Istotą bycia człowiekiem jest po trosze
posiadanie sekretów i ciekawość zmuszająca do zgłębiania sekretów innych ludzi.
Nieprzyzwoitych fetyszy, ogłupiających fascynacji, wstydliwych porażek, dążenia
po trupach do celu, upokarzającego samolubstwa i odrażającego bestialstwa. Tych
wszystkich straszliwych rzeczy, o których myślą i które robią ludzie, każdego bezeceństwa.”
Wszystkie wydarzenia poznajemy z perspektywy Kate Moore, byłej agentki CIA,
starającej się rozpocząć nowe życie z dala od Stanów Zjednoczonych, w roli
kochającej żony i matki, niewyróżniającej się z tłumu gospodyni domowej,
finansowo podporządkowanej mężowi, który właśnie rozpoczął pracę dla
tajemniczych klientów, domniemanych właścicieli wielkich banków, pragnących
zabezpieczyć swoje systemy przed potencjalnymi hakerami. Na pierwszy rzut oka
mamy do czynienia z typową, pełną amerykańskiego patosu silną kobietą, której
niestraszne międzynarodowe spiski. Ale to tylko pozory, których nawiasem mówiąc
nie zabraknie w niniejszej pozycji. Kate nie jest niezniszczalna, jak większość
bohaterów tego rodzaju literatury. Oczywiście, zabijanie w imię wyższych celów
nie jest jej obce, podobnie jak znajomość ludzkiej natury, którą wykorzystuje
przy każdej nadarzającej się okazji, jest wysportowana i nieprzeciętnie inteligentna
- spacer po gzymsie w celu zbadania gabinetu podejrzanego mężczyzny to dla niej
chleb powszedni. Ale nie jest Bogiem… Dla przykładu, choć biegle odczytuje
wszelkiego rodzaju mapy, spore trudności sprawia jej posługiwanie się wytrychem,
a samodzielne rozszyfrowanie niepokojących knowań ludzi z jej otoczenia jest
poza jej zasięgiem – dlatego też często korzysta z pomocy znajomych, którzy
niczym deus ex machina, ilekroć jej śledztwo utknie w miejscu pojawiają się na „scenie”,
aby podrzucić jakiś trop, który popchnie je do przodu. Taki zabieg z pewnością
był wynikiem niemożności wyjścia autora z kliku kryminalnych impasów, ale z
dwojga złego lepsze to od wielokrotnie spotykanych przeze mnie w literaturze
szpiegowskiej przejawów mało prawdopodobnej, wręcz nadludzkiej dedukcji
domorosłego detektywa. Jednak najważniejszą cechą, jasno wskazującą na odejście
Pavone’a od denerwującego amerykańskiego patosu jest osobowość Kate. Po pierwsze
nie jest zagorzałą patriotką – w przeszłości zawiodła się na systemie, a pracę
w CIA podjęła tylko dlatego, że poszukiwała w życiu mocniejszych wrażeń,
chciała być komuś przydatna, no i rzecz jasna była diabelnie dobra, w tym co
robiła. Jednak najważniejsza jest dla niej rodzina, co w przeszłości dobitnie udowodniła
kładąc dla niej na szali nie tylko swoją pracę, ale również wolność. Kolejną
jej cechą, którą wręcz pokochałam było cyniczne spojrzenie na otaczający ją
świat – bogate paniusie, konwersujące jedynie o zakupach, ciuchach i dzieciach
oraz ich pracujący na wysokich stanowiskach mężowie, poszukujący coraz to
nowych sposobów na wydawanie wielkich pieniędzy. Kate niejednokrotnie zauważa,
że choć te pary żyją pełnią życia, co umożliwiają im niebagatelne sumy na kontach
bankowych to tak naprawdę nie zasługują na większy szacunek – ich płytkie procesy
myślenia wykluczają jakąkolwiek realną przydatność dla społeczeństwa. Teraz
Kate jest jedną z nich, ale ze wszech miar stara się uniknąć mentalnej metamorfozy,
całkowitej przemiany w nudną damulkę, podporządkowaną mężowi. W tym celu, choć
z wielką ulgą odeszła z CIA na powrót przeistacza się w twardą agentkę, równocześnie
zmuszając czytelnika do nieustannego zastanawiania się nad zasadnością jej
prywatnego śledztwa.
Nie chcę porównywać „Kobiety, której nikt nie znał” do arcydzieła Iry
Levina, pt. „Dziecko Rosemary”, bo to zupełnie inna literatura, aczkolwiek zauważyłam
jedną, dla mnie bardzo istotną analogię pomiędzy tymi dwiema pozycjami.
Początkowo byłam przekonana, że podejrzliwość Kate w stosunku do swojego męża i
znajomych jest mocno nieuzasadniona, że to jedynie jej rozpaczliwa próba
powrotu do dawnego życia i nie przekonała mnie nawet „śliska” osobowość
Dextera. Jednakże z biegiem trwania lektury, kiedy to Kate uporczywie
dopasowywała do siebie kolejne, z pozoru niepowiązane części układanki zaczęłam
podejrzewać dosłownie wszystkich o niecne knowania – podobnie, jak w ”Dziecku
Rosemary”. Wszystkich aspektów tego osobliwego śledztwa nie sposób jest
przewidzieć, aczkolwiek przez wzgląd na dwutorową akcję (z przeszłości i
teraźniejszości) co bystrzejszy czytelnik ma szansę przedwcześnie domyślić się istoty,
co poniektórych tropów. To w moim mniemaniu największy błąd autora – powinien
jedynie skupić się na jednolitym przedstawianiu akcji, bez wybiegania w
przyszłość, co pozwoliłoby mu uniknąć kilku przewidywalnych momentów. Ale to wcale nie znaczy, że Pavone nie zna
zasad budowania suspensu – dzięki kilkukrotnemu zawieszaniu akcji, polegającemu
na przeskokach w czasie, kiedy to Kate wpada na jakiś przełomowy dla sprawy
trop, podsyca w czytelniku tak daleko idącą ciekawość, że nie ma ochoty odłożyć
książki, zanim nie pozna całego znaczenia owego śladu – zupełnie, jakby swędziała
go skóra w trudnym do podrapania miejscu:)
Chris Pavone swoim debiutem udowodnił, że jak mało kto potrafi niemalże
nieustannie utrzymywać odbiorcę w nieznośnym wręcz napięciu emocjonalnym -
stworzył ciekawą, drobiazgowo przemyślaną intrygę, w której centrum tkwi
diabelnie interesująca główna bohaterka. I choć wyniki jej śledztwa nie mają nic
wspólnego z wgniatającym w fotel, maksymalnie zaskakującym zwrotem akcji to
trzeba oddać autorowi sprawiedliwość, że nic nie pozostawił przypadkowi –
wszystko skonstruował w tak dalece drobiazgowy sposób, aby absolutnie żaden
czytelnik nie zastanawiał się, jak to do diabła jest możliwe. Na 2014 rok zapowiedziano drugą powieść Chrisa
Pavone’a i jeśli tylko ukaże się w Polsce bez chwili zwłoki zakupię jeden
egzemplarz – jeśli będzie chociaż w połowie tak dobry, jak „Kobieta, której
nikt nie znał” to pieniążki zwrócą mi się z nawiązką.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Jestem w trakcie czytania tej książki. Póki co jestem przy początku i jeszcze nie bardzo wiem, o co biega, ale nawet mi się podoba :) Ciekawe, czy i ja znajdę analogię do Dziecka R. - wiem, co masz na myśli, dlatego będę próbowała to wyłapać. Cieszę się, że tak dobrze oceniasz tę powieść, podejrzewam więc, że i mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę nasze zbieżne gusta literackie nie mam większych wątpliwości, że Ci się spodoba. No i czekam na Twoją recenzję;)
UsuńOkładka lekko badziewna, w księgarni raczej bym na nią uwagi nie zwrócił, kojarzy się z jakimś tanim sensasidłem ;) Ale po przeczytaniu recenzji jestem zdecydowanie na tak. Poczekam jeszcze na reckę Pauliny, jeśli i jej się spodoba, będzie to mój must have.
OdpowiedzUsuńWczoraj skończyłam czytać tę powieść i ogólnie jestem z niej zadowolona, chociaż główna bohaterka zupełnie nie przypadła mi do gustu. Narzekała, że nie wie, kim jest jej mąż, chociaż sama miała przed nim wiele tajemnic. No i nie bardzo mogłam zrozumieć jak doświadczona agentka mogła popełnić błąd taki jak położenie się na łóżku w biurze Billa, wiadomo, że może zostawić ślady w ten sposób. Nie podobał mi się też myk z kamerą, autor chyba nie wiedział jak z tego wybrnąć i wyszło nieprzekonująco. Mimo, że teraz głównie narzekam, to jednak powieść nie jest zła i też z chęcią przeczytam kolejną książkę Pavone'a :)
OdpowiedzUsuń