Kraków. Trzy lata po śmierci człowieka skazanego za seryjne morderstwa
kobiet, któremu media nadały miano Rzeźnika Niewiniątek, prawdziwy zabójca,
Jakub Sobański, prowadzi ustatkowane życie początkującego prawnika. Jego
mordercze żądze pozostają w uśpieniu w do czasu pierwszej dużej sprawy.
Sobański ma reprezentować światowej sławy transplantologa, Wojciecha
Remiszewskiego, oskarżonego o seryjne morderstwa prostytutek. Zwany
Rozpruwaczem z Krakowa długo nieuchwytny zabójca wstrząsnął opinią publiczną
wyjątkowo okrutnym traktowaniem swoich ofiar, których z chirurgiczną precyzją
pozbawiał organów. Sobański od początku jest przekonany o winie Remiszewskiego,
ale z uwagi na własne skrywane przed światem mordercze oblicze, nie przeszkadza
mu to bronić klienta. Problemem jest córka oskarżonego, Ada, łudząco podobna do
jego zmarłej siostry Klary, dziewczyna, która ożywia jego zbrodnicze żądze.
Druga powieść Adriana Bednarka, będąca kontynuacją jego głośnego „Pamiętnika diabła”, psychothrillera o młodym seryjnym mordercy, Kubie Sobańskim. Powstanie
sequela i znalezienie chętnego wydawcy były do przewidzenia, zważywszy na
zainteresowanie, jakie Bednarek wzbudził w polskich czytelnikach swoim
literackim debiutem. Kierunek, jaki obrał autor w „Procesie diabła” do pewnego
stopnia odbiega od formy części pierwszej, co w moim mniemaniu zagwarantuje
Bednarkowi jeszcze większą poczytność. Przypadłość wielu dopiero wkraczających
na rynek literacki pisarzy, którzy po mocnym debiucie znacząco zaniżali poziom,
nie dotknęła tego konkretnego autora. Wręcz przeciwnie: choć po poziomie
„Pamiętnika diabła” nie podejrzewałabym, że jest to w ogóle możliwe, w
„Procesie diabła” dostrzegłam duży progres, co może być zasługą służących
pomocą redaktorów z wydawnictwa Zysk i S-ka.
Do „Procesu diabła” zdążyła już przylgnąć etykietka połączenia „American
Psycho” Breta Eastona Ellisa z „Adwokatem diabła” (czy to powieścią Andrew
Neidermana, czy jej adaptacją w reżyserii Taylora Hackforda), ale osobiście nie
dostrzegam jakichś znaczących zbieżności szczególnie z tym drugim dziełem. Bednarek
sam kilka razy wspomniał o „Adwokacie diabła”, wtłaczając odpowiednie kwestie w
usta swoich bohaterów, w czym można dopatrywać się sporego dystansu do samego
siebie. Tak, jakby autor mówił: tak, doskonale zdaję sobie sprawę, że fabuła
„Procesu diabła” może przypominać to znane dzieło. I wielu czytelnikom nasunęła
podobne skojarzenia, ale nie mnie. Gdybym koniecznie miała dopatrywać się tutaj
jakiegoś podobieństwa do innego znanego mi utworu to skłoniłabym się w stronę
„Czasu zabijania” Johna Grishama, ale tylko w kontekście wątku prawnika, który
dostaje swoją pierwszą dużą sprawę obrony mordercy. Nawiązania, o których
również wspomina sam Bednarek, do niesławnego seryjnego zabójcy prostytutek z
Londynu, Kuby Rozpruwacza, są już aż nadto czytelne. Tyle, że akurat wybór tego
konkretnego mordercy, rzekomo inspirującego Rozpruwacza z Krakowa wielce, mnie
zadowolił.
Jak wspomniałam na początku Adrian Bednarek w „Procesie diabła” odrobinę
zmodyfikował formę. Oczywiście nadal śledzimy subiektywną narrację Kuby
Sobańskiego, ale elementy gore
zredukowano do absolutnego minimum na korzyść warstwy psychologicznej i
sądowej. Ta druga może odrobinę zniechęcić wyczulonych na detale czytelników,
bo proces karny bardziej przypomina model rodem ze Stanów Zjednoczonych. Ławy
przysięgłych nie ma, ale wydaje mi się, że Bednarek znacząco rozszerzył zasadę
kontradyktoryjności, w której to głównymi uczestnikami sporu są prokurator i
obrońca, a sędzia pełni głównie rolę arbitra. Tegoroczna reforma w zamyśle ma
wprowadzić tego rodzaju model procesów karnych w Polsce, ale póki co jest w
powijakach, więc osoby wrażliwe na takie szczegóły obraz postępowania sądowego
przedstawiony w „Procesie diabła” może nieco wytrącić z równowagi. Mnie
osobiście taki kierunek ukontentował, bo kształt procesu karnego rodem ze
Stanów Zjednoczonych wydaje mi się dużo ciekawszy od tego, z którym musimy się
zmagać w Polsce (przemieszanie modelu inkwizycyjnego ze skargowym). Poza tym
owe rozszerzenie kontradyktoryjności można sobie wytłumaczyć praktykowaniem tej
zasady, w co poniektórych sądach w Polsce, w końcu przepisy tego nie zabraniają,
nie jest to jedynie takie powszechne, albo osadzeniem akcji książki w
przyszłości (zakładając, że wszystko pójdzie po myśli obecnej klasy rządzącej).
W każdym razie ograniczenie modelu inkwizycyjnego i rozszerzenie skargowego w
fikcyjnej sprawie zaprezentowanej przez Bednarka w „Procesie diabła” zagwarantowało
trzymającą w napięciu, nieprzewidywalną potyczkę w sądzie pomiędzy
doświadczonym prokuratorem a początkującym prawnikiem-mordercą. Pomysłowość
tej książki w głównej mierze zasadza się na kuriozalności wątku sądowego. Wszak
mamy do czynienia z niesławnym Rzeźnikiem Niewiniątek, któremu podstępem
udało się umknąć wymiarowi sprawiedliwości i który broni człowieka oskarżonego
o zabójstwa prostytutek. I to z wyjątkowym okrucieństwem. Znany transplantolog,
przyłapany w niewygodnej, obciążającej go sytuacji upiera się, żeby jego
obrońcą był niedoświadczony, młody prawnik, który nie wzdraga się przed
działalnością z pogwałceniem prawa. Smaczku całej intrydze dodaje fakt, że Kuba
od początku doskonale zdaje sobie sprawę z żądz, z którymi zmaga się Remiszewski,
w końcu jego gnębią podobne demony, ale z kolei Rozpruwacz z Krakowa, ani przez
chwilę nie podejrzewa, jakiego potwora zatrudnił. Potwora, co prawda od trzech
lat pozostającego w uśpieniu, ale nadal czyhającego gdzieś na obrzeżach
osobowości Sobańskiego. W ten sposób przechodzimy do drugiego wątku „Procesu
diabła” idealnie koegzystującego z ustępami sądowymi.
Wykorzystując swoją rzadko przeze mnie spotykaną w polskich literackich
thrillerach, zdolność do akuratnego artykułowania swoich myśli, Bednarek
ponownie przedstawia nam pełną sprzeczności jednostkę. Sobański w „Procesie
diabła” przypomina bombę z opóźnionym zapłonem, przyczajonego drapieżcę, który
co prawda czyha na kolejną ofiarę, ale z dużą niechęcią. Stara się okiełznać
swoje zbrodnicze zapędy i do pewnego momentu nawet mu się ta sztuka udaje.
Sytuacja komplikuje się dopiero z chwilą poznania córki jego klienta, Ady
Remiszewskiej, której sylwetka wręcz mnie zachwyciła. Stłamszona przez
apodyktycznego ojca, skryta dziewczyna przypomina Kubie jego siostrę, Klarę,
którą przed laty zamordował w odwecie za własne krzywdy. Na widok Ady demony
przyczajone w nim wychodzą na powierzchnię. Transferencja na powrót daje o
sobie znać – widząc w Adzie Klarę, Sobański nie może już dłużej walczyć ze
swoim prawdziwym „ja”. Innymi słowy podobnie jak w „Pamiętniku diabła” Bednarek
roztacza przed naszymi oczami obraz osoby do pewnego stopnia
ubezwłasnowolnionej, wbrew sobie podporządkowanej okrutnym żądzom. Naprzeciw
niego staje tajemnicza dziewczyna, którą z postawionym w stan oskarżenia ojcem
łączą zagadkowe relacje i która wyrzekła się całkowitej
samodzielności dla Remiszewskiego. Już te dwa wątki dają nam przedsmak
złożoności „Procesu diabła”, ale ta książka to nie tylko intrygująca
psychologia i zaskakujący przebieg intrygi kryminalnej, ale również ustępy gore. O wiele rzadsze niż w jedynce, ale
w tym konkretnym przypadku oszczędność zadziałała na plus, potęgując siłę
rażenia pozostałych części składowych warstwy fabularnej. Nasuwające
skojarzenia z modus operandi niesławnego Kuby Rozpruwacza morderstwa
prostytutek, które poznajemy za pośrednictwem akt sprawy oraz mniej drastyczne,
ale silniej oddziałujące na czytelnika, bo podkreślające tragizm głównego
bohatera ataki na kobiety w czasie rzeczywistym. Wszystkie umiarkowanie krwawe
ustępy Bednarek z doskonałym wyczuciem suspensu wkomponował w całość, dynamizując
akcję w najbardziej pożądanych momentach. Żadnych uchybień w
tych wątkach nie zauważyłam, ale też nie spodziewałam się znaczących
niedostatków w pisarstwie Adriana Bednarka. Gwoli podsumowania warto również
wspomnieć o zakończeniu. Po pełnej zwrotów akcji, mocno trzymającej w napięciu
sprawie kryminalnej podlanej obfitą dawką mrocznej psychologii dostajemy
zgrabne, acz mnie osobiście smucące sfinalizowanie właściwej intrygi i wiele
obiecujący epilog, który sugeruje, że fabuła trzeciej odsłony być może
dostarczy nam jeszcze więcej niezapomnianych wrażeń.
Pozostaje mi tylko powinszować Adrianowi Bednarkowi, który naprawdę na
poważnie podszedł do swojej prężnie rozwijającej się kariery pisarskiej,
obierając jeszcze ciekawszy kierunek losów Kuby Sobańskiego, niż to mieliśmy
okazję zaobserwować w „Pamiętniku diabła”. Pozostaje mi jedynie wyczekiwać na
kolejną odsłonę mrocznych przygód tego wzbudzającego ambiwalentne odczucia
bohatera, z nadzieją, że Bednarek pozostanie przy formie, jaką obrał w „Procesie
diabła” – rozbudowując warstwę psychologiczną i kryminalną nawet kosztem
makabryczności, bo akurat w przypadku jego psychothrillerów te pierwsze
dostarczają silniejszych wrażeń.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz