Cecilia
Kass ucieka od swojego męża, genialnego inżyniera optyki, Adriana
Griffina i zatrzymuje się u swojego przyjaciela Jamesa Laniera,
policjanta samotnie wychowującego nastoletnią córkę Sydney. Życie
pod kontrolą agresywnego mężczyzny i przekonanie, że wcześniej
czy później ją odnajdzie owocują u Cecilii lękiem przed
wychodzeniem z domu. Pewnego dnia dociera jednak do niej informacja o
śmierci Adriana, prawdopodobnie samobójczej. Kobieta dziedziczy
część jego majątku, w tym dużą posiadłość na obrzeżach
miasta, ale gdy już wydaje jej się, że koszmar dobiegł końca, w
jej życiu zaczynają zachodzić nadzwyczajne zjawiska. Cecilia
szybko nabiera przekonania, że Adrian żyje, ale znalazł sposób na
stanie się niewidzialnym. Nikt jednak nie daje wiary jej słowom.
Prace
nad nowym „Niewidzialnym człowiekiem” (oryg. „The Invisible
Man”), filmem opartym na kultowej powieści Herberta George'a
Wellsa z 1897 roku pod tym samym tytułem, rozpoczęły się już w
2006 roku, z chwilą zlecenia Davidowi S. Goyerowi napisania
scenariusza. Projekt jednak nie wszedł w kolejną fazę, a zamiast
tego w 2016 roku ogłoszono, że wytwórnia Universal Pictures
zamierza reaktywować swoją Universal Monsters pod nazwą Dark
Universe (klasyczne filmy z różnymi potworami wychodzące z ich
stajni głównie w pierwszej połowie XX wieku), poczynając od nowej
„Mumii”. Film w reżyserii Alexa Kurtzmana wyszedł w 2017 roku,
wyniki jednak nie zadowoliły wytwórni. Zmieniono więc koncepcję –
zamiast tworzyć wspólne uniwersum, postanowiono skupić się na
indywidualnych historiach z klasycznymi postaciami. Poczynając od
„Niewidzialnego człowieka”. Powieść tę po raz pierwszy, ale
na pewno nie ostatni, przełożono na ekran w 1933 roku, w reżyserii
Jamesa Whale'a, i był to obraz właśnie wytwórni Universal
Pictures. Autor scenariusza „Niewidzialnego człowieka” z 2020
roku i zarazem reżyser owego projektu, Leigh Whannell (twórca
trzeciego rozdziału „Naznaczonego” i „Ulepszenia” z 2018
roku) zaproponował nową opowieść wyrosłą na motywie Wellsa. Nie
chciał mocno trzymać się ani książki, ani jej pierwszej
ekranizacji, ponieważ uznał, że to co w tamtych dziełach
działało, w dzisiejszych czasach się nie sprawdzi. I jego wizja
zdała egzamin. Kosztujący w przybliżeniu siedem milionów dolarów
australijsko-amerykańsko-kanadyjsko-brytyjski „Niewidzialny
człowiek” odniósł spory komercyjny sukces i co ważniejsze
został pozytywnie przyjęty przez większość swoich
dotychczasowych odbiorców. W tym krytyków.
„Nigdy
więcej” Michaela Apteda – Jennifer Lopez jako Slim Hiller ucieka
od agresywnego męża, zabierając ze sobą ich córkę, ale jeszcze
nie może czuć się bezpieczna, bo mężczyzna ani myśli zostawić
ich w spokoju. „Niewidzialny człowiek” Leigh Whannella –
Elisabeth Moss jako Cecilia Kass ucieka od obsesyjnie kontrolującego
ją męża, ale nie odzyskuje dawnego komfortu emocjonalnego, bo boi
się, że mężczyzna ją odnajdzie. Podobne? Jeśli tak przedstawić
fabułę psychologicznego thrillera science fiction Leigh Whannella
to owszem, brzmi jak „Nigdy więcej”, ale to tylko wstęp do
koszmarnych przeżyć Cecilii Kass, które to znacznie odbiegają od
scenariusza wspomnianego obrazu Michaela Apteda. Co byście sobie
pomyśleli, gdybyście usłyszeli od kogoś, że prześladuje go
niewidzialny człowiek? Uwierzylibyście? W rzeczywistości pewnie
nie, ale Cecilii uwierzycie. Tym samym stając się jej jedynymi
sojusznikami w nierównej walce z Adrianem Griffinem, jej mężem i
zarazem genialnym naukowcem, który najwyraźniej obrał sobie za
punkt honoru całkowite zniszczenie jej życia. Działa w ukryciu –
i to jakim! - a jedyną osobą (oprócz nas, widzów), która jest
tego świadoma jest właśnie kobieta, którą obrał sobie za cel.
Chociaż... Leigh Whannell wprawdzie nie stara się nakłonić
odbiorcy do przyjmowania również punktu widzenia między innymi
bliskich głównej bohaterki – ludzi, którzy ją wspierają,
którym zależy na jej dobru, czyli jej przyjacielowi Jamesowi
Lanierowi, jego nastoletniej córce Sydney i twardej siostrze
Cecilii, prawniczce Emily Kass – ale śledząc ów niby
niepozostawiający miejsca na wątpliwości rozwój sytuacji, mimo
wszystko dopuszczałam do sobie możliwość, że cały ten koszmar
jest powodowany przez Cecilię Kass. A konkretniej, że twórcy
narzucają mi perspektywę kobiety chorej psychicznie. Osoby, która
na skutek traumatycznych przeżyć spowodowanych przez jej własnego
męża, stała się niebezpieczna dla siebie i otoczenia. Może za
bardzo kombinowałam, a może nie, to sami musicie sprawdzić. Tak,
musicie, bo „Niewidzialny człowiek” Leigh Whannella, to według
mnie pozycja godna uwagi właściwie wszystkich fanów kina grozy.
Gdyby skupić się tylko na płaszczyźnie tekstowej, to
prawdopodobnie doszłoby się do wniosku, że niczym szczególnym się
nie wyróżnia. Zwłaszcza jeśli w jakiś sposób zetknęło się
już z Niewidzialnym Człowiekiem, tj. czytało powieść H.G.
Wellsa, albo obejrzało przynajmniej jeden z wielu filmów
zainspirowanych tym dziełem, choćby bardzo luźno, jak to miało
miejsce w przypadku m.in. głośnego „Człowieka widmo” Paula
Verhoevena. Muszę jednak oddać Leigh Whannellowi dość zaskakujące
podejście do, bądź co bądź, nieświeżego tematu. Jego
scenariusz bazuje na znanym, niestety także z życia, motywie
ucieczki kobiety od znęcającego się nad nią, głównie
psychicznie, męża. Która oczywiście nie kończy jej potwornych
zmagań z tym rzekomo kochającym ją człowiekiem. Tak naprawdę, to
dopiero teraz Cecilia Kass przeżyje najgorsze chwile w całym swoim
dotychczasowym życiu. Dopiero teraz dowie się, jak strasznie
niebezpieczny jest jej małżonek, i jak ogromną obsesję ma na jej
punkcie. Albo na punkcie rujnowania jej życia. Adam Griffin chce jak
najdotkliwiej ją skrzywdzić, zemścić się na kobiecie, która
śmiała od niego odejść. Ale może chodzić mu też o coś więcej.
Tak czy inaczej Cecilia Kass, doskonale odegrana przez Elisabeth Moss
(wyróżnić muszę też występ Harriet Dyer, w roli walecznej
siostry głównej bohaterki filmu), znajdzie się w
niebezpieczeństwie, tym większym, że jej prześladowcy gołym
okiem nie widać. Zazwyczaj. I w ten oto sposób zawiązuje się
nader trzymająca w napięciu historia z generalnie znanym czarnym
charakterem i nie mniej wyszukanym modelem kobiecej postaci, która
staje do walki o swoje życie. I być może zdrowe zmysły.
Dreszczowiec utrzymany w dosyć chłodnym klimacie i charakteryzujący
się całkiem zmyślną pracą kamer, idealnym wręcz rozłożeniem
środków ciężkości, starannym wykreśleniem postaci, a przy tym
bardzo empatycznym podejściem do ofiary, czy to faktycznych, czy
tylko wyimaginowanych prześladowań niewidzialnego mężczyzny oraz
w miarę śmiałym i przez to niespodziewanym rozwojem sytuacji. Po
co oryginalność, gdy ma się to wszystko?
Chociaż
gatunkowo „Niewidzialnemu człowiekowi” Leigh Whannella najbliżej
do dreszczowca (science fiction zmiksowanego z filmem
psychologicznym), to można w nim odnaleźć też echa horroru. A w
każdym razie elementy bardziej kojarzące się z tym ostatnim niż z
rasowym thrillerem. Odrobinka, naprawdę niewiele, jump scenek
– bez nachalności tak częstej we współczesnym mainstreamie, a w
jednym przypadku i ze skutecznością (jeśli o mnie chodzi): hałas,
jaki niechcący robi Cecilia podczas swojej ucieczki z posiadłości
Adriana Griffina, w której na swoje nieszczęście spędziła
kawałek swojego życia. I jeszcze niektóre sekwencje z udziałem
tytułowej postaci. Głównie przez swoistą atmosferę
nadnaturalności podszytej groźbą, ale niektórzy mogą też uznać,
że momenty śmierci i okaleczeń są na tyle makabryczne, by uznać
je za kolejne skłony w stronę horroru. A dokładniej kina gore.
Ja tak nie uważam – twórcy nie epatują obrzydliwościami tego
rodzaju, nie miałam wrażenia, że starają się wzbudzić w
oglądającym wstręt, niesmak na widok obrażeń, także
śmiertelnych, prawdopodobnie zadawanych przez niewidzialnego
człowieka. Nawet podczas tych najśmielszych, acz nieodznaczających
się kreatywnością (podrzynanie gardeł). Za to lekki szok
przeżyłam w trakcie jednego takiego brutalnego wydarzenia. Nie
wywołały go jednak odrażające efekty specjalne, tylko sam
charakter tego zrywu akcji. Jego gwałtowność i fakt, że
absolutnie nie byłam na coś takiego przygotowana. Nie spodziewałam
się takiej bezwzględności po tym filmie – zakładałam, że
spustoszenie w życiu Cecilii Kass będzie mniejsze, że scenariusz
„Niewidzialnego człowieka” na takie ostateczności, jak ta
poprzedzająca kolejny straszny etap w życiu głównej bohaterki
(zmiana scenerii na coś często wykorzystywanego tak w thrillerach,
jak w horrorach), nie będzie się porywał. Po współczesnych
thrillerach głównego nurtu po prostu nie spodziewam się takich w
sumie odważnych zagrań. Jak zwykle w przypadku mainstreamu
przygotowałam się na coś nieporównanie grzeczniejszego, bardziej
przyjaznego widzom, z rodzaju „wprawdzie jest niebezpiecznie, ale
niewątpliwie zmierzamy do szczęśliwego końca”, ale po tym
ciosie prosto w szczękę, zmieniłam swoje nastawienie do
„Niewidzialnego człowieka”. Dopiero teraz zaczęłam naprawdę
bać się o Cecilię Kass. Dopiero teraz zaczęło dręczyć mnie
przeczucie, że główna bohaterka już niedługo straci wszystko, co
ma dla niej jakąś wartość. Może nawet życie. I wcale nie jest
powiedziane, że odbierze jej go niewidzialny mężczyzna. Może sama
się na nie targnie, bo w końcu, jak długo można wytrzymać w tak
koszmarnej rzeczywistości, jak długo można trwać w tak
beznadziejnym położeniu, w jakim znalazła się ta godna
najwyższego współczucia kobieta? Interesująca sytuacja: nie
wykluczałam możliwości, że to Cecilia Kass jest sprawczynią
wszystkich nieszczęść dotykających i ją, i innych ludzi, a mimo
tego nie mogłam się z nią nie solidaryzować. Może dlatego, że
bardziej skłaniałam się ku jej wersji wydarzeń; że choć nie
bezkrytycznie, nie bez lekkich wątpliwości, ale wierzyłam w jej
zapewnienia, że prześladuje ją mąż oficjalnie uznany za
zmarłego, który znalazł sposób na stanie się niewidzialnym.
Narcystyczna i socjopatyczna osobowość, okrutny manipulant i
zarazem zasłużony naukowiec specjalizujący się w dziedzinie
optyki. I mieszkający w robiącej wrażenie nieruchomości, która
celowo została przedstawiona tak przejrzyście: mnóstwo szyb, za
którymi rozciągają się ponure pustkowia i mocne światło
wewnątrz, to wszystko miało kontrastować z potencjalną
niewidzialnością właściciela owego nowoczesnego, a przy tym
skromnie urządzonego i przeraźliwie zimnego przybytku. W tym
miejscu wszystko miało być doskonale widoczne – klarowne i
szerokie, bo wychodzące także na zewnątrz, gdy stoi się wewnątrz,
widoki... pustki. Leigh Whannell zdradził, że Stefan Duscio,
operator, z którym pracował, nad „Niewidzialnym człowiekiem”
nie był entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu, bo jak
stwierdził reżyser, operatorzy w filmach grozy generalnie wolą
operować mrokiem, ale Whannell w tej kwestii był nieprzejednany. I
dobrze, bo uważam, że to najsmaczniejsze i najbardziej
charakterystyczne zdjęcia (aczkolwiek... czyżby jakaś inspiracja
„Midsommar: W biały dzień” Ariego Astera?) w całym tym w ogóle
solidnie zrealizowanym przedsięwzięciu. Poza tym nie najgorzej
domkniętym – finał może i nie jest szczególnie zaskakujący,
ale też na pewno nie przesłodzony i jeśli się nad tym zastanowić,
to też niejednoznaczny. UWAGA SPOILER Ale i tak wolałbym,
żeby Leigh Whannell poszedł w tym drugim z najbardziej
dopuszczalnych kierunków: w stronę choroby psychicznej Cecilii.
Przypuszczam, że wówczas większa liczba widzów wyszłaby z tego
mocno wstrząśnięta i zmieszana KONIEC SPOILERA.
Leigh
Whannell się rozkręca. Jego „Niewidzialnego człowiek” dla mnie
jest niezaprzeczalnym dowodem na to, że ten oto artysta z wydawałoby
się do szczętu wyeksploatowanych motywów potrafi stworzyć coś
niesamowicie nośnego. Tak niesamowicie wciągającego i tak
emocjonującego, że aż trudno uwierzyć, że już to gdzieś
widziałam. I to nie raz. Ale nie wszystko, bo Whannell miał też
swoje pomysły na opowieść o zniewolonej przez męża kobiecie,
która po wyrwaniu się z tej klatki wpada w jeszcze większe
kłopoty, prawdopodobnie wywoływane przez jej nie tak znowu dawnego
oprawcę, który znalazł sposób na stanie się niewidzialnym. Mimo
wszystko jest w tym psychologicznym thrillerze science fiction jakaś
świeżość, ale myślę, że tym, co najbardziej elektryzuje w
„Niewidzialnym człowieku” jest mniej sama historia, a bardziej
sposób jest snucia. A w każdym razie ja nie mogłam oprzeć się
sile tej nieustannie trzymającej w napięciu narracji. Niby nic
wielkiego, a takie wrażenia!
Bardzo mnie ciekawi ten film ;]
OdpowiedzUsuń