„Kolejne
upiorne opowieści po zmroku” (oryg. „Scary Stories 3. More Tales
to Chill Your Bones”) to ostatnia cegiełka trzytomowego cyklu (po
„Upiornych opowieściach po zmroku” i „Więcej upiornych opowieści po zmroku”) zawierającego mroczne legendy zebrane przez
nieżyjącego już amerykańskiego pisarza i dziennikarza Alvina
Schwartza. Niezwykle poczytnego, ale i budzącego kontrowersje przez
adresowanie go przede wszystkim do młodszych czytelników. „Kolejne
opowieści po zmroku” po raz pierwszy zostały wydane w 1991 roku w
Stanach Zjednoczonych, polska edycja natomiast pojawiła się blisko
trzydzieści lat później. Wydawnictwo Zysk-Ska w 2019 roku
wypuściło dwa pierwsze tomy z oryginalnymi makabrycznymi grafikami
Stephena Gammella, ostatni natomiast ukazał się w lutym 2020 roku.
A to wszystko z okazji wejścia na ekrany również polskich kin w
2019 roku filmu Andre Ovredala pod tytułem „Upiorne opowieści po
zmroku” - głośnego horroru inspirowanego tym opus magnum Alvina
Schwartza.
„Kolejne
upiorne opowieści po zmroku” zawierają dwadzieścia pięć
historii z dreszczykiem – dwadzieścia sześć, jeśli wliczyć
króciutką opowiastkę przytoczoną przez Alvina Schwartza w
przedmowie – uszeregowanych w sześciu działach. Tak jak dwa
poprzednie tomy i ten zamykają uwagi odautorskie i źródła oraz
dosyć obszerna bibliografia. I naturalnie podziękowania od
Schwartza. Wydanie w sumie bez zaskoczeń. Równie efektowne, co
pierwsze polskojęzyczne edycje dwóch pierwszych książek z cyklu
„Upiornych opowieści po zmroku”. Twarda oprawa z kolejnym
plakatem filmu Andre Ovredala na froncie. I oczywiście wspaniałe
grafiki Stephena Gammella w środku, które swego czasu w Stanach
Zjednoczonych budziły bodaj jeszcze większe oburzenie części
opinii publicznej (zwłaszcza niektórych rodziców) niż treść
tych publikacji.
Podróż
po nie tylko amerykańskim folklorze w „Kolejnych opowieściach po
zmroku” Alvin Schwartz rozpoczyna już w przedmowie krótką
tragikomiczną opowiastką o dziewczynie, która szczęśliwie czy
nie postanowiła skorzystać ze skrótu przez cmentarz. Po garści
słów tytułem wstępu od naszego przewodnika przechodzimy do
pierwszego działu zatytułowanego „GDY NADCHODZI ŚMIERĆ”,
zawierającego osiem opowieści, w których śmierć stanowi
dopiero początek. Niezbyt efektywne, bo niewprawiające w zdumienie,
które to ewidentnie ma przychodzić pod koniec, „Spotkanie”
traktuje o chłopcu prześladowanym przez Kostuchę (personifikację
śmierci). „Przystanek autobusowy” podobnie – też
ma zaskoczyć i też w moim przypadku nie wywiązał się z tego
zadania – z tą różnicą, że fabuła bardziej mnie
zainteresowała. I wydaje mi się, że inni miłośnicy opowieści o
zjawiskach nadprzyrodzonych też silniej zatopią się w mrocznej
przygodzie pewnego kierowcy. „Coraz szybciej” to
klasyczna opowiastka o przedmiocie mającym nadzwyczajne właściwości.
Nic szczególnego. Za to „Po prostu wyśmienita”
jest... no po prostu wyśmienita! Makabryczna historia pewnego
małżeństwa, która niewątpliwie „pobudzi kubki smakowe” fanów
horrorów kanibalistycznych (żarcik). Pod koniec zupełnie jakbym
słyszała któregoś z zombiaków z „Powrotu żywych trupów”
Dana O'Bannona („Mózg, mózg!”). „Cześć, Kate!” to
nader krótka rzecz o pewnym niecodziennym spotkaniu, którego
przynajmniej jedna osoba niewątpliwie sobie nie życzy. Rzecz jak
gdyby niedomknięta, niedochodząca do wyrazistszej mety. „Czarny
pies” to jak już sam tytuł może wskazywać opowieść o
widmowym zwierzęciu. Motyw dobrze znany fanom horrorów, tutaj
podany w sposób, który przywodzi na myśl klasyczne ghost
stories, a ściślej opowieści o nawiedzonych domach. Nawet
ciekawy, acz niebudzący jakichś żywszych emocji. A teraz:
słyszeliście kiedyś niezidentyfikowane odgłosy kroków w swoim
mieszkaniu? Do uszu bohaterki „Kroków” dochodzi
właśnie coś takiego. Prosto, krótko i skutecznie. Tak, na ciarki
możecie liczyć. „Jak kocie oczy” to... hmm...
ciut dziwaczna wizja, która mogła powstać z inspiracji
mitologicznym Charonem. Ot, takie inne podejście do motywu
przewoźnika/przewoźników dusz osób zmarłych.
Dział
„NA KRAWĘDZI” zawiera cztery nieprawdopodobne, acz przez
wielu uważane za autentyczne tragiczne opowieści, nie zawsze z
udziałem pierwiastka nadprzyrodzonego. Tak jest w „Bess”,
skutecznie podsycającej ciekawość legendzie o człowieku, któremu
wróżka przepowiada, że jego ukochany koń, klaczka imieniem Bess,
doprowadzi do jego śmierci. Opowiadanie „Harold”
wręcz przeciwnie, posiada element nadprzyrodzony. A jest nim właśnie
tytułowy strach na wróble – to jedno z tekstów, które Andre
Ovredal wykorzystał w swojej filmowej odsłonie „Upiornych
opowieści po zmroku”, pozwalając sobie jednak na nie tak znowu
drobne zmiany – który doprowadza do... Mocne, ale nie aż tak, jak
koncepcja ukazana w filmie. „Martwa ręka”
unaocznia nam nocne przejścia pewnego niedowiarka na bagnach, które
pozostali mieszkańcy tych okolic uważają za siedlisko jakichś
groźnych istot. On nie wierzy w bajki, a jak wiadomo sceptycy lekko
tak w literaturze, jak kinie grozy, nie mają. „Takie rzeczy
się zdarzają” to coś dla wielbicieli opowiadań o
wiedźmach. Trzymające w napięciu (niezbyt wielkim, ale zawsze)
zderzenie przesądów z nauką. Dział „ZDZICZEĆ” serwuje
tylko jedną, ale w miarę obszerną, jak na standardy „Upiornych
opowieści po zmroku”, legendę o dziewczynce, która podziela los
Romulusa i Remusa . Dziecku wychowanym przez wilki i jak wilczyca się
zachowującym. Dziecku, które dorasta w tym nieodpowiednim dla
siebie środowisku, a w każdym razie takie przekonanie ma ludność
okolic, w których osiedliła się wataha, szeregi której to ludzkie
dziecko zasiliło. Nie z własnego wyboru, ale jako że nie zna
innego życia... bynajmniej nie czuje się pokrzywdzone. Sam rozwój
akcji „Dziewczynki-wilka” jest całkiem wciągający,
jednak wolałabym, żeby poprowadzono to bez prób demonizowania
wilków. Z drugiej strony akcja ratownicza odsłoniła przede mną
nader wzruszający widok – nie jestem tylko pewna, czy taki był
zamiar i Alvina Schwartza, i osób, które od dawien dawna
przekazywały sobie tę ponoć autentyczną historię z ust do ust.
„PIĘĆ
KOSZMARÓW” to jak sama nazwa wskazuje pięć koszmarnych
historyjek, które dodam tematycznie są mocno zróżnicowane. „Sen”
traktuje o malarce, która zmienia swoje plany za podszeptem
strasznego snu nawiedzającego ją pewnej nocy. Potencjalnie
proroczego snu. Dobre, ale „Nowe zwierzątko Sama”
moim zdaniem jest jeszcze lepsze. Nader zabawne opowiadanie, które
jak zauważa Alvin Schwartz w swoim omówieniu wszystkich zawartych
tu legend, które odnajdujemy w drugiej części książki (raczej
książeczki, biorąc pod uwagę jej niepozorne gabaryty: 144 strony
zapełnione sporych rozmiarów drukiem i niemało miejsca
przeznaczającym na fenomenalne czarno-białe grafiki Stephena
Gammella) mogło wypłynąć z niezadowolenia części Amerykanów z
napływu do ich kraju imigrantów ekonomicznych z Meksyku, którzy
zabierali im pracę. Mój number one zbioru pt. „Kolejne upiorne
opowieści po zmroku”: „Może sobie przypomnisz”.
Niezwykle tajemnicza opowieść o matce i córce, które zatrzymują
się w pewnym paryskim hotelu, gdzie wkrótce dochodzi do czegoś
niewyobrażalnego. Ten tekst wprowadził mnie w stan, który nazywam
„Witamy w Stefie Mroku!”. Pożądliwie nieprzyjemne wrażenie
wejścia w inny wymiar, w rzeczywistość, w której nie obowiązują
znane ludzkości prawa fizyki. A gdy doszłam do omówienia
Schwartza... No, okrutnie żałuję, że to przeczytałam. Gdybym
wiedziała, że przedstawi tam tak prozaiczne wyjaśnienia tej
doskonale skonstruowanej zagadki to pewnie bym to opuściła. Bo
czasem lepiej nie znać odpowiedzi. „Czerwony punkt”.
Znana mi już urban legend, która znalazła się w „Upiornych
opowieściach po zmroku” Andre Ovredala (możecie to też zobaczyć
w „Ulicach strachu: Krwawej Mary” Mary Lambert). O pająkach
wylewających się z policzka dziewczyny. A ja mam arachnofobię,
więc... No więc dla mnie to jedna z najstraszliwszych opowieści,
jaką wymyślono. Swoją drogą ostatnie zdanie trochę mi w głowie
namieszało UWAGA SPOILER Dobrze rozumiem, że ten potworny
los zgotowała głównej bohaterce „Czerwonego punktu” jej własna
matka? KONIEC SPOILERA Wprawdzie bez trudu odgadłam, jak
skończy się „Nie, dzięki”, ale i tak cel został
osiągnięty. Zakładając, że o rozśmieszenie odbiorcy tutaj
zabiegano. A teraz powtórka formuły. Jeden tekst w dziale tym razem
zatytułowanym „CO TU SIĘ DZIEJE?”. Tekst o nazwie
„Problem”, który rzekomo przytacza wydarzenia, do
których faktycznie doszło w 1958 roku na przedmieściach Nowego
Jorku. Opowieść o domniemanym poltergeiście. Nie tak znowu typowa
historyjka o pewnej rodzinie, która zmaga się z nadzwyczajnymi
zjawiskami. Potencjalnie nawiedzony dom. Incydenty, które
długoletnich fanów ghost stories wprawić w skrajne
zdumienie raczej nie mogą, ale zamknięcie (a w każdym razie
wyjaśnienie, bo jeszcze przed finałem nader wyraźna wskazówka się
pojawia) tej sucho wyłuszczanej opowieści, już tak.
I
na koniec dział „KTOOOOOOOO?”, czyli krótki spektakl
czarnego humoru. Sześć tragikomicznych, z lekka groteskowych
tekstów, które zaniepokoić nikogo nie powinny, ale jest szansa na
szerokie uśmiechy. Jeśli już nie histeryczne chichoty.
Niezajmujący nawet jednej stronicy „Obcy” to mój
faworyt tego działu – kolejny sceptyk dostaje twardy dowód na to,
że tylko mu się wydawało, że jest taki oświecony. „Wieprz”
jest bardziej kuriozalny i moim zdaniem bardziej smutny niźli
zabawny, bo raczej nie jest mi do śmiechu na widok takiej niedoli
jednostki, która kiedyś była człowiekiem. A teraz... Pod pewnymi
względami nadal nim jest i to też bynajmniej na duchu nie podnosi.
„Czy coś się stało?” to pościg, który w dużo
bardziej widowiskowym wydaniu widziałam już w wersji Andre
Ovredala, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo podobieństwa wielkie
nie są. Tak czy inaczej to opowiadanko dobitnie Wam udowodni, że
nie należy oceniać nikogo po wyglądzie. Podkreślam: nikogo. No
chyba, że lubicie biegać. „Ty!” to komiczna
opowieść o wrednej kobiecie, która ma serdecznie dość swojego
wrednego męża. Dwójka zgryźliwych tetryków heh. I wszystko
byłoby cacy, gdyby jeden z nich zechciał się wreszcie odczepić od
drugiego. „P-u-m-m-m-m-m!” traktuje o duchu, który
z jakiegoś powodu narzuca się ze swoim towarzystwem pewnej
dziewczynce. Czego ten błazen od niej chce, dowiecie się na końcu.
Ta straszna prawda objawi się Wam... Wróć. Ta śmieszna prawda
objawi się Wam czy tego chcecie, czy nie. I już nigdy nie będziecie
czuć się bezpieczni! I na koniec pieśń o karawanie pt. „Możesz
być następny” , która brzmi znajomo... Krótka piosnka
mówiąca o tym, że my też umrzemy, że nas też zawiną w białe
prześcieradła, że robaki będę wpełzać i wypełzać z naszych
martwych ciał, że nasze oczy wypadną, a zęby... Urocze, doprawdy.
Chociaż
nie uważam się za wielką fankę trzytomowego zbioru mrocznych
opowieści w takiej, czy podobnej formie krążących po Stanach
Zjednoczonych, a i w wielu innych regionach świata, skompletowanych
przez nieżyjącego już amerykańskiego pisarza, dziennikarza i
badacza folkloru Alvina Schwartza, to trochę mi przykro, że to już
koniec. Że mam już za sobą wszystkie nieobszerne publikacje
wchodzące w skład tego cyklu. Wszystkie upiorne opowieści po
zmroku. Wszystkie przecudownie wydane książeczki niekoniecznie
najodpowiedniejsze dla dzieci (choć w Stanach Zjednoczonych tak
reklamowane), ale dla wieloletnich miłośników horrorów jak
najbardziej wskazane. Nie obiecuję, że się przekonacie do owej
formuły. Nie gwarantuję Wam silnych wrażeń, ani tym bardziej
stylowej uczty dla wyobraźni złaknionej językowego bogactwa.
Powierzchowne, dosyć infantylne opisy też jednak mają swój urok.
Nie tylko można do takiego warsztatu przywyknąć, a i choć może
się to wydawać niemożliwe, rozsmakować się w nim. Prostota,
także (a raczej przede wszystkim) fabularna, ma w sobie tę moc.
Pokazał to między innymi Alvin Schwartz w swoich „Upiornych
opowieściach po zmroku”, „Więcej upiornych opowieści po
zmroku” i „Kolejnych upiornych opowieściach po zmroku”, choć
oczywiście nie wszystkim. Zachęcam jednak do sprawdzenia tych
zbiorków. Chronologia nie ma znaczenia: weźcie dowolny tom i
sprawdźcie, o co tyle szumu. Czy mówię, że warto? Ja w każdym
razie nie żałuję tej niestety niedługiej wyprawy po folklorze
zorganizowanej i przez Alvina Schwartza, i przez Stephena Gammella,
bo makabryczne grafiki tego drugiego według mnie są równie ważne
co treść. To integralny element tego popularnego, mającego już
swoje lata cyklu literackiego. Cyklu, który nareszcie zawitał w
Polsce!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Podziwiam za tak obszerne zrecenzowanie tak cieniutkiej książeczki! :)
OdpowiedzUsuń