Do
gospody „Pod Dyliżansem” w angielskiej wsi Iping przybywa
tajemniczy mężczyzna z obandażowaną twarzą. Wynajmuje pokój,
nie wdając się z nikim w dłuższe rozmowy. Większość czasu
spędza w zamknięciu, unikając wszelkiego towarzystwa, potęgując
tym i tak już niemałe zaciekawienie gospodarzy i ich znajomych,
którzy nie ustają w próbach wywiedzenia się czegoś. Ich
wścibstwo coraz bardziej wyprowadza nieznajomego z równowagi, a
jego złość powoli przeradza się w agresję względem
zakłócających jego spokój nieproszonych gości. Ludzi pragnących
dowiedzieć się dlaczego tak wygląda i jakiej to dokładnie pracy
oddaje się w czterech ścianach wynajmowanej izby. Prawda przechodzi
ich najśmielsze wyobrażenia. Wkrótce okazuje się bowiem, że
tajemniczy przybysz jest niewidzialny.
Pierwotnie
wydana w 1897 roku minipowieść „The Invisible Man” (pol.
„Niewidzialny człowiek”) to jedno z najpopularniejszych (obok
„Wojny światów”, „Wehikułu czasu” i „Wyspy doktora
Moreau”) dzieł autorstwa angielskiego pisarza Herberta George'a
Wellsa, nazywanego jednym z ojców science fiction i swego rodzaju
prorokiem. Jego wizje często wybiegały w przyszłość – w
bogatej twórczości H.G. Wellsa bez trudu można znaleźć
technologiczne i naukowe echa następnych epok. Naszej
teraźniejszości. Samoloty, telewizja, podróże kosmiczne, broń
jądrowa, a nawet Internet – wielu jest przekonanych, że Wells
wszystko to przewidział. „Niewidzialny człowiek” powstał z
inspiracji balladą sir Williama Schwencka Gilberta pt. „The Perils
of Invisibility” oraz filozoficzno-politycznym dziełem Platona
zatytułowanym „Politeia” (pol. „Państwo”). Najpierw było
opowiadanie, któremu Wells nadał nazwę „The Man at the Coach and
Horses”, ale jako że nie był z niego zadowolony, zdecydował się
rzecz rozbudować – zamienić w powieść, którą ostatecznie
nazwał „The Invisible Man”.
Pierwsza
filmowa wersja „Niewidzialnego człowieka” ukazała się w 1933
roku – amerykański obraz pod tym samym tytułem w reżyserii
Jamesa Whale'a – a obecnie mamy już całe mnóstwo mniej (np.
głośne „Człowiek widmo” Paula Verhoevena i „Niewidzialny człowiek” Leigh Whannella) i bardziej wiernych oryginałowi filmów
zainspirowanych tym ponadczasowych dziełem nieśmiertelnego H.G.
Wellsa, które swoją drogą doczekało się również swoich
komiksowych odpowiedników. Dziś ten XIX-wieczny utwór może
wydawać się już nieco przebrzmiały. Z punktu widzenia
współczesnego czytelnika konstrukcja fabularna „Niewidzialnego
człowieka” może okazać się zanadto uproszczona i dość naiwna,
dialogi pompatyczne, a sposób snucia opowieści z lekka toporny. I
jeszcze to archaiczne słownictwo... Staranne wydanie Zysk i S-ka z
2020 roku, w twardej oprawie i w tłumaczeniu Eugenii Żmijewskiej, z
mroczną grafiką Anny M. Damasiewicz na froncie, zostało
wypuszczone z okazji wejścia na ekrany kin psychologicznego
thrillera science fiction Leigh Whannella, bardzo luźno opartego na
rzeczonej minipowieści Wellsa. Jestem przekonana, że już sama
jakość owej edycji skusi niejednego czytelnika spragnionego
mocniejszych wrażeń. To dobrze, bo literaturę legendarnego
Herberta George'a Wellsa warto znać, ale z drugiej strony, jeśli
nie ma się zamiłowania do archaicznych form, to obawiam się, że
„Niewidzialny człowiek” może okazać się przeprawą nader
męczącą. Nie jestem pewna, czy utwór ten jest najlepszym wyborem
„na pierwszy raz z Wellsem”, ale podejrzewam też, że część
dzisiejszych czytelników dzięki niemu poczuje przymus zapoznania
się z innymi wiekopomnymi dziełami tego angielskiego mistrza
literatury science fiction, który notabene nie gardził też innymi
gatunkami. Ale kojarzony jest głównie z fantastyką naukową, którą
to wzniósł na inny poziom, nadal chętnie eksplorowany przez
wszelkiej maści artystów. W „Niewidzialny człowieku” potężna
groźba unaocznia się już na pierwszych stronicach, pod postacią
nieznajomego jegomościa z obandażowaną twarzą. Jego głowę zdobi
pilśniowy kapelusz, na dłoniach ma ciepłe rękawiczki, a w ręku
dzierży kuferek. Człowiek ten wstępuje w skromne progi przybytku
prowadzonego przez państwo Hall, w angielskiej wsi Iping. Do gospody
„Pod Dyliżansem”, gdzie niezwłocznie wynajmuje pokój.
Pojawianie się tak nietypowo prezentującego się, a przy tym
małomównego, gościa, rodzi ciekawość przedstawicieli tej prostej
społeczności. Co mu się przydarzyło? Cóż takiego porabia za
zamkniętymi drzwiami wynajętego pokoju? Skąd przybywa i w jakim
celu? I wreszcie, kim jest ten gburowaty egzotyk? Bandaże sugerują
jakiegoś rodzaju okaleczenie twarzy, a przedmioty, które gromadzi w
swojej tymczasowej izbie wskazują na to, że prowadzi jakieś
badania naukowe. Albo jest poszukiwanym przez policję przestępcą,
który w zaciszu pokoju w gospodzie „Pod Dyliżansem” poświęca
się czemuś sprzecznemu z prawem. Wells, swoim zwyczajem, w
„Niewidzialnym człowieku” wystawia krytyczną diagnozę, tym
razem niewielkiemu społeczeństwu. Ci mieszkańcy wsi Iping, których
wręcz rozpala zaciekawienie przybyszem z zasłoniętym obliczem, to
ten typ osób, który chyba nigdy nie wyginie. To znaczy pani Hall i
jej znajomi posiadają cechy, które nadal nad wyraz uwidaczniają
się we wszelkich skupiskach ludzkich. Silniej w mniejszych, ale i w
wielkich aglomeracjach wścibstwa i zamiłowania do rozsiewania
przeróżnych plotek nie brakuje. Ludzie są z natury ciekawi. A jak
wiadomo, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, co dobitnie
udowadnia H.G. Wells w swojej krótkiej powieści, która weszła do
kanonu żelaznych klasyków literatury science fiction. Autor
„Niewidzialnego człowieka” czyni to w dość prześmiewczy
sposób. Wydaje się, ze celowo przerysowuje niektóre postaci,
wyolbrzymia ich wady, aby wydźwięk z całą mocą dotarł do
odbiorcy; bawiąc go i jednocześnie ucząc. Nie wpychaj nosa w nie
swoje sprawy, bo może się to dla ciebie źle skończyć.
Obandażowany przybysz, tak w słowach, jak w czynach, stara się
przekazać tę cenną naukę nagabywającym go mieszkańcom Iping.
Ale ciekawość jest oczywiście silniejsza od obowiązku
poszanowania prywatności bliźnich. Co prawda mam przekonanie, że
Wells nie miał tutaj na myśli aktualnie panującej mody,
rozprzestrzeniającej się głównie na portalach społecznościowych,
ale obserwując natarczywe próby podejrzenia pustelniczego życia
nieznajomego gościa „Pod Dyliżansem” podejmowane przez paru
mieszkańców Iping, wprost nie mogłam oprzeć się skojarzeniom z
wchodzeniem z butami w życie innych poprzez Internet. Różnica jest
tylko taka, że „internetowi celebryci” takiej uwagi łakną.
Sami w ten sposób chętnie obnażają się w Sieci, podczas gdy
tajemniczy jegomość na początku omawianej książki lokujący się
w gospodzie „Pod Dyliżansem”, zazdrośnie strzeże swojej
prywatności. To klasyczny burzyciel, a i owszem, ale moim zdaniem
odznacza się też o niebo przytomniejszą ostrożnością od nas,
„dobrowolnych ofiar technologicznego rozkwitu”.
Utwór
science fiction, satyra społeczno-obyczajowa, ale i minipowieść
grozy. „Niewidzialny człowiek” Herberta George'a Wellsa jest tym
wszystkim, choć powiedziałabym, że proporcje są raczej nierówne.
Elementów horroru i thrillera w burzliwych dziejach tytułowego
czarnego charakteru nie odnalazłam wiele, ale chwilami Wells
niewątpliwie wprowadzał aury charakterystyczną dla tych gatunków.
Trochę przynajmniej pozornej nadnaturalności i więcej
śmiertelnego, zdefiniowanego, niebezpieczeństwa, które zdaje się
wisieć nad każdy, kto z premedytacją bądź tylko przypadkowo
wkroczył w osobistą przestrzeń Niewidzialnego Człowieka.
Genialnego, ale i demonicznego naukowca, który troszczy się jedynie
o własne dobro. I marzy o władzy absolutnej. Jak na rasowego
megalomana przystało, człowiek ów nie ma wątpliwości, że
niepodzielna władza nad państwem, a może nawet światem, należy
mu się zdecydowanie bardziej niż innym. Bo jest wyjątkowy –
jedyny taki egzemplarz na całym globie. I tu ma rację, bo nigdzie
indziej nie znajdziemy drugiego Niewidzialnego Człowieka. Ale
dlaczego ma to dawać komuś prawo do objęcia niepodzielnych rządów?
Rządów terroru, na dodatek, bo ten oto Wellsowski pretendent do
tronu, wcale nie ukrywa, że właśnie zamordyzm ma zamiar
wprowadzić. Bo szczerze nienawidzi ludzkości, bo to prawdopodobnie
będzie łechtać jego rozbuchane ego, bo tkwi w nim silny apetyt na
przemoc i... bo po prostu może. Może swobodnie terroryzować ten
przebrzydły gatunek, którym według niego jest ludzkość.
Przekonana o swojej wysokiej inteligencji, a w istocie nader
prymitywna. Z wyjątkiem tytułowego antybohatera omawianej
klasycznej historii „ze stajni” jednego z najwybitniejszych
twórców literatury science fiction. Takie zdanie o sobie ma
Niewidzialny Człowiek, choć trzeba dodać, że ma świadomość, że
istnieją na świecie osoby, którym niezbyt daleko do jego
intelektu. Ludzie uczeni, tak jak on, ale już niemogący pochwalić
się tak zdumiewającymi wynikami swoich badań, jak efekt jego
długoletniej pracy. Tak naprawdę zatruty owoc jego uciążliwych
starań. Wynalazek tytułowego jegomościa w pewnym sensie jest
katalizatorem jego mrocznej natury. Znacznie wzmaga jego wady –
egoizm, narcyzm, brak empatii i marzenia o wielkości, zawsze w nim
były, ale gdy stał się niewidzialny dla oka każdego żyjącego
stworzenia, z sobą włącznie, to zaczął stanowić realne
zagrożenie dla ogółu społeczeństwa. Nie tylko jednostek, jak to
miało miejsce przedtem. Bo jak to często z uczonymi pionierami w
science fiction bywa, ów geniusz, postanowił wykorzystać unikalny
owoc swojej pracy do niecnych celów. W sposób, który niósłby
korzyść tylko jemu. Nie trzeba chyba dodawać, że Wells stworzył
antybohatera praktycznie nieśmiertelnego – tak nośny czarny
charakter, że nawet teraz, przeszło sto lat później, jest mile
widzianym gościem w różnej maści artystycznym wizjach.
Niewidzialny Człowiek to marka sama w sobie – gość, który
prawdopodobnie nigdy nie umrze, bo sztuka od zarania dziejów
dopomina się takich, bądź co bądź, złożonych postaci, które
łatwo ulegają modyfikacjom. Tak, Niewidzialny Człowiek jest niczym
glina, która we wprawnych artystycznych rękach może zyskiwać
formę atrakcyjną dla każdego kolejnego pokolenia. Ale czy prototyp
może intrygować, a przy tym rodzić obawę porównywalną do tej,
co jego nowsze wydania? To zależy. Głównie od tego, jaki poziom
tolerancji, jeśli już nie sympatii, mamy dla przestarzałej już
stylowości od dawna nieżyjących już pisarzy. Bo jak by na to nie
patrzeć, pierwsza opowieść o Niewidzialnym Człowieku, warsztatowo
trochę na aktualności straciła. Teraz już raczej się tak nie
pisze, a na pewno nie zazwyczaj. I wielka szkoda, bo przecież wciąż
nie brakuje czytelników, którzy nie tylko z łatwością wchodzą
do literackich światów przedstawionych przed wiekami, ale i wręcz
rozpływają się w tych pod wieloma względami magicznych klimatach.
I na dodatek odnajdują w niejednym takim sędziwym dziele echa
współczesności. A „Niewidzialny człowiek” bez wątpienia jest
jednym z nich – jednym z utworów niby przestarzałych, a przecież
tak zdumiewająco, dręcząco wręcz aktualnych. Nostradamus przy
Herbercie George'u Wellsie może się schować.
Ciekawe,
ile ostało się długoletnich miłośników literatury science
fiction, ale i epickich utworów grozy, którzy „Niewidzialnego
człowieka” Herberta George'a Wellsa mają dopiero przed sobą.
Podejrzewam, że niewielu, że jestem jedną z nielicznych osób,
która dopiero teraz tę minipowieść „połknęła”.
Fundamentalne zaniedbanie? Może. Sami to rozsądźcie, Wy wszyscy,
którzy już dawno temu zapałaliście trwałą miłością do tego
ogromnie zasłużonego dzieła. Tak, „Niewidzialny człowiek” to
pozycja absolutnie obowiązkowa nie tylko dla koneserów klasycznej
prozy, ale i w sumie każdego szanującego się wielbiciela
fantastyki naukowej, horroru, thrillera, ale i satyry
społeczno-obyczajowej. I poszukiwaczy proroczy wizji, które już
można z łatwością dodatnio (przynajmniej po części)
zweryfikować. Nie wszyscy oni oryginałem „Niewidzialnego
człowieka” się zachłysną, a część z nich prawdopodobnie
będzie miała pewne problemy z dobrnięciem do końca. A bo
archaiczny warsztat... Ale tak czy inaczej znać trzeba, więc proszę
postarajcie się, też Wy wszyscy, którzy za dawnymi formami
literackimi generalnie nie przepadacie. Bo mimo wszystko zakładam,
że są wśród Was też takie osoby, które pomimo niesłabnącej
sławy tego tytułu (w wydaniu książkowym), jeszcze szansy mu nie
dali.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz