środa, 1 marca 2023

„Sick” (2022)

 

Kwiecień 2020. Parker Mason zabiera swoją przyjaciółkę Miri Woodlow do odizolowanego domu nad jeziorem należącego do jej rodziców. Dziewczyny zamierzają przyjemnie spędzić okres izolacji społecznej tłumaczonej pandemią COVID-19: tylko one dwie w przestronnym drewnianym domu w malowniczej scenerii. Ich samopoczucia bynajmniej nie psują tajemnicze wiadomości tekstowe odbierane przez Parker. Trochę inaczej sprawa przedstawia się z pierwszym niezapowiedzianym gościem, ale naprawdę nieprzyjemnie robi się parę godzin później, gdy z ukrycia wychodzi zamaskowany osobnik ponad wszelką wątpliwość niemający wobec nich przyjaznych zamiarów.

Nakręcony w 2021 roku w hrabstwie Weber w stanie Utah i w okolicznych zakątkach, amerykański slasher połączony z home invasion w reżyserii Johna Hyamsa, twórcy między innymi „Psychola” (2020), remake'u „Zaginionej” Henrika JP Åkessona i Mattiasa Olssona. Scenariusz „Sick” jest wspólnym dziełem debiutantki Katelyn Crabb i mającego bogate doświadczenie w branży filmowej Kevina Williamsona (też jeden z głównych producentów filmu), który jak dotąd wyreżyserował tylko jeden obraz, oparty na jego własnym skrypcie thriller komediowy „Jak wykończyć panią T.?”, za to energicznie działa w charakterze producenta i scenarzysty (m.in. „Krzyk”, „Krzyk 2” i „Krzyk 4” Wesa Cravena, „Koszmar minionego lata” Jima Gillespiego, „Oni” Roberta Rodrigueza, „Przeklęta” Wesa Cravena). Dla Johna Hyamsa to przede wszystkim opowieść o swego rodzaju histerii, jaka ogarnęła znaczną część ludzkiej populacji zwłaszcza w pierwszych miesiącach bezwzględnego panowania wirusa SARS-CoV-2. Natomiast według Kevina Williamsona „Sick” mówi głównie o odpowiedzialności za drugiego człowieka – o potrzebie pomagania bliźnim i chronienia się nawzajem – o przyjaźni i odwadze. „Sick” wyszedł ze stajni Miramax, Blumhouse Productions i Outerbanks Entertainment, a swoją światową premierę miał we wrześniu 2022 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto, natomiast w styczniu 2023 roku trafił do internetowej strefy Peacock.

John Hyams i Kevin Williamson, fani „Nieznajomych” Bryana Bertino i „Funny Games” Michaela Hanekego (mowa też o amerykańskim remake'u tego przerażającego austriackiego thrillera), dokładają swoją cegiełkę do podgatunku home invasion. W zasadzie dla współscenarzysty „Sick” naruszanie miru domowego to nie pierwszyzna – zahaczał o tę tematykę choćby w The Scream Universe. To samo zresztą trzeba powiedzieć o niepokojących wiadomościach od tajemniczego osobnika bądź osobniczki, kierowanymi nie tylko do głównej bohaterki „Sick”. Tego całkiem naturalnego związku niemałżeńskiego nurtów slash i home invasion. Nie wszyscy byli przekonani do koncepcji Williamsona, by przeprowadzić tę siekaninę pod ścisłymi rządami covida. Jedni uważali, że to zbyt świeża sprawa, ale w otoczeniu pomysłodawcy „Sick” byli też tacy, którzy stali na stanowisku, że rzecz mocno się już zdezaktualizowała: zamierzchłe czasy niewarte przypominania. Kevin Williamson miał jednak głębokie, niezachwiane przekonanie, że coś takiego ma szansę zaistnieć jako produkt danej specyficznej epoki. Można rzec, streszczenie ponurej karty z historii najnowszej. Znowu jest ten okropny kwiecień 2020 roku, czyli pierwszy tak zwany twardy lockdown wprowadzony w wielu krajach świata przez, jak się okazało, kompletnie nieprzygotowanych na takie sytuacje polityków. Naukowcy wprawdzie od dawna przestrzegali, nawet przed dużo bardziej zjadliwymi wirusami, ale wybrańcy narodów nie będą się przecież wsłuchiwać w głosy osób „ustępujących im inteligencją”. Rezultat? Prawdopodobnie największe niedorzeczności w historii ludzkości. Himalaje absurdu, a w dalszej perspektywie scenariusz, którego ze świecą szukać we wcześniejszych utworach apokaliptycznych i postapokaliptycznych, gdzie najczęściej wszystko wraca do normy po wynalezieniu i rozpowszechnieniu szczepionki. Happy end, który można już wrzucić do kosza - naciągane, niewiarygodne. Tuż po wybuchu rzekomo największej zarazy w całej historii ludzkości (a przynajmniej tak to wybrzmiewało w przestrzeni medialnej), przez jakiś czas jedynej poważnej choroby na tym świecie (co tam rak? Koronawirusa alias covida się trzeba bać!), wyglądało jednak na to, że większość globalnego społeczeństwa oddałaby niemal wszystko za szczepionkę. Z drugiej strony mieliśmy inną „niezawodną” broń, czyli DDM: dezynfekcja, dystans, maseczki. „Sick” Johna Hyamsa przenosi nas do tej tak zwanej nowej normalności (iście orwellowska nowomowa), kiedy to wielu wierzyło, że stosowanie się do tych trzech wytycznych jest receptą na długie życie. W każdym razie takich wywrotowców jak Parker Mason (przekonująca kreacja Gideon Adlon, którą miłośnicy kina grozy/fantasy mogą pamiętać choćby ze „Szkoły czarownic: Dziedzictwa” Zoe Lister-Jones czy „Polowania na czarownice” Elle Callahan) w przestrzeni publicznej trudniej było wypatrzyć. Twórcy jeszcze przed wprowadzeniem tej postaci, w prologu, przypomnieli czym w najlepszym razie groziło paradowanie bez maseczki i/lub niezachowywanie odpowiedniego dystansu personalnego. W tych kilku minutach, w tej niedługiej „przedmowie”, według mnie udało im się wykreślić zdumiewająco szeroki kontekst historyczny. Szybki, a tak szczegółowy wgląd w ówczesną codzienność szarego tłumu. Poczynając od wycieczki do supermarketu, gdzie z głośników nieustannie sączą się dobre rady dla klientów. Nie zdejmuj maseczki, idź drogą środka (linie, strzałki przyklejone do podłogi), zachowuj przynajmniej dwumetrowy odstęp od wszystkich ludzi przebywających w tym obiekcie, staraj się unikać obracania gotówką - bezpieczniejsze są płatności zbliżeniowe - nie szukaj papieru toaletowego, bo pewnikiem wyprzedany (za panowania covida to było dobro luksusowe i oczywiście towar deficytowy. Stawiam dolary przeciwko zapałkom, że politycy nie odczuli jego braku). A gdy zaczniesz kaszleć na przykład w kolejce do kasy bądź pewien/pewna, że przez chwilę będziesz w centrum niechcianej uwagi – pod ostrzałem morderczych lub zalęknionych spojrzeń. Po wyjściu ze sklepu koniecznie zdezynfekuj ręce, a po powrocie do domu niezwłocznie zrób to samo z zakupionymi produktami. Gdy na karku masz covida trudno żebyś przejmował się jakimś stalkerem. Świat się kończy, a komuś zebrało się na durne żarty? Odbiorca „Sick” Johna Hyamsa najpewniej potraktuje to śmiertelnie poważnie, ale obiekt telefonicznych ataków, młody mężczyzna, który tego feralnego wieczora wybrał się po „artykuły pierwszej potrzeby”, przejmie się mocno poniewczasie. Drastyczne cięcie i jedziemy, jedziemy nad jezioro!

Chwilunia. Najpierw mała sesja zdjęciowa. Selfie (o zgrozo!) bez maseczki w miejscu publicznym. Cała Parker Mason. Myśli, że to zabawa? Nie rozumie, że jest potencjalną zabójczynią aż siedmiu osób? Jej najlepsza przyjaciółka, pilna studentka medycyny Miri Woodlow (widowiskowy, zabawny występ Bethlehem Million), nie ustaje w wysiłkach, by przemówić jej do rozumu. Nauczyć odpowiedzialności, której wyznacznikiem w tej nowej nienormalności jest rzecz jasna maseczka. Nie nosisz – jesteś egoistą. Najgorszego sortu, bo nie obchodzi cię nawet życie i zdrowie bliźnich. Parker najwyraźniej średnio obchodzi nawet to, że może skazać na śmierć swoją najlepszą przyjaciółkę, bo gotowa była ładować się do samochodu bez tej pancernej zbroi na dolnej partii twarzy (do jasnej ciasnej: zakrywać nosy!). No przecież nie kaszle, nie gorączkuje, nie ma nagłych napadów silnej duszności. Krótko: prawdziwy okaz zdrowia. Puk, puk, Parker: znowu zapomniałaś o „chorowaniu bezobjawowym”. Dobra, skoro Miri tyle do szczęścia potrzeba, to Parker wytrwa w tej przeklętej szmatce do końca podróży. Potem już nie trzeba się bać wirusa, spokojnie można zrzucić maski... No chyba że pojawi się ktoś jeszcze. Podsumowując, Miri widać uważa, że Parker może ją zarazić covidem tylko w samochodzie, w domu już nie. W sumie ma to sens – covidowy (bez)sens – bo gdyby transmisja wirusa odbywała się także w domowych gniazdkach, to pewnie wprowadzono by nakaz zasłaniania twarzy także w tych miejscach. Tak w każdym razie tłumaczyłam sobie wariacką dynamikę postawy Miri do czasu zakłócenia tego babskiego wypadu. Nie tyle wczasów, ile izolacji społecznej? A kto powiedział, że nie można tego łączyć? Relaks w imponującym domu z bali (nie spodziewajcie się chaty rodem z „Martwego zła” Sama Raimiego) nad niemałym jeziorem. Żadnych innych nieruchomości w pobliżu – najbliższa znajduje się parę kilometrów dalej, na przeciwnym brzegu tego naturalnego zbiornika wodnego. Wylegiwanie się w niezbyt gorących, akuratnie ciepłych promieniach słońca nad przeraźliwie zimną wodą, tyko delikatnie, ale tak naprawdę leciuteńko, zakłócają wiadomości tekstowe przesyłane Parker przez jakąś tajemniczą postać. Najprawdopodobniej tę samą, która widzom objawiła się, w całej swojej zamaskowanej niedoskonałości, na początku tego, jak dla mnie zanadto rozpędzonego slasherka. Liczyłam na dłuższy „wieczorek zapoznawczy”, na odwleczenie spodziewanego terroru. W reżimie sanitarnym:) A już zwłaszcza na pogłębioną psychoanalizę domniemanej final girl (model postmodernistyczny, niearchetypiczny), choć jej zapewne nie byłoby to w smak. Parker nie ukrywa bowiem, że ma po dziurki w nosie obsesyjnego rozkładania na czynniki pierwsze jej charakteru przez znajomych. Nie zaszkodziłoby podrążyć temat, w tym świecie przedstawionym podrzucony przez Miri. Omówić według niej największy, fundamentalny problem Parker, a mianowicie odruchowe, jakby instynktowne odpychanie od siebie ludzi. Główna bohaterka „Sick” w odróżnieniu od jej tymczasowej współlokatorki i mimo wszystko całkiem zaufanej, nie tak kompletnie ignorowanej, jak mogłoby się wydawać, doradczyni życiowej, utrzymuje społeczny dystans nie z obawy przed śmiercionośnym wirusem, tylko z jakiegoś wewnętrznego przymusu. Coś w rodzaju psychicznej blokady, którą pewnie da się sforsować, ale czy warto? Czy aby chroniczna nieufność nie jest skuteczniejszą zbroją w tym najeżonym niebezpieczeństwami świecie od superszczelnej maseczki? W świecie pełnym „miłosiernych bliźnich”, którzy nie zmarnują żadnej okazji do wbicia ci noża w plecy. Tak czy inaczej, Miri uważa to za słabość charakteru, która najbardziej szkodzi samej Parker. Poważna przeszkoda na drodze do szczęścia. Mój ulubiony moment w „Sick” to wielkie wejście pierwszego nieproszonego gościa. Kiedy nocą na odludziu jakiś niezidentyfikowany „obiekt żyjący” nagle zacznie dobijać się do drzwi, to co w pierwszej kolejności należy zrobić? Proste, sięgnąć do kieszeni i wyjąć... A nie, nie telefon, tylko maseczkę. Jakie to znamienne, jak bezczelnie prawdziwe. I w ten sposób przechodzimy do kolejnego zagadkowego, żeby nie powiedzieć bezsensownego, punktu w „covidowej etykiecie” Miri. Parker była potencjalnym zagrożeniem tylko w samochodzie, ale wszyscy inni, którzy przekroczą próg tego domu, mogą być mimowolnymi siewcami śmierci. Lepiej się do nich nie zbliżać, a jak już, to koniecznie w maseczce! Architekci „Sick” w moim przekonaniu trochę (trochę?!) podśmiewają się z absurdów covidowych. Jak w soczewce skupiają się tutaj irracjonalne zjawiska praktycznie bez przerwy zachodzące w tamtych niezamierzchłych czasach. Bo kiedy rozum śpi budzą się... groteskowe demony. Byłam prawie pewna, że zabójca/zabójczyni lub zabójcy w „Sick” zostali wykarmieni na pandemicznej „zielonej pożywce”, że na zbrodniczą ścieżkę zawiodła go/ją/ich jedna z dwóch najświętszych misji w dyktaturze covida: pilnowanie, by inni przestrzegali zasad, nie łamali tak zwanych obostrzeń (to, jak zawsze, nie dotyczyło wszystkich, na czele z politykami, najgłośniej dopominającymi się o solidarność w biedzie jednocześnie niczego nie poświęcając. Czy istnieją więksi hipokryci?) oraz nawoływanie by ich nie przestrzegali. UWAGA SPOILER Para zabójców otrzymała imiona oprawców z serii „Piątek trzynastego”. W filmie wspomniano też Jasona Voorheesa w żartobliwym tonie KONIEC SPOILERA. Mała niespodzianka, prawdę mówiąc, była, ale to nie zrekompensowało mi pustki w środkowej partii seansu. Za długa ta bieganina. Pomijam już niską drastyczność, bo w podgatunku slash zdążyłam już znaleźć niejeden bezkrwisty, ewentualnie niemal bezkrwisty diamencik. Można było wycisnąć z tego więcej, a przynajmniej ja dobiłam do napisów końcowych z poczuciem niedosytu.

Sprawnie zrealizowany serdeczny uścisk slashera z kuzynem home invasion. Spotkanie w czasach zarazy, które według mnie mogło być bardziej owocne. Po Kevinie Williamsonie (tutaj, na gruncie tekstowym, we współpracy z Katelyn Crabb) można chyba spodziewać się więcej? Nie żeby jakoś sromotnie mnie zawiódł, ale jednak, ale mimo wszystko... „Sick” w reżyserii Johna Hyamsa to niegodna zignorowania - przynajmniej przez fanów dwóch wyżej wymienionych podgatunków - zamierzenie zabawna, niespecjalnie makabryczna i może trochę niepokojąca opowieść na wolny wieczorek. (Nie)czysta rozrywka, którą szczerze i nie z całego serca polecam.

Źródło pierwszego plakatu od góry: https://www.facebook.com/creepyduckdesign

1 komentarz: