JAN
BARSZCZEWSKI, ZYGMUNT KRASIŃSKI, JAN ŁADA, ROMAN ZMORSKI, THEO
GIFT, JAMES GRANT, OSCAR WILDE, MRS HENRY WOOD, ANTON STRASZIMIROW,
JIN YONG
Baśnie,
legendy, bajki. Dwadzieścia tekstów polskich i zagranicznych
autorek i autorów w najkrótszą noc w roku. Była już „Wigilia
pełna duchów”, byliśmy „Z duchami przy wigilijnym
stole”, spędziliśmy „Wakacje wśród duchów” i „Gwiazdkę
z duchami”, a na 2022 rok wydawnictwo Zysk i S-ka zaprosiło „Duchy
Nocy Kupały”. Wydanie w twardej oprawie ozdobionej przez Urszulę
Gireń (projekt okładki). Utwory wybrał Tadeusz Zysk, a tłumaczyli
Mira Czarnecka, Jerzy Łoziński, Mariola Mikołajczak i Agnieszka
Paterska. Tematem przewodnim, jak sama nazwa wskazuje, jest
słowiańskie święto znane też jako Sobótka, dawniej obchodzone
podczas letniego przesilenia (tańce, swawole, obrzędy), co miało
zapewnić zdrowie i urodzaj. Bardziej znana współczesnym pokoleniom
Polaków, Wigilia Świętego Jana, nazywana też Nocą Świętojańską,
została wprowadzona przez Kościół katolicki po bezproduktywnych
staraniach wykorzenienia tamtej słowiańskiej tradycji – można to
nazwać pójściem na kompromis albo przyłączeniem się do wroga,
którego nie zdołało się pokonać. Pisząc „temat przewodni”
nie mam na myśli tego, że wszystkie teksty zamieszczone w
niniejszym zbiorze traktują o Nocy Kupały, czy choćby powstały
pod natchnieniem tego święta. Pomysłodawcy tego wydawniczego
przedsięwzięcia już raczej kierowali się chęcią przywołania
atmosfery tej czarownej nocy. Zbiór mocno różni się od
poprzednich z tej serii Zysk i S-ka – groza oddała palmę
pierwszeństwa klimatom bajkowym. Poza tym zastosowano wyraźny
podział: w części pierwszej pióra polskie, a w drugiej z innych
rejonów świata.
Tym
razem muszę zacząć od opowiadań tylko dobrych. Znakomitości nie
udało mi się niestety okiem wyłowić, dlatego na początku
jesteśmy stopień-dwa niżej niż zazwyczaj. „Włosy
krzyczące na głowie” Jana Barszczewskiego to historia
mężczyzny wychowanego w dostatku, który po śmierci rodziców
uświadamia sobie, że jest bankrutem. Żeni się więc z majętną
kobietą i żyją sobie wygodnie do czasu pojawienia się starszego
mężczyzny. Główny bohater opowiadania, wbrew woli małżonki,
oferuje mu zakwaterowanie, a w zamian gość służy mu niedobrymi
radami. Podczas gdy w okolicy krążą o starcu niestworzone
historie, jego dobrodziej coraz bardziej polega na jego opinii.
Klasyczna opowieść o podejrzanym przybyszu. Suspens czystej wody –
napięcie podtrzymuje przekonanie, że wszystko potoczy się źle.
Nieuchronność nieszczęścia. Zagrożenie w ludzkiej postaci, ale
wyczuwa się jakąś nadnaturalną energię emanującą z „pomocnego”
gościa.
W
„Strzydze” Romana Zmorskiego poznajemy
sierotę-włóczykija, ubogiego młodzieńca, który wybawia z
opresji nieznajomego starszego człowieka. Udają się razem do
karczmy, gdzie poznają tragiczną historię tutejszej rodziny
królewskiej. Z kazirodczego związku narodziła się tytułowa
strzyga. Krwiożercza królewna, która przed śmiercią wymogła na
ojcu, jak się okaże, nader fatalną w skutkach obietnicę. W
miejscowym kościele każdej nocy ma czekać żywy człowiek. Król
oferuje wiele za odczarowanie swojego jedynego dziecka. Dziecka nocy.
Za namową swojego nowego przyjaciela sierota postanawia spróbować,
a ten pierwszy przyjmuje w tym wszystkim rolę doradcy. Mroczne, ale
też trochę zabawne. Bajkowe, ale w napięciu potrafi potrzymać. Ta
wampiryczna opowiastka pana Zmorskiego.
„Dobry
starosta” Romana Zmorskiego odchodzi z tego świata, ku
rozpaczy ludu. Widząc ogromny żal swoich współmieszkańców,
tytułowy altruista prosi Boga o możność doglądania ich po
śmierci. Proś, a będzie Ci dane. W każdą Noc Świętojańską,
dobry starosta będzie wracał do swojego zamku, by, jeśli taka
będzie jego wola, podtrzymywać swój zwyczaj służenia radą
bliźnim w opałach. Lata mijały, zamek niszczał, a polski lud
został zastąpiony przez niemiecki, wśród którego wprawdzie nie
brakowało osób chętnych do poszukania rady u tutejszego ducha, ale
nie znali jego języka. Ostatnim, który skorzystał z pomocy zjawy
był wędrowny mistrz stolarski, który popadł w długi. Morał może
i banalny, ale zawsze na czasie. Pomagaj bliźnim, a będzie ci dane.
Dobro wraca, a ciężka praca popłaca. Czasami. Urocze opowiadanko
ze znikomą dawką grozy.
W
„Bez wyjaśnień” Theo Gift (właściwie Dorothy
Boulger) pewien malarz wybiera się na wiosenną przechadzkę. W
pobliżu posiadłości Ditchley Abbey spotyka piękną nieznajomą, z
którą nie udaje mu się zamienić choćby jednego słowa. Niewiasta
znika. Po latach mężczyzna dokonuje wstrząsającego (dla niego)
odkrycia. Okazuje się, że owa dama żyła dawno temu i przyniosła
wstyd swojej szlacheckiej rodzinie. Zagadka kryminalna z duchem na
pierwszym planie. Klimatyczna, choć w pierwszej partii nadzwyczajną
aurę tłumią męczące, zbędne opisy. Potem sytuacja znacznie się
poprawia. Frapująca intryga między światami.
„Melrose
Square, numer dwa” Theo Gift koncentruje się na pannie,
której trafia się prawdziwa okazja. Bardzo tanio wynajmuje dom w
dzielnicy Bloomsbury. Dom, który niezbyt jej się podoba, dom, w
którym panuje mroczna atmosfera, a wystrój zdecydowanie nie pokrywa
się z jej zmysłem estetycznym. To wszystko działa na nią
odpychająca, ale wbrew tym doznaniom, bohaterka jest przekonana, że
będzie jej tu dobrze. Pewnej nocy w jej sypialni zjawia się trupio
blada nieznajoma. Pewnikiem duch! A na domiar złego służąca
struchlałej protagonistki zachowuje się nader podejrzanie (pani
Danvers...). Interesująca zagadka, konsekwentnie budowana atmosfera
tajemniczości, aczkolwiek przy mniejszej ilości słów pożądane
niewygodne emocje w moim przypadku pewnie byłyby silniejsze.
Spójrzcie
na ten „Zasłonięty portret” Jamesa Granta.
Narrator niniejszej opowieści zostaje zaproszony przez swojego
przyjaciela, towarzysza broni, do jego posiadłości w Herts. Gdzie
zwraca uwagę na zasłonięty portret, który najwyraźniej
przyprawia o dreszcze gospodarza. Gość ukradkiem ogląda portret,
który jak się okazuje przedstawia urodziwą dziewczynę. Przyjaciel
opowiada mu o niej. O miłości i bolesnej rozłące. O
poszukiwaniach ukochanego, który poszedł na wojnę. Przykra
historia, z rodzaju tych, jakich, niestety, wiele na tym okrutnym
świecie. Jest i domieszka nadprzyrodzonego. Precyzyjny, zwięzły
język – znośna lekkość czytania, o rzeczach nieodkrywczych, ale
zajmujących myśli.
Opowiadania
w mojej ocenie lekko powyżej średniej. „Wilkołak”
Jana Barszczewskiego to rzecz o nieszczęśliwie zakochanym
mężczyźnie niespodziewanie zamieniającym się w wilka, wskutek
czego przenosi się do lasu. Życie na wygnaniu, w bliskim
sąsiedztwie wioski, z której pochodzi i gdzie została jego
ukochana. „Jaki okropny los czeka człowieka, gdy zachowuje się
i jest jak zwierzę”. Sympatyczna bajeczka. Pouczająca,
miejscami smutna, ale w gruncie rzeczy nic specjalnego.
„Znamię
na ustach” też od Jana Barszczewskiego to opowieść o
właścicielce karczmy, którą podejrzewa się o uprawienie czarów
oraz jej córce, lokalnej piękności, która jednak w przekonaniu
niektórych wkrótce straci cały swój urok. Tytułowe znamię może
urosnąć, a wtedy pewnikiem nie zechce jej żaden mężczyzna.
Gusła, zabobony. Paktowanie z Rogatym? Czarownica czy ofiara
„średniowiecznego myślenia”? Kobiety wyzwolone czy prawdziwe
służki Szatana wśród prawych ludzi oddanych właściwemu
Wszechmocnemu? Jak to się skończy? Moja ciekawość tylko rosła,
ale ostatecznie... Za grzecznie jak dla mnie, ale do poduszki w sam
raz.
Jan
Łada (właściwie ksiądz Jan Gnatowski) w swojej bibliografii ma
między innymi powieść „W nawiedzonym zamczysku”,
którą odpowiedzialne za omawiany zbór wydawnictwo wydało mniej
więcej rok wcześniej (2021). Tutaj mamy jej fragmenty. Noc Kupały.
Rotmistrz, prowadzony przez miejscowego młodzieńca, zagłębia się
w las. Jego celem kwiat paproci. Tego chciała panna z tych stron,
która, jak wszystko na to wskazuje, obdarzyła go miłością. Ona
też wpadła mu w oko, ale rotmistrz obawia się, że jego luba jest
czarownicą. Przy paproci mężczyzna przejdzie przez czarcie próby.
Magiczna zgroza, niedowierzanie i niezaprzeczalny hart ducha.
Rycerskość, poświecenie. Wciąga, ale nerwów mi nie poszarpał
ten wyjątek z powieści.
„Sfinksa
bez sekretu” Oscara Wilde'a otwiera przypadkowe spotkanie
przyjaciół z uczelni. Jeden opowiada drugiemu o kobiecie, w której
swego czasu szaleńczo się zakochał. Bardzo skrytej, eleganckiej
damie. Femme fatale? Zakończenie przewrotne, wręcz
frustrujące. Zagrał autor czytelniczce na nosie. Nijako o rzadko
spotykanej fanaberii.
„Gwiazduna”
Oscara Wilde'a otwiera zimowa wędrówka dwóch zaprzyjaźnionych
drwali w leśnych ostępach. Kiedy znajdują niemowlę, jeden z nich
gotowy zostawić go na pewną śmierć. W końcu bieda w ich
chałupach aż piszczy, a przecież mają na wykarmieniu własne
dzieci. Drugi nie potrafi się zdobyć na coś takiego. Przygarnia
niewinną istotkę, która wyrasta na winne chłopaczysko. Okrutny,
zapatrzony w siebie dzieciak w końcu przekracza granicę. Idzie o
jeden krok za daleko. Musi to naprawić! Poszukać tej, której nie
okazał należytego szacunku. Ku przestrodze. Bajka z morałem, którą
szczególnie polecam niegrzecznym dziatkom:) Bądźcie dobrzy dla
wszelkiego stworzenia, bo świat oddaje to, co mu się daje (yhm).
Karma. Ładnie wchodzi nocną porą, gdy człowiek zmęczony.
Średniaki.
„Sobótka” Romana Zmorskiego, czyli przypowieść o
trzech braciach. Organiście, żołnierzu i rolniku, którzy dla
swojej rodzicielki są gotowi postawić na szali własne życie.
Kiedy ich ukochana matka umiera, miejscowa znachorka przedstawia im
sposób na przywrócenie jej życia. To wymaga wielkiej odwagi i
wielkiego szczęścia. Wyzwanie ogromne, ale ewentualne korzyści
jeszcze większe. W klimacie legend o dzielnych rycerzach. Wielkie
wyprawy, fantastyczne stworzenia, ciężkie próby. Nie zabrakło
nawet „żyli długo i szczęśliwie”. Jak dla mnie trochę za
słodkie. Bez uniesień, bez żywszych emocji, bez niespodzianek.
Przewidywalna, ale przynajmniej szybko przelatująca dobranocka.
Był
sobie „Królewicz” wymyślony przez Oscara Wilde'a.
W jego żyłach nie płynęła „królewska krew”, nie pochodził
z tych uprzywilejowanych kręgów. Król go przygarnął i już za
chwilę ma odbyć się koronacja tego młodego szczęściarza.
Czyżby? Sny otworzą mu oczy na pewne uniwersalne, niestety,
nieśmiertelne prawdy. Bogaci żerują na biednych. Na początku
autor „straszył” opisami wnętrz – jakby otoczenie było dla
niego ważniejsze od fabuły. Takie obawy w każdym razie się we
mnie zrodziły, ale potem już trochę się Wilde rozruszał. Naiwne,
jak to często w bajkach. Z religijnym domknięciem – cud nad
cudami!
Mrs
Henry Wood (właściwie Ellen Price, która poślubiła Henry'ego
Wooda) w „Duchach Nocy Kupały” najbardziej mnie rozczarowała.
Moje poprzednie kontakty z jej twórczością absolutnie nie
przygotowały mnie na to, co znalazłam w „Karierze
żołnierza. Z dawnych zapisków”. Młody mężczyzna,
głuchy na błagania krewnych, rozpoczyna służbę w armii.
Brytyjskiej armii. Oddelegowany do Indii, gdzie niepowstrzymanie
zaognia się konflikt z sikhami. Wojna i miłość. A w zasadzie dwie
miłości. Kobieta, która już się znudziła i ta, której teraz
się pragnie. A przynajmniej do pewnego momentu. I kobieta - duch? -
która doradza brytyjskim żołnierzom odwrót. Żeby tak beztrosko
podchodzić do takiego wroga. Czyżby życie było wam niemiłe? Mało
treściwe opowiadanko. Życie w okopach, miłosne rozterki i zaledwie
przebłysk nieznanego. Klimat wojenny, który do moich ulubionych
niestety nie należy. Niestety, bo w przeciwnym razie pewnie lepiej
spędziłabym czas z panią Henryką Wood.
Poniżej
średniej. Ten jeden raz kolejność nieprzypadkowa. Od góry.
„Urodziny infantki” Oscara Wilde'a, czyli wystawne
przyjęcie z okazji dwunastych urodzin rozpuszczonej młodej damy.
Jej ojciec, hiszpański król, bezpowrotnie stracił swoją ukochaną
żonę i wbrew naciskom, nie ożenił się ponownie. Chyba że ze
Zgryzotą. W każdym razie na swoim urodzinowym przyjęciu jego droga
córka, szczególną uwagę zwraca na pociesznego karzełka, który
dochodzi do wniosku, że dziewczynka obdarzyła go prawdziwą
miłością. Ona kocha jego, a on ją... Szczegółowe opisy strojów
i występów, potem ostry skręt w stronę fantasy, czy raczej
bajeczki dla grzecznych dzieci. A na końcu to już czysty realizm –
twarda, okrutna rzeczywistość. Wcześniej nudnawo, ale dzięki
ostatniej partii nie był to dla mnie czas zupełnie stracony.
„Pałac
Ramadan-beja” Antona Straszimirowa rozgrywa się w
kyrdżalijskiej krainie. Tytułowa postać wyjeżdża do Egiptu,
gdzie znajduje sobie towarzyszkę życiową. W rodzinne strony wraca,
wraz z małżonką, tuż po śmierci swojego ojca. Obejmuje tron i z
czasem poważnie naraża się derwiszowi, tutejszemu przywódcy
duchowemu. Miast budować meczet dla prawdziwego władcy, czyli
Allaha, nowy król buduje sobie pałac. Buta, arogancja, a potem
jeszcze okrucieństwo nie do przyjęcia. Morał oczywisty: buduj
bogom, nie sobie. Narracja trochę chaotyczna i w zasadzie poza
sygnałami ostrzegawczymi wysyłanymi przez małżonkę antybohatera,
czego zresztą autor nie zechciał rozwinąć oraz największym
przejawem okrucieństwa tegoż bezbożnego pana na włościach,
niczego ciekawszego w tym świecie przedstawionym nie zastałam.
„Rybak
i dusza” to kolejna bajka od Oscara Wilde'a. O rybaku,
który bez pamięci zakochuje się w syrenie, której darował życie
w zamian za przyrzeczenie, że zawsze przybędzie na jego wołanie,
by czarować ryby swoim niebiańskim, czy raczej szatańskim śpiewem.
Kiedy wyznaje jej miłość, syrena informuje go, że dopóki posiada
duszę, nie może przyjąć jego oświadczyn. A zatem trzeba się
„tego zupełnie nieprzydatnego czegoś” czym prędzej pozbyć.
Relacje z podróży straszliwie mnie wymęczyły. Już myślałam, że
nie dotrwam do końca – walczyłam z przemożnym pragnieniem
przerwania tych mąk. Pod koniec trochę się rozruszało. Opowieść
o miłości. Romeo i Julia inaczej.
„Pan
Trzech Pagórków. Fragment ze starego rękopisu” pióra
Zygmunta Krasickiego to opowieść o okrutnym panisku, który nie
ukrywa swojej pogardy do ludzi klękających przed Bogiem
Wszechmogącym. Jego bogiem maczuga. Jego hobby zabijanie wrogów.
Mężczyzn, kobiet i dzieci. Ten niepokonany, istotnie potężny
wojownik, teraz zwraca swój nienawistny wzrok na młodych mężczyzn,
którzy najwyraźniej zapomnieli, że mieszkają tam, gdzie on
stanowi prawo. Bombastyczne, chaotyczne (może dlatego, że to tylko
fragment), nijakie. Ot, pojedynek dobrych ze złym.
„Narodziny
bohatera” Jina Yonga w ułamku (wyjęte z jego opus magnum,
które wydawnictwo Zysk i S-ka zamierza wkrótce wpuścić na polski
rynek). Fragment, z którego wyczytałam niewiele ponad starcie dwóch
biegunów. Siedmioro Diabłów z Południa, szukając pewnej kobiety,
natrafia na jej potencjalnego syna. Kilkuletniego chłopca, z którego
decydują się zrobić swojego ucznia. Sztuki walki, te sprawy. Ale
najpierw będą musieli zmierzyć się z parą zawodników wagi
cięższej. Tak jak oni posiadających nadludzkie zdolności, ale
Diabły wiedzą, że ta dwójka ma większą siłę niż ich
siódemka. Wszystko w zasadzie sprowadza się do walki. Nie najgorzej
się zapowiadało, mimo niepodchodzącego mi, powierzchownego stylu,
ale gdy już zaczną się bić, to już do końca. W moim poczuciu
monotematyczna i, żeby nie było tak łatwo, niekrótka rzecz. Fani
azjatyckich opowieści fantasy chyba jednak powinni na to zerknąć.
Chyba?! Dobrze: koniecznie.
Bez oceny „O Nocy Kupały” Jana Barszczewskiego.
Bardziej słowo wstępu niż opowiadanie. Krótkie omówienie
tytułowej nocy. Tak to kiedyś wyglądało na Białorusi.
Chętnych
na opowieści z dreszczykiem zachęcam do przeczytania poprzednich
antologii z tej wydawniczej serii Zysk i S-ka. „Duchy Nocy Kupały”
prędzej zaspokoją apetyt na bardziej baśniowe światy. Horror tym
razem musiał ustąpić fantasy. Legendy, podania, bajki. Nie samą
grozą człowiek żyje, więc nie żeby jakoś mocno zabolało mnie
to odstępstwo od reguły. Od tych kolekcji klasycznych opowieści
niesamowitych, do których, mam nadzieję, wydawnictwo Zysk i S-ka
zdążyło już przyzwyczaić miłośników opowieści o duchach i
innych nadprzyrodzonych. No dobrze, odpoczęłam od tamtych klimatów
i teraz z jeszcze większą niecierpliwością - i lekką obawą -
czekam na kolejne świąteczne wydanie z tego cyklu. Obym jeszcze w
tym roku „wróciła na stare śmiecie”. Takie moje małe
marzenie.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz