czwartek, 11 sierpnia 2022

Antologia „Duchy Nocy Kupały”

 
JAN BARSZCZEWSKI, ZYGMUNT KRASIŃSKI, JAN ŁADA, ROMAN ZMORSKI, THEO GIFT, JAMES GRANT, OSCAR WILDE, MRS HENRY WOOD, ANTON STRASZIMIROW, JIN YONG

Baśnie, legendy, bajki. Dwadzieścia tekstów polskich i zagranicznych autorek i autorów w najkrótszą noc w roku. Była już „Wigilia pełna duchów”, byliśmy „Z duchami przy wigilijnym stole”, spędziliśmy „Wakacje wśród duchów” i „Gwiazdkę z duchami”, a na 2022 rok wydawnictwo Zysk i S-ka zaprosiło „Duchy Nocy Kupały”. Wydanie w twardej oprawie ozdobionej przez Urszulę Gireń (projekt okładki). Utwory wybrał Tadeusz Zysk, a tłumaczyli Mira Czarnecka, Jerzy Łoziński, Mariola Mikołajczak i Agnieszka Paterska. Tematem przewodnim, jak sama nazwa wskazuje, jest słowiańskie święto znane też jako Sobótka, dawniej obchodzone podczas letniego przesilenia (tańce, swawole, obrzędy), co miało zapewnić zdrowie i urodzaj. Bardziej znana współczesnym pokoleniom Polaków, Wigilia Świętego Jana, nazywana też Nocą Świętojańską, została wprowadzona przez Kościół katolicki po bezproduktywnych staraniach wykorzenienia tamtej słowiańskiej tradycji – można to nazwać pójściem na kompromis albo przyłączeniem się do wroga, którego nie zdołało się pokonać. Pisząc „temat przewodni” nie mam na myśli tego, że wszystkie teksty zamieszczone w niniejszym zbiorze traktują o Nocy Kupały, czy choćby powstały pod natchnieniem tego święta. Pomysłodawcy tego wydawniczego przedsięwzięcia już raczej kierowali się chęcią przywołania atmosfery tej czarownej nocy. Zbiór mocno różni się od poprzednich z tej serii Zysk i S-ka – groza oddała palmę pierwszeństwa klimatom bajkowym. Poza tym zastosowano wyraźny podział: w części pierwszej pióra polskie, a w drugiej z innych rejonów świata.

Tym razem muszę zacząć od opowiadań tylko dobrych. Znakomitości nie udało mi się niestety okiem wyłowić, dlatego na początku jesteśmy stopień-dwa niżej niż zazwyczaj. „Włosy krzyczące na głowie” Jana Barszczewskiego to historia mężczyzny wychowanego w dostatku, który po śmierci rodziców uświadamia sobie, że jest bankrutem. Żeni się więc z majętną kobietą i żyją sobie wygodnie do czasu pojawienia się starszego mężczyzny. Główny bohater opowiadania, wbrew woli małżonki, oferuje mu zakwaterowanie, a w zamian gość służy mu niedobrymi radami. Podczas gdy w okolicy krążą o starcu niestworzone historie, jego dobrodziej coraz bardziej polega na jego opinii. Klasyczna opowieść o podejrzanym przybyszu. Suspens czystej wody – napięcie podtrzymuje przekonanie, że wszystko potoczy się źle. Nieuchronność nieszczęścia. Zagrożenie w ludzkiej postaci, ale wyczuwa się jakąś nadnaturalną energię emanującą z „pomocnego” gościa.

W „Strzydze” Romana Zmorskiego poznajemy sierotę-włóczykija, ubogiego młodzieńca, który wybawia z opresji nieznajomego starszego człowieka. Udają się razem do karczmy, gdzie poznają tragiczną historię tutejszej rodziny królewskiej. Z kazirodczego związku narodziła się tytułowa strzyga. Krwiożercza królewna, która przed śmiercią wymogła na ojcu, jak się okaże, nader fatalną w skutkach obietnicę. W miejscowym kościele każdej nocy ma czekać żywy człowiek. Król oferuje wiele za odczarowanie swojego jedynego dziecka. Dziecka nocy. Za namową swojego nowego przyjaciela sierota postanawia spróbować, a ten pierwszy przyjmuje w tym wszystkim rolę doradcy. Mroczne, ale też trochę zabawne. Bajkowe, ale w napięciu potrafi potrzymać. Ta wampiryczna opowiastka pana Zmorskiego.
Dobry starosta” Romana Zmorskiego odchodzi z tego świata, ku rozpaczy ludu. Widząc ogromny żal swoich współmieszkańców, tytułowy altruista prosi Boga o możność doglądania ich po śmierci. Proś, a będzie Ci dane. W każdą Noc Świętojańską, dobry starosta będzie wracał do swojego zamku, by, jeśli taka będzie jego wola, podtrzymywać swój zwyczaj służenia radą bliźnim w opałach. Lata mijały, zamek niszczał, a polski lud został zastąpiony przez niemiecki, wśród którego wprawdzie nie brakowało osób chętnych do poszukania rady u tutejszego ducha, ale nie znali jego języka. Ostatnim, który skorzystał z pomocy zjawy był wędrowny mistrz stolarski, który popadł w długi. Morał może i banalny, ale zawsze na czasie. Pomagaj bliźnim, a będzie ci dane. Dobro wraca, a ciężka praca popłaca. Czasami. Urocze opowiadanko ze znikomą dawką grozy.
W „Bez wyjaśnień” Theo Gift (właściwie Dorothy Boulger) pewien malarz wybiera się na wiosenną przechadzkę. W pobliżu posiadłości Ditchley Abbey spotyka piękną nieznajomą, z którą nie udaje mu się zamienić choćby jednego słowa. Niewiasta znika. Po latach mężczyzna dokonuje wstrząsającego (dla niego) odkrycia. Okazuje się, że owa dama żyła dawno temu i przyniosła wstyd swojej szlacheckiej rodzinie. Zagadka kryminalna z duchem na pierwszym planie. Klimatyczna, choć w pierwszej partii nadzwyczajną aurę tłumią męczące, zbędne opisy. Potem sytuacja znacznie się poprawia. Frapująca intryga między światami.
Melrose Square, numer dwa” Theo Gift koncentruje się na pannie, której trafia się prawdziwa okazja. Bardzo tanio wynajmuje dom w dzielnicy Bloomsbury. Dom, który niezbyt jej się podoba, dom, w którym panuje mroczna atmosfera, a wystrój zdecydowanie nie pokrywa się z jej zmysłem estetycznym. To wszystko działa na nią odpychająca, ale wbrew tym doznaniom, bohaterka jest przekonana, że będzie jej tu dobrze. Pewnej nocy w jej sypialni zjawia się trupio blada nieznajoma. Pewnikiem duch! A na domiar złego służąca struchlałej protagonistki zachowuje się nader podejrzanie (pani Danvers...). Interesująca zagadka, konsekwentnie budowana atmosfera tajemniczości, aczkolwiek przy mniejszej ilości słów pożądane niewygodne emocje w moim przypadku pewnie byłyby silniejsze.
Spójrzcie na ten „Zasłonięty portret” Jamesa Granta. Narrator niniejszej opowieści zostaje zaproszony przez swojego przyjaciela, towarzysza broni, do jego posiadłości w Herts. Gdzie zwraca uwagę na zasłonięty portret, który najwyraźniej przyprawia o dreszcze gospodarza. Gość ukradkiem ogląda portret, który jak się okazuje przedstawia urodziwą dziewczynę. Przyjaciel opowiada mu o niej. O miłości i bolesnej rozłące. O poszukiwaniach ukochanego, który poszedł na wojnę. Przykra historia, z rodzaju tych, jakich, niestety, wiele na tym okrutnym świecie. Jest i domieszka nadprzyrodzonego. Precyzyjny, zwięzły język – znośna lekkość czytania, o rzeczach nieodkrywczych, ale zajmujących myśli.

Opowiadania w mojej ocenie lekko powyżej średniej. „Wilkołak” Jana Barszczewskiego to rzecz o nieszczęśliwie zakochanym mężczyźnie niespodziewanie zamieniającym się w wilka, wskutek czego przenosi się do lasu. Życie na wygnaniu, w bliskim sąsiedztwie wioski, z której pochodzi i gdzie została jego ukochana. „Jaki okropny los czeka człowieka, gdy zachowuje się i jest jak zwierzę”. Sympatyczna bajeczka. Pouczająca, miejscami smutna, ale w gruncie rzeczy nic specjalnego. 
Znamię na ustach” też od Jana Barszczewskiego to opowieść o właścicielce karczmy, którą podejrzewa się o uprawienie czarów oraz jej córce, lokalnej piękności, która jednak w przekonaniu niektórych wkrótce straci cały swój urok. Tytułowe znamię może urosnąć, a wtedy pewnikiem nie zechce jej żaden mężczyzna. Gusła, zabobony. Paktowanie z Rogatym? Czarownica czy ofiara „średniowiecznego myślenia”? Kobiety wyzwolone czy prawdziwe służki Szatana wśród prawych ludzi oddanych właściwemu Wszechmocnemu? Jak to się skończy? Moja ciekawość tylko rosła, ale ostatecznie... Za grzecznie jak dla mnie, ale do poduszki w sam raz.
Jan Łada (właściwie ksiądz Jan Gnatowski) w swojej bibliografii ma między innymi powieść „W nawiedzonym zamczysku”, którą odpowiedzialne za omawiany zbór wydawnictwo wydało mniej więcej rok wcześniej (2021). Tutaj mamy jej fragmenty. Noc Kupały. Rotmistrz, prowadzony przez miejscowego młodzieńca, zagłębia się w las. Jego celem kwiat paproci. Tego chciała panna z tych stron, która, jak wszystko na to wskazuje, obdarzyła go miłością. Ona też wpadła mu w oko, ale rotmistrz obawia się, że jego luba jest czarownicą. Przy paproci mężczyzna przejdzie przez czarcie próby. Magiczna zgroza, niedowierzanie i niezaprzeczalny hart ducha. Rycerskość, poświecenie. Wciąga, ale nerwów mi nie poszarpał ten wyjątek z powieści.
Sfinksa bez sekretu” Oscara Wilde'a otwiera przypadkowe spotkanie przyjaciół z uczelni. Jeden opowiada drugiemu o kobiecie, w której swego czasu szaleńczo się zakochał. Bardzo skrytej, eleganckiej damie. Femme fatale? Zakończenie przewrotne, wręcz frustrujące. Zagrał autor czytelniczce na nosie. Nijako o rzadko spotykanej fanaberii.
Gwiazduna” Oscara Wilde'a otwiera zimowa wędrówka dwóch zaprzyjaźnionych drwali w leśnych ostępach. Kiedy znajdują niemowlę, jeden z nich gotowy zostawić go na pewną śmierć. W końcu bieda w ich chałupach aż piszczy, a przecież mają na wykarmieniu własne dzieci. Drugi nie potrafi się zdobyć na coś takiego. Przygarnia niewinną istotkę, która wyrasta na winne chłopaczysko. Okrutny, zapatrzony w siebie dzieciak w końcu przekracza granicę. Idzie o jeden krok za daleko. Musi to naprawić! Poszukać tej, której nie okazał należytego szacunku. Ku przestrodze. Bajka z morałem, którą szczególnie polecam niegrzecznym dziatkom:) Bądźcie dobrzy dla wszelkiego stworzenia, bo świat oddaje to, co mu się daje (yhm). Karma. Ładnie wchodzi nocną porą, gdy człowiek zmęczony.

Średniaki. „Sobótka” Romana Zmorskiego, czyli przypowieść o trzech braciach. Organiście, żołnierzu i rolniku, którzy dla swojej rodzicielki są gotowi postawić na szali własne życie. Kiedy ich ukochana matka umiera, miejscowa znachorka przedstawia im sposób na przywrócenie jej życia. To wymaga wielkiej odwagi i wielkiego szczęścia. Wyzwanie ogromne, ale ewentualne korzyści jeszcze większe. W klimacie legend o dzielnych rycerzach. Wielkie wyprawy, fantastyczne stworzenia, ciężkie próby. Nie zabrakło nawet „żyli długo i szczęśliwie”. Jak dla mnie trochę za słodkie. Bez uniesień, bez żywszych emocji, bez niespodzianek. Przewidywalna, ale przynajmniej szybko przelatująca dobranocka.

Był sobie „Królewicz” wymyślony przez Oscara Wilde'a. W jego żyłach nie płynęła „królewska krew”, nie pochodził z tych uprzywilejowanych kręgów. Król go przygarnął i już za chwilę ma odbyć się koronacja tego młodego szczęściarza. Czyżby? Sny otworzą mu oczy na pewne uniwersalne, niestety, nieśmiertelne prawdy. Bogaci żerują na biednych. Na początku autor „straszył” opisami wnętrz – jakby otoczenie było dla niego ważniejsze od fabuły. Takie obawy w każdym razie się we mnie zrodziły, ale potem już trochę się Wilde rozruszał. Naiwne, jak to często w bajkach. Z religijnym domknięciem – cud nad cudami!
Mrs Henry Wood (właściwie Ellen Price, która poślubiła Henry'ego Wooda) w „Duchach Nocy Kupały” najbardziej mnie rozczarowała. Moje poprzednie kontakty z jej twórczością absolutnie nie przygotowały mnie na to, co znalazłam w „Karierze żołnierza. Z dawnych zapisków”. Młody mężczyzna, głuchy na błagania krewnych, rozpoczyna służbę w armii. Brytyjskiej armii. Oddelegowany do Indii, gdzie niepowstrzymanie zaognia się konflikt z sikhami. Wojna i miłość. A w zasadzie dwie miłości. Kobieta, która już się znudziła i ta, której teraz się pragnie. A przynajmniej do pewnego momentu. I kobieta - duch? - która doradza brytyjskim żołnierzom odwrót. Żeby tak beztrosko podchodzić do takiego wroga. Czyżby życie było wam niemiłe? Mało treściwe opowiadanko. Życie w okopach, miłosne rozterki i zaledwie przebłysk nieznanego. Klimat wojenny, który do moich ulubionych niestety nie należy. Niestety, bo w przeciwnym razie pewnie lepiej spędziłabym czas z panią Henryką Wood.

Poniżej średniej. Ten jeden raz kolejność nieprzypadkowa. Od góry. „Urodziny infantki” Oscara Wilde'a, czyli wystawne przyjęcie z okazji dwunastych urodzin rozpuszczonej młodej damy. Jej ojciec, hiszpański król, bezpowrotnie stracił swoją ukochaną żonę i wbrew naciskom, nie ożenił się ponownie. Chyba że ze Zgryzotą. W każdym razie na swoim urodzinowym przyjęciu jego droga córka, szczególną uwagę zwraca na pociesznego karzełka, który dochodzi do wniosku, że dziewczynka obdarzyła go prawdziwą miłością. Ona kocha jego, a on ją... Szczegółowe opisy strojów i występów, potem ostry skręt w stronę fantasy, czy raczej bajeczki dla grzecznych dzieci. A na końcu to już czysty realizm – twarda, okrutna rzeczywistość. Wcześniej nudnawo, ale dzięki ostatniej partii nie był to dla mnie czas zupełnie stracony.
Pałac Ramadan-beja” Antona Straszimirowa rozgrywa się w kyrdżalijskiej krainie. Tytułowa postać wyjeżdża do Egiptu, gdzie znajduje sobie towarzyszkę życiową. W rodzinne strony wraca, wraz z małżonką, tuż po śmierci swojego ojca. Obejmuje tron i z czasem poważnie naraża się derwiszowi, tutejszemu przywódcy duchowemu. Miast budować meczet dla prawdziwego władcy, czyli Allaha, nowy król buduje sobie pałac. Buta, arogancja, a potem jeszcze okrucieństwo nie do przyjęcia. Morał oczywisty: buduj bogom, nie sobie. Narracja trochę chaotyczna i w zasadzie poza sygnałami ostrzegawczymi wysyłanymi przez małżonkę antybohatera, czego zresztą autor nie zechciał rozwinąć oraz największym przejawem okrucieństwa tegoż bezbożnego pana na włościach, niczego ciekawszego w tym świecie przedstawionym nie zastałam.
Rybak i dusza” to kolejna bajka od Oscara Wilde'a. O rybaku, który bez pamięci zakochuje się w syrenie, której darował życie w zamian za przyrzeczenie, że zawsze przybędzie na jego wołanie, by czarować ryby swoim niebiańskim, czy raczej szatańskim śpiewem. Kiedy wyznaje jej miłość, syrena informuje go, że dopóki posiada duszę, nie może przyjąć jego oświadczyn. A zatem trzeba się „tego zupełnie nieprzydatnego czegoś” czym prędzej pozbyć. Relacje z podróży straszliwie mnie wymęczyły. Już myślałam, że nie dotrwam do końca – walczyłam z przemożnym pragnieniem przerwania tych mąk. Pod koniec trochę się rozruszało. Opowieść o miłości. Romeo i Julia inaczej.
Pan Trzech Pagórków. Fragment ze starego rękopisu” pióra Zygmunta Krasickiego to opowieść o okrutnym panisku, który nie ukrywa swojej pogardy do ludzi klękających przed Bogiem Wszechmogącym. Jego bogiem maczuga. Jego hobby zabijanie wrogów. Mężczyzn, kobiet i dzieci. Ten niepokonany, istotnie potężny wojownik, teraz zwraca swój nienawistny wzrok na młodych mężczyzn, którzy najwyraźniej zapomnieli, że mieszkają tam, gdzie on stanowi prawo. Bombastyczne, chaotyczne (może dlatego, że to tylko fragment), nijakie. Ot, pojedynek dobrych ze złym.
Narodziny bohatera” Jina Yonga w ułamku (wyjęte z jego opus magnum, które wydawnictwo Zysk i S-ka zamierza wkrótce wpuścić na polski rynek). Fragment, z którego wyczytałam niewiele ponad starcie dwóch biegunów. Siedmioro Diabłów z Południa, szukając pewnej kobiety, natrafia na jej potencjalnego syna. Kilkuletniego chłopca, z którego decydują się zrobić swojego ucznia. Sztuki walki, te sprawy. Ale najpierw będą musieli zmierzyć się z parą zawodników wagi cięższej. Tak jak oni posiadających nadludzkie zdolności, ale Diabły wiedzą, że ta dwójka ma większą siłę niż ich siódemka. Wszystko w zasadzie sprowadza się do walki. Nie najgorzej się zapowiadało, mimo niepodchodzącego mi, powierzchownego stylu, ale gdy już zaczną się bić, to już do końca. W moim poczuciu monotematyczna i, żeby nie było tak łatwo, niekrótka rzecz. Fani azjatyckich opowieści fantasy chyba jednak powinni na to zerknąć. Chyba?! Dobrze: koniecznie.
Bez oceny „O Nocy Kupały” Jana Barszczewskiego. Bardziej słowo wstępu niż opowiadanie. Krótkie omówienie tytułowej nocy. Tak to kiedyś wyglądało na Białorusi.

Chętnych na opowieści z dreszczykiem zachęcam do przeczytania poprzednich antologii z tej wydawniczej serii Zysk i S-ka. „Duchy Nocy Kupały” prędzej zaspokoją apetyt na bardziej baśniowe światy. Horror tym razem musiał ustąpić fantasy. Legendy, podania, bajki. Nie samą grozą człowiek żyje, więc nie żeby jakoś mocno zabolało mnie to odstępstwo od reguły. Od tych kolekcji klasycznych opowieści niesamowitych, do których, mam nadzieję, wydawnictwo Zysk i S-ka zdążyło już przyzwyczaić miłośników opowieści o duchach i innych nadprzyrodzonych. No dobrze, odpoczęłam od tamtych klimatów i teraz z jeszcze większą niecierpliwością - i lekką obawą - czekam na kolejne świąteczne wydanie z tego cyklu. Obym jeszcze w tym roku „wróciła na stare śmiecie”. Takie moje małe marzenie.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz