piątek, 5 sierpnia 2022

Thomas Olde Heuvelt „Echo”

 

Góra Maudit w Alpach Szwajcarskich. Przeklęta góra, która zjadła twarz młodemu alpiniście pochodzącemu z Holandii, Nickowi Greversowi. Jego tworzysz, Niemiec Augustin Laber, nigdy już nie wróci do domu, ale są rzeczy gorsze od śmierci. Sam Avery, chłopak Nicka, Amerykanin mieszkający z nim w Amsterdamie, z przerażaniem myśli o swojej przyszłości u boku okrutnie oszpeconego chłopaka. Miłość okazuje się jednak silniejsza od lęków zakorzenionych już w dzieciństwie. Koniec końców wygląd zewnętrzny Nicka okazuje się najmniejszym z ich problemów. Bo czasami Nick nie jest sobą. Sam ma wrażenie, jakby żył z dwiema skrajnie różnymi osobami. Swoim Nickiem i tym czymś, co rozpycha się pod bandażami, którymi uparcie owija dolną połowę swojej twarzy. Czy to możliwe, by Nick został opętany przez diabelską górę? Sam powoli przekonuje się do tej teorii. Z natury jest sceptykiem, ale nie potrafi znaleźć lepszego wytłumaczenia dla upiornych zjawisk, którym świadkuje będąc z Nickiem. Swoją opętaną miłością.

To jest totalnie, błyskotliwie oryginalna książka” - tymi słowami Stephen King podsumował „HEX”, powieść grozy holenderskiego pisarza Thomasa Olde Heuvelta. I się zaczęło. Znany stosunkowo niewielkiej grupie czytelników autor, zyskał nieprzebraną ilość nowych odbiorców z różnych stron świata. Przesadą byłoby stwierdzenie, że swoją międzynarodową sławę Heuvelt zawdzięcza przede wszystkim jednemu ze swoich ulubionych pisarzy, którego odkrył już w dzieciństwie, ale King niewątpliwie pomógł mu w otwarciu tych wielkich wrót. W przecieraniu tej zdradliwej ścieżki. Bo popularność może przytłoczyć. Pisarska kariera Heuvelta nabrała rozpędu, gdy pracował nad swoją kolejną powieścią grozy, której ostatecznie nadał tytuł „Echo” (oryginalny i polski). To dość opasłe tomiszcze ukazało się jednak dopiero sześć lat po premierowym wydaniu „HEX” (pierwsza edycja „HEX”: rok 2013, pierwsza edycja „Echa”: rok 2019). Blokada twórcza nałożona przez sławę: tak to chyba można nazwać. W każdym razie obawa przed rozczarowaniem rzeszy fanów jego poprzedniej powieści, była jego antymuzą. Aż doszło do spotkania z George'em R.R. Martinem, amerykańskim bardzo poczytnym powieściopisarzem specjalizującym się w fantastyce, od którego otrzymał, jak się okazało bezcenną radę - „wróć do domy, napisz to, na co masz ochotę i dobrze się przy tym baw”. Jak George powiedział, tak Thomas zrobił. Dokończył, używając jego własnych słów, swój długi list miłosny do opowieści gotyckich. I wspinaczki górskiej. W 2021 roku swoją światową premierę miał kolejny powieściowy horror Thomasa Olde Heuvelta pt. „Orakel” z Robertem Grimem, fikcyjną postacią, która swój debiutancki występ zaliczyła w „HEX” oraz jedną z postaci „powołanych do życia” przez Neila Gaimana. Polską premierę „Orakel” zaplanowano na początek roku 2023. Obecnie Heuvelt pracuje nad powieścią „November”, którą zapowiada jako najmroczniejszą ze swoich dotychczasowych książek. Warto też wspomnieć, że trwają prace, czy raczej rozmowy o ekranowej wersji „HEX”. Bardzo możliwe, że będzie z tego serial. Gary'ego Daubermana, reżysera i scenarzysty „Annabelle wraca do domu” (2019) (oraz szykowanej trzeciej już ekranowej wersji „Miasteczka Salem” Stephena Kinga), który opracował również skrypty pierwszej odsłony tego filmowego cyklu o demonicznej lalce w reżyserii Johna R. Leonettiego oraz jej prequela powstałego pod artystycznym kierownictwem Davida F. Sandberga. Wypada też dodać, że Gary Dauberman współtworzył scenariusz pierwszego rozdziału kasowej readaptacji powieści „To” w reżyserii Andy'ego Muschiettiego i już w pojedynkę rozpisał drugi rozdział tego samego reżysera.

Echo” Thomasa Olde Heuvelta do Polski przybyło w roku 2022 na skrzydłach dostojnego Albatrosa. Z niderlandzkiego przełożył Ryszard Turczyn, a „porażającą błękitem” okładkę zaprojektowała Agnieszka Drabek. Ponad sześćset stron upiornej zabawy. I jednoczenie przegląd powieści i opowiadań (tytuły rozdziałów, a tuż pod fragment tegoż utworu) w zdecydowanej większości z gatunku horroru, które zajmują szczególne miejsce w sercu Heuvelta. Punktem wyjściowym dla tego projektu był „Egzorcysta” Williama Petera Blatty'ego. Motyw opętania, ale inaczej. Architekt „Echa” ma raczej niechętny stosunek do najbardziej przetartej ścieżki w tym konkretnym zakątku horrorowej ziemi. Demon, Kościół, ksiądz – te składniki opętańczego wywaru Heuvelt wymienił na górę, zarażonych i życiowego partnera. Skromnego lingwistę, Amerykanina, który swoją drugą połówkę znalazł w Holandii. Gdy w 2016 roku, Heuvelt przedstawił swojemu brytyjskiemu wydawcy zarys tej historii, tamten zadeklarował swoją gotowość na „zaopiekowanie się” tym utworem, ale też radził przygotować się na krytyczne przyjęcie. Obawiał się, że spora część brytyjskich odbiorców „Echa” nie zniesie homoseksualnych bohaterów i to jeszcze na pierwszym planie. Minął zaledwie rok i ten sam wydawca z Wysp Brytyjskich zapewnił Heuvelta, że jest już zapotrzebowanie na queerowe postacie. Wzrosła akceptacja dla osób LGBTQ+, a zatem diametralnie wzrosła szansa na dobre przyjęcie „Echa” w tej części Europy. Thomas Olde Heuvelt, podobnie jak główni narratorzy omawianej powieści, jest osobą nieheteronormatywną. Podobnie jak Sam i Nick zdążył już odnaleźć swoją drugą połówkę i tak samo jak ten drugi uprawia wspinaczkę górską. Niektórzy mogą sądzić, że matką jego niezwykłej góry jest leżąca na granicy między Francją i Włochami Mont Maudit, ale w rzeczywistości autor opierał się na górze Besso w Alpach, którą swego czasu zdobył, i której znakiem rozpoznawczym jest szczyt - czy raczej szczyty - w kształcie diabelskich rogów. „Echo” to powieść epistolarna, co miłośnikom klasycznych opowieści grozy, w pierwszej kolejności może nasunąć na myśl „Draculę” Brama Stokera. Heuvelt przyznaje, że miał na uwadze ten monstrualny kamień milowy w gatunku horroru, ale nie tylko jego. „Pomnik trwalszy niż ze spiżu” dla klasycznych opowieści nie tylko o wampirach. Najwięcej miejsca zajmuje opowieść Sama Avery'ego, która do pewnego momentu równomiernie przeplata się z krótszym i bardziej suchym – styl dziennikarski – sprawozdaniem Nicka Greversa. To nasi główni przewodnicy po lovecraftowsko-kingowskim świecie przedstawionym przez Thomasa Olde Heuvelta. Kingowska gawęda w górach szaleństwa, a to wszystko starannie przykryte fantazyjną kołderką własnego projektu. Nie ukrywam, że chętniej dawałam się prowadzić Samowi. Kingowski protagonista na sterydach: tak bym go nazwała. Tak czy inaczej, obawiam się, że czytelnicy niepodzielający mojej miłości do „rozwlekłej gadaniny” Kinga, będą mieć też mniej entuzjastyczny stosunek do zapisków Sama Avery'ego. To może Nick? Bardziej precyzyjny, mniej skory do krążeniu wokół danego tematu. To nie tak, że umowna opowieść Sama jest bardziej chaotyczna, a w każdym razie ja takiego poczucia nie miałam, ale chłopak zdecydowanie lubi sobie poodpływać myślami. Młodzieniec, którego głównym orężem w walce ze stresem jest humor. Wcześniej najbardziej stresujące chwile przeżywał, gdy jego ukochany przebywał w górach. Martwił się o jego bezpieczeństwo, ale nawet w najśmielszych, najkoszmarniejszych wizjach nie oglądał czegoś takiego. Najczarniejsze „proroctwo” Sama dotyczyło śmierci Nicka. Był pewien, że to największe ryzyko, jakie wiąże się ze wspinaczką górską. Ale po wypadku na Maudit, jego myśli zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do konkluzji, że lepsza śmierć bliskiej osoby niż życie z „niewidzialnym człowiekiem”. Czy jestem aż tak próżny? Na samą myśl o życiu z oszpeconym chłopakiem Sama przechodzą zimne dreszcze. Wstydzi się swoich reakcji na krzywdę człowieka, którego wcale nie przestał kochać. Samobiczowanie, ale i wyraźne zabieganie o zrozumienie czytelnika. Pewnie zabrzmi strasznie, ale sposób w jaki Thomas Olde Heuvelt opisywał ten problem Sama nie dał mi solidnych podstaw do uznania go za osobę niemożebnie płytką. To może być efekt traumy z dzieciństwa. Fobia, z którą, bądź co bądź, Sam bohatersko walczy. Nie w pierwszym odruchu, ale w końcu wraca, aby, jak myśli, pokonać wreszcie swoje demony. No tak, to też, ale dużo większego zaangażowania będzie wymagała walka z demonami Nicka.

Nick Grevers, człowiek, który wrócił ze Strefy Mroku, jakby z innego wymiaru, świata nierządzącego się ziemskimi prawami – takie rzeczy to już prędzej u Howarda Phillipsa Lovecrafta – myślał, że nic gorszego od śmierci współwspinacza i nieodwracalnego (w każdym razie nie do końca) okaleczenia dolnej połowy twarzy nie może go spotkać. Chociaż nie, pewnie liczył się też z samotnością, ale gdzieś w głębi ducha niewątpliwie cały czas tliła się w nim wiara w to, że Sam Avery, jego kochany, kruchy Sam dotrzyma obietnicy danej w lepszych czasach. Wymyślali najróżniejsze katastrofalne scenariusze i przyrzekali, że nic z tego ich nie rozdzieli. W tych deklaracjach nie uwzględnili jednak przeklętej góry. Ot, takie drobne niedopatrzenie:) Mimo wszystko większym problemem dla Sama okazała się zabandażowana twarz Nicka niż ingerencja rozumnej czy nie siły Natury, która, jak wszystko na to wskazuje, urządziła się pod opatrunkiem. Thomas Olde Heuvelt podsuwa nam, czy raczej Samowi, jeszcze jedno wytłumaczenie alarmującego zachowanie człowieka, który ledwo wyrwał się ze szponów śmierci niekoniecznie czekających na niego na górze Maudit w Alpach Szwajcarskich. Tam, gdzie turyści i miejscowi, wyjątkowo rzadko się zapuszczają. Góra mogła to zaplanować – Nick przeżył, bo taka była jej wola. Duch Maudit zaklęty w ciele młodego mężczyzny, którego coś podkusiło, by zdobyć ten diabelski szczyt. On i jego towarzysz nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Nie znali przerażających historii związanych z tym (nie)naturalnym obiektem. Bo i skąd? Mieszkańcy najbliższej wioski bynajmniej nie mają w zwyczaju wtajemniczać turystów w sprawy Maudit. Podczas gdy Nick coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że został opętany przez górę, Sam upiera się przy zaburzeniu osobowości. Wgląd w przyszłość, paranormalny home invasion, w centrum którego stoi (w prologu, potem prześledzimy to od strony jej telefonicznego rozmówcy) młodsza siostra Sama, Julia, to koronny argument przemawiający za wersją Nicka. Innymi słowy, od samego początku wiemy, że syndrom Greversa to sprawa bardziej dla egzorcysty niż psychiatry. Ale czego nie robi się dla miłości? Skoro Sam tego chce, to on, opętany przez górę, wdroży nieodpowiednie leczenie. A gdy to zawiedzie, bo przecież inaczej być nie może... Thomas Olde Heuvelt w „Echu” w zmyślny sposób połączył zapewne dobrze znane miłośnikom gatunku motywy. A w zasadzie przeprowadził coś w rodzaju rewitalizacji starych, acz nie powiedziałabym, że zmurszałych, wybranych fundamentów, które zdecydowanie najłatwiej wypatrzyć na grozowym poletku. Poza nieklasycznym opętaniem możecie się spodziewać nadnaturalnych istot, jakichś widmowych postaci, nietypowych duchów. Będzie też niegościnna, struchlała wioska oraz zagadkowe zgony, potencjalna zaraza roznoszona przez „niewidzialnego człowieka”. I oczywiście wybitnie pechowa wyprawa wysokogórska – podskórna groza, ale według mnie nie jest to jeszcze poziom „Abominacji” Dana Simmonsa, mojej ulubionej powieści o wspinaczce. Jedno z tych miejsc, w którym nie obowiązują żadne znane nam prawa fizyki, gdzie absolutnie wszystko może się zdarzyć. Znalazło się też miejsce w tym przepastnym „Echu” dla mitu o Prometeuszu, pierzastych omenach śmierci(?) – nie krukach, kawkach alpejskich. Szczypta psychodeli, którą najszczodrzej (w moim odczuciu tutaj już autora poniosło, uważam lekka przesada) sypnie się Heuveltowi pod koniec tej mrocznej wycieczki w nieznane pod przewodnictwem całkiem sympatycznych młodych ludzi. Horrormaniaków zapewne ucieszy też fakt, że w tekście przewija się mnóstwo swojsko brzmiących tytułów. Na nazwach rozdziałów ta zabawa się nie kończy, wyróżnić jednak pragnę „Ostatni dom po lewej” Wesa Cravena i „Dom w głębi lasu” Drew Goddarda, które zdolny Niderlandczyk pięknie sparował.

Laureat między innymi Nagrody Hugo, prawdopodobnie najszerzej znany żyjący holenderski powieściopisarz specjalizujący się w horrorze, Thomas Olde Heuvelt, przedstawia dumną Maudit. Samotną damę z Alp Szwajcarskich, która najwyraźniej opętała, w najupiorniejszym rozumieniu tego słowa, pewnego młodzieńca. Tak już ma. Ta góra. Powieść obowiązkowa dla fanów literackiego horroru? Wiem, że niektórzy źle reagują na takie sformułowania, więc spróbuję inaczej. „Echo” Thomasa Olde Heuvelta to moim skromnym zdaniem jedno z ważniejszych wydarzeń ostatnich lat na arenie powieściowego horroru. Mroczna, pomysłowa, diabelnie wciągająca. Na tę szatańską górę. Sami zobaczcie jak tam niemiło i nieprzytulnie. Może nie aż tak jak w świecie „HEX”... Oceńcie sami. Wejdźcie proszę w obie te piekielne gardziele.

Za książkę bardzo dziękuję księgarni internetowej

https://www.taniaksiazka.pl/

Więcej nowości literackich

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz