środa, 12 października 2022

„Sissy” (2022)

 

Australia. Internetowa guru odnowy biologicznej, influencerka Cecilia przypadkiem spotyka swoją dawno niewidzianą przyjaciółkę z dzieciństwa Emmę, która zaprasza ją na huczną imprezę w gronie jej znajomych. Tam Cecilia poznaje Fran, narzeczoną swojej niegdysiejszej przyjaciółki, i przyjmuje kolejne zaproszenie od Emmy: na weekend panieński w wiejskim domu. Uradowana Cecilia przed wyjazdem odkopuje kapsułę czasu, którą w dzieciństwie przygotowała wraz z Emmą i dokłada ją do swojego bagażu. Zabiera się z Emmą, Fran i ich przyjaciółmi, Tracey i Jamiem, nie wiedząc, że dom, do którego zmierzają jest własnością jej prześladowczyni z dzieciństwa, Alex. Gospodyni nawet nie stara się ukryć swojego niezadowolenia z obecności Cecilii. Emma próbuje załagodzić sytuację, ale atmosfera uparcie się zagęszcza. Wrogie nastawienie Alex do Cecilii wkrótce udziela się pozostałym. Tylko Emma stanowczo opowiada się po stronie swojej dawnej przyjaciółki, która zamiast oczekiwanego wspaniałego weekendu dostała piekielną powtórkę z dzieciństwa.

Australijski slasher napisany i wyreżyserowany przez Hannah Barlow i Kane'a Senesa, który jest owocem małej burzy mózgów. Na początku była chęć stworzenia satyrycznego horroru z domkiem na odludziu. Zabawnego, ale i posiadającego wszystko to, co ukochali sobie w klasycznych filmach grozy. Przez kino slash z lat 70., 80. i 90. XX wieku Barlow przeprowadził właśnie Senes. Pokazał jej między innymi takie produkcje jak „Piątek trzynastego” Seana S. Cunninghama, „Halloween” Johna Carpentera i „Krzyk” Wesa Cravena. Ponadto bliżej zapoznał ją z włoskim nurtem giallo. Barlow z kolei w ramach przygotowań do „Sissy”, pokazała mu „Druhny” Paula Feiga i „Wredne dziewczyny” Marka Watersa. Wspólnym punktem dla ich odniesień stała się „Carrie” Briana De Palmy, oparta na powieści Stephena Kinga pod tym samym tytułem. Ale największe natchnienie płynęło z „Wesela Muriel” P.J. Hogana, do znudzenia emitowanego w australijskiej telewizji w okresie ich dorastania. Barlow i Senes mogliby przysiąc, że nie było tygodnia, w którym nie odświeżali sobie tego zabawnego, ale ich zdaniem też przerażającego widowiska. „Sissy” to ich odpowiedź na „Wesele Muriel”, czy raczej coś w rodzaju alternatywnej wersji tego wprost uwielbianego przez nich komediodramatu. Słodko-gorzkiej historii, którą w pewnym sensie przerobili na krwisty slasher. Premierowy pokaz „Sissy” przypadł na marzec 2022 roku, w ramach South by Southwest Film Festival, a to była tylko pierwsza tego rodzaju impreza, którą uświetniła ta niepospolita siekanina z Australii. Szerszą dystrybucję „Sissy” (internetową, Shudder) otwarto we wrześniu 2022 roku.

Podlany krwią i posypany brokatem ochłap mięsa zawinięty w papierek po cukierku. Różowe stworzenie w czarne kropki, które na swoim grzbiecie niesie między innymi opowieść o naszej szalonej epoce. Na pierwszym planie Hannah Barlow i Kane Senes postawili influencerkę Cecilię (wiarygodny występ Aishy Dee), która prowadzi coś w rodzaju internetowego salonu odnowy biologicznej połączonego z gabinetem wsparcia psychologicznego. Coś dla ciała i dla duszy. Od nielicencjonowanej doradczyni i trenerki, która dołączyła do grona największych autorytetów czasów najnowszych. Setki tysięcy followersów, współpraca z prestiżowymi markami, zagubione owieczki bezkrytycznie spijające słowa z jej ust. Z ust awatara, a nie prawdziwej Cecilii. Prawdziwej? Toż prawdziwy jest właśnie wizerunek stworzony na potrzeby podbijania internetu! Fałszywa rzeczywistość i niezakłamany świat wirtualny. Media społecznościowe jedyną świątynią prawdy. A Cecilia jedną z najbardziej zasłużonych kapłanek. Młoda, niepewna siebie kobieta, samotna wyspa, do której docierają krótkie wiadomości od wdzięcznych obserwatorów. Nie interesują jej informacje z kraju i ze świata (wojna? katastrofa ekologiczna? Nudy!). Przed telewizorem zasiada po to, by dowiedzieć się co nowego u ludzi takich ona. Młodych, niebrzydkich (przynajmniej w grubej tapecie) i nader chętnie piorących swoje brudy w przestrzeni publicznej. Romanse, zdrady, „spektakularne” sprzeczki i wzruszające pojednania. Czy jest coś lepszego od programów typu reality show? No, poza internetową oazą Cecilii. Złośliwi powiedzą, że dziewczyna jest płytka jak kałuża. Ale to leśne dziadki, nie idące z duchem z czasu, nierozumiejące, jak wiele dobrego robią dla innych tacy ludzie, jak Cecilia. Czy to aby legalne? Hannah Barlow i Kane Senes „zastanowią się nad tym w najbliższy weekend”. Czy na udzielanie porad psychologicznych nie trzeba mieć jakiegoś certyfikatu? Jak widać nie trzeba. W takim razie, po co kształcić się w tym kierunku? Weźmy taką Fran (przyzwoita kreacja Lucy Barrett), która wkrótce ma poślubić Emmę (i też nie najgorzej się prezentująca Hannah Barlow; tak, tak współscenarzystka i współreżyserka „Sissy”) - poświęciła mnóstwo czasu, energii i zapewne pieniędzy, żeby w przyszłości otworzyć gabinet psychoterapeutyczny, a wystarczyłoby podziałać w mediach społecznościowych. Idąc tą tradycyjną drogą, Fran znając życie, nigdy nie osiągnie tego - o ile przeżyje ten weekend - co już osiągnęła Cecilia. Tylu pacjentów korzystających z jej rad. Twórcy „Sissy” zachęcają do głębszego zastanowienia się nad tym nowym kursem, jaki ludzkość najwyraźniej sobie obrała. Nie cała, co Barlow i Senes najdobitniej unaoczniają na przykładzie Jamiego (taka sobie kreacja Daniela Monksa), przedstawiciela młodego pokolenia, zaniepokojonego posłuchem, jakim cieszą się internetowi eksperci od spraw wszelakich. Ale postępu nie zatrzymasz, choćbyś nie wiem jak głośno narzekał. Możesz sobie do upadłego rozprawiać o zagrożeniach płynących z Nowego Porządku Świata, ale efekt będzie taki, jakbyś nie mówił nic. Próżny twój trud, ograniczony człowieku. Największą sojuszniczką Jamiego w tej skromnej debacie o influencerach jest właścicielka domu, w którym się zebrali. Alex (intrygujący występ Emily De Margheriti) też dość prężnie działa w mediach społecznościowych, ale nie może odpuścić takiej okazji do wbicia paru szpil znienawidzonej Cecilii. Wskazówki rozrzucone w pierwszej partii filmu właściwie wyjaśniły mi wszystko. Urywki wspomnień z dzieciństwa, halucynacje, koszmarne sny (akcja z dziewczynką stojącą pod ścianą przepiękna upiorna): fragmenty nietrudnej układanki. Historia Cecilii i Alex, skazanych na swoje towarzystwo przez Emmę, przebojową dziewczynę, która nie ma w zwyczaju doszukiwać się wad w ludziach. Niepoprawna optymistka, która w swoim panieńskim weekendzie dostrzegła szansę na zakopanie topora wojennego, który zawisł nad jej przyjaciółkami w dzieciństwie. Właściwie tylko przyjaźń Emmy i Alex przetrwała. A teraz, po latach, pojawiła się okazja do odbudowania bliskiej relacji z Cecilią. Przypadkowe spotkanie w aptece i znowu są bratnimi duszami. A przynajmniej tak wmawia sobie tytułowa postać, która nie życzy sobie, by tak ją nazywano. Sissy już nie istnieje, teraz jest Cecilią. Zniesie wszystko, zmilczy każdą przykrość, ale przy tym będzie się upierać. Stanowcza, jeśli chodzi o imię, potulna we wszystkich pozostałych kwestiach.

(źródło: https://www.imdb.com/)

Piąte koło u wozu. Niedopasowana. Skreślona. Pognębiona. Zdeptana. Znowu. Pierwszoplanowa postać „Sissy” Hannah Barlow i Kane'a Senesa długo nad sobą pracowała i myślała, że wyzbyła się kompleksów. Pokochała siebie i nabrała przekonania, że już nigdy nie będzie ofiarą. A tu proszę, znowu to samo. Budzą się wewnętrzne demony, odżywa trauma, Sissy próbuje zepchnąć z piedestału Cecilię. A wszystko przez Alex. To też się nie zmieniło. Podobnie jak stosunek Cecilii do Emmy. Ich drogi rozeszły się lata temu i nie mamy powodów zakładać, że Cecilię przez cały ten czas zżerała tęsknota za utraconą przyjaciółką. Było, minęło, poszła dalej. Sama. Tymczasem Emma z lubością plotła swoją sieć towarzyskich kontaktów. I znalazła swoją wielką miłość, kobietę, którą za chwilę ma poślubić. Ale najpierw weekend w malowniczym zakątku Australii. W wąskim gronie, które nieoczekiwanie rozrasta się o Cecilię. Emma z nikim tego nie skonsultowała i zapewne celowo nie uprzedziła właścicielki domu, w którym mieli się zatrzymać. Emma doskonale wiedziała, co powie Alex, więc nie widziała sensu pytać. Lepiej postawić gospodynię przed faktem dokonanym. Pewnie trochę pokrzyczy, ale przecież nie zostawi dziewczyny na takim pustkowiu. Podróż nie mija bez zakłóceń – makabryczne doświadczenie jeszcze bardziej makabrycznym przywidzeniem doprawione – ale w końcu Emma, Fran, Jamie i Tracey (przekonująca kreacja Yerin Ha) śmiało przekroczą nieskromne progi czekającej już na nich Alex. Cecilia zostanie w tyle. Spóźnialska, o której najwyraźniej wszyscy zapomnieli. Zamknęły się wrota i nikt nie usłyszy jej pukania. Co teraz? Cecilia postanawia poszukać innego wejścia do tej imponującej „twierdzy”, a potem... nastaje krępująca cisza. Alex wychodzi z siebie, a Cecilia najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Wszystko układa się jednak po myśli Emmy – jej dawna przyjaciółka może zostać. Jest jeszcze ta trudniejsza część planu Emmy, czyli pogodzenie Cecilii i Alex. Emma naiwnie wierzy, że krzywdy, jakie sobie wyrządziły można już puścić w niepamięć. Cecilia pewnie z ulgą uścisnęłaby rękę swojej prześladowczyni z dzieciństwa, ale Alex marzy tylko o tym, by ta psychopatka zeszła jej z oczu. Wielu na miejscu Cecilii czym prędzej spełniłoby jej życzenie. A już na pewno po takiej reszcie dnia. Jak nie ignorowana, to krytykowana. Tylko Emma liczy się z jej uczuciami. I tylko ona tak naprawdę ma znaczenie. Cecilia jest gotowa przełknąć wiele gorzkich pigułek, byle tylko spędzić trochę czasu z tą najwspanialszą z kobiet. Oddałaby wszystko za spędzenie reszty życia z dziewczyną, z którą wiążą się jej najlepsze - i najgorsze? - wspomnienia z dzieciństwa. Co prawda nie są już dziećmi, ale obrazki z przeszłości przynajmniej w umyśle Cecilii idealnie nakładają się na najnowsze zdjęcia. Zmieniły się twarze, ale nie osobowości. Wredna dziewczyna i jej mały chórek (złożony z innych postaci, ale głosy niedziwnie podobne), ofiara i nieskuteczna rozjemczyni. Wątły głosik sprzeciwu wobec szykanowania bezbronnej istoty. Sweetaśna oprawa wizualna z ostrymi kantami. Uderzające kontrasty, które nie mogły się udać. A jednak się udały. Róż gwałcony przez czerń. Szarpiące nerwy dźwięki skrzypiec bezceremonialnie wykopujące czułe ballady i wesolutkie popowe brzmienia. Brokat zalewany krwią. I świeżym mięskiem. Makabra niewygenerowana komputerowo, realistycznie się prezentujące, praktyczne efekty na niepoważnej scenie zbrodni. Kompletny odlot. Wariacka jazda po australijskiej dziczy. Pomysłowe obrzydliwości w przejaskrawionych realiach (pechowe lądowanie w wannie, eksplodująca głowa albo niezapomniane chwile z ręką... pod skórą twarzy). Celowo przedobrzonych. Czarny humor „w technicolorze”. Dowcipny, ale nie powiedziałabym, że lekki, wykład o być może najbardziej kuriozalnej z epok i krótka historia o zabijaniu. Trzymająca w napięciu, mroczna, soczysta, histeryczna siekanina. „Psychoza” XXI wieku.

Więcej takich slasherów! Hannah Barlow i Kane Senes wyhodowali istnego dziwoląga. Milusie stworzonko starannie pozszywane ze starego i nowego materiału. Żarłoczna kreatura, która bawi, uczy i poniewiera. Zwariowana opowieść o jeszcze bardziej zwariowanych czasach. „Sissy” nie bierze jeńców”. „Sissy” to różowiutki czołg tratujący wszystko, co napotka na swej drodze. Bezczelna satyra, bezlitosna siekanina. Przesłodzona, kwaskowata, zalatująca zgnilizną i lakierem do paznokci, pogięta opowieść o wypadzie do piekła. Australijska bestyjka niekoniecznie tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

1 komentarz:

  1. Zabawne, bo wczoraj zacząłem oglądać, ale było już późno i przed chwilą skończyłem seans. Powiem tak - pierwsze 20 minut kompletnie nieatrakcyjne, wręcz nudne. Ale środkowa część - bardzo fajna. Co prawda nie był to Tucker i Dale, ale całkiem fajne. Trochę niezłego gore oraz świetna gra głównej bohaterki dały radę. Dodatkowo omamy oraz odniesienie do sceny z kangurkiem. Na minus prócz tego wstępu wymienionego wcześniej dodałbym trzeci akt (poza końcówką) oraz trochę mały bodycount. Mogą to podciągnąć dalej, nawet miałbym pomysł na sequel

    SPOJLERY - Sissy prześladująca policjanta, który ją uratował. Zabijałaby potencjalne kandydatki na dziewczyny faceta. Robiłaby mu ołtarzyki itp. w duchu jedynki :)

    6/6,5 na 10 IMO.

    OdpowiedzUsuń