sobota, 1 października 2022

„Moja przyjaciółka opętana” (2022)

 

Rok 1988. Licealistki Abby Rivers i Gretchen Lang od lat są najlepszymi przyjaciółkami, ale ich relacja wkrótce zostanie wystawiona na poważną próbę. Podczas kameralnej imprezy w leśnym domku należącym do rodziców ich koleżanki Margaret Chisolm, Abby i Gretchen znajdują opuszczoną nieruchomość, którą postanawiają zwiedzić. W środku ich oczom ukazuje się coś, co zmusza ich do panicznej ucieczki. Ale tylko Abby udaje się wydostać na zewnątrz. Gretchen odnajduje się niedługo potem i odtąd nie jest już taka jak wcześniej. Abby z rosnącym przerażaniem obserwuje drastyczne zmiany, zachodzące w jej najlepszej przyjaciółce. Zupełnie jakby w jej wnętrzu zamieszkała jakaś obca istota. Istota, znajdująca przyjemność w krzywdzeniu innych.

Moja przyjaciółka opętana” (oryg. „My Best Friend's Exorcism”) to historia od Grady'ego Hendrixa zapożyczona. Oparty na jego wydanej w 2016 roku powieści pod tym samym tytułem (pierwsze polska edycja ukazała się w roku 2020 pod szyldem wydawnictwa Vesper) obraz wyreżyserowany przez Damona Thomasa. Scenariusz napisała Jenna Lamia, która przede wszystkim skupiła się na sile przyjaźni Abby Rivers i Gretchen Lang. To najbardziej urzekło ją w książce i była zdumiona, gdy dowiedziała się, że Grady Hendrix jest mężczyzną. Zdjęcia ruszyły w kwietniu 2021 roku w stanie Georgia, czyli w trakcie pandemii COVID-19, co miało negatywny wpływ na pracę całej ekipy, choćby przez częste zmiany w harmonogramie – w takich okolicznościach nie można było oczekiwać, zwłaszcza od młodych aktorów, stuprocentowej obecności. Ale to nic w porównaniu do mocno napiętego budżetu. W pierwszych wersjach scenariusza „Mojej przyjaciółki opętanej” Jenna Lamia zawarła więcej atrakcji wyłuskanych z powieści Hendrixa, ale trzeba było oszczędzać, więc nie pozostało jej nic innego, jak rozstać się z tymi motywami. Zrezygnować z części ulubionych elementów literackiego pierwowzoru. Dystrybucja „Mojej przyjaciółki opętanej” Damona Thomasa ruszyła 30 września 2022 roku na Amazon Prime Video.

Scenarzystka „Mojej przyjaciółki opętanej” nie ukrywa, że ceni sobie opowieści o nastoletnich dziewczynach, a już zwłaszcza osadzone w ramach horroru. Bo jej zdaniem dojrzewanie to horror. Nic więc dziwnego, że zaintrygował ją podtekst zawarty przez Grady'ego Hendrixa w jego opowieści o wielkiej przyjaźni. Porównanie procesu dojrzewania do opętania przez demona. Jak można się tego domyślić Jenna Lamia dokładała starań, by to przesłanie wybrzmiało także w ekranowej odsłonie perypetii zaprzyjaźnionych licealistek. Abby Rivers (przyzwoita kreacja Elsie Fisher, którą fani kina grozy mogą znać choćby z „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” Davida Blue Garcii) wywodzi się z niższej warstwy społecznej niż jej najlepsza przyjaciółka Gretchen Lang (taki sobie występ Amiah Miller, którą z kolei miłośnicy gatunku mogą kojarzyć z „Kiedy gasną światła” Davida F. Sandberga; epizodyczna rólka) i pozostałe członkinie ich małej paczki, Margaret Chisolm (przeciętna kreacja Rachel Ogechi Kanu) oraz Glee Tanaka (też niczym się tutaj niewyróżniająca się Cathy Ang). Rodzicie Abby nie dorobili się tego, co rodzice jej koleżanek – pięknego domu, markowych ubrań i tak dalej. Gretchen w przeciwieństwie do Abby nie musiała starać się o stypendium, jej rodziców bowiem stać na opłacenie jej studiów. Matka Abby nie kryje swojego niezadowolenia z faktu, że jej jedyne dziecko tak zbliżyło się do Langów. Gretchen zdecydowanie nie jest jej ulubienicą i w sumie podobną sytuację można zaobserwować po drugiej stronie. Rodzice Gretchen zachowują się jakby robili wielką łaskę Abby goszcząc ją w swoim domu. Litują się nad tym ubogim dziewczątkiem i choć nie mówią tego wprost, to nie można oprzeć się wrażeniu, że oczekują od Abby dozgonnej wdzięczności za swoją rzekomą wspaniałomyślność. Mają się za lepszych od Riversów – błękitna krew, rasa panów, szlachta, która w pewnym sensie przygarnęła chłopkę, za co należy im się medal. W ich środowisku nie każdy by się na to zdobył. Na goszczenie w swoich błyszczących progach takiego „obdartusa”, jak Abby. Z drugiej strony pewnie ulżyłoby im, gdyby Gretchen poszła po rozum do głowy i zerwała kontakty z tą dziewuchą. Pewnie skakaliby z radości, gdyby ich córka znalazła sobie lepiej sytuowaną przyjaciółkę. Taką, która nie pakuje się z brudnymi nogami na czystą pościel. Można więc powiedzieć, że Abby i Gretchen zbliżyły się do siebie wbrew światu. Mając za nic społeczną etykietę, kpiąc sobie z norm panujących w cywilizowanym społeczeństwie. Takie dziewczyny jak Gretchen nie przystają z takimi dziewczyny jak Abby. Takie dziewczyny jak Gretchen trzymają się z takimi dziewczynami jak Margaret i Glee. A przynajmniej tak zdają się widzieć świat rodzice opętanej. Potencjalnej ofiary jakiejś demonicznej istoty, która z sobie tylko znanego powodu osiadła w opuszczonych domu w głębi lasu. Pustostanie, w którym najwyraźniej odbyła się niejedna zakrapiana impreza. Wesoła twórczość szpecąca ściany i szklane butelki walające się po podłodze każą sądzić, że ta chyląca się ku upadkowi nieruchomość to jedna z przystani młodych ludzi z tych okolic. Akcja toczy się w jakiejś amerykańskiej mieścinie w drugiej połowie lat 80. XX wieku. Z lekka przygaszone kolory... i to by było na tyle, jeśli chodzi o przywoływanie ówczesnego kinematograficznego ducha. W wersji Grady'ego Hendrixa klimat szalonych lat 80., magia tamtej epoki (czy raczej magia kina i literatury z tamtego okresu) w moim poczuciu też dobitnie się nie zaznaczała, ale przy tym reżyserskim dokonaniu Damona Thomasa można zatęsknić za tamtą aurą. Powieść na tym gruncie (atmosfera retro) w moich oczach wypadła dużo lepiej. Zresztą na pozostałych również.

Babski” wieczór w leśnej głuszy. Tablica ouija, nocna kąpiel w jeziorze, narkotyki i opuszczony dom, który podobno jest nawiedzony przez duchy. Takie historie krążą wśród młodych ludzi, ale to, co faktycznie zagnieździło się w tych zimnych murach pewnie zaszokowałoby nawet najbardziej kreatywnych „bajkopisarzy” z tego zakątka Stanów Zjednoczonych. Gretchen Lang na własnej skórze przekona się, jakie zło zaczaiło się w tym zdemolowanym budynku. Tak sobie tam siedziało, dopóki nie przyplątały się dwie miłośniczki kina grozy. Abby i Gretchen przypadkiem odnalazły ten niegościnny przybytek po małej scysji z koleżanką i to był początek ich niezwykłych problemów. Bo wszystko wskazuje na to, że Gretchen mimowolnie przywlokła ze sobą najprawdziwszą bestię. Demona, który odtąd nocami zakradał się do jej sypialni (trochę jak w „Draculi” Brama Stokera), a potem... Właściwie Abby Rivers ma inną teorię. Czołowa postać „Mojej przyjaciółki opętanej” dochodzi do wniosku, że Gretchen została zgwałcona i, jak szybko się przekonuje, jest jedyną osobą, którą to obchodzi. Szkolna wychowawczyni, surowa zakonnica, nie ma wątpliwości, że Abby zmyśla (jej asystent, obiekt westchnień Abby, wprawdzie inaczej się na to zapatruje, w każdym razie na pewno wolałby pochylić się nad tą sprawą, ale nie ma wystarczającej siły przebicia w tym oświatowych piekiełku), a rodzice Gretchen jakby puszczają to mimo uszu. Co tam gwałt, przerażające jest tylko to, że ich wychuchana latorośl sięgnęła po narkotyk. Niewątpliwie to Abby ją do tego namówiła, bo czego innego można się spodziewać po dziewczynie z nizin społecznych? Langowie nie zamierzają dłużej tolerować tej przyjaźni. Koniec, miarka się przebrała. Gorzej, że Gretchen odsuwa się od biednej Abby. Mało tego, nie odpuszcza żadnej okazji, by upokorzyć jedyną osobę gotową skoczyć za nią w ogień. Abby próbowała jej pomóc, ale albo źle się do tego zabrała, albo wręcz przeciwnie: była na tyle bliska wydobycia przyjaciółki spod zgubnego wpływu, że jej prześladowca musiał interweniować. To nie Gretchen tylko najprawdziwszy demon postawił między nimi mur pod napięciem. A może to tylko szalejące hormony? Czy znajdzie się choć jedna osoba, która będzie się nad tym zastanawiać? Tak czy owak, Abby jako pierwsza zwietrzy śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony dziewczyny, na której nigdy nie przestało jej zależeć. Dręczycielka, o którą warto walczyć. Przerażona, ale i zdeterminowana by odzyskać osobę, która do niedawna była jej najbliższa. Samą dynamikę relacji Abby i Gretchen moim zdaniem całkiem nieźle udało się przenieść z kart powieści Grady'ego Hendrixa, gorzej gdy usiłowano podkręcić napięcie, zagęścić atmosferę (nad)naturalnego zagrożenia. Weźmy choćby scenkę ze szklanką ulubionego „trunku” amerykańskich nastolatków, podchody w domu Langów w dalszej partii „Mojej przyjaciółki opętanej” Damona Thomasa – doskonała okazja do wywindowania niewygodnych emocji tak przecież pożądanych w horrorach, która według mnie została kompletnie zmarnowana. Bez sensu zaprzepaszczona. E tam, po prostu brakło wyczucia gatunku. Twórcy „Mojej przyjaciółki opętanej” są trochę jak te słonie w składzie porcelany – nie nazwałabym tego imponującym pokazem gracji, szyku i subtelności. Największy koszmar zaliczyłam w sypialni jednej z ofiar odmienionej Gretchen – tandetny „robaczek” przygotowany przez twórców efektów specjalnych. Cyfrowy potworek, którego nie da się odzobaczyć. Jeśli zaś chodzi o „demoniczne atrybuty”, objawy opętania przez demona, to stawiano na minimalizm. Co prawda nie miałabym nic przeciwko większym akrobacjom (wygibasy a la Regan MacNeil i Emily Rose), bo jedyne co zapamiętałam to tak zwany mostek, a trudno to uznać za jakiś duży wyczyn, upiorny popis potencjalnego przybysza z Piekła, ale szczerze mówiąc w ostatnim „akcie” kamień spadł mi z serca. Od kiedy moje biedne oczy (a skoro mowa o oczach, to Gretchen dostały się najlepsze patrzałki, jakie w horrorze przynajmniej ja odnajduję – białe oczy w tym gatunku zawsze napawały mnie niepokojem, a tutaj największą robotę zrobiły w ujęciu post-alarmowym, kiedy nasza Gretchen siedzi przy biurku i bazgrze w zeszycie) ujrzały kiczowatego tasiemca szykowałam się na dłuższy pokaz takiej ciężkostrawnej pikselowej papki. Pozostało tylko z politowaniem przyglądać się niewydarzonemu egzorcyście – toporny występ kabaretowy. Miało być śmiesznie, ale u mnie udało się wywołać jedynie grymas niesmaku. Jakby powiedzieli młodzi: żal. UWAGA SPOILER Ale mała pokraka, złośliwy skrzat, który w nadzwyczaj obfitych wymiotach w końcu wylazł z Gretchen autentycznie mnie rozbawił. Się obśmiałam KONIEC SPOILERA. Wypada też wspomnieć, że twórcy przygotowali małą niespodziankę dla miłośników powieści „Moja przyjaciółka opętana”, a przynajmniej jej boskiej okładki. Tej z kolorowymi cegiełkami, w którą opakowano także pierwsze polskie wydanie rzeczonego utworu Grady'ego Hendrixa.

Obejrzeć można, ale cudów lepiej się nie spodziewać. „Moja przyjaciółka opętana” Damona Thomasa to uboga krewna „Mojej przyjaciółki opętanej” Grady'ego Hendrixa. Niedostarczające porównywalnych emocji swoiste streszczenie książki. „Skrótowiec” o młodzieńczej przyjaźni, wystawionej na piekielną próbę. Przyjaźni, która może góry przenosić... i demony unicestwiać? O okropnym dojrzewaniu w nieprozaicznym ujęciu. O egzorcyście jakich mało i podstępnym złodzieju ludzkich ciał. Nie że jest mus, ale na bezrybiu i takiego raczka złowić można. Z nudów nie takie rzeczy się oglądało:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz