poniedziałek, 25 września 2023

„Nie ocali cię nikt” (2023)

 
Od śmierci matki Brynn Adams mieszka samotnie na obrzeżach urokliwego amerykańskiego miasteczka. Rzadko opuszcza swoją posesję w obawie przed potępiającymi spojrzeniami pełnoprawnych członków wspólnoty, która przed laty wykluczyła Brynn ze swojego szacownego grona. Nikt nie chce mieć nic wspólnego z młodą kobietą skrycie piszącą listy do przyjaciółki z dzieciństwa w przytulnym domku na wrogim terytorium. Niezawodnym schronieniu przed ludźmi, ale żadnym przed inwazyjnym gatunkiem Obcym. Najeźdźcami z kosmosu ze zdolnościami telekinetycznymi, z którymi bezpardonowo wyłączona z życia społecznego jednostka stoczy niekoniecznie najzacieklejszą walkę w swojej tragicznej podróży egzystencjalnej.

Plakat filmu © Hulu. „No One Will Save You” 2023, 20th Century Studios, Star Thrower Entertainment

Thriller science fiction człowieka, któremu we współczesnej kinematografii brakuje opowieści o Szarych, zwanych też Szarakami. Drugie pełnometrażowe dokonanie reżyserskie Briana Duffielda, twórcy „Spontanicznych” (2020) oraz autora/współautora scenariuszy między innymi „Opiekunki” McG i „Głębi strachu” Williama Eubanka. Z pomysłem, jak to zresztą ma w zwyczaju, Duffield nosił się długo, nikomu nie zdradzając swoich zamiarów. Po nader dokładnym przemyśleniu sprawy, pod koniec 2019 roku, przygotował tekst, a już wiosną 2020 zaczęły się przymiarki do wejścia w kolejną fazę projektu. Rozpoczęły się poważne rozmowy o zrealizowaniu fantastycznej historii Duffiela, ale plany filmowców pokrzyżowała pandemia COVID-19. W kwietniu 2021 roku poinformowano opinię publiczną o nabyciu scenariusza „No One Will Save You” (pol. „Nie ocali cię nikt”) przez firmę 20th Century Studios, a prace na planie ruszyły w kwietniu 2022 roku (zakończyły się w czerwcu). Flm kręcono w Nowym Orleanie, a budżet oszacowano na niespełna dwadzieścia trzy miliony dolarów. Obraz został uwolniony we wrześniu 2023 roku – od wybranych kin w Nowym Jorku i Los Angeles na platformę Hulu.

Bliskie spotkania trzeciego stopnia” Stevena Spielberga, „Znaki” M. Nighta Shyamalana, „Wspólnota” Philippe'a Mory czy takie kultowe seriale jak „Z Archiwum X” (1993-2018) i „Strefa mroku” (1959-1964) spokojnie mogły wtrącać swoje trzy grosze do zwariowanego dreszczowca „Nie ocali cię nikt”, ale jego reżyser i scenarzysta pilnował, by do głosu nie dochodziło „Uprowadzenie” Roberta Liebermana. Brian Duffield poprzysiągł sobie, że będzie się trzymał z dala od tamtego trudnego, potencjalnie nużącego, świata, a już zwłaszcza od pamiętnego, przerażającego porwania. Marzyło mu się coś bardziej żywiołowego, utrzymanego w lżejszej tonacji, ale też potrafiącego potrzymać w napięciu. „Nie ocali cię nikt” to film prawie niemy – słowa wypowiedziane w tym świecie przedstawionym można policzyć na palcach obu rąk – podążający za pustelniczką z małego amerykańskiego miasteczka, w którą w doskonałym stylu wcieliła się Kaitlyn Dever (m.in. „Wężowe wzgórza” Britt Poulton i Dana Madisona Savage'a). Kraina niby żywcem wyjęta z lat 50. lub 60. XX wieku. Miejscowość, w której czas jakby się zatrzymał, a jej ledwo bijącym sercem „chatka z piernika”. Staroświecko urządzony dom na uboczu, w którym wychowała się obywatelka wyklęta. Wyjątkiem telewizor plazmowy – genialny w swojej prostocie sposób na wprowadzenie mnie w jakże pożądane poczucie swoistego oderwania od rzeczywistości. Zagubienia poza czasem i przestrzenią. Witamy w Strefie Mroku Brynn Adams, noszącej się jak przykładna gospodyni domowa sprzed rewolucji seksualnej w Stanach Zjednoczonych. Żona ze Stepford, bez męża. Tak naprawdę od śmierci ukochanej matki nasza przewodniczka po stylowej nie-rzeczywistości Briana Duffielda, nie ma do kogo się odezwać. Samotność w niewielkim mieście, którą znosi dzięki listom. Korespondencyjna przyjaciółka odepchniętej przez społeczeństwo istoty ludzkiej, która pewnie z trudem znosi własne towarzystwo. Przyjaciółka z dzieciństwa niewiasty uwięzionej w otchłani rozpaczy. Porozmawiajmy o wykluczeniu społecznym na niecodziennym zlocie Porwanych przez obcych Deana Alioto, „Znaków” M. Nighta Shyamalana, „Inwazji łowców ciał” Philipa Kaufmana (adaptacja ponadczasowej powieści Jacka Finneya), „Dark Skies” Scotta Stewarta oraz... „E.T.” Stevena Spielberga. Spotkanie w stylowym przybytku nieśmiertelnego Roda Serlinga („Strefa mroku”). A przynajmniej mnie po głowie wspaniale tłukły się te tytuły podczas zaskakująco emocjonującej przejażdżki Szarą Koleją Górską Briana Duffielda. W tak rozpędzonych wagonikach często dopada mnie obojętność, tak zawrotne prędkości w moim odbiorze często zjadają własne ogony fabularne, ale tym razem jak zaklęta wpatrywałam się w ekran. Zaczarowana niewiarygodnymi wypadkami w czarodziejskim miasteczku. Czar sentymentalizmu. Stara baśń o Istotach Szarych w nowym wydaniu. Rozczulający uścisk przeszłości i teraźniejszości w depresyjnych realiach panny Adams. Hermetycznym światku marzycielki z apetycznie polukrowanej koszmarnej miejscowości. Męczeństwo w idyllicznym zakątku Stanów Zjednoczonych. Żal, tęsknota, wstręt, wstyd i gniew. W miejscach publicznych Brynn zachowuje się jak niewykwalifikowana włamywaczka. Trzęsąca się jak przysłowiowa osika na wietrze, która najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Zalękniona i zawstydzona. Kobieta, która pragnie być niewidzialna. Nie chce kłuć w oczy porządnych ludzi z miasteczka, w którym dorastała, prowokować ich samą swoją obecnością, a już nade wszystko nie chce nikomu dokładać cierpień. Lepiej trzymać się z boku, niż ranić bliźnich. Pokornie przyjąć karę, jaką społeczeństwo nań nałożyło.

Plakat filmu © Hulu. „No One Will Save You” 2023, 20th Century Studios, Star Thrower Entertainment

Klimatyczna bajeczka dla dużych dzieci. Orzeźwiające przetworzenie sprawdzonych motywów, przekonujące wyznanie miłości Briana Duffielda do opowieści o Szarakach. Ufoludkach z wyłupiastymi oczami, archetypowych inteligentnych stworzeniach pozaziemskich, fikcyjnej rasie, która w „Nie ocali cię nikt” może zaskoczyć swoją fizjonomią nawet najwytrwalszych badaczy tego kosmicznie egzotycznego szarego tłumu. Chodzący na palcach przybysze z dopracowanym do perfekcji talentem (i przekleństwem) Carrie White – paskudne jajka niespodzianki różnej wielkości, wydajające z siebie stosownie nieprzyjemne odgłosy (język Obcych), a niekiedy przybierające przezabawne pozy: balet Szarych:) Małe gadziny, nieco wyżsi myśliciele i monstrualne pająki. Całkiem solidne efekty komputerowe, aczkolwiek były momenty, w których aż się prosiło odwołać do oślizgłych rekwizytów, namacalnych obrzydliwości. Inwazja Obcych oglądana z mikrokosmosu człowieka wykluczonego. Nietrudno się domyślić, dlaczego lokalna społeczność tak uwzięła się na biedną Brynn Adams, ale na szczegółowe wyjaśnienia będziemy musieli trochę poczekać. Nieodważnie zakładając, że przedwcześnie odkryjemy w zasadzie jedyną tajemnicę „Nie ocali cię nikt”. No dobrze, pozostaje jeszcze wynik tego „kosmicznego meczu”. Filigranowa kobieta kontra drużyna z niezwykłymi mocami. Oczywiście dla nich to nic nadzwyczajnego, ale dumni zdobywcy Ziemi nie przywykli do takich atrakcji. Zdolności psychokinetyczne załogi swojskich statków kosmicznych, złożone właściwości wyśmienicie kiczowatych „lampek spodkowych” i jak dla mnie najupiorniejsze UWAGA SPOILER zabawy z pasożytami. Przejęcia organizmów ludzkich, które może i mają więcej wspólnego z „Władcami marionetek” Stuarta Orme'a, na podstawie kultowej powieści Roberta A. Heinleina niż ze wzmiankowaną już „Inwazją łowców ciał” Philipa Kaufmana, ale wyniki tych wstrętnych eksperymentów - właściwie strategii międzyplanetarnych żołnierzy – widoki tych wszystkich nienaturalnie zachowujących się niby ludzi, te autentycznie niepokojące ujęcia w moim umyśle niezmiennie nakładały się na przepiękne wspomnienia z miasta kokonów KONIEC SPOILERA. Szaraki w konwencji home invasion. Niedawno temu dziewczynkę z małej mieściny obudził hałas. Przekonana, że jakieś dzikie zwierzątka dobrały się do pojemników na śmieci ustawionych pod oknem jej wygodnej sypialni, stwierdziła, że najlepiej od razu przepędzić intruzów. W pół drogi stanęła jak wryta, nie wierząc własnym oczom. Na szczęście w porę się z szoku otrząsnęła i wreszcie poszukała jakiejś kryjówki. Kiepskiej, ale czy istnieje dobra kryjówka przez takimi nieproszonymi gośćmi? Czy nie lepiej chwycić za mop i rozprawić się z cudacznym towarzystwem? Plan Briana Duffielda zakładał „spłodzenie” supermądrej rasy, która jak wszystko na to wskazuje, postanowiła podbić planetę Ziemia. Lęk o przyszłość może niekoniecznie całego gatunku ludzkiego, ale niewątpliwie postaci prowadzącej, miało wzmagać przekonanie, że Szarzy znacznie przewyższają Brynn inteligencją. Ciekawe, bo odniosłam zgoła odwrotne wrażenie. Abstrahując od bajkowego aromatu wychwyconego już w pierwszych ujęciach „Nie ocali cię nikt,” wysoko oceniałam szanse protagonistki w tej zażartej bitwie gatunków przede wszystkim dlatego, że pozaziemskie istoty Duffielda uznałam za mniej rozgarnięte od przeciętnego człowieka. Tak czy inaczej, młoda domatorka z małego miasteczka zdawała się dalece przewyższać ich sprytem. Odbiorcom filmu raczej nie zaimponuje pomysłowością i refleksem, ale wyobrażałam sobie, że przeciwnicy w duchu zazdroszczą jej tych dla nich tak nadzwyczajnych zdolności, jak dla Brynn ich telekineza. Ubzdurałam sobie, że Ziemię zaatakowała armia głupoli, która jakimś kosmicznym zbiegiem okoliczności w domyśle (na co wskazują ich bajeranckie pojazdy) zbudowała sobie zaawansowaną technologicznie cywilizację. Nie wiadomo gdzie, ale wiadomo, że postanowili poszerzyć strefę wpływów o sponiewieraną Błękitną Planetę. Błyskawiczna kolonizacja nieprymitywnej rasy, przed którą nie ugnie się dziewczyna od dawna żyjąca w piekle. Zahartowana dziewczyna z amerykańskiej prowincji. Swoja drogą Duffield zaserwował mi iście slasherowe przebudzenie mocy – przemianę zahukanego dziewczątka w kobietę walczącą. Szara myszka staje do walki z Szarymi. Chowający się pod mopem rzekomy „szkodnik społeczny” przeobraża się w Amazonkę dzierżącą mop. Prawda, że zafiksowałam się na punkcie tego pozornie niegroźnego przedmiotu? Przydatnego sprzętu między innymi w gospodarstwach domowych i na ubitej ziemi. Pomocne mogą okazać się też garnki i zapalniczka, natomiast o urządzaniach elektrycznych tym razem trzeba zapomnieć. Brynn nie sama w domu. Oblężona twierdza oszczędnej w słowach (bardziej z konieczności niż z wyboru w normalnych czasach zdająca się na słowo pisane), podwójnie zaszczutej niestarej panny z niezapominającej mieściny.

Mroczna (najbardziej ujęły mnie nocne zdjęcia na zewnątrz, ale w mizernej fortecy Brynn też czułam się jak ryba w czarnej wodzie: pięknie zagęszczone ciemności) i na swój sposób zabawna opowieść o żywym bastionie ludzkości, który nie może liczyć na wsparcie. Kobiecie wzgardzonej przez swoich i sterroryzowanej przez nieswoich. Spektakularny i jednocześnie bardzo intymny dreszczowiec science fiction o cudach niewidach. Szalona jazda w klaustrofobicznym tunelu sympatycznej przedstawicielki osób brutalnie odepchniętych. Rock and roll z Szarymi. Hipnotyczna tęskna melodia Briana Duffielda. „Nie ocali cię nikt” dołącza do moich ufoludkowych ulubieńców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz