piątek, 12 lipca 2024

„Egzorcyzm” (2024)

 
Zmagający się z poczuciem winy owdowiały aktor Anthony Miller dostaje rolę księdza w remake'u kultowego horroru o opętaniu demonicznym. Mężczyzna ufa, że powrót do pracy przysłuży się jego walce z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, w której najbardziej motywuje go pragnienie zrehabilitowania się w oczach szesnastoletniej córki Lee, swego czasu niemogącej liczyć na wsparcie ojca w obliczu śmiertelnej choroby ukochanej matki. Zawieszona w prawach ucznia dziewczyna przystaje na pomysł Anthony'ego, by tymczasowo pełnić rolę jego osobistej asystentki, w głębi ducha podzielając nadzieje udręczonego ojca, desperacko walczącego z wewnętrznymi demonami skompromitowanego aktora, na znaczącą poprawę ich wzajemnych stosunków. Na przeszkodzie do pojednania staje jednak tajemnicza choroba Anthony'ego, którą nastolatka z czasem zaczyna postrzegać jako ingerencję sił nieczystych w niespokojny żywot nadzwyczaj pechowych śmiertelników. Klątwę produkcji filmowej.

Plakat filmu. „The Exorcism” 2024, Miramax, Outerbanks Entertainment

Kolejne podeście do stylistyki meta horroru Joshuy Johna Millera i M.A. Fortina, scenarzystów slashera „The Final Girls” Todda Straussa-Schulsona (a do zespołu producenckiego dołączył jeden z największych ekspertów w dziedzinie meta horroru, człowiek od początku związany ze słynną franczyzą „Scream”, Kevin Williamson), którzy tym razem pochylili się nad konwencją opowieści o opętaniach demonicznych. Główną inspiracją były doświadczenia Jasona Millera, ojca reżysera i współscenarzysty „Egzorcyzmu” (oryg. „The Exorcism”; notabene roboczo zatytułowany „The Georgetown Project”), wcielającego się w postać księdza Damiena Karrasa na podobno autentycznie przeklętym planie wybitnego „Egzorcysty” Williama Friedkina, legendarnej ekranizacji powieści Williama Petera Blatty'ego. Doświadczenia, które Joshua John Miller zna wyłącznie ze szczegółowych relacji krewnych (sceptycznie nastawionego do opowieści o klątwie spoczywającej na przebojowej produkcji Friedkina ojca oraz wierzącej w nie matki), gdyż urodził się już po nakręceniu tego kamienia milowego w historii kina grozy; w roku jego światowej premiery. W październiku 2019 roku do publicznej wiadomości podano informację, że do obsady drugiego reżyserskiego przedsięwzięcia Joshuy Johna Millera (po mało znanym niskobudżetowym dramacie „The Mao Game” uwolnionym już w 1999 roku) dołączył Russell Crowe, który cztery lata później pokaże się w zbliżonym tematycznie „Egzorcyście papieża” Juliusa Avery'ego, a zdjęcia główne „The Georgetown Projekt” (zmianę tytułu na „The Exorcism” ogłoszono w kwietniu 2024), pod szyldem Miramax, ruszyły w następnym miesiącu w Wilmington w Karolinie Północnej. Ostatni klaps w tej fazie produkcyjnej padł w grudniu 2019. Zdjęcia dodatkowe (w Nowym Jorku, Los Angeles i Australii) przesunięto z uwagi na pandemię COVID-19 - do grudnia 2023 roku. Postprodukcja zakończyła się w styczniu 2024, a dystrybucję otwarto w maju tego samego roku. Do kin na terenie Ameryki Północnej „Egzorcyzm” Joshuy Johna Millera wprowadzała firma Vertical, natomiast tożsamego zadania w Polsce podjęła się firma Monolith Films. W czerwcu 2024 prawa do cyfrowej dystrybucji eksperymentu Millera i Fortina nabyła światowej sławy marka Shudder.

Joshua John Miller zawodową karierę rozpoczął już w dzieciństwie/młodości – zagrał choćby w takich produkcjach jak „Halloween III: Sezon czarownic” Tommy'ego Lee Wallace'a, odcinek serialu „Opowieści z ciemnej strony” 1983-1988, „Blisko ciemności” Kathryn Bigelow (tej pozycji ukłonił się w swoim reżyserskim debiucie, „The Mao Game”), „Wspólnota” Philippe'a Mory – a pierwszy owoc jego pisarskiej współpracy z życiowym wybrankiem Markiem Alexandre Fortinem pojawił się w roku 2014: niespełna dwudziestominutowy obraz pt. „Dawn” w reżyserii Rose McGowan, przez fanów kina grozy zapewne kojarzonej głownie z „Krzykiem” Wesa Cravena i/lub „Grindhouse'ami” Quentina Tarantino i Roberta Rodrigueza. Dekadę później uwolniono najbardziej osobistą z dotychczasowych prac potomka zmarłego w 2001 roku Jasona Millera, nominowanego do Oscara za drugoplanową kreację aktorską w „Egzorcyście” Williama Friedkina. Niedokładny portret postaci autentycznej (fragmenty biograficzne - dotyczące Jasona Millera - połączone z całkowicie fikcyjnymi elementami) i bardziej osobiste doświadczenia reżysera i współautora scenariusza „Egzorcyzmu”: zmagania z własnymi wewnętrznymi demonami oraz konflikt z Kościołem katolickim w sprawie podejścia do osób queer. Joshua John Miller sprzeciwił się wyrażaniu o mniejszościach seksualnych, jak o istotach spoza Planu Stworzenia, niemieszczących się w Wielkim Zamyśle Boga Wszechmogącego. W prologu „Egzorcyzmu” wystąpił Adrian Pasdar, którego tutejszy reżyser poznał na planie „Blisko ciemności” Kathryn Bigelow - udział Pasdara można potraktować jako mały hołd dla tego kultowego horroru wampirycznego. Samotna postać w scenografii zainspirowanej okładką „The Diary of Young Girl” („Dzienniki” Anne Frank), wydania, które wywarło ogromne wrażenie na nastoletnim Joshui Johnie Millerze – krótka wycieczka po studiu przygotowanym do kręcenia remake'u „Egzorcysty” Williama Friedkina. Znany „Projekt Georgetown” ze zmienionymi personaliami postaci, w którym uczestniczyć ma Anthony Miller (takie sobie wcielenie Russella Crowe'a), skompromitowana gwiazda pokrótce przedstawiona w następnej scenie; w przestronnym mieszkaniu w Nowym Jorku, niewygodnym gnieździe rodzinnym. Kryjówka mężczyzny z potężnymi wyrzutami sumienia i przykra konieczność dziewczyny na przymusowych feriach („kara za bycie najfajniejszą osobą w szkole”). Mającego problemy z pamięcią, zażywającego silne leki, niestroniącego od procentów wdowca, któremu podobno udało się zwalczyć nałóg narkotykowy (został jeszcze alkoholizm) i nieoczekiwanie dostał szansę na znaczną poprawę jakości życia. „Wygrzebanie się z rynsztoka”, odbudowanie kariery zawodowej pierwszym dużym krokiem do uzyskania wybaczenia od jedynego dziecka. Ale najpierw „przebacz sam sobie, Tony”, jak powiedziałaby bohaterka „Linii życia” Nielsa Ardena Opleva;) W każdym razie typowa problematyka w świecie horroru – kolejna rozprawa o niszczących uzależnienia, traumie z młodości, nieodwracalnej stracie, poczuciu winy i wszechogarniającej potrzebie pojednania. Dramat w cienkiej skórze horroru. Hipotetyczne opętanie amerykańskiego aktora grającego egzorcystę... czy tam „zwykłego” duchownego z kryzysem wiary.

Plakat filmu. „The Exorcism” 2024, Miramax, Outerbanks Entertainment

Meta horror film? Dekonstrukcja konwencji gatunkowej spopularyzowanej przez „Egzorcystę” Williama Friedkina? Taki był cel, ale sama pewnie bym się tego nie domyśliła. Mądra Polka po zapoznaniu się z wypowiedziami twórców:) Autorów niezgrabnego listu miłosnego do najważniejszego reprezentanta nurtu demonicznego w kinie grozy (ściślej: opętanie człowieka przez bestie z Piekła rodem) z zachęcającą planszą tytułową (w stylu retro), zarysem fabularnym (film w filmie, „produkcyjne urban legends”) i scenografią umownie przygotowaną z myślą o nowej wersji arcydzieła nieodżałowanego pana Williama. Sekretne wpływy Scream Universe? Sugestie Kevina Williamsona? Tak czy inaczej, ja dopatrzyłam się tutaj podobieństw do ważnej części reżyserskiego dorobku także nieodżałowanego Wesa Cravena, do pierwszych trzech (nie czterech) odsłon pastiszowego cyklu slash. Ale nawet te skojarzenia nie naprowadziły mnie na trop meta – nie wyprowadziły z błędnego przekonania o spotkaniu z pospolitym „członkiem współczesnego klubu opętanych”. Schematyczną opowieścią o niefinneyowskim porywaczu ciał UWAGA SPOILER (Pazuzu zastąpił Moloch alias Molech, chtoniczne bóstwo fenickie i kananejskie, które podobno szczególnie upodobało sobie ofiary z dzieci) KONIEC SPOILERA. Albo postępującej chorobie psychicznej jedynego żyjącego rodzica szesnastoletniej Lee Miller (przykuwająca uwagę kreacja Ryan Simpkins m.in. „Ulica Strachu - część 1: 1994”, „Ulica Strachu - część 2: 1978”, „Ulica Strachu - część 3: 1666” Leigh Janiak), do niedawna przypuszczalnie odreagowującej problemy w domu mocnymi protestami w szkole. Dziewczyna zdążyła przyzwyczaić się do zaników pamięci ojca (być może spowodowanych mieszaniem leków z alkoholem), którego uparcie nazywa Tonym. Somnambulizm też jej nie zaskakuje, ale drastyczne zmiany nastroju...Początkowo Lee zrzuca to na karb nowych leków zaordynowanych pogrążonemu w depresji Anonimowemu Narkomanowi, wątpliwości wkradają się jednak za sprawą nieokreślonego lęku niekiedy ogarniającego ją w towarzystwie rodziciela. Na długiej liście grzechów Anthony'ego Millera najwyraźniej nigdy nie było wzbudzania w swoim jedynym dziecku obezwładniającego strachu, a przynajmniej ja z reakcji Lee wyczytałam, że nigdy wcześniej nie bała się własnego ojca. Dorastała w przekonaniu, że tata jej nie kocha, ale nic nie wskazuje na to, by przed „The Projekt Georgetown” kiedykolwiek czuła się przy Tonym fizycznie (co innego psychicznie) zagrożona. Zaburzenia osobowości człowieka trochę przypominającego Jacka Torrance'a z powieści „Lśnienie” Stephena Kinga: mocne postanowienie poprawy, usilne starania torpedowane przez niepewne(?) siły zewnętrzne, nadnaturalnych burzycieli miru domowego. Jednostka opętana na planie „The Project Georgetown”? W nastrojowym studiu filmowym, które aż prosiło się o większe wykorzystanie. Większe od incydentalnej klasycznej „zabawy” demonicznych złodziei ciał (nieświadoma autoagresja?); widowisko nieuwzględnione w scenariuszu horroru o opętanej dziewczynie (ślicznie ucharakteryzowana Chloe Bailey; m.in. „Jane” Sabriny Jaglom), które nie doczekało się przekonującego ciągu dalszego. Podobnie jak skok z okna – niekonsekwentny scenariusz albo czarna magia montażu, zaniedbania/niedopatrzenia w postprodukcji. Tymczasem przydałoby się więcej takich momentów, jak w mieszkaniu roznegliżowanego Anthony'ego i zaalarmowanej porzuconym kapciem Lee. Wolniej budujących się akcji z podejrzanie zachowującym się (i wyglądającym: nieefektywny minimalizm) aktorem z Nowego Jorku. Tyle dobrze, że nie nadużywano techniki jolt scare. Wypada dodać, że pewne nadzieje twórcy „Egzorcyzmu” wiązali z przewrotnym, a przynajmniej w mniemaniu scenarzystów odznaczającym się meta-sprytem UWAGA SPOILER tytułowym wydarzeniem: zamiana ról w trakcie wypędzania sadystycznego intruza KONIEC SPOILERA. Z przedostatnim rozdziałem przewidywalnej historii Anthony'ego Millera, który na mnie żadnego wrażenia nie zrobił.

Pomysł niezły, gorzej z wykonaniem. Hollywoodzkiego zadęcia „Egzorcyzmowi” Joshui Johna Millera raczej bym nie zarzuciła, a zaryzykuję twierdzenie, że to częsta przypadłość współczesnych horrorów o demonicznym opętaniu czy tam jakimś kreatywniejszym wykorzystaniu konwencji rozsławionej przez „Egzorcystę” Williama Friedkina, kinetograficzny diament z 1974 roku, któremu kłania się... nijaki utwór potomka odtwórcy Damiena 'Demisa' Karrasa. W moim odbiorze rozczarowujące rozwinięcie ciekawej koncepcji fabularnej w niewydajnej, niedostatecznie spożytkowanej oprawie technicznej (nieumiejętne zarządzanie mrokiem). Zaprzepaszczony potencjał.

3 komentarze:

  1. Russel Crowe ostatnio lubi latać w sutannie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, chyba jego nowe emploi. Buff będzie recka "Longlegs" aka "Kod Zła"? Jestem ciekawy Twojej opinii. Byłem najarany na ten film, ale potem sprawdziłem dzieła tego reżysera i sam nie wiem...

      Usuń
    2. Taki jest plan, żeby "Kod zła" zrecenzować, ale... nie wiem kiedy do kina uda mi się wyrwać. Możliwe że na ostatnią chwilę:/

      Usuń