poniedziałek, 23 grudnia 2013

„When the Lights Went Out” (2012)

Recenzja na życzenie

Trzyosobowa rodzina Maynardów przenosi się do nowego domu w hrabstwie Yorkshire. Trzynastoletnia córka, Sally, już od pierwszego dnia wyczuwa jakąś obecność, czemu rodzice nie chcą dać wiary. Z czasem nawet oni nie mogą ignorować nadnaturalnych wydarzeń mających miejsce w nowym lokum. Jednak zamiast się wyprowadzić nagłaśniają sprawę w mediach, nie bacząc na destrukcyjny wpływ ducha na osobowość ich córki.

Brytyjska ghost story Pata Holdena oparta na rzekomo prawdziwych wydarzeniach, mających miejsce w 1974 roku w domu Maynardów, którzy ponoć do dziś w nim mieszkają. „When the Lights Went Out” z pewnością nie został nakręcony z myślą o poszukiwaczach daleko idącej innowacji w kinie grozy, bowiem twórcy od początku do końca bazują na konwencji klasycznych ghost stories, niemalże nic nie dodając od siebie. Inna sprawa, że w większości przypadków robią to dosyć przyzwoicie, a więc zagorzali wielbiciele tego nurtu w ogólnym rozrachunku powinni być ukontentowani.

Chyba nikt nie zaprzeczy, że Brytyjczycy są mistrzami gotyckiego klimatu („Nawiedzony”, „Kobieta w czerni”, „Szepty”) – stare, wielkie domostwa, w których przez większą część seansu mają miejsce subtelne oznaki obecności zza światów w towarzystwie surowej atmosfery. Tutaj jest inaczej, bo o ile Holden często posiłkuje się tą surowością, właściwa akcja rozgrywa się w nowocześnie (jak na tamte lata) urządzonym domu, równocześnie przenosząc widza w scenerię lat 70-tych, z fryzurami, ubiorem i mentalnością ówczesnego społeczeństwa włącznie. Nie zabrakło również miejsca na powolne budowanie klimatu – początkowo delikatne oznaki tajemniczej obecności w domu Maynardów (nagłe spadki temperatury, samoistnie odkręcający się kran, spadający ze schodów zegar) z czasem stają się bardziej zdecydowane (uwięzienie „głowy rodziny” w piwniczce, dotykanie śpiącej matki i rozmowy z córką), aby w końcu, w obliczu braku zdecydowanej reakcji ze strony naszych bohaterów, przejść do ataku. W ostatniej fazie eskalacji mocy tajemniczych bytów zamieszkujących dom na szczególną uwagę zasługuje rój pszczół atakujący panią Maynard (ewidentna inspiracja „Lśnieniem” i „Horrorem Amityville”) oraz, co w moim mniemaniu było największym osiągnięciem twórców, widmowa postać bladej dziewczynki plującej krwią, która dzięki wykorzystaniu minimalnych środków, bez ingerencji CGI, prezentuje się iście niepokojąco. Choć w momentach stricte horrorowych filmowcy nie zapominają o odpowiednio nastrojowej aurze, raczej nie powinna ona nikogo zaniepokoić – klimat grozy jest na tyle subtelny, aby jedynie zasugerować widzowi rychłą ingerencję sił zza światów, bardziej utrzymując go w lekkim napięciu emocjonalnym, aniżeli przerażeniu. Trudno zaprzeczyć, że twórcom (oprócz charakteryzacji ducha trzynastoletniej dziewczynki) zabrakło wyrazistszego pomysłu na zaniepokojenie odbiorców, bo jakby na to nie patrzeć żerowanie na ogranych chwytach, przewidywalnych jump scenach i znanych widzom ghost stories dosłownościach nie pozostawia większych szans na całkowite przekroczenie barier ochronnych odbiorcy i dostanie się do jego skrywanych głęboko w sobie lęków, co wcale nie oznacza, że niniejszą produkcję ogląda się bez choćby minimalnego zainteresowania, ponieważ uwagę przyciąga obok scenerii lat 70-tych wątek obyczajowy.

Samotność początkowo pyskatej, a z czasem na skutek coraz dziwaczniejszych wydarzeń w jej domu, zagubionej Sally, która do towarzystwa ma jedynie nielubianą w szkole, nietrzymającą moczu rówieśniczkę została należycie przedstawiona przez twórców, dzięki czemu w pełni możemy zrozumieć jej przyjaźń ze zmarłą dziewczynką. Nawet relacje z rodzicami wydają się być mocno niezdrowe – ich początkowa niechęć do uwierzenia w teorię córki o nawiedzeniu jest raczej zrozumiała, aczkolwiek zaskakuje ich późniejsza postawa: ojciec widząc szansę łatwego zarobku na obecnej sytuacji, ani myśli się wyprowadzić, czym mógłby ochronić „swoją latorośl” przed zgubnym wpływem na jej psychikę bytów zza światów, co objawia się jej coraz większym wyalienowaniem. Tymczasem matka zdaje się myśleć jedynie o dobrach materialnych – nie ma zamiaru opuścić wymarzonego lokum i znowu przechodzić przez trud poszukiwania nowego. W moim mniemaniu te osobliwe relacje międzyludzkie wypadają o wiele ciekawiej od scen stricte horrorowych, aczkolwiek nie wykluczam, że te drugie przyciągną uwagę najzagorzalszych fanów konwencjonalnych ghost stories, bowiem choć nie mogą pochwalić się jakąś większą pomysłowością to od strony technicznej wypadają aż nadto przekonująco. Przynajmniej do czasu kiczowatego finału UWAGA SPOILER w którym po mało widowiskowych egzorcyzmach na scenę wkraczają efekty komputerowe – do bólu sztuczna wizualnie scena walki dobrego ducha za złym, przywodząca na myśl bardziej kino fantasy, aniżeli rasowy horror KONIEC SPOILERA.

Po zapoznaniu się z niezliczoną ilością nieudanych straszaków nie mogę z czystym sumieniem zdyskredytować tego obrazu, bo choć nie grzeszy oryginalnością i z całą pewnością nie pozostanie mi długo w pamięci to przyznaję, że w trakcie projekcji nie odczułam jakiegoś większego znużenia. Ot, typowa średniawka na jeden raz, przeznaczona głównie dla wielbicieli nastrojówek, nieoczekujących od kina grozy większej innowacyjności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz