niedziela, 4 marca 2018

C.J. Tudor „Kredziarz”

Rok 1986. Dwunastoletni Eddie mieszka w małym angielskim miasteczku o nazwie Anderbury. Wolny czas zazwyczaj spędza w towarzystwie swoich przyjaciół: Gava, Hoppo, Mickeya i Nicky. Ale tego lata Eddie nawiązuje relację z kimś nowym. Mężczyzną, panem Halloranem, który w tym okresie przybył do Anderbury, ponieważ dostał posadę nauczyciela w miejscowej podstawówce. To on poddaje chłopcu pomysł na zabawę z kredami, którym Eddie dzieli się ze swoimi przyjaciółmi. Zakodowane wiadomości, które od tego momentu dzieci często zostawiają sobie nawzajem rozpracowuje ktoś niepożądany. Ktoś, kto wkrótce wykorzysta je, aby doprowadzić Eddiego i jego przyjaciół do ludzkich zwłok.

Rok 2016. Ed jest nauczycielem angielskiego w Anderbury i mieszka w swoim rodzinnym domu ze współlokatorką Chloe. Nadal przyjaźni się z Gavem i Hoppo, którzy tak jak on zostali w miasteczku, ale ich kontakt z Mickeyem i Nicky już dawno temu się urwał. Pewnego dnia Ed dostaje przesyłkę od anonimowego nadawcy. W kopercie znajduje rysunek wisielca i kawałek białej kredy, co stanowi oczywiste nawiązanie do makabrycznych wydarzeń z 1986 roku. Mężczyzna szybko uświadamia sobie, że to co zaczęło się przed trzydziestoma laty wbrew pozorom wcale się nie skończyło, że on i jego przyjaciele jeszcze nie mogą czuć się bezpieczni.

„Kredziarz” to debiutancka powieść Angielki C.J. Tudor, która wcześniej próbowała swoich sił w wielu innych zawodach. Była między innymi prezenterką telewizyjną (ma na koncie wywiady z na przykład takimi gwiazdami, jak Michael Douglas, Sigourney Weaver i Emma Thompson), scenarzystką radiową, copywriterką agencji reklamowej, lektorką i treserką psów. W międzyczasie (od około dziesięciu lat) pisała też książki, ale wydawnictwa, do których wysyłała owoce swojej pracy nie były zainteresowane ich publikacją. Potem wszystko się zmieniło. Za sprawą pudełka kolorowej kredy sprezentowanej jej córce na urodziny przez znajomego Tudor i jej partnera. Autorka „Kredziarza” w jednym z wywiadów zdradziła, że całe popołudnie spędzili na rysowaniu kolorowych ludzików na podjeździe, a gdy spojrzała na nie w nocy uświadomiła sobie, że robią naprawdę złowieszcze wrażenie. Zaczęła pisać „Kredziarza” już następnego dnia i założę się, że wówczas nawet przez myśl jej nie przeszło, że powieść zyska tak duży rozgłos. C.J. Tudor ogłosiła już, że pracuje nad swoją drugą książką, którą po tak dobrze przyjętym debiucie zapewne bez problemu wypuści w świat.

Wydaje nam się, że chcemy poznać prawdę, ale w rzeczywistości interesuje nas tylko ta jej wersja, która nam pasuje. Taka już jest ludzka natura. Zadajemy pytania i mamy nadzieję, że usłyszymy odpowiedzi, które chcemy usłyszeć. Problem w tym, że prawdy nie można sobie wybrać. Prawda ma to do siebie, że po prostu jest. Można jedynie dokonać wyboru, czy w nią uwierzyć, czy nie.”

„Kredziarz” jest thrillerem z elementami horroru, w którym przeplatają się dwie płaszczyzny czasowe: okres dzieciństwa podawany jest naprzemiennie z okresem dorosłości głównego bohatera Eda Adamsa i jego przyjaciół. Wielu odbiorców omawianej powieści dopatrzyło się w niej inspiracji serialem „Stranger Things” i książką „To” Stephena Kinga. C.J. Tudor tak samo jak niekoronowany król współczesnego horroru w jednym ze swoich najlepszych dzieł przedstawia fragment bynajmniej nie całkowicie beztroskiego dzieciństwa, które zazębia się z prezentowanym okresem dorosłości, ale na tym podobieństwa do „To” się nie kończą. Dwunastoletnia Nicky tak samo jak Bev ma rude włosy i tak samo jak ona jest bita przez swojego ojca, a Gav tak jak Ben jest otyły. Ale to szczegóły, być może nawet kompletny zbieg okoliczności, który przez wielu w ogóle nie będzie wiązany z Kingiem. Ale szałas w lesie i starcie dwunastoletnich bohaterów „Kredziarza” z łobuzami wręcz zmuszają do przywołania z pamięci bazy Klubu Frajerów i bitwy na kamienie. W ustępach, które ewidentnie egzystują w ramach horroru zauważyłam natomiast ogromne podobieństwa do innego dzieła Stephena Kinga. Koszmarne sny Eda, w których za przewodnika robi niedawno zmarły chłopak moim zdaniem zostały zainspirowane „Cmętarzem zwieżąt”. „Wergiliusz” Eda to Victor Pascow w przebraniu, Tudorowska wersja tej pamiętnej postaci wymyślonej przez Kinga. Ponadto moim zdaniem autorka „Kredziarza” zapożyczyła z „Cmętarza zwieżąt” starcie dwóch dorosłych mężczyzn na pogrzebie nieletniego płci męskiej. Osobiście jednak jestem daleka od potępiania Tudor za rzeczone czerpanie z wyżej wymienionej małej części artystycznego dorobku Stephena Kinga. Nie przedstawiła tych wątków tak dobrze, jak najpoczytniejszy pisarz współczesnej literatury grozy, ale o żadnej profanacji, popadaniu w groteskę w mojej ocenie nie może być mowy. Odbierałam to raczej w kategoriach hołdu, lekkiego ukłonu w stronę „To” i „Cmętarza zwieżąt” Kinga. Nierozciągającego się na całą powieść – debiutująca pisarka nie ograniczyła się do zapożyczania od doświadczonego kolegi po fachu. Te naleciałości były jedynie dodatkiem do jej własnej koncepcji (zresztą niewykluczone, że część z nich wypłynęła nieświadomie), do opowieści, która w przeważającej większości stanowi wytwór jej własnej wyobraźni. Warsztat C.J. Tudor moim zdaniem wymaga jeszcze dopracowania – chciałabym, żeby w swoich kolejnych powieściach odznaczała się większą drobiazgowością w opisach miejsc, wydarzeń i postaci. I żeby operowała przy tym nieco dłuższymi zdaniami, ale z drugiej strony taki mocno uproszczony styl prawdopodobniej zaskarbi jej więcej fanów. Wydaje mi się bowiem (choć mogę się mylić), że zdecydowana większość współczesnych odbiorców beletrystyki optuje za językową prostotą i to dokładnie taką, w jaką uderza Tudor w swojej pierwszej publikacji. Autorka „Kredziarza” z łatwością uruchamia wyobraźnię czytelnika. Zdradza dość, żeby bez większego wysiłku wkraczało się w mroczny świat odmalowany na kartach jej utworu, ale większy rozmach moim zdaniem dodałby wyrazistości obrazom, które wtłacza w umysł odbiorcy. Bo językowa prostota sprawiała, że owe obrazy były trochę mętne, a przynajmniej ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu lekkiego niedosytu. Może dlatego, że wciąż mam w pamięci najlepsze studium dzieciństwa, jakie dane mi było przeczytać. Mowa oczywiście o „To” Stephena Kinga.

W głębi duszy zastanawiałem się, czy zapominanie nie bywa niekiedy aktem łaski. Pamiętanie mogło być naprawdę zabójcze.”

Szukałam i szukałam... i nie znalazłam niczego, co mogłabym zarzucić fabule „Kredziarza”. Momentami nabierałam przekonania, że powieść jest obarczona wadą niedopatrzenia, że autorka szybko zapominała o niedawno zawiązanych wątkach, że pogubiła się w tropach, które sama porozrzucała. Coś zaczynała, ale tego nie kończyła. Wskakiwała po prostu w inny wątek, w nadziei, że czytelnik szybko zapomni o tym, co ujawniła wcześniej, bo jak byłam przekonana nie znajdowała pomysłu na zadowalające rozwinięcie danej myśli albo zwyczajnie o nich zapominała. Okazało się, że w każdym takim przypadku trwałam w błędzie. C.J. Tudor faktycznie chciała, żebym szybko wyrzuciła z pamięci niektóre przedstawione przez nią fakty, ale nie dlatego, że nie umiała ich należycie dopiąć tylko po to, aby zminimalizować ryzyko zebrania przez czytelników wszystkich fragmentów tej układanki i przedwczesnego złożenia ich w całość. W taki oto sposób ta brytyjska pisarka starała się tak zakręcić odbiorcą, żeby nie wiedział „gdzie jest góra, a gdzie dół”, żeby ciągle musiał się zastanawiać, od której strony należy podejść do tej intrygi. Wspomniane zabezpieczenie (odwracanie uwagi czytelnika od nieskończonych wątków) na mnie nie wywarło zamierzonego efektu. Tyle że zamiast skupiać się na szukaniu punktów zaczepiania właśnie tam, oskarżałam autorkę o rażące niekonsekwencje. W przerwach, bo wątki, którym poświęcała najwięcej uwagi, fundamenty tej opowieści były tak intrygujące, że nawet gdybym za punkt honoru postawiła sobie opór przed zaangażowaniem to i tak nie byłabym w stanie wytrwać w tym postanowieniu. Kingowska magia dzieciństwa to to nie jest – jak już nadmieniłam Tudor daleko do kunsztu tego pisarza – ale nostalgiczny duch tego okresu i tak był doskonale przeze mnie wyczuwalny. Utrzymany w tak uwielbianej przeze mnie małomiasteczkowej atmosferze „Kredziarz” to kolejny przykład książki, którą czyta się we właściwie nieprzerwanym poczuciu obecności czegoś złego, kryjącego się pod płaszczykiem widomej gołym okiem sielanki. To wrażenie jest silniejsze podczas zapoznawania się z retrospekcjami, ale wydarzenia z roku 2016 także nie pozostawiają nam żadnych wątpliwości, że Edowi i jego przyjaciołom grozi poważne niebezpieczeństwo. Tytułowy Kredziarz, morderca zawdzięczający swój pseudonim ludzikom rysowanym kredą na użytek dwunastoletniego Eddiego i jego przyjaciół, nie jest jedynym przejawem zła w Anderbury. Jak w każdym skupisku ludzkim tak i tutaj występują zjawiska godne najwyższego potępienia – gwałty, kradzieże, pobicia, hipokryzja. Tudor sporo miejsca poświęca aborcji, opowiadając się w tym sporze przeciwko tzw. „obrońcom życia”. Oskarżycielski palec autorka wymierza przede wszystkim w postawy niektórych chrześcijan. Stanowisko, jakie Tudor zajmuje w „Kredziarzu” pewnie przysporzy jej trochę przeciwników, ale jednocześnie powinno to stanowić dodatkową zachętę dla tych fanów literackich thrillerów, którzy podzielają jej (lewicowe?) poglądy do sięgnięcia po tę pozycję. Po tę bardzo wciągającą opowieść, emocjonującą intrygę, której finału chyba nie sposób przewidzieć. A przynajmniej mnie ta sztuka się nie udała – muszę jednak nadmienić, że ostatni rozdział zrobił na mnie większe wrażenie niż podane parę stron wcześniej rozwiązanie kryminalnej zagadki. Dopięcie jednego szczególiku niemalże mnie ogłuszyło i to akurat w tym momencie, w którym myślałam, że wszystko już zostało powiedziane, że nie pojawi się już nic godnego zapamiętania.

„Kredziarz” nie jest powieścią pozbawioną wad. Absolutnie nie uważam tej pozycji za jedno z najlepszych literackich osiągnięć w gatunku thrillera (z elementami horroru) z ostatnich lat, ale to nie znaczy, że żałuję choćby minuty poświęconej na lekturę tej pozycji. Jestem na tyle zadowolona z całkiem mrocznej przygody, jaką przeżyłam dzięki C.J. Tudor, że gdy tylko (jeśli tylko) w Polsce pojawi się kolejny thriller bądź horror jej autorstwa to bez żadnego zastanowienia po niego sięgnę. Dostrzegam tu bowiem ogromny potencjał, który tylko czeka, aby w pełni się objawić i mam nadzieję, że będę miała okazję zobaczyć ten moment, być świadkiem rozwinięcia skrzydeł przez Tudor na całą ich rozpiętość. Do czego moim zdaniem niewiele jej brakuje – jeden krok polegający na dopracowaniu warsztatu i dostanę coś, co wkroczy do grona moich ulubionych XXI-wiecznych literackich thrillerów. Bo fabuła „Kredziarza” w mojej ocenie żadnych poprawek nie wymagała, mankamentów w tej jakże istotnej materii dopatrzyć się zwyczajnie nie umiem.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz