Veijo
Haukka jest mechanikiem samochodowym dorabiającym jako eutanazjer.
Mężczyzna odpłatnie pozbawia życia stare, schorowane zwierzęta
przynoszone przez klientów. Ludzie mają go za dziwaka, głównie z
powodu jego miłości do zwierząt, której wyraz daje ilekroć
zauważy jakieś przejawy złego traktowania tych istot przez ludzi.
Próbujący wkupić się w łaski trzech miejscowych nacjonalistów,
Petri, przywozi Veijo suczkę swojej żony. Płaci za zabicie jej,
ale eutanazjer zatrzymuje psa. Niedługo potem zaczyna spotykać się
z pielęgniarką Lottą, która w pracy opiekuje się między innymi
jego ojcem. A tymczasem życie Petriego mocno się komplikuje.
„Eutanazjer”,
zrealizowany za mniej więcej trzysta tysięcy euro fiński thriller
w reżyserii Teemu Nikkiego miał swoją premierę w 2017 roku na
Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto w sekcji Światowe Kino
Współczesne. Jeszcze tego samego roku został wpuszczony w szerszy
obieg w swojej rodzimej Finlandii. Film wyróżniono pięcioma
nominacjami do nagrody Jussi, ale laureatem nie został. Teemu Nikki
scenariusz napisał sam, jak wieść niesie pod aktora Mattiego
Onnismaa, który został obsadzony w roli głównej. Partnerowała mu
Hannamaija Nikander, z którą Teemu Nikki pracował już wcześniej,
między innymi przy swoim pełnometrażowym filmie z 2015 roku
zatytułowanym „Lovemilla”.
Poznajcie
Veijo Haukkę. Mieszkającego na obrzeżach niewielkiego miasteczka
starego kawalera, który prowadzi jednoosobowy warsztat samochodowy.
Ma także dodatkowe zajęcie, które ściśle wiąże się z jego
pasją, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że stanowi
ono pogwałcenie jego wewnętrznych przekonań. Otóż, Veijo jest
wielkim miłośnikiem zwierząt, osobą wychodzącą z (moim zdaniem
słusznego) założenia, że prawa zwierząt powinny być
respektowane. Veijo idzie nawet dalej: uważa, że winno się je
stawiać na równi z ludźmi, w miarę możliwości traktować tak,
jak sami chcielibyśmy być traktowani. „W miarę możliwości”,
ponieważ Veijo nie uważa za niestosowane prowadzania psa na smyczy
(co zostaje mu wytknięte przez jednego z mieszkańców miasteczka) i
trzymania go na długim łańcuchu, ale przetrzymywania zwierzęcia w
szczelnie zamkniętym samochodzie, wożenia go w ciasnej klatce, czy
chowania świnki morskiej bez partnera nie jest już w stanie
zaaprobować. „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” - tę zasadę Veijo
wprowadza w życie ilekroć tylko nadarzy się ku temu okazja.
Mężczyzna stara się w ten sposób nauczać. Stawia człowieka w
pozycji zwierzęcia i dzięki temu przedstawiciel rasy ludzkiej może
na własnej skórze odczuć to, co sam zgotował niewinnemu
stworzeniu. Posiedź trochę w ciasnej klatce to zobaczysz co
przeżywał twój pies, przyjmij kilka ciosów w twarz, a potem pozuj
do zdjęcia to przekonasz się, co czuła złowiona przez ciebie
ryba, której nawet nie miałeś zamiaru zjeść. Bo dla Veijo
łowienie ryb dla sportu tj. wypuszczanie ich tuż po schwytaniu jest
czymś gorszym od zabijania i zjadania, czemu wyraz daje podczas
spotkania z pewnym turystą. Potrącisz przypadkiem zwierzę? Trudno,
wypadki się zdarzają, ale z łaski swojej poświęć trochę
swojego cennego czasu na upewnienie się, że zwierzę rzeczywiście
nie żyje. A jeśli jest wręcz odwrotnie to okaż litość i dobij
je. Nie skazuj biednego stworzenia na powolną śmierć w
niewyobrażalnych mękach. Taki właśnie jest Veijo Haukka. Człowiek
nierozumiany przez społeczeństwo, obiekt kpin i żartów, outsider,
który ani myśli zrzec się swoich ideałów w celu wkupienia się w
łaski innych ludzi. Już samo to o czymś świadczy. Wydaje mi się,
że Teemu Nikki poprzez takie, a nie inne spojrzenie mieszkańców
małego fińskiego miasteczka na starego kawalera chciał publice dać
do zrozumienia, że we współczesnym świecie poszanowanie innej
istoty żyjącej, ale należącej do innego gatunku niż nasza jest
uważane za coś odbiegającego od normalności. Że ludzie próbujący
żyć w harmonii ze zwierzętami są skazani na ostracyzm ze strony
społeczeństwa. Reżyser i scenarzysta „Eutanazjera” nie odkrył
tutaj Ameryki, jego obserwacja szczególnie przenikliwa nie jest, a
przynajmniej za takową nie powinni jej uznać miłośnicy zwierząt,
bo podejrzewam, że nie raz, nie dwa spotkali się oni z wyrazami
kompletnego niezrozumienia swoich ideałów przez innych członków
swojego gatunku. Kino i literatura jednakże nieczęsto mierzą się
z tą problematyką, rzadko zrównuje się człowieka ze zwierzęciem
i stawia miłośnika tych drugich w pozycji dziwaka. Choć
przynajmniej duża część z nich w prawdziwym życiu musi mierzyć
się z krytycznymi uwagami pod swoim adresem i spojrzeniami
mówiącymi, że „mają nierówno pod sufitem”. Tylko dlatego, że
upominają się o prawa zwierząt, że opowiadają się za dobrym
traktowaniem innych istot żywych, za poszanowaniem stworzeń, które
przecież nie są nieczułe na ból. Choć wielu ludziom pewnie tak
się wydaje... Veijo dorabia jako eutanazjer, niektórym więc może
się wydawać, że jest człowiekiem pełnym sprzeczności. Jego
przekonania są dla niego ważniejsze od oceny jego osoby przez
innych członków rasy ludzkiej, ale jednocześnie pozbawia życia
stworzenia, do których pała przeogromną miłością. Takie
postępowanie można łatwo wytłumaczyć. Eutanazja w pojmowaniu
Veijo to akt łaski, koniec cierpień starego, schorowanego
stworzenia. Zabijając je mężczyzna okazuje mu miłosierdzie, choć
czasami przychodzi mu to z niemałym trudem. Zagadką jest dla mnie
jedynie postanowienie zabicia suczki żony Petriego, którego Veijo
ostatecznie nie wprowadza w życie, ale początkowo istotnie ma taki
zamiar. Scenarzysta daje wówczas do zrozumienia, że Veijo eliminuje
także agresywne zwierzęta, nie tylko te na co dzień przeżywające
ogromne męki. Zastanawiam się więc dlaczego uważa, że jedynym
ratunkiem dla takiego zwierzęcia jest śmierć. Dlaczego wychodzi z
założenia, że nie da się wyplenić z niego złych nawyków?
Veijo
to nie jedyna ciekawa osobowość zaludniająca karty scenariusza
„Eutanazjera”. Chociaż główny bohater bardzo stara się
zmienić podejście ludzi do zwierząt, w swoich naukach nierzadko
zahacza o skrajności to ma się wrażenie, że jest „głosem
wołającego na puszczy”, że jego starania nie przynoszą
pożądanego rezultatu. Jego mimowolni uczniowie pozostają głusi na
prawdy, które im przekazuje, nie zmieniają swojego nastawienia do
według nich niższej formy życia i odjeżdżają z warsztatu Veijo
utwierdzeni w przekonaniu, że „ich wykładowca” jest kompletnym
świrem. Ale jest jeden wyjątek. To pielęgniarka Lotta, która w
pracy zajmuje się między innymi schorowanym ojcem głównego
bohatera filmu. Kobieta ma pewien fetysz - lubi być podduszana przez
partnera podczas seksu. UWAGA SPOILER Swoją drogą od
pierwszego takiego stosunku z Veijo przez długi czas byłam
przekonana, że kobieta nie żyje, a jej dalsza relacja z mężczyzną
rozgrywa się tylko w jego głowie. Ale okazało się, że byłam w
błędzie KONIEC SPOILERA. Ponadto Lotta wierzy w słuszność
poglądów Veijo, również tych na eutanazję, wszystko wskazuje
więc na to, że Veijo wreszcie znalazł swoją „drugą połówkę”.
Ale wyraźny zwiastun zagrożenia też się pojawia. Właściwie od
pierwszego spotkania z Petrim, mężczyzną starającym się wstąpić
do kręgu miejscowych nacjonalistów, rasistów, złodziei i brutali,
będzie się trwało w przekonaniu, że odegra on znaczącą i to
najpewniej niechlubną rolę w tej historii. Domyśliłam się nawet
jaką – nie w szczegółach, ale w ogólnym sensie tak. I co więcej
nie miałam wątpliwości, że UWAGA SPOILER eutanazjer
„odpłaci mu pięknym za nadobne” KONIEC SPOILERA. Duża
przewidywalność to jedna z bolączek scenariusza Teemu Nikkiego. A
drugim uniedogodnieniem był dla mnie zastój w środkowej partii
filmu. I bynajmniej nie mówię tutaj o mało dynamicznej akcji, bo
cenię sobie tak nieśpiesznie prowadzone filmowe opowieści. Lubię
jak na powierzchni niewiele się dzieje, ale oczekuję, że pod nią
nieustannie będą kłębić się przeróżne emocje, że jeśli
zajrzę za tę metaforyczną kurtynę zostanę dosłownie wypełniona
różnymi, najlepiej niewygodnymi uczuciami i skonfrontowana z
tezami, obok których nawet gdybym bardzo tego chciała nie mogłabym
przejść obojętnie. Nie twierdzę, że „Eutanazjer” został
tego pozbawiony, bo powyższych wartości dostałam całkiem sporo.
Wydaje mi się jednak, że środkową część produkcji można było
spokojnie podkręcić pod tymi dwoma kątami, rozszerzyć obie te
materie, tak abym nie miała poczucia nieprzyjemnego zapętlenia
akcji, prawie że niemożności ruszenia z miejsca. Ale Teemu Nikki w
końcu ruszył i to jak ruszył... Powiem tyle: spodziewałam się
czegoś w ten deseń, ale to wcale nie pomogło mi w zatrzymaniu łez.
Och, jak obficie się one ze mnie wylewały...
Nacjonaliści
„Eutanazjera” chyba oglądać nie powinni, bo myślę, że nie
przypadnie im do gustu taki obraz tego środowiska, jaki nakreślił
tutaj Teemu Nikki. Miłośnicy zwierząt natomiast prawdopodobnie
przyklasną wrażliwości tego fińskiego reżysera, scenarzysty i
producenta, choć niejednego z nich pewnie mocno zasmuci wymyślona
przez niego opowieść. A jak odnajdą się w tym fani thrillerów?
No cóż, moim zdaniem większą szansę na dobre przyjęcie
omawianego widowiska mają osoby ceniące sobie powolne,
nieefekciarskie produkcje nastawione przede wszystkim na emocje i
poruszające tematy warte przynajmniej porządnego przemyślenia.
Przynajmniej, bo jeśli o mnie chodzi to Teemu Nikki pokazał tutaj
kierunek, w jakim powinna podążać ludzkość w swoich kontaktach
ze zwierzętami, a który obecnie w wielu kręgach jest uważany za
poważny odchył od normy.
Mechanik samochodowy - i już wiesz że to będzie dobry horror :) Ciekawe czy jaky polak spróbował zrobić zsprowadzanie aut z usa
OdpowiedzUsuńto też byłby horror?