Recenzja
przedpremierowa
Chicagowska
policja od pięciu lat próbuje schwytać seryjnego mordercę zwanego
Zabójcą Czwartej Małpy (#4MK). Zespół przydzielony do tego
zadania prowadzi detektyw Sam Porter, który obecnie przebywa na
zwolnieniu, ale jeden z wypadków ze skutkiem śmiertelnym zmusza
jego partnera, Briana Nasha, do sprowadzenia Portera na miejsce
zdarzenia. Potrącony przez autobus pieszy trzymał w ręku pudełko
zaadresowane do bankowca i inwestora Arthura Talbota. W środku
znaleziono ludzkie ucho wskazujące na modus operandi Zabójcy
Czwartej Małpy. Zaskakująca śmieć seryjnego mordercy od lat
terroryzującego Chicago nie oznacza jednak końca tej sprawy. Porter
i jego zespół muszą odnaleźć właścicielkę znalezionego przy
nim ucha, nastoletnią dziewczynę, którą #4MK uwięził gdzieś w
mieście. Pomocny może być jego pamiętnik, fragment dzieciństwa
mordercy przelany na papier przez niego samego, który trafia w ręce
Sama Portera.
Pierwsza
powieść amerykańskiego pisarza J.D. Barkera ukazała się w 2014
roku pod tytułem „Forsaken”. Ponoć łącząca w sobie elementy
thrillera i horroru książka została nominowana do Nagrody Brama
Stokera i w błyskawicznym tempie zgromadziła rzeszę fanów.
Jeszcze przed publikacją Barker wysłał jej fragmenty Stephenowi
Kingowi z prośbą o pozwolenie na wykorzystanie postaci Lelanda
Gaunta, antybohatera „Sklepiku z marzeniami”, jednej z powieści
niekoronowanego króla współczesnego horroru literackiego. King
wyraził zgodę, tym samym dając początkującemu pisarzowi
możliwość nawiązania do tej poczytnej powieści, którą ponoć
skwapliwie wykorzystał. „Ponoć”, bo niestety mogę się tutaj
opierać tylko na informacjach znalezionych w Sieci. W Polsce utwór
„Forsaken” jeszcze się nie ukazał, ale żywię nadzieję, że
druga powieść Barkera, omawiana „Czwarta małpa”, natchnie
któreś z naszych rodzimych wydawnictw do pochylenia się nad
jeszcze lepiej zapowiadającą się wcześniejszą książką J.D.
Barkera. Premierowe wydanie „Czwartej małpy” pojawiło się w
Stanach Zjednoczonych w 2017 roku, a prawa do ekranizacji/adaptacji
zostały sprzedane telewizji CBS. Na 2018 rok Barker planuje
publikacje dwóch swoich powieści – drugiego tomu #4MK i prequela
„Draculi” Brama Stokera napisanego wspólnie z krewnym autora
ponadczasowego pierwowzoru.
J.D.
Barker zdradził, że planuje sześć tomów #4MK: trylogii i jej
trzech prequeli. A pytany o pisarzy, którzy go inspirują odpowiada,
że są nimi Stephen King, Dean Koontz, Neil Gaiman, John Saul i
wielu innych. Do tych innych można spokojnie doliczyć Thomasa
Harrisa, bo Barker już stwierdził, że każdy, kto decyduje się na
pisanie thrillerów powinien zapoznać się z jego twórczością. Od
siebie natomiast dodam do tego szacownego grona Jeffery'ego Deavera,
bo już chociażby co jakiś czas „pokazywana” czytelnikom
tablica z listą dowodów powinna obudzić w odbiorcach twórczości
Deavera takie skojarzenia. „Czwartą małpę” rekomendował
między innymi nieodżałowany Jack Ketchum, autor między innymi
bezkompromisowej „Dziewczyny z sąsiedztwa”, do której to moim
zdaniem Barker w swojej drugiej powieści nawiązuje. O „Forsaken”
mówiono, że to połączenie horroru i thrillera, że Barker jest
pisarzem, który z łatwością odnajduje się w obu tych gatunkach,
ale dopóki polscy wydawcy nie wpuszczą na nasz rynek jego
debiutanckiego dzieła (nie licząc wcześniejszych opowiadań) nie
będę mogła tego zweryfikować. Bo „Czwarta małpa” jest
czyściutkim thrillerem. Skrętów w stronę horroru w tym utworze
nie odnajdziemy, nawet w przypadku wspomnianego wyżej nawiązania do
najgłośniejszego dzieła Jacka Ketchuma, który to według mnie
(acz nie każdy zgadza się z tą klasyfikacją) jest pełnokrwistym
horrorem. Zapewne będzie wielu takich, którzy po przeczytaniu
skrótowego opisu fabuły „Czwartej małpy” przygotuje się na
ente spotkanie z opowieścią o seryjnym mordercy i o śledczych,
którzy starają się zapobiec kolejnej tragedii zgotowanej przez do
niedawna nieuchwytnego, ponadprzeciętnie inteligentnego przeciwnika.
Sama podchodziłam do tej powieści z dużą rezerwą, pełna zły
przeczuć, a bo jestem już trochę zmęczona utworami o fikcyjnych
wielokrotnych zabójcach. Pamiętając jednak o tym, że od czasu do
czasu trafiam na jakąś interesującą opowieść o serial killer
zdecydowałam się nie skreślać tej pozycji, dać jej szansę, a co
za tym idzie zaryzykować zmitrężenie kilku godzin życia. Mówi
się, żeby nie oceniać książki po okładce, ale wychodzi na to,
że powinno się też odwodzić innych od oceniania książki po
skrótowym opisie jej fabuły. Bo złe przeczucia, które narosły we
mnie po zapoznaniu się z zarysem tej opowieści stosunkowo szybko
odeszły w siną dal. Zaczynamy od... śmierci antybohatera,
seryjnego mordercy od pięciu lat terroryzującego Chicago. Wchodzimy
więc w końcową fazę śledztwa prowadzonego przez zespół
detektywów z wydziału zabójstw, na czele którego stoi
doświadczony glina Sam Porter. Kto zaczyna opowieść o seryjnym
mordercy od jego śmierci? No, J.D. Barker właśnie. To on na
kartach „Czwartej małpy” od razu uśmierca najważniejszą
postać, stosując przy tym ryzykowny zabieg wrzucenia odbiorców w
ostatni rozdział jego zbrodniczej działalności. O wcześniejszych
ofiarach czarnego charakteru Barker mówi niewiele, zapoznaje nas
jedynie z bardzo ogólnymi informacjami, które zapewne poszerzy
jeśli tak jak planuje dopisze prequele. Frapujący przydomek
seryjnego mordercy wymyślonego na potrzeby tej książki wziął się
z trzech mądrych małp wyrażających japońskie przysłowie, „nie
widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego”,
odczytywanego na różne sposoby. W książce Barkera tytułowa
czwarta małpa jest niewidoczna gołym okiem i przekazuje opinii
publicznej: „nie czynię nic złego”. Takim mottem kieruje
się #4MK. Morderca naprawdę jest przekonany, że jego zbrodnicza
działalność przysłuży się społeczeństwu. Sam Porter natomiast
na wcześniejszym etapie śledztwa przykleił do niego łatkę
Zabójcy Czwartej Małpy z tego powodu, że wedle niego oprawca trwa
w błędnym przekonaniu. Czyni coś złego, a jak bardzo złego
dowiemy się już wkrótce śledząc niedolę piętnastoletniej Emory
Connors.
Fabuła
„Czwartej małpy” rozgrywa się na trzech płaszczyznach. Mamy
śledztwo ujęte z perspektywy głównego bohatera, detektywa Sama
Portera i jednej z osób pracujących w jego zespole dochodzeniowym,
czarnoskórej Clair Norton. Temu pierwszemu najczęściej towarzyszy
Brian Nash, jego dowcipny partner, który to moim zdaniem nieco
przyćmił sylwetkę Portera. Czołowemu bohaterowi omawianej
powieści brakowało charyzmy, nie miał w sobie tego czegoś, co
działałoby na mnie jak magnes, z kontaktów z nim nie czerpałam
takiej przyjemności, jak ze śledzenia losów Lincolna Rhyme'a i
Amelii Sachs, najpopularniejszych protagonistów Jeffery'ego Deavera,
z twórczości którego moim zdaniem Barker co nieco zaczerpnął.
Sam Porter jest dla mnie policjantem jakich wielu w thrillerach i
kryminałach – ważniejsze jest dla niego dobro innych niż swoje
własne, jest gotowy na wszelkie poświęcenia w imię ratowania
innych istnień, a na polu zawodowym praktycznie nie ma sobie
równych. Na takich fundamentach oczywiście można wybudować
pasjonującą sylwetkę, ale to wydanie akurat niczym mnie nie ujęło.
Przez lwią część lektury więcej emocji dostarczały mi dwie
pozostałe płaszczyzny fabularne reprezentowane przez postacie,
które w mojej ocenie zostały nieporównanie lepiej przedstawione
niż pierwszoplanowy bohater „Czwartej małpy”. Piętnastoletnia
Emory Connors budzi się bez ucha w zamkniętym, ciasnym
pomieszczeniu skąpanym w egipskich ciemnościach. Z jedną ręką
przykutą do łóżka, bez pożywienia, bez wody i ze świadomością,
że została schwytana przez mordercę, który zanim ją zabije
wyłupi jej oczy, a po jakimś czasie odetnie język. Dziewczyna nie
wie, że morderca zginął pod kołami autobusu, nie zdaje sobie
sprawy z tego, że jedyna osoba, która wiedziała gdzie jej szukać
już nie żyje. Gehenna jaką przejdzie dziewczyna w tym
zawilgoconym, pełnym krwiożerczych szczurów pomieszczeniu to
jedno, ale jeszcze ciekawsze było dla mnie zgrabne studium psychiki
zniewolonej nastolatki, w którym niemałą rolę odegrały
wewnętrzne dialogi. Być może Barker w tych fragmentach czerpał
inspirację z „Gry Geralda” Stephena Kinga, a w każdym razie ja
nie mogłam oprzeć się napływowi wspomnień o tamtej pozycji. A
wzmiankowane już skojarzenia z „Dziewczyną z sąsiedztwa”
pojawiły się podczas zapoznawania się z pamiętnikiem Zabójcy
Czwartej Małpy, z ustępami, które uważam za najsilniejszą
składową fabuły drugiej powieści J.D. Barkera. Fragment
dzieciństwa człowieka, który w przyszłości będzie terroryzował
Chicago to doskonałe studium psychiki zdemoralizowanego chłopca.
Zepsutego przez swoje otoczenie, właściwie to uwarunkowanego,
zaprogramowanego na zabijanie w imię wyższych celów.
Małomiasteczkowy klimat, niebywale intrygujące rysy psychologiczne
postaci pozostających w bezpośredniej bliskości małego chłopca i
działające na wyobraźnię, acz nieobfitujące w skrajnie
makabryczne opisy wydarzenia w piwnicy to dodatkowe walory
wciągającego pamiętnika #4MK. Swoją drogą z jedną z tortur
wykorzystanych przez Barkera po raz pierwszy zetknęłam się podczas
seansu „Za szybkich, za wściekłych” i trochę rozczarowało
mnie to, że autor nie zdecydował się na ukłon w stronę „American Psycho” Breta Eastona Ellisa, bo mowa tutaj o czymś, co już w
swojej wstępnej fazie kazało mi spodziewać się skrętu w stronę
pewnej niezapomnianej Ellisowskiej makabry. I na koniec zwroty akcji.
Takie, które znowu kazały mi pomyśleć o Jefferym Deaverze, a
przynajmniej większość z nich. Niektóre udało mi się
przewidzieć, ale większość wchodzi w skład złożonej
konstrukcji, czegoś na kształt piramidy, której nawet podstawy nie
zdołałam przedwcześnie choćby musnąć. I nie sadzę, żeby ta
sztuka udała się wielu odbiorcom, bo co jak co, ale manipulować to
J.D. Barker umie jak mało kto.
„Czwarta
małpa” dała mi liczne dowody na to, że na świecie pojawił się
kolejny pisarski talent, następny autor, któremu trzeba bliżej się
przyjrzeć. Ale żebym mogła to zrobić to muszę dostać na to
szansę, a takowa zaistnieje dopiero wtedy, gdy polscy wydawcy nie
poprzestaną na tej jednej powieści J.D. Barkera. Gdy wpuszczą na
nasz rynek jego „Forsaken”, tym samym być może dając mi
możliwość sprawdzenia, jak ten amerykański autor odnajduje się w
stylistyce horroru, bo że w thrillerze się sprawdza to już wiem. I
oczywiście życzyłabym też sobie, żeby mieli baczenie na jego
kolejne publikacje, ze szczególnym wskazaniem na prequel „Draculi”,
ale drugą odsłoną #4MK też nie pogardzę. Tak więc, pięknie
proszę o danie mi tej przyjemności, a miłośników literackich
thrillerów gorąco zachęcam do zapoznania się z „Czwartą małpą”
J.D. Barkera, pierwszą częścią planowanej serii o detektywie
Samie Porterze i seryjnym mordercy zwanym Zabójcą Czwartej Małpy.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Jestem w połowie tej książki i póki co jestem zadowolona:)
OdpowiedzUsuńbardzo dobra i wciągająca książka,psychopatyczny morderca i jego zagadki-to jest to :)
OdpowiedzUsuńja również bardzo polecam ,świetny thriller. Zagadki mordercy i uciekający czas.
OdpowiedzUsuńWidzę ,że coraz więcej osób mówi o tej książce...Ja również podpisuję się obiema rękami. Bardzo lubię tego typu treści.
OdpowiedzUsuń