Młoda
para, Emma i Noah, kupuje dom w spokojnej dzielnicy Los Angeles. Choć
to dla nich spory wydatek, a nieruchomość wymaga remontu są
szczęśliwi, że udało im się osiedlić w tym miejscu. Jednak ich
radość nie trwa długo. Emma i Noah zaczynają dostawać pogróżki
od anonimowego nadawcy, który utrzymuje, że jeśli nie opuszczą
tego domu padną ofiarami Kruka. Prześladowca wysyła im również
paczki pełne najróżniejszych, nieprzydatnych przedmiotów, które
tak samo jak wiadomości bardzo niepokoją nowych właścicieli domu.
Nabierają oni przekonania, że są obserwowani przez stalkera, który
ma wobec nich coraz bardziej wrogie zamiary. Ich podejrzenia
koncentrują się na owdowiałym poprzednim właścicielu domu,
Wendellu. Noah zaniepokojony pogarszającym się stanem Emmy zaczyna
ukrywać przed nią niektóre przejawy działalności prześladowcy,
jednocześnie wraz z przedstawicielami organów ścigania starając
się odkryć jego tożsamość.
Thriller
„The Watcher” to pełnometrażowy debiut nieźle zapowiadającego
się twórcy, Ryana Rothmaiera, szerszej publiczności zaprezentowany
9 października 2016 roku przez telewizję LMN. Scenariusz jego
autorstwa zainspirowała autentyczna historia młodej pary z trójką
dzieci, która w 2014 roku zakupiła dom w Westfield w stanie New
Jersey i krótko potem stała się celem tajemniczego prześladowcy,
nazywającego siebie Obserwatorem. Stalker nękał również
poprzednich właścicieli domu, którzy zataili tę informację przed
nowymi nabywcami – sprawa w końcu trafiła do sądu. Rothmaier
dostrzegł w tym materiał na dobry dreszczowiec, przy czym nie wahał
się wzbogacić owej historii kilkoma wymyślonymi wątkami,
dynamizującymi akcję filmu, a w paru momentach delikatnie
skłaniającymi się nawet w stronę stylistyki kojarzonej z filmowym
horrorem.
Po
hipnotyzującej czołówce, wskazującej że nie będziemy mieć do
czynienia z kolejnym amerykańskim plastikiem, przychodzi pora na
zawiązanie akcji wątkiem, który wielbicielom kina grozy powinien
nasuwać na myśl przede wszystkim ghost stories. Otóż,
dostajemy klasyczny motyw przeprowadzki głównych bohaterów do
nowego domu. Podczas gdy oni spoglądają na nowe lokum w samych
superlatywach obyty z tym wątkiem widz najpewniej nie będzie
podzielał ich entuzjazmu. Nieruchomość nabyta przez Emmę i Noaha
jest usytuowana w zacisznym zakątku Los Angeles, w sąsiedztwie tak
samo zgrabnych domków otoczonych równo przyciętymi trawnikami, ale
mimo tego nieprezentujących się zbyt malowniczo. Zamiast mieniących
się intensywnymi odcieniami terenów zielonych, pastelowych barw,
które miałyby przekonać nas, że główni bohaterowie osiedlili
się w doprawdy idyllicznym zakątku Stanów Zjednoczonych, dostajemy
osnute ciężkimi chmurami niebo, które nadaje okolicy swoistą
ponurość, wydobywa głównie szpetotę z zabudowanych parceli
otoczonych żółknącymi trawnikami z gdzieniegdzie rosnącymi
drzewami, które powoli pozbywają się liści. Posępne zdjęcia i
nastrojowa ścieżka dźwiękowa mają uświadomić widzom, że
młodej parze grozi jakieś niebezpieczeństwo, że wbrew ich
przewidywaniom nie trafili do oazy spokoju, która dopomoże im w
rozpoczęciu nowego życia. Odbiorcom zaznajomionym z motywem
przeprowadzki do nowego domu w kinie grozy nie trzeba tego
sygnalizować oprawą audiowizualną – im wystarczy warstwa
tekstowa, niemniej podejrzewam, że będą zadowoleni z tchnących
mrocznością zdjęć, z których zbudowano „The Watcher”. Nawet
jeśli Rothmaier nie poczynił prób skontrastowania początkowej
pozornej idylli z upiornością dalszych wydarzeń, co jest dosyć
częstym i lubianym przez widzów zabiegiem wykorzystywanym w
produkcjach grozy zawiązujących akcję motywem przeprowadzki do
nowego domu. Przekonująco wykreowani przez Erin Cahill i Ediego
Gathegi, Emma i Noah, szybko uświadomią sobie, że stali się celem
tajemniczego stalkera, który pragnie wypędzić ich z nowego lokum.
Innymi słowy dostajemy klasyczny motyw prześladowcy, którego modus
operandi przez długi czas nie charakteryzuje się niczym
nadzwyczajnym. Młoda para jest nękana liścikami z pogróżkami i
zasypywana paczkami z między innymi kubkami i karmą dla kotów.
Ponadto zauważają, że nocami po ich posesji krąży jakiś
osobnik, który najpewniej takim zachowaniem pragnie sprawić, aby
poczuli się zagrożeni. Na początku, bo można domniemywać, że
wrogość prześladowcy względem młodej pary będzie eskalować, że
z czasem zrezygnuje on z manifestowania swojej obecności i przejdzie
do bardziej zdecydowanych zabiegów, które okażą się dla nich
śmiertelnie niebezpieczne. Twórcy „The Watcher” przeprowadzają
widzów przez te wszystkie typowe dla stalkerów formy straszenia
ofiar bez niepotrzebnych udziwnień i ze wzbudzającym
zainteresowanie dużym skupieniem na reakcjach protagonistów –
warstwa psychologiczna jest na tyle dobrze sportretowana, żeby nie
miało się poczucia zaniedbania. Z łatwością wczułam się w
sytuację głównych bohaterów i nie miałam problemów ze
zrozumieniem ich poczynań, gdyż scenarzysta zadbał o ich
wiarygodne umotywowanie. Wspomniałam, że w „The Watcher” nie
znajdziemy niepotrzebnych udziwnień, ale to wcale nie oznacza, że
Rothmaier nie wprowadza elementów niespotykanych w dreszczowcach o
stalkerach, że jego produkcja nie może poszczycić się niczym
charakterystycznym, co odróżniałoby ją od masy jej podobnych.
Mroczna oprawa audiowizualna, pozbawiona plastikowych naleciałości
to jedno, ale w warstwie tekstowej również pojawia się wątek,
który wzbogaca ten obraz. Mowa o tajemniczym Kruku, który nawiedza
domostwo protagonistów, za sprawą którego twórcy wprowadzają
elementy przystające do horroru nastrojowego, choć nie w takim
stopniu, żeby można było uznać tę produkcję za reprezentanta
wspomnianego gatunku.
Z
czasem Ryan Rothmaier zaczyna raczyć widzów klimatycznymi
przerywnikami z przerośniętym Krukiem w roli głównej. Najczęściej
czyni to z perspektywy Emmy, również w formie koszmarnych snów,
które są następstwem prześladowań tajemniczego Obserwatora,
dlatego można sądzić, że patrzymy jedynie na produkt umysłu
zastraszonej kobiety, być może powoli osuwającej się w otchłań
szaleństwa. Niemniej istnieją również dwie inne możliwości,
których nie sposób odrzucić. Możemy domniemywać, że w domu
młodej pary pojawia się intruz z krwi i kości przebrany za ptaka,
albo tłumaczyć to klasycznym nawiedzeniem przez byt pragnący ich
skrzywdzić, co z kolei kazałoby sądzić, że tajemniczy Obserwator
starał się jedynie przestrzec ich przed niebezpieczeństwem,
zamiast jak wcześniej sądziliśmy czyhać na ich życie. Choć
przez długi czas scenarzysta stara się utrzymać nas w niepewności,
co do rzeczywistej natury natrętnego Kruka nie wprowadza to
zbytniego zamieszania w warstwę fabularną. Ryan Rothmaier dba o
klarowność, nie wpada w takie skrajności, żeby miało się
wrażenie przekombinowania, prowadzącego do zacierania się wątku
przewodniego w sposób, który obniżałby emocjonalny przekaz.
Nękanie niezmiennie wysuwa się na pierwszy plan, twórcy
nieustannie podtrzymują aurę zaszczucia i swoistego pozostawania w
śmiertelnie niebezpiecznej pułapce, jakim jest feralny dom młodej
pary. Nawet ich relacje z paroma sąsiadami, czy to z młodym
małżeństwem starającym się dopomóc im w zażegnaniu problemu,
czy starszą kobietą Jeanne (w tej roli znana z m.in. „Smętarza
dla zwierzaków” Denise Crosby) zajmującą się chorym psychicznie
synem, Mikeyem, zgrabnie podporządkowano trzymającemu w napięciu
czołowemu wątkowi. Zamiast pełnić rolę obyczajowych
przerywników, które pozwoliłyby odbiorcy na chwilę wytchnienia,
na oderwanie myśli od coraz radykalniejszych poczynań oprawcy,
wzmagają w nim podejrzliwość, uczulają na otoczenie głównych
bohaterów w stopniu, który ociera się o paranoję. Ociera się,
ale nie wpada w nią całkowicie, co mam za złe twórcom „The
Watcher”, bo film zapewne sporo by zyskał na zintensyfikowaniu
szaleństwa pleniącego się w okolicy. Równie rozczarowująca była
forma, jaką obrali operatorzy podczas portretowania klimatycznych
manifestacji przerośniętego ptaszyska. Wpadający w oko kostium i
mroczna oprawa wizualna nie rekompensowały pośpiechu twórców.
Zamiast powoli budować napięcie długimi najazdami kamer na
obserwowaną przerażoną kobietę, błyskawicznie przeskakiwano do
finalnych akcentów. Przez to miałam nieprzyjemne wrażenie, że
Ryan Rothmaier nie wykorzystał w pełni potencjału tkwiącego w
mrocznych zdjęciach i nastrojowym udźwiękowieniu, że można było
bardziej dosadnie wyeksploatować te dobrodziejstwa. Na szczęście
jednak fabułę poprowadzono w na tyle interesujący sposób, żeby
wynagrodzić mi niedostatki techniczne, w scenkach utrzymanych w
stylistyce tożsamej dla filmowego horroru. Na przewidywalność
również nie mogę narzekać, bo dałam się zaskoczyć finalnym
zwrotem akcji. UWAGA SPOILER Nieco wcześniej pogratulowałam
sobie domyślności, bo scenarzysta uraczył mnie wątkiem, którego
od dłuższego czasu się spodziewałam, ale jak się okazało
finalnie wybrał dużo ciekawszą opcję, której charakter co równie
ważne dużo trudniej przedwcześnie przewidzieć KONIEC SPOILERA.
„The
Watcher” nie jest żadną petardą, którą mogłabym dopisać do
grona moim zdaniem najbardziej wartościowych reprezentantów
gatunku. Nie jest pozycją, która miałaby szansę wprawić w czysty
zachwyt wielbicieli dreszczowców, ale istnieje duże
prawdopodobieństwo, że przyjmą ją z zadowoleniem porównywalnym
do mojego. Nie ogromnym, ale na tyle dużym, żeby nie mieć poczucia
straconego czasu. Ponad średnią jakość współczesnego kina grozy
w moim pojęciu odrobinę się wybija, głównie dzięki interesująco
poprowadzonej fabule i oprawie audiowizualnej, choć na zapadające w
pamięć fajerwerki radzę się nie nastawiać.
Dałam radę do połowy, recenzję można skrócić co najmniej właśnie o tyle. To nie złośliwie, uwagi trafne, itd., ale litości ile można pisać o zwykłym filmie
OdpowiedzUsuńDobra wiadomość jest taka, że nie ma przymusu czytania.
Usuń