sobota, 7 stycznia 2017

„FirstBorn” (2016)

Młodej parze, Charlie i Jamesowi, rodzi się dziecko, dziewczynka, której dają na imię Thea. Spędzająca z nią całe dnie matka zaczyna wkrótce dostrzegać zagadkowe zjawiska zachodzące w pobliżu jej córeczki oraz blizny niewiadomego pochodzenia wykwitające na swoich plecach. Początkowo podejrzewa, że ma jakieś problemy psychiczne, ale z czasem zaczyna skłaniać się ku teorii, że to z Theą jest coś nie tak. James jest sceptycznie nastawiony do poglądów żony, ale w końcu niechętnie przystaje na jej propozycję poproszenia o pomoc jego ojca, Alistaira, który zajmuje się okultyzmem. Po krótkich oględzinach mieszkania mężczyzna informuje ich, że dziewczynka posiada niezwykłą moc, która może sprowadzić na nich wielkie niebezpieczeństwo. Ale dopiero sześć lat później Charlie i James przekonują się, z jak ogromnym zagrożeniem przyszło im się zmierzyć.

„FirstBorn” to brytyjski horror w reżyserii Nirpala Bhogala, twórcy, który jak na razie nie może pochwalić się bogatą filmografią. W 2010 roku nakręcił krótkometrażówkę pt. „Cold Kiss”, a rok później stworzył swój pierwszy pełnometrażowy film, kryminał „Sket”. Bhogal pracował jeszcze nad kilkoma odcinkami serialu „Wyklęci”, ale żadne z tych przedsięwzięć nie przyniosło mu większego rozgłosu. Jego najnowszy projekt, „FirstBorn”, najprawdopodobniej nie będzie dla niego przepustką do wielkiej kariery w światku filmowym, ale istnieje szansa, że zwróci uwagę niejednego wielbiciela kina grozy na nazwisko reżysera. Nirpal Bhogal w „FirstBorn” co prawda nie pokazał nic, co można by uznać za nadzwyczajne w tym gatunku, moim zdaniem nie nakręcił przełomowego horroru, o którym będą pamiętać kolejne pokolenia widzów, ale to wcale nie oznacza, że nie ma sobą absolutnie nic do zaoferowania. Bo na tle współczesnych horrorów o zjawiskach paranormalnych jego propozycja w mojej ocenie wypada całkiem dobrze.

Scenariusz „FirstBorn” Nirpal Bhogal opracował wspólnie z Seanem Hoganem, który ma już niejakie doświadczenie w kinie grozy („Lie Still”, „”Krew z krwi”, „Little Deaths”, „The Devil's Business”), choć jak dotychczas nie brał udziału w żadnym projekcie, który przyniósłby mu międzynarodową sławę. W „FirstBorn” obaj panowie postanowili zastosować pewien mylący zabieg, który chyba miał na celu zagrać na oczekiwaniach dobrze zaznajomionych z gatunkiem odbiorców. Zwrot akcji pojawia się stosunkowo szybko, a na rewelacji, którą wówczas ujawniono zbudowano cały następujący po niej przebieg akcji. Nie sposób jest pokrótce omówić tej produkcji z pominięciem owego wątku, dlatego też osobom, pragnącym zasiąść do tej pozycji bez znajomości wspomnianej informacji radzę pominąć dalsze partie tego tekstu. Nirpal Bhogal i Sean Hogan początkowo starają się przekonać widza, że proponują mu standardowy horror satanistyczny, że mała Thea jest Antychrystem, który sprowadzi na swoich rodziców, a być może i na całą ludzkość, wielkie niebezpieczeństwo. Scenarzyści nie mówią tego wprost, ale dobrze zorientowanych w tego typu kinie widzów na taki trop mają naprowadzić mniej lub bardziej subtelne sygnały świadczące o najpewniej diabelskiej naturze dziewczynki. Pierwsze ujęcie świadczące o demoniczności Thei pojawia się już na początku seansu, gdy Charlie nosi ją jeszcze pod sercem. Widzimy wówczas zadrapanie wykwitające na brzuchu brzemiennej, tak jakby zadane od wewnątrz, ale na tym nie kończy się proces uczulania widza na postać dziecka. Niedługo po porodzie Charlie jest świadkiem kilku irracjonalnych wydarzeń – zauważa, jak na placu zabaw huśtawki zostają nagle wprawione w ruch, a pewnego dnia zastaje swoją córeczkę leżącą na szafie, choć pamięta, że przed wyjściem z pokoju zostawiła ją na łóżku. Ponadto na swoich plecach odkrywa blizny niewiadomego pochodzenia, które w domyśle mogą wskazywać na złe zamiary Thei względem niej. Takie zawiązanie akcji chyba nie może być odebrane inaczej, niźli przez pryzmat horroru satanistycznego, dlatego też wyjaśnienie wszystkich nadnaturalnych wydarzeń mających miejsce w otoczeniu niemowlaka ma sporą szansę zaskoczyć wielu widzów. Może nie w takim stopniu, żeby autentycznie wstrząsnąć odbiorcą, ale można przynajmniej spodziewać się lekkiego zdumienia takim, a nie innym rozwojem akcji. Kiedy „na scenie” pojawia się ojciec Jamesa, okultysta Alistair, staje się jasne, że padliśmy ofiarami oszustwa, że scenarzyści nakierowali nas na niewłaściwy trop, po to aby wzmóc nieprzewidywalny wymiar akcentu zwrotnego i być może udowodnić nam, że początkowe dostosowanie do danej konwencji wcale nie musi świadczyć o tym, że opowieść nagle nie zmieni swojego oblicza. Przedstawienie Thei w roli magnesu świata nadprzyrodzonego, a nie jak początkowo można było sądzić kolejnego Antychrysta, moim zdaniem nie było jakimś porażająco wymyślnym pomysłem, ale przyznaję, że ze zdecydowaniem mniejszym zadowoleniem przyjęłabym „kolejną odsłonę przygód dziecka Szatana”. Zawsze to coś innego, a co ważniejsze w rękach Nirpala Bhogala niniejszy wątek wypadł całkiem emocjonująco, choć może nie do końca w takim sensie, jakiego oczekuje się od horroru o zjawiska nadprzyrodzonych. Bo „FirstBorn” w moim odczuciu ma najwięcej do zaoferowania w warstwie obyczajowej, choć to oczywiście nie oznacza, że twórcy nie wbiegają na płaszczyznę tożsamą dla horroru.

Początkowo fabułę „FirstBorn” nieco poszatkowano, prezentując widzom szybki przegląd losów pewnej młodej pary, Jamesa i Charlie (dobrze wykreowanych przez Luke'a Norrisa i Antonię Thomas), która spodziewa się dziecka. Scenarzyści nie koncentrowali się na przebiegu ciąży kobiety, w okamgnieniu przechodząc do porodu i błyskawicznie przeprowadzając nas przez początkową fazę rodzicielstwa. Forma jaką wówczas obrano kazała mi sądzić, że przez cały seans będą raczona takimi utrudniającymi wtopienie się w tę historię urywkami, które przez brak ciągłości serwują jedynie zalążki klimatu niezdefiniowanego zagrożenia – nie pozwalając zsynchronizować się z tajemniczą aurą spowijającą mieszkanie czołowych bohaterów filmu. Na szczęście jednak scenarzyści rezygnują z raptownych przeskoków w akcji, gdy Thea ma sześć lat. Wówczas przystają i pochylają się nad dziewczynką dźwigającą na swoich wątłych barkach ogromne brzemię oraz nad jej rodzicami drżącymi na myśl o niebezpieczeństwie, jakie przez nieuwagę może sprowadzić na nich ich rodzona córka. Twórcom „FirstBorn” udało się tak przedstawić głównych bohaterów, żebym bez żadnego wysiłku ze swojej strony zaczęła gorąco dopingować im w walce z nieznanym. Zależało mi na losie zagubionej dziewczynki, która pragnie jedynie być taka, jak inne dzieci i która w końcu zaczyna tracić kontrolę nad swoimi wrodzonymi zdolnościami. Pałałam również dużą sympatią do jej rodziców, robiących wiele, aby dać dziewczynce namiastkę normalności, dać jej szczęśliwe dzieciństwo i powstrzymać siły, które dybią na życie ich wszystkich. Codzienny rytuał, któremu poddaje się Thea mający odpędzić złe moce oraz unikanie wszelkich przedmiotów posiadających twarz (jak na przykład lalki) do pewnego momentu pozwalają trzyosobowej rodzinie na życie we względnym spokoju. Jedynie nocne incydenty z udziałem Thei i pojawiającego się w jej pokoju tajemniczego bytu zakłócają ich codzienne życie, nie licząc oczywiście przygnębiania dziewczynki, która zaczyna w pełni uświadamiać sobie, jak bardzo różni się od swoich rówieśników i jakie zagrożenie jej moc niesie dla ukochanych rodziców. Nirpal Bhogal rozwija fabułę bez niepotrzebnych udziwnień w postaci choćby częstych prymitywnych jump scenek, czy wyszukanych efektów specjalnych, dużo więcej uwagi poświęcając budowaniu narastającej atmosferze niezdefiniowanego zagrożenia. Cień jakiejś pokracznej postaci przemykającej po poszczególnych pomieszczeniach w mieszkaniu czołowych bohaterów to w środkowej partii filmu w zasadzie cały asortyment, jakim dysponują twórcy w swoim dążeniu do zaniepokojenia odbiorców. Moim zdaniem w tej kwestii dokonali właściwego wyboru – takie minimalistyczne manifestacje nieznanego pozwalały nacieszyć się całkiem mroczną aurą spowijającą główne miejsce akcji i umiejętnie potęgowanym napięciem. I uniknąć nieprzyjemnego poczucia obcowania z pozycją, której głównym zamiarem jest popisywanie się nowoczesną technologią. Nirpal Bhogal podszedł do fabuły „FirstBorn” z dużym wyczuciem, nie odwracając mojej uwagi od w miarę emocjonującego dramatu trzyosobowej rodziny zmagającej się z istnym przekleństwem. A przynajmniej do pewnego momentu, bo moment, w którym „na scenę” wkroczyła podstarzała okultystka, Elizabeth, kazał mi sądzić, że scenarzystom zabrakło inwencji na rozbudowanie całkiem oryginalnie zapowiadającego się wątku. Początkowo nieco wybiegli poza wyświechtane schematy horrorów o zjawiskach nadprzyrodzonych za sprawą preferencji małej dziewczynki, ale z czasem zaczęli korzystać z oklepanych motywów, których nie potrafili wyłuszczyć w tak interesujący sposób, jak zrobili to z wydarzeniami poprzedzającymi owe wątki. Wygląd stwora prześladującego Theę w pełni mnie zadowolił, bo nie dość, że nie dostrzegłam w nim „komputerowej sztuczności” to w dodatku jawił się w miarę upiornie – uwagę zwracały szczególnie jego szkaradne usta. Dynamicznie zmontowane makabryczne wstawki, którym urozmaicano akcję filmu również przyjęłam z dużym entuzjazmem, ale kierunek w jakim potoczyła się fabuła niezbyt mnie usatysfakcjonował, albo raczej sposób, w jaki twórcy podeszli do relacji Thei i Elizabeth, niemalże tak samo poszatkowany, jak wstępne sekwencje „FirstBorn”. Moim zdaniem można było wykrzesać z tego więcej emocji, przedstawić w dużo bardziej dramatyczny i klimatyczny sposób, nawet jeśli finał był łatwy do przewidzenia. Bo od pewnego momentu wszystko staje się aż nazbyt oczywiste, a przynajmniej ja bez nadwerężania mózgownicy bezbłędnie przewidziałam końcowy zwrot akcji.

„FirstBorn” w ogólnym rozrachunku mogę uznać za całkiem przyjemne widowisko. Film pozbawiony jakichś spektakularnych akcentów, które miałyby szansę dosłownie wbić w fotel zaprawionych w horrorach o zjawiskach nadprzyrodzonych odbiorców, ale też nie sądzę, żeby większość z nich poczuła się mocno rozczarowana. Produkcja Nirpala Bhogala w moim mniemaniu nie jest jakąś zjawiskową petardą, do której wielu widzów będzie często wracało, ale ogląda się ją całkiem dobrze, a jak na standardy współczesnego kina grozy to dość, żebym nie miała oporów przed zachęceniem do seansu wielbicieli gatunku. Choć tak jak zaznaczyłam, radzę nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań.

8 komentarzy:

  1. Miałam wczoraj obejrzeć, ale czasu starczyło tylko na jeden film i wybrałam polski "Jestem mordercą". Obejrzyj, Buffy, ja wiem, że Ty z polskim kinem raczej na bakier, ale warto, ja Ci to mówię.
    ilsa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie raczej tylko z pewnością na bakier. I póki co tak pozostanie, bo jak na razie moja awersja do polskiego kina jest nie do przezwyciężenia. Wytrzymuję parę minut i się poddaję, ot takie zboczenie;)

      Usuń
    2. Ale "Opętanie" Żuławskiego obejrzałaś, więc jest nadzieja :) Tak na serio to jak sobie postanowię, że jakiś film obejrzę i o nim napiszę to nawet jak boli, oglądam. Generalnie tak w życiu i jak i pracy i recenzowaniu filmów wychodzę z założenia, że im szybciej oceniam tym bardziej się mylę.
      ilsa

      Usuń
    3. Obywatelstwo reżysera nie ma dla mnie znaczenia (np. uwielbiam parę filmów Polańskiego), tylko za wyprodukowanymi w Polsce nie przepadam. Chociaż przyznaję, że są trzy wyjątki, od lat te same: dwie części "Kogel-mogel" i "Kiler";)
      To nie jest tak, że po polskie filmy w ogóle nie sięgam. Jak mam nadmiar wolnego czasu, a akurat leci coś w TV bądź ktoś w domu taki film ogląda to popatrzę "kątem oka", ale na ogół szybko się poddaję i uciekam do ciekawszego dla mnie zajęcia. Dlatego sama takich filmów nie szukam, bo szkoda mi czasu i energii na szukanie czegoś, do czego mnie nie ciągnie. Tym bardziej w sytuacji, w której brakuje mi czasu na szukanie czegoś, do czego mnie ciągnie:)

      Usuń
  2. Fabuła mnie do siebie niezwykle zachęciła, więc obejrzę tą produkcję z czystej ciekawości.
    Czarny Kruk z
    http://kruczegniazdo94.blogspot.com
    Pozdrawia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Poszukuję pewnego horroru. Jedyne co pamiętam to niewielki zarys fabuły, mianowicie: pewna stacja telewizyjna wpadła na pomysł stworzenia reality show. Grupa osób biorących udział w tym programie zaczęła ginąć. Możliwe że ich zabójcami byli mutanci podobni do tych z "Drogi bez powrotu". Akcja filmu toczyła się w lesie i nad wodospadem (chyba). Będę wdzięczna za pomoc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może sequel "Drogi bez powrotu"
      http://www.filmweb.pl/film/Droga+bez+powrotu+2-2007-325047

      Usuń
    2. Faktycznie zgadza się 😂 Dziękuję za pomoc :)

      Usuń