Szesnastoletnia
Wylie Lang zmaga się ze stanami lękowymi, które znacznie nasiliły
się po śmierci jej matki w wypadku samochodowym. Dziewczyna od
jakiegoś czasu nie jest w stanie przekroczyć progu swojego domu,
ale to się zmienia, gdy dostaje wiadomości od swojej przyjaciółki
Cassie z prośbami o pomoc. Nie zastanawiając się długo Wylie
postanawia wyruszyć w odległe leśne tereny Maine, w których
aktualnie przebywa jej przyjaciółka. Chłopak Cassie, Jasper, który
również odebrał alarmującego sms'a ma dowieźć ją na miejsce,
czym nastolatka nie jest zachwycona przez wzgląd na swoje
przekonanie, że miał on swój udział w sprowadzeniu Cassie na złą
drogę. Wkrótce oboje przekonują się, że wyruszyli w śmiertelnie
niebezpieczną podróż, nie zdając sobie nawet sprawy, z jakim
konkretnie zagrożeniem przyszło im się zmierzyć. Nie wiedzą kim
są ludzie, którzy przetrzymują Cassie i w jakim celu to robią.
Pewni mogą być jedynie tego, że wmieszali się w sprawę, która
dla nich wszystkich może skończyć się tragicznie.
Amerykańska
pisarka, Kimberly McCreight, debiutowała w 2013 roku powieścią
„Zrozumieć Amelię”, która odniosła spory międzynarodowy
sukces. Niedługo potem ukazała się druga książka jej autorstwa
zatytułowana „Where They Found Her”, która jeszcze nie
doczekała się polskiego wydania. Na naszym rynku pojawiła się
natomiast trzecia powieść McCreight – pierwszy tom trylogii,
której kontynuacja w Stanach Zjednoczonych ma mieć swoją premierę
w lutym bieżącego roku. „Outliersi” to thriller skierowany
przede wszystkim do nastoletnich czytelników, który oczywiście ma
szansę sprostać również oczekiwaniom niektórych starszych
odbiorców, ale moim zdaniem do poziomu głośnej „Zrozumieć
Amelię” sporo mu brakuje. Zdecydowanie nie jest to jakość,
której spodziewałam się po autorce debiutującej w tak dobrym
stylu – w porównaniu do „Zrozumieć Amelię” jej najnowsze
przedsięwzięcie wypada blado, ale za to na tle sobie podobnych,
lżejszych dreszczowców w moim odczuciu prezentuje się całkiem
znośnie.
Pierwszym
elementem odróżniającym „Outliersów” od „Zrozumieć
Amelię”, który rzucił mi się w oczy był styl. Swój
powieściowy debiut McCreight zbudowała na całkiem dojrzałym
warsztacie, unikając pobieżnych rysów psychologicznych i
szczątkowego podejścia do poszczególnych wydarzeń. Zamiast krążyć
wokół tematu, jedynie zarysowując jakiś wątek, wolała
drobiazgowo się w niego zagłębiać. W „Outliersach” mamy do
czynienia z odwrotną sytuacją, ze zgoła odmiennym podejściem do
narracji, które prawdopodobnie znajdzie swoich zwolenników przede
wszystkim wśród osób niemających cierpliwości do długich,
szczegółowych opisów tak miejsc i wydarzeń, jak i rysów
psychologicznych wszystkich bohaterów. Konstrukcja czołowych
postaci „Outliersów” sprzyja sympatyzowaniu z nimi, ale przez
wspomniane ogólnikowe ujęcie ich sylwetek właściwie nie sposób
„wniknąć w ich skórę”, utożsamić się z którymś z nich w
takim stopniu, żeby dzielić z nim wszystkie przeżycia. Innymi
słowy dostałam parkę sympatycznych protagonistów, których
towarzystwo znosiłam bez bolesnych zgrzytów, ale brakowało mi
głębi, która ułatwiłaby silne zżycie z nimi. Początkowe partie
książki natchnęły mnie nadzieją na wyraźnie zarysowaną warstwę
psychologiczną, nawet wziąwszy pod uwagę mocno uproszczony styl
autorki. Wszak narratorką jest szesnastolatka borykająca się z
problemami psychicznymi – stanami lękowymi, które po śmierci jej
matki w wypadku samochodowym znacznie się nasiliły. Wylie Lang od
jakiegoś czasu boi się wyjść z domu, z czego można wysnuć
wniosek, że aktualnie zmaga się z agorafobią, która odizolowała
ją od rówieśników. Jej jedynymi towarzyszami są brat Gideon, z
którym nie łączą jej bliższe relacje, ojciec Benjamin, badacz i
profesor uniwersytecki oraz psychiatra, która od lat prowadzi jej
terapię. Do niedawna główną bohaterkę powieści łączyły
bliskie stosunki z przebojową Cassie – dziewczęta połączyła
przyjaźń, która jednak zaczęła wygasać po śmierci matki Wylie.
Cassie znalazła sobie nowe towarzystwo, które dzieliło z nią
zamiłowanie do obficie zakrapianych alkoholem imprez i chłopaka
Jaspera, który w mniemaniu Wylie miał największy udział w
sprowadzeniu Cassie na złą drogę. Problem natury psychicznej, z
którym zmaga się główna bohaterka oraz jej relacje z dziewczyną,
która prostą drogą podąża ku zatraceniu i chłopakiem, do
którego jest silnie uprzedzona obiecywały iście dojrzałą,
wielowątkową płaszczyznę psychologiczną. Jak się jednak okazało
McCreight zdecydowała się poprzestać na ogólnikach, które
pozwoliły mi jedynie jako tako rozeznać się w sytuacji i
sylwetkach protagonistów, uniemożliwiając kompleksowe objęcie
całego tematu. Nawet liczne retrospekcje, które miały na celu
między innymi zbliżyć odbiorcę do głównej bohaterki, oferując
szerszy przekrój jej egzystencji, nie zostały sportretowane w tak
wyczerpujący sposób, żeby autorce udało się osiągnąć
spodziewany efekt. Dystans do głównej bohaterki pozostał, choć
muszę przyznać, że McCreight mimo wszystko udało się wykrzesać
ze mnie zalążki sympatii do wykreowanej przez nią postaci. Mogły
się z czasem przekształcić w coś większego, ale ku mojemu
ubolewaniu autorka nie była zainteresowana szczegółowym procesem
tworzenia wielowymiarowej postaci. Najbardziej skoncentrowała się
na budowie akcji, która charakteryzowała się na tyle dużą
pomysłowością, że odrobinę zrekompensowała mi rozczarowanie
pobieżną płaszczyzną psychologiczną i tym nieszczęsnym
maksymalnie uproszczonym warsztatem.
Kimberly
McCreight największą wprawą wykazała się w tworzeniu aury
tajemnicy, którą intensyfikują coraz to bardziej zagadkowe
wydarzenia rozgrywające się na kartach „Outliersów”. Właściwą
akcję powieści zawiązują złowieszcze wiadomości tekstowe
wysłane przez Cassie do jej przyjaciółki Wylie i chłopaka
Jaspera. Można wysnuć z nich wniosek, że nastolatka jest
przetrzymywana gdzieś w lasach Maine przez tajemniczych osobników,
którzy zamierzają wyrządzić jej jakąś krzywdę. Tyle możemy
się domyślać, ale niczego nie możemy być pewni, zresztą tak
samo jak Wylie i Jasper, którzy decydują się wybawić przyjaciółkę
z opresji, zgodnie z jej prośbą nie informując o jej położeniu
ani rodziców, ani przedstawicieli organów ścigania. Przez długi
czas trudno rozsądzić, czy zachowanie dwójki nastolatków cechuje
się zbytnią lekkomyślnością, czy takim pochopnym postępowaniem
niejako nie proszą się o kłopoty. Bo w końcu tak samo jak my nie
wiedzą, z czym tak naprawdę mają do czynienia i komu mogą zaufać.
Czytelnik ma powody przypuszczać, że młodzi bohaterowie znaleźli
się w centrum zakrojonego na dużą skalę spisku, w którym mogą
brać udział ludzie z różnych szczebli władzy, ale równie dobrze
mogą oni mieć do czynienia z grupą zwyczajnych rzezimieszków,
którzy z jakiegoś sobie tylko znanego powodu przetrzymują
nastolatkę w leśnej głuszy stanu Maine. Cassie, co również
wydaje się mocno podejrzane, nie uznaje za stosowne przybliżyć
Wylie i Jasperowi wszystkich okoliczności całej sprawy,
ograniczając się jedynie do próśb o przyjście jej z odsieczą
bez informowania osób trzecich i wskazówek o aktualnym miejscu
swojego pobytu. Gdyby McCreight cały ciężar budowania tajemnicy
„zrzuciła na barki” enigmatycznych sms'ów Cassie atmosfera
zagrożenia z czasem stałaby się słabiej wyczuwalna – podróż
Wylie i Jaspera byłaby swego rodzaju niepożądanych przystankiem,
który wystawiałby na próbę cierpliwość nawet najmniej
wymagającego czytelnika. Autorka jednak przytomnie zdecydowała się
urozmaicić podróż nastolatków incydentem, który znacząco
spotęgował klimat realnego zagrożenia, jednocześnie
intensyfikując aurę tajemnicy – najsilniej w momencie nazwijmy to
dekonspiracji, kiedy to zaskakująca rewelacja podrzucona przez
autorkę właściwie bezwiednie dostarcza naszej wyobraźni iście
makabrycznych wizji. Więcej zdradzić nie mogę, bo fabuła
„Outliersów” została skonstruowana na zasadzie swoistej
układanki, której poszczególne elementy z czasem mają połączyć
się w zaskakującą całość. Stopniowo, dzięki czemu nie
dostajemy jednego niespodziewanego zwrotu akcji tylko kilka. Być
może nie tyle, ile chciałaby autorka, bo jednak uważny czytelnik
powinien łatwo domyślić się charakteru niektórych przewrotnych
akcentów, głównie przez zbyt dużą ilość tropów podrzuconych
wcześniej przez McCreight, ale wątpię, żeby znalazł się
odbiorca, który nie da się absolutnie niczym zaskoczyć. Natura
tytułowych outliersów, choć niecharakteryzująca się zbytnią
innowacyjnością, również powinna znaleźć swoich zwolenników
wśród czytelników szukających czegoś niosącego obietnicę
odprężającej rozrywki, a przy tym nieprzekombinowanego w stopniu
wykraczającym poza wszelką logikę. Zamiast bzdurnego efekciarstwa
i silenia się na spektakularną oryginalność dostajemy spójną,
stricte rozrywkową historyjkę, która pozostawia nas w silnej
niepewności, co do dalszego rozwoju wydarzeń i skali zdolności
tytułowych outliersów. Ale równocześnie forma tej powieści w
kolejnych tomach każe nam nie spodziewać się niczego, co
wykraczałoby poza ramy „zwykłego wypełniacza wolnego czasu”,
niewymagającego myślenia rozrywkowego utworu, przy którym można
się odprężyć po ciężkim dniu, pewnie nawet dać się zaskoczyć,
ale nie w stopniu, który miałby szansę skutkować czystym
podziwem.
Wolałabym,
żeby Kimberly McCreight pozostała przy warsztacie zaprezentowanym w
„Zrozumieć Amelię” i żeby kontynuowała swoją przygodę z
thrillerem psychologicznym zamiast skręcać w stronę stricte
młodzieżowych dreszczowców skonstruowanych w oparciu o maksymalnie
uproszony język, w których nie ma miejsca na dogłębne
charakterologie poszczególnych postaci. Jej najnowsza powieść nie
jest całkowicie pozbawiona walorów, wszak niektóre rozwiązania
fabularne oraz całkiem przyzwoicie rozwijana aura tajemnicy przy
odpowiednim nastawieniu mogą się podobać. Niemniej od autorki
debiutującej nieporównanie bardziej emocjonującym dziełem, miałam
nadzieję dostać zdecydowanie więcej.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Dopiero co dotarł do mnie egzemplarz recenzencki, ale mam nadzieję, że będę miała o książce jednak lepsze zdanie :)
OdpowiedzUsuńKurczę, to ta autorka od Amelii? Jakoś nie zapamiętałam jej nazwiska i nie skojarzyłam zupełnie. Skoro mówisz,że słabsza, to póki co sobie daruję.
OdpowiedzUsuń