środa, 25 stycznia 2017

„Ukąszenie” (1989)

Młoda para, Clark Newman i Lisa Snipes, zmierzając do Kalifornii znajduje mało uczęszczaną drogę skrótową. Jak się wkrótce przekonują ta okolica została zdominowana przez węże, jednak udaje im się przeprawić przez niebezpieczny odcinek szosy. Gdy docierają do zaludnionych terenów Clark zostaje ukąszony w dłoń przez węża ukrywającego się w bagażniku jego samochodu. Miejscowy lekarz, Harry Morton, podaje mu antidotum, ale nazajutrz po odjeździe Clarka i Lisy mężczyzna uświadamia sobie, że zaaplikował chłopakowi niewłaściwy środek. Morton rusza śladami podróżującej parki, która tymczasem boryka się z poważnymi problemami. Clark nagle staje się agresywny, a nieświadoma przyczyn jego zachowania Lisa zaczyna rozważać porzucenie chłopaka. Newman stara się ukryć przed nią głowę węża, która wyrosła w miejscu jego dłoni, jednocześnie próbując powstrzymać gada przed atakowaniem napotkanych ludzi.

W 1987 roku pojawiła się filmowa adaptacja opowiadania „Kolor z przestworzy” H.P. Lovecrafta w reżyserii Davida Keitha pt. „The Curse”. Film zyskał swoich fanów, ale nie odniósł jakiegoś spektakularnego sukcesu, co jednak nie przeszkodziło ludziom z branży filmowej podpiąć trzech horrorów powstałych w kolejnych latach pod ten tytuł. Omawiany film Frederico Prosperiego (stworzony pod pseudonimem: Fred Goodwin) początkowo miał być dystrybuowany, jako oddzielna produkcja, niepowiązana z żadnym wcześniejszym obrazem, ale dystrybutorzy w swojej mądrości uznali, że korzystniejsze będzie rozpowszechnianie jej pod tytułem „Curse II: The Bite”. Horror Seana Bartona z 1991 roku w Stanach Zjednoczonych nosił tytuł „Curse III: Blood Sacrifice”, a powstałemu jeszcze przed obiema tymi pozycjami obrazowi Davida Schmoellera nadano między innymi miano „Curse IV: The Ultimate Sacrifice”, choć akurat w tym przypadku czołowy tytuł brzmiał: „Catacombs”. W Polsce nie zabawiano się w podpinanie trzech wymienionych pozycji pod dziełko Davida Keitha i słusznie, bo fabularnie do niego nie nawiązują. U nas niniejsze pozycje są znane pod tytułami: „Klątwa”, „Ukąszenie”, kolejna „Klątwa” i „Katakumby”.

Amerykańsko-włosko-japońskie „Ukąszenie” powstało w oparciu o scenariusz Susan Zelouf i Frederico Prosperiego, który był odpowiedzialny również za reżyserię. To jedyny film tego artysty, ale patrząc na efekt jego pracy przykro się robi, że nie kontynuował swojej przygody z reżyserią w gatunku, w którym pokazał się opinii publicznej pod koniec lat 80-tych XX wieku. Do seansu skłoniła mnie absurdalna myśl przewodnia tego obrazu – motyw głowy węża wyrosłej w miejscu dłoni dwudziestoparoletniego mężczyzny. Z takim kuriozalnym założeniem jeszcze się nie spotkałam, a że lubię wszystko, co dziwne zapragnęłam czym prędzej zapoznać się z tym mało znanym dziełkiem klasy B. I jak się okazało dokonałam słusznego wyboru, bo Frederico Prosperi wykazał się w „Ukąszeniu” dużą znajomością gatunku, nie pozwalając aby niski budżet był przeszkodą w stworzeniu naprawdę zacnego widowiska. „Ukąszenie” to horror drogi, zdecydowanie nieodpowiedni dla osób zmagających się z ofidiofobią, a przynajmniej nie dla tych z nich, którzy nie są w stanie znieść widoku węży nie tylko w rzeczywistości, ale również na ekranie. W filmie wykorzystano prawdziwe gady, ale to nie one były nośnikiem największej grozy – twórcy wszak nie ograniczyli się do czegoś tak pospolitego, jak ujęcia z wężami atakującymi jakichś nieszczęśników. Horror Frederico Prosperiego nie jest animal attackiem z gadami w rolach głównych, choć na początku może się tak wydawać. Widzimy wówczas młodą zakochaną parę kreowaną przez J. Eddiego Pecka i Jill Schoelen (warsztat mężczyzny bardziej mniej przekonał – kobieta bowiem zwykła nieco przesadzać z ekspresją również w scenach, w których była ona niepożądana), przemierzającą szosę, która ma ich doprowadzić do Kalifornii. Jałowe, skąpane w wyblakłym świetle tereny rozciągające się po obu stronach szosy już na początku atakują widza aurą wyalienowania, doprawioną nutką czającego się zagrożenia, wprowadzaną wówczas głównie dzięki nastrojowej oprawie muzycznej doskonale zharmonizowanej z delikatnie przybrudzoną kolorystyką. Ale nie bez znaczenia jest również prolog, który miał dać widzom do zrozumienia, że na tym terenie przeprowadzało się jakieś eksperymenty z wężami. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się tak klimatycznych ujęć po filmie bazującym na takim absurdalnym pomyśle. Nastawiałam się raczej na czystą groteskę z przewagą akcentów komediowych. Tymczasem twórcy „Ukąszenia” już na wstępie wyprowadzili mnie z mylnego przekonania, udowadniając, że tak dziwaczny koncept może doskonale współgrać z gęstą atmosferą zaszczucia, umiejętnie potęgowaną w miarę rozwijania się akcji. Byłam wręcz oczarowana przyblakłymi zdjęciami i rozciągającymi się wszędzie jak okiem sięgnąć wyludnionymi, skąpanymi w gorących promieniach słonecznych pustynnymi terenami. Na początku scenarzyści zdecydowali się na lekki ukłon w stronę znanego motywu kina grozy – jeden z miejscowych przestrzega wówczas protagonistów przed wybieraniem skrótowej trasy, doradzając trzymanie się głównej drogi. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa młodzi ludzie postanawiają zignorować tę radę. Ich decyzja zapewne zaalarmuje dobrze obeznanych z gatunkiem odbiorców, natchnie ich przekonaniem, że to posunięcie zaowocuje jakimś zagrożeniem. Rozjechanie niezliczonych węży wylegujących się na rozgrzanym asfalcie to jedynie przedsmak koszmaru, z jakim przyjdzie im się zmierzyć, ale już wówczas twórcy „Ukąszenia” udowadniają, że potrafią w doskonałym stylu przeprowadzić odbiorców przez chwile szczytowej grozy, wykrzesać maksimum napięcia nawet z ujęć, w których protagonistom bezpośrednio nic nie zagraża, ponieważ podczas owej szaleńszej przeprawy znajdują się wewnątrz zamkniętego pojazdu. No może poza gadem ukrywającym się z tyłu pojazdu, z którego obecności zdajemy sobie sprawę i tylko czekamy na jego rychły atak.

Kiedy Clark i Lisa docierają do obskurnej stacji benzynowej, samotnej przystani pośrodku pustkowia, scenarzyści poświęcają chwilę mało odkrywczemu przesłaniu, w którym jednak próżno szukać przekłamania. Podejrzanie się zachowujący właściciel tego chylącego się ku upadkowi przybytku informuje wówczas Clarka, że rasa ludzka szkodzi całej planecie, że nasza destrukcyjna natura w niedalekiej przyszłości zaowocuje zniszczeniem dóbr naturalnych, że przetrwają tylko najsilniejsi przedstawiciele homo sapiens, którzy najpewniej będą kontynuować ten niszczący proces. Zaraz po tym apokaliptycznym wyznaniu twórcy przechodzą do wydarzenia, które ma na celu nieco uchylić rąbka tajemnicy, odnośnie zagrożenia, jakie zawisło nad bohaterami filmu. I porazić odbiorców realistycznymi efektami specjalnymi. Makabra mająca miejsce w piwnicy z udziałem wymyślnej, doskonale oddanej na ekranie krzyżówki psa i węża niesie za sobą dwa przekazy. Po pierwsze twórcy dają nam do zrozumienia, że nie będą ukrywać przed wzrokiem widza szczegółów umiarkowanie krwawych, acz pomysłowych mordów, a po drugie zdradzają, że wbrew wcześniejszym aluzjom Clark i Lisa nie będą zmuszeni do stawienia czoła czemuś tak pospolitemu, jak zwyczajne węże. Bo główny antagonista z całą pewnością nie ma w sobie nic zwyczajnego – można mu zarzucić nieco kiczowatą aparycję, ale chyba nie znajdzie się nikt, kto wytknie mu pospolitość. Zanim jednak twórcy pozwolą nam zobaczyć w całej oślizgłej okazałości to kuriozum wyrastające z ręki głównego bohatera, które znajduje upodobanie w wyciąganiu wnętrzności z ciał ludzi poprzez ich otwór gębowy (tak, kamera nie ucieka również przed taką dosadnością) fabuła przez dłuższy czas będzie skoncentrowana na płaszczyźnie psychologicznej, obicie podlaną gęstą atmosferą grozy oraz sporadycznie urozmaicaną akcentami komediowymi z udziałem lekarza Harry'ego Mortona, w którego w idealnym stylu wcielił się Jamie Farr. Osoby nastawiające się na długi spektaklu przemocy prawdopodobnie poczują się rozczarowani środkową partią „Ukąszenia”, ale z mojego punktu widzenia scenarzyści dokonali właściwego wyboru. Skupienie na zmianach zachodzących w osobowości Clarka, częste najazdy kamer na jego chorobliwe, spocone oblicze i wzrok, z którego czasami bije czysta wściekłość sprawiły, że w stanie najwyższego napięcia wyczekiwałam uderzeń nietypowej kończyny. Gdyby Frederico Prosperi zastąpił owe złowieszcze sekwencje mnogością krwawych mordów najprawdopodobniej szybko by mi to spowszedniało, a los protagonistów całkowicie przestałby mnie obchodzić. Obranie takiego kierunku zaowocowało przywiązaniem do głównych bohaterów i oczywiście pozostawaniem w stanie ciągłej gotowości na rzeź, która wcześniej, czy później musi nastąpić. A kiedy to już się dzieje nie pozostaje nic innego, jak pogratulować scenarzystom inwencji i pochwalić nieoceniony wkład ludzi odpowiedzialnych za efekty specjalne, z których wyraźnie przebijało zamiłowanie do body horrorów. Okropieństwa, którymi raczy nas dynamiczna końcówka i kilka mordów zaserwowanych wcześniej tchną takim realizmem i pomysłowością, że aż trudno uwierzyć, że „Ukąszenie” cieszy się tak małym zainteresowaniem wielbicieli nieprzesadnie krwawego kina grozy klasy B. Zresztą zdumiewa mnie również, że tak klimatyczna oprawa audiowizualna została doceniona jedynie przez nielicznych odbiorców „Ukąszenia”, bo moim zdaniem ten element wypada tak samo dobrze, jak bardziej zachwalana warstwa gore.

Poszukiwaczy osobliwych motywów (które notabene pomimo swojej kuriozalności nie osuwają się w otchłań kiczowatej groteski) do seansu „Ukąszenia” powinna zachęcić przede wszystkim informacja, że oto będą mieć do czynienia z historią chłopaka, który w miejscu dłoni ma głowę węża. Podejrzewam, że tej grupie widzów nie trzeba zdradzać wiele więcej, aby dali szansę tej produkcji, ale dobrze by było, gdyby przedsięwzięciem Frederico Prosperiego zainteresowała się szersza grupa odbiorców, również ta gustująca w bardziej klimatycznych horrorach, bo wymyślne efekty specjalne to tylko jedno z dobrodziejstw, jakie ta produkcja ma do zaoferowania. Arcydziełem kina grozy zdecydowanie nie jest, ale moim zdaniem wyróżnia się na tle wielu horrorów klasy B lat 80-tych. Co zważywszy na moją sympatię do tego typu obrazów jest naprawdę dużym komplementem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz