
Lata
80-te XX wieku. Osiemnastoletni Johnny Frank Garrett zostaje skazany
na karę śmierci za gwałt i zabójstwo zakonnicy. Chłopak cały
czas utrzymuje, że jest niewinny, ale dowody zgromadzone przez
prokuratora nie pozostawiają ławie przysięgłych żadnych
wątpliwości, co do winy oskarżonego. Jedynie Adam Redman ma chwilę
zawahania, ale ostatecznie daje się przekonać argumentacji innych
przysięgłych. Dziesięć lat później Johnny Frank Garrett zostaje
stracony, przedtem dając do zrozumienia osobom odpowiedzialnym za
jego tragiczny los, że jego zemsta wkrótce się dokona. Niedługo
po egzekucji osoby, które przyczyniły się do skazania Garretta po
kolei umierają w zagadkowych okolicznościach. Natomiast
dziesięcioletni syn Adama Redmana, Sam, zaczyna chorować, tak
poważnie, że jego dni zdają się być policzone. Ojciec chłopca
nie ma wątpliwości, że jego stan ma związek z Johnnym Frankiem
Garrettem, który jak się dowiaduje został stracony za zbrodnię,
której nie popełnił. Jest zdecydowany zrobić wszystko, co w
ludzkiej mocy, aby zdjąć klątwę rzuconą przez Garretta i tym
samym ocalić życie Sama.
9
listopada 1981 roku siedemnastoletni Johnny Frank Garrett został
aresztowany, a następnie oskarżony o zgwałcenie i zamordowanie
siostry zakonnej Tadei Benz 31 października tego samego roku. W 1982
roku Garretta skazano na karę śmierci, którą wykonano dziesięć
lat później. W 2008 roku ukazał się półtoragodzinny dokument
pt. „The Last Word” stworzony przez Jesse'ego Quackenbusha
absolwenta uniwersytetu prawniczego w Houston, w którym utrzymywał,
że Johnny Garrett był niewinną ofiarą przekrętów ludzi, którzy
z racji swojego zawodu powinni stać na straży prawa. Nie tylko „The
Last Word” sprawił, że wokół tej sprawy narosły spore
kontrowersje, organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka
uznały, że na śmierć skazano osobę niepełnosprawną umysłowo,
oburzenie u co poniektórych budził również młody wiek
straconego. O ułaskawienie Johnny'ego Franka Garretta apelował sam
papież Jan Paweł II, ale jego stawiennictwo skutkowało jedynie
odłożeniem w czasie zasądzonej egzekucji. Scenariusz „Ostatniej
klątwy” autorstwa Bena Kataia i Marca Haimesa został
zainspirowany tą autentyczną sprawą – fabułę skonstruowano w
oparciu o tezy wysunięte przez Jesse'ego Quackenbusha w jego
dokumencie, a reżyserii podjął się Simon Rumley, znany między
innymi jako twórca jednego z segmentów wchodzących w skład
filmowej antologii pt. „The ABCs of Death”.
Nie zwykłam ferować wyroków w oparciu o tezy
wysnuwane przez twórców filmów fabularnych, seriali i dokumentów.
W dzisiejszych czasach takie zachowania są dosyć powszechne,
aczkolwiek moim zdaniem skrajną nieodpowiedzialnością jest
nawoływanie czy to do skazania / podtrzymania zasądzonej kary, czy do uniewinnienia danego osobnika
tylko na podstawie tego, co zobaczy się na ekranie (mowa o
rekonstrukcjach, nie autentycznych nagraniach), choćby nawet w
licznych doniesieniach medialnych. Jako, że nie mam dostępu do
całego zgromadzonego materiału dowodowego w sprawie Johnny'ego
Franka Garretta, a jest ona z gatunku tych, które budzą spore wątpliwości, nie mam wyrobionego zdania na ten temat. Został stracony, więc uwolnić już się go nie da, nie jestem jednak przekonana, czy powinien zostać pośmiertnie zrehabilitowany. Mogę
wypowiadać się jedynie o kreacji tej postaci stworzonej na potrzeby
filmu, która wcale nie musi być odbiciem jej rzeczywistego
wizerunku. Scenarzyści „Ostatniej klątwy” wyszli z założenia,
że Johnny Garrett nie ponosił winy za przypisane mu czyny, a wręcz
padł ofiarą manipulacji zdeprawowanego prokuratora. W końcu lekko
upośledzony umysłowo, wypchnięty poza margines życia społecznego,
młody mężczyzna może być doskonałym kozłem ofiarnym dla kogoś,
kto myśli wyłącznie o rozwoju swojej kariery zawodowej. Johnny'ego
Franka Garretta trudno uznać za klasycznego antybohatera, bo jego
pragnienie zemsty jest całkiem zrozumiałe. Widz w przeciwieństwie
do niego może jednak spojrzeć na całą sytuację chłodnym,
obiektywnym okiem, przez co powinien szybko dojść do skądinąd
słusznej konkluzji, że przysięgli również są ofiarami. Na sali
sądowej uznali Garretta za winnego zarzucanych mu czynów to jest
gwałtu i morderstwa zakonnicy, ale nie zrobili tego z takich samych
pobudek co prokurator. Padli ofiarami manipulacji, przekrętu osób,
które z racji swojego zawodu powinni stać na straży prawa, co z
punktu widzenia skazanego nie ma rzecz jasna większego znaczenia. W
końcu ten fakt nijak nie przyczynia się do poprawy jego losu. Po
krótkim prologu rozgrywającym się na sali sądowej na początku
lat 80-tych następuje przeskok w czasie o całą dekadę. Właściwa
akcja filmu toczy się więc na początku lat 90-tych, a sposób w
jaki sportretowano owe minione realia to z mojego punktu widzenia
jeden z nielicznych plusów „Ostatniej klątwy”. Obok braku tak
powszechnych w dzisiejszych czasach zdobyczy nowoczesnej technologii
jak smartfony, czy tablety twórcy akcentowali ten „powrót do przeszłości”
pastelowymi barwami, którymi operowali tak sprawnie, że właściwie
mimowolnie przeniosłam się myślą do kolorowych, beztroskich
czasów mojego dzieciństwa. Brzmi idyllicznie wiem, ale w horrorze
taka sielanka nie może nie iść w parze z wyraźną groźbą,
dlatego też już we wstępnych partiach filmu dano widzom do
zrozumienia, że czołowym bohaterom filmu grozi ogromne
niebezpieczeństwo. Wynika ono z klątwy rzuconej przez człowieka
wkrótce potem straconego za zbrodnię, której nie popełnił.
Klątwy rzuconej na tych, którzy przyczynili się do jego śmierci
oraz ich najbliższych (znowu teoria, jak ja ją nazywam „resortowych
dzieci” – no wiecie, oburzające przekonanie, że potomkowie
sprawców różnego rodzaju zbrodni powinni być piętnowani za winy
swoich przodków).
Sam
pomysł na fabułę „Ostatniej klątwy”, będący swoistą
kompilacją autentycznych wydarzeń i produktów wyobraźni
scenarzystów jawił się całkiem obiecująco. Stracenie niewinnego
człowieka, klątwa rzucona na jego oprawców i ich bliskich, która
wprowadza jakże nośną w tym gatunku tematykę zemsty i moim
zdaniem dostarczająca najsilniejszego ładunku emocjonalnego
krzywda, jaka spotyka dziesięcioletniego chłopca „pokutującego”
za błąd popełniony przed dekadą przez jego ojca zasiadającego
wówczas w ławie przysięgłych, która uznała Johnny'ego Franka
Garretta za winnego gwałtu i morderstwa zakonnicy. To wszystko
stanowi niemalże idealną zbitkę motywów, jakich oczekuje się od
horroru nastrojowego, denerwujące wycofanie twórców zaprzepaszcza
jednak spory potencjał drzemiący w warstwie tekstowej. Simon
Rumley jakby uparł się tak kierować ekipą, żeby niemalże
każdorazowo umniejszać siłę rażenia sekwencji, które powinny
trzymać w napięciu oraz momentów szczytowej grozy. Na domiar złego
scenarzystom brakowało inwencji – uraczyli mnie co prawda kilkoma
całkiem pomysłowymi, wiarygodnie sportretowanymi makabrycznymi
wstawkami, ale nie udało mi się ustrzec przeświadczenia, że była
to jedynie „kropla w morzu potrzeb”, mały dodatek do, co tu dużo
mówić, nudnawej nijakości. Nauczycielka wbijająca sobie ołówki
w nozdrza na oczach zdezorientowanych dzieci, rozsmarowywanie
niewiarygodnie dużej ilości krwi wydobywającej się z ciała
zabitej muchy po przedniej szybie samochodu, klimatyczne migawki na
ekranie telewizora, w których przewijają się czasem zakrwawione,
czasem okaleczone twarze ludzi, z których najbardziej upiorne
wrażenie robią osobnicy z pozszywanymi ustami (podkład dźwiękowy
w tym miejscu niemalże wbija w fotel), czy wreszcie zapamiętałe
oranie paznokciami własnej ręki – wszystko to chwilowo wybijało
mnie z letargu, w jaki niestety wpadłam już po zapoznaniu się z
początkowymi sekwencjami „Ostatniej klątwy”. Szybko wszak
zauważyłam, że Simon Rumley kompletnie nie był zainteresowany
konsekwentnym przeprowadzaniem mnie przez proces stopniowo
zagęszczającej się atmosfery nadnaturalnego zagrożenia. Większą
wagę zdawał się przykładać do uwypuklania przygnębiającej
sfery scenariusza egzystującej głównie w ramach konwencji dramatu.
Poruszył mnie dramat małego chłopca walczącego o życie na oczach
zdruzgotanej matki, poruszyła mnie również niesprawiedliwość,
jaka spotkała młodego mężczyznę, który tuż przed śmiercią
poprzysiągł zemstę i wreszcie poruszyło mnie jego trudne życie
na wolności przybliżone za pośrednictwem kilku kwestii innych osób
tj. smutny obraz niepełnosprawnego umysłowo młodego człowieka,
wyłączając księdza zmagającego się z ostracyzmem społecznym.
Nie zrekompensowało mi to jednak niemiłosiernych dłużyzn co
chwilę wkradających się w scenariusz, głównie w formie
nudnawego, niepotrzebnie poszarpanego śledztwa Adama Redmana. W tę
rolę z całkiem niezłym skutkiem wcielił się Mike Doyle, ale
nieporównanie bardziej radowała mnie znakomita kreacja Dodge'a
Prince'a odgrywającego postać Sama. Devin Bonnee jako Johnny Frank
Garrett zwracał natomiast uwagę swoim przeszywającym, w pewnym
sensie demonicznym spojrzeniem.
Nie
mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby scenariusz „Ostatniej
klątwy” po kilku uprzednich przeróbkach trafił w ręce bardziej
utalentowanego reżysera, twórcy który rozumie, że w tego typu
filmach najważniejsze jest maksymalne skupienie na budowaniu
atmosfery sukcesywnie potęgowanego zagrożenia, moglibyśmy dostać
może nie absolutny hit, ale przynajmniej całkiem godnego
reprezentanta współczesnego kina grozy. W mojej ocenie nad
scenariuszem należało popracować dłużej głównie dlatego, że
warstwie tekstowej brakowało inwencji i intrygującej ciągłości,
chwilami odnosiłam wręcz wrażenie, że fabułę pocięto tylko po
to, aby szybciej dobić do mocno przewidywalnego finału. Po części,
bo jednak wydarzenia, które z mojego punktu widzenia nie jawiły się
atrakcyjnie rozciągnięto w czasie tak dalece, że chwilami oczy
same mi się zamykały. Krótko mówiąc w mojej ocenie Simon Rumley
się nie popisał (scenarzyści po części też) – wielka szkoda,
bo sam zarys fabuły jawił się nader obiecująco.
Hm, ostatnio widziałam w kinie trailer do filmu o łudząco podobnej fabule. Tak się zastanawiam, czy to czasem nie było to ;3 Pomysł wydał mi się bardzo ciekawy, więc jeżeli łączy się to z dokładnie tą opowieścią, to chętnie sięgnę po książkę ;3
OdpowiedzUsuńKurczę, ale walnęłam głupotę! Przy pisaniu poprzedniego komentarza, byłam przekonana, że chodzi o książkę.
OdpowiedzUsuńPewnie w kinie widziałaś trailer właśnie tego filmu;)
UsuńNo rzeczywiście, zwiastun hula w mediach od jakiegoś czasu i korci mnie żeby sięgnąć, bo pomysł wydaje się z potencjałem. Niestety kolejne recenzje, które czytam, oddalają mnie od tego filmu :P
OdpowiedzUsuń