Savannah,
młoda kobieta, która niedawno zadebiutowała na rynku literackim
bestsellerową powieścią grozy „All Light Will End”, od
dzieciństwa zmaga się z koszmarami sennymi. Po samobójczej śmierci
jej matki Dianny przed paroma laty, Savannah wyjechała z małego
miasteczka, w którym mieszkała od urodzenia. Ze swoim ojcem,
Davidem, będącym szefem policji w jej rodzinnym miasteczku,
Savannah nie ma dobrych stosunków, ale dobrze rozumie się z
młodszym bratem Leelandem, który nadal mieszka w domu w lesie
niegdyś zajmowanym przez nich i ich rodziców. Savannah, jej chłopak
Jack i zaprzyjaźniona z nimi para, Faith i Paul, postanawiają
spędzić weekend w tym domu. Na miejscu wita ich Leeland, którego
bardzo cieszy widok siostry. Savannah natomiast czuje się nieswojo.
Miejsce to przywołuje niepokojące wspomnienia, a jej koszmarne sny
stają się bardziej realistyczne niż zwykle.
Pierwszy
pełnometrażowy film Chrisa Blake'a, „All Light Will End” to
mieszanka thrillera i horroru, z przewagą tego pierwszego.
Scenariusz napisał on wespół z Jasonem Hillem, z którym
współpracował już wcześniej przy paru shortach. Trochę potrwało
zanim udało im się stworzyć coś, z czego byli zadowoleni –
powstało kilka wersji scenariusza, a i do tej ostatecznej
wprowadzali poprawki już w trakcie zdjęć. Jeśli chodzi o obsadę
to Chris Blake zdradził, że najtrudniejszy był wybór aktorki do
roli Dianny, matki głównej bohaterki. Zwrócono mu jednak uwagę na
horror „Bez litości”, remake „Pluję na twój grób”, w
którym to miał przyjrzeć się Sarah Butler. Tak zrobił i już
następnego dnia skontaktował się z zespołem tej aktorki. Butler
przyjęła jego propozycję, czego zresztą reżyser i
współscenarzysta „All Light Will End” nie pożałował – jak
wyznał w jednym z wywiadów okazała się ona dokładnie taką
osobą, jakiej szukali.
Ashley
Pereira, kreująca pierwszoplanową postać, pracowała już z
Chrisem Blakiem, przy jego kilkuminutowym filmiku z 2016 roku pt.
„Masterpiece”. W „All Light Will End” w bardzo dobrym stylu
wciela się w ciekawie rozpisaną przez scenarzystów początkującą
pisarkę, w osobę, która niedawno wydała swoją debiutancką
książkę noszącą taki sam tytuł, jak omawiany film. Powieść
grozy, która szybko stała się bestsellerem, i na okładce której
widnieje pochwała samego Stephena Kinga. Swoją opowieść spisała
z perspektywy matki, czerpiąc inspirację ze swojego traumatycznego
dzieciństwa. Traumatycznego, bo jak dowiadujemy się z prologu,
Savannah po zapadnięciu zmroku widywała w swoim pokoju jakąś
tajemniczą postać, jakiś przerażający byt, w istnienie którego
pocieszająca ją w takich razach matka nie chciała uwierzyć. „All
Light Will End” dosyć mocno koncentruje się na psychologicznym
obrazie młodej kobiety zmagającej się z niepokojącymi
wspomnieniami, nawiedzającymi ją tak na jawie, jak i we śnie.
Walczącej z demonami przeszłości kobiety, która jakiś czas temu
straciła matkę i poniekąd ojca, bo po samobójstwie i pogrzebie
Dianny, Savannah nie widywała się już ze swoim drugim rodzicem. Z
tego co mówi swojemu psychoterapeucie można wywnioskować, że to
jej ojcu zależy na zachowywaniu dystansu, że to on nie chce się z
nią widywać. Ale można zauważyć, że ona sama też nie czuje się
jeszcze w pełni gotowa na spotkanie z ojcem, szefem policji w małym
miasteczku, w którym główna bohaterka filmu dorastała. Dlaczego
tak się zachowują? Tego przez długi czas scenarzyści nie
zdradzają, a i na tym pytaniu nie poprzestają. „All Light Will
End” to film bazujący na tajemnicy, na rodzinnych sekretach, które
rzutują na kondycję psychiczną głównej bohaterki – męczą ją
nie do końca przez nią zrozumiałe koszmary senne, bolesne
wspomnienia i być może halucynacje wzrokowe oraz słuchowe. Być
może, bo istnieje jeszcze taka możliwość, że Savannah jest
ofiarą jakiejś nadnaturalnej siły, nadprzyrodzonego bytu, którego
rychłe pojawienie się zwiastują jej koszmarne sny. Ponowne
wkroczenie tej istoty w jej życie, bo wyraźnie daje się nam do
zrozumienia, że postać ta nachodziła Savannah w dzieciństwie.
Może być też i tak, że ów zamaskowany osobnik (całkiem niezły,
w miarę upiorny strój) jest istotą z krwi i kości, zwykłym
człowiekiem, który po dwudziestu latach powrócił do małego
miasteczka, rozpoczynając kolejną rzeź. Ojciec Savannah, David,
prowadzi właśnie sprawę bestialskich morderstw popełnionych w
jego rewirze, która to oferuje widzom coś na kształt makabreski.
Części ludzkich ciał porozrzucane w zacisznym zakątku miasteczka
pewnie u żadnego zaprawionego w krwawym kinie grozy odbiorcy nie
wywołają mdłości, bo nie wydaje mi się, żeby na tym Chrisowi
Blake'owi tutaj zależało. Efekty specjalne (praktyczne) wypadają
bardzo realistycznie, ale filmowcy nimi nie epatują, w
przeciwieństwie do czarnego humoru. Tego w wątku skupiającym się
na policyjnym dochodzeniu jest więcej i przyznam, że niektóre
dowcipne teksty rzucane przez aktorów zdołały mnie rozbawić,
zwłaszcza opowieść pewnej starszej kobiety o wymiotowaniu. Ale
wątek przewodni, w centrum którego stoi Savannah, budził we mnie
zdecydowanie większą ciekawość. Tak, nie miałam wątpliwości,
że śledztwo prowadzone przez jej ojca pozostaje w ścisłym związku
z tym, co się z nią dzieje. Z nią i jej towarzyszami, z tymi
wszystkimi ludźmi, którzy będą gościć w drewnianym domku w
lesie obecnie zajmowanym przez młodszego brata Savannah (i znacznie
rzadziej jej ojca). Tutaj Savannah dorastała, tutaj przeżyła istne
piekło, którego oderwane wspomnienia ciągle nawiedzają ją w
snach i na jawie. I tutaj jak można się tego domyślić wreszcie
stanie twarzą w twarz z tajemniczą postacią, która tak bardzo ją
przeraża.
„All
Light Will End” długo się rozkręca, a to dlatego, że
scenariuszu opiera się na tajemnicy, która jak się domyślamy
wyjaśni się dopiero pod koniec, a twórcy najpewniej będą celować
w coś, co ma szansę zaskoczyć odbiorców. Cóż, ja nie
spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale bynajmniej nie dlatego,
że zwrot akcji jest jakoś szczególnie kreatywny, tylko dzięki
zamieszaniu jakie wprowadzono wcześniej. Rzeczoną dezorientację
budziły skłony w stronę różnych stylów kina grozy. „All Light
Will End” rozsnuwa przed nami wątek utrzymany w stylistyce ghost
story, opowiada o małej dziewczynce nawiedzanej przez jakiś
niepokojący byt, który dwadzieścia lat później
najprawdopodobniej znów ją dopadnie, bo nadal gnieździ się w
domu, do którego Savannah decyduje się przyjechać na weekend wraz
ze swoim chłopakiem i przyjaciółmi. Oprócz tego mamy sugestie
dotyczące nawiedzenia tego miejsca przez ducha jej matki, która
przed paroma laty odebrała sobie życie. Do tego mamy sny głównej
bohaterki, które mogą okazać się prorocze – właściwie to nie
ma się absolutnie żadnych wątpliwości, że zwiastują one rychłą
konfrontację z istotą zasłaniającą twarz fantazyjną maską, z
istotą, która najpewniej odpowiada za morderstwa, do których już
doszło w rodzinnym miasteczku Savannah, i którymi obecnie zajmuje
się jej ojciec. Wygląda to jakby Chris Blake i Jason Hill
inspirowali się podgatunkiem slash, a to z kolei każe
rozważyć możliwość popchnięcia dalszej części filmu w stronę
slashera. W „All Light Will End” unaocznia się ogromna
wręcz cierpliwość Chrisa Blake'a i tej cierpliwości wymaga on od
odbiorców swojego filmu. Nie jest to obraz dla osób łaknących
krótkiego wstępu i dynamicznego rozwoju, bo opowieść ta budowana
jest bardzo powoli z wykorzystaniem minimalnych środków przekazu.
Zdjęcia są całkiem mroczne i właściwe nieustannie emanuje z nich
jakaś groźba, ale aż do ostatniej partii filmu nie możemy być
pewni na czym konkretnie ona polega, gdzie jest źródło owego
zagrożenia, z jakim rodzajem kina grozy mamy tutaj do czynienia.
Twórcy tylko z rzadka zagęszczają atmosferę bardziej
zdecydowanymi próbami straszenie odbiorców, ale choć ich
cierpliwość do bardzo powolnego intensyfikowaniu napięcia
praktycznie chwyciła mnie za serce (najlepiej widać to w scenie
rozgrywającej się w wyśnionym szpitalu psychiatrycznym), to jednak
chciałoby się troszkę więcej takich minimalistycznych w formie,
acz maksymalistycznych w przekazie zrywów. I zdecydowanie więcej
scen z udziałem Sarah Butler, bo Chris Blake ma rację – aktorka
ta znacznie uatrakcyjniła „All Light Will End”, ale nie
dokonałaby tego bez scenarzystów i bez Ashley Pereiry. Bo kreacja
to jedno, ale charakter tej postaci... Powiem tak: oddałabym wiele
za możliwość zobaczenia więcej retrospekcji z życia dorosłej
Savannah u boku matki, za jeszcze głębsze zanurzenie się w tę
relację, bo te fragmenty elektryzowały mnie najmocniej. Między
Sarah Butler i Ashley Pereirą aż iskrzyło, a tego rodzaju stosunki
dwóch żeńskich postaci w filmach (i książkach) wprost uwielbiam.
Chociaż nie byłam tak do końca zadowolona UWAGA SPOILER z
demonizowania procesu pisania powieści grozy. Ale jeszcze gorzej
przyjęłam zamknięcie wątków mordów dokonywanych w małym
miasteczku, z którego pochodziła główna bohaterka filmu. Bo nie
do końca to wyjaśniono. Jeśli przyjąć, że śledztwo prowadzone
przez Davida dotyczyło mordów chłopaka, brata i przyjaciół
Savannah to czas mi się nie zgadza. Bo widzimy, że Jack zaraz po
przybyciu do domku skontaktował się z policją, a chyba na
posterunku nie czekano by parę godzin (pewna starsza kobieta już
wcześniej znalazła głowę jednej z ofiar, chyba Faith) z
zawiadomieniem swojego przełożonego. Chyba że Jack długo krążył
po lesie po ucieczce z miejsca zbrodni, problem jednak w tym, że
pokazano to zupełnie inaczej. Wiemy, że podobne mordy miały
miejsce w miasteczku już dwadzieścia lat wcześniej, kiedy Savannah
była małą dziewczynką. Tutaj twórcy sugerują, tylko sugerują,
że wówczas zabijała jej matka, pewnie szukając w tej sposób
inspiracji do książki (straszenie córki widać jej nie
wystarczało). Nasuwa się więc druga interpretacja: głowa
znaleziona przez starszą panią wcale nie należała do Faith tylko
innej młodej kobiety zabitej przez Diannę. Ducha, a może kobieta
wcale nie umarła? Ale i równie dobrze to Savannah mogła wcześniej
w tajemnicy przyjechać do miasteczka, zabić parę osób i
niepostrzeżenie wyjechać. Ja skłaniam się jednak ku temu
pierwszemu wyjaśnieniu, które to i tak niezbyt mnie
satysfakcjonuje. Bardzo to mętne, za dużo tych „chyba”, niejako
na siłę wypełniania czymś zaobserwowanej luki KONIEC SPOILERA.
Ale ogólny zarys owego zwrotu akcji nie był zły – wybór
zaskakujący, choć niezbyt innowacyjny – dopracowałabym tylko
szczegóły, bo przynajmniej mnie trochę się to rozjeżdża.
„All
Light Will End” może się podobać, pod warunkiem, że nie
oczekuje się zapadających w pamięć efektów specjalnych,
szybkiego tempa akcji i potrafi się przymykać oczy na nieścisłości
(albo ruszać głową lepiej ode mnie, bo całkiem możliwe, że mój
mały mózg nie nadążał). Dla fanów wolniejszych opowieści
grozy bazujących na frapującej tajemnicy, emanującej jakąś nie
do końca zdefiniowaną groźbą, według mnie to całkiem niezła
propozycja. Oczekiwaniom tej grupy widzów pełnometrażowy debiut
Chrisa Blake ma szansę sprostać, chociaż niewykluczone, że nawet
im pozostawi jakiś niedosyt. Ale jest tajemniczo, całkiem mrocznie
i w miarę emocjonująco, a to powinno im wystarczyć do przynajmniej
umiarkowanie dobrej zabawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz