W
nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 roku w posiadłości przy Cielo Drive
10050 w Benedict Canyon, dzielnicy Los Angeles, zamordowano ciężarną
aktorkę Sharon Tate, żonę reżysera, scenarzysty, producenta
filmowego i aktora Romana Polańskiego. Razem z nią zginęli jej
przyjaciele, Jay Sebring, Wojtek Frykowski i jego narzeczona Abigail
Folger oraz osiemnastoletni Steven Parent, który tej nocy odwiedzał
dozorcę posiadłości. Nazajutrz w podobny sposób życie straciło
małżeństwo mieszkające przy Waverly Drive 3301, Leno i Rosemary
LaBianca, ale Departament Policji Los Angeles nieprędko połączył
obie te sprawy. Początkowo prowadzono dwa oddzielne śledztwa, które
przez dosyć długi czas nie przynosiły większych rezultatów. Z
czasem jednak dla policji stało się jasne, że zabójstwa w domu
Tate i LaBianca są ze sobą związane. Podejrzenia w końcu skupiły
się na recydywiście Charlesie Mansonie i jego tak zwanej Rodzinie.
Mieszkający w miasteczku filmowym Spahn Ranch w San Fernando Valley
w Kalifornii, młodzi ludzie wchodzący w skład Rodziny byli
absolutnie posłuszni swojemu guru, którego uważali za Jezusa
Chrystusa. Śledczy z Los Angeles zgromadzili z czasem dowody
świadczące o tym, że to właśnie Manson popychał swoich
wyznawców do odrażających zbrodni. Zastępca prokuratora
okręgowego, Vincent Bugliosi, który był jednym z oskarżycieli w
sprawie Tate/LaBianca, przeprowadził jeszcze wnikliwsze śledztwo,
które ujawniło między innymi liczne uchybienia Departamentu
Policji Los Angeles i nader osobliwą filozofię Charlesa Mansona,
którą zaszczepiał swoim wyznawcom.
Po
raz pierwszy wydana w 1974 roku książka non-fiction, „Helter
Skelter. The True Story of the Manson Murders” („Helter Skelter.
Prawdziwa historia morderstw, które wstrząsnęły Hollywood”)
została napisana przez jednego z prokuratorów zajmujących się
między innymi głośnymi sprawami morderstw Tate/LaBianca i autora
bestsellerowych książek, nieżyjącego już Vincenta Bugliosiego
oraz pisarza Curtisa Marsena „Curta” Gentry'ego, który także
już nie żyje. Ich książka w 1975 roku zdobyła Nagrodę im.
Edgara Allana Poe za najlepszy kryminał i była podstawą
miniserialu „Helter Skelter” z 1976 roku w reżyserii Toma Griesa
oraz filmu Johna Graya z 2004 roku pod tym samym tytułem. Książka
Vincenta Bugliosiego i Curta Gentry'ego, w chwili śmierci tego
pierwszego (nie wiem, czy utrzymało się to do dziś), w 2015 roku,
miała status najlepiej sprzedającej się książki kryminalnej w
historii – ponad siedem milionów sprzedanych egzemplarzy. Wydanie
Zysk i S-ka liczy sobie 660 stron, wypełnionych drobnym drukiem, i
dodatkowo posiada śliską szesnastostronicową wkładkę ze
zdjęciami archiwalnymi.
„Helter
Skelter. Prawdziwa historia morderstw, które wstrząsnęły
Hollywood”, to bardzo szczegółowa analiza jednej z
najgłośniejszych spraw kryminalnych w historii Stanów
Zjednoczonych. Poniekąd analiza z pierwszej ręki, bo dokonana przez
zastępcę prokuratora okręgowego, który to był współoskarżycielem
w sprawie siedmiu morderstw dokonanych w posiadłości przy Cielo
Drive 10050 i Waverly Drive 3301 w Los Angeles, w sierpniu 1969 roku.
Nie jest to łatwa lektura, nie tylko ze względu na okrucieństwo
zbrodni dokonanych z rozkazu wyznającego doprawdy osobliwą
filozofię recydywisty, Charlesa Mansona i w ogóle cały charakter
jego sekty, ale również przez drobiazgowość autorów. Vincent
Bugliosi i Curt Gentry na kartach swojej bestsellerowej pozycji
przedstawiają niezwykle szczegółowy obraz zbrodni, które
zatrzęsły Hollywoodem. Resztą świata w sumie też. Na początku
autorzy „Helter Skelter” przyjęli narrację trzecioosobową –
w raczej suchym, dziennikarskim stylu przedstawili ogrom informacji
na temat zbrodni dokonanych w domach Tate i LaBianca. Paniczne
reakcje społeczeństwa, medialny rozgłos nadany tym sprawom i rzecz
jasna śledztwa prowadzone przez dwa zespoły policjantów z wydziału
zabójstw – wszystko to Bugliosi i Gentry podają w sposób tyleż
drobiazgowy, co chłodny. Prawie bez emocji punktują mniej i
bardziej istotne informacje, unaoczniają najdrobniejsze szczególiki
sprawy Tate/LaBianca, dosłownie zalewają czytelników suchymi
faktami o tych autentycznych wydarzeniach z roku 1969. Co nie znaczy,
że się tego nie przeżywa. Ohyda zbrodni dokonanych podczas dwóch
sierpniowych nocy (z czasem autorzy przedstawią i inne morderstwa),
bestialskie potraktowanie w sumie siedmiu osób w spokojnych
dzielnicach Los Angeles, to nie jest coś, obok czego przechodzi się
zupełnie obojętnie. Już samo zasztyletowanie
dwudziestosześcioletniej aktorki, będącej wówczas w ósmym
miesiącu ciąży, rani do głębi, choć przedstawione w tak chłodny
sposób. Ale los, jaki spotkał pozostałe ofiary tych dwóch
feralnych letnich nocy 1969 roku, przygnębia niewiele mniej od
morderstwa kobiety spodziewającej się dziecka. Smaczku (o ile można
użyć tego słowa w przypadku tak bestialskich zbrodni) całej
sprawie dodał fakt, że ową brzemienną dwudziestosześciolatką
była aktorka Sharon Tate, bardziej znana z tego, że poślubiła już
wtedy bardzo popularnego reżysera Romana Polańskiego (to z nim
spodziewała się dziecka, syna jak wykazała autopsja). Towarzyszący
jej tej nieszczęsnej nocy Jay Sebring, Wojtek Frykowski i Abigail
Folger, którzy także stracili wówczas życie, też nie byli
osobami kompletnie nieznanymi opinii publicznej, ale to o Tate mówiło
się najwięcej. Vincent Bugliosi i Curt Gentry pochylili się też
nad owym szumem medialnym wokół tej sprawy. Choć nie wszystkich
dziennikarzy charakteryzowało takowe podejście do sprawy morderstw
w posiadłości przy Cielo Drive 10050, to nie brakowało takich,
którzy atakowali... ofiary. Autorzy „Helter Skelter” między
słowami przekazują tutaj starą, wiecznie aktualną prawdę na
temat tego środowiska – dają oto jasno do zrozumienia, że wśród
dziennikarzy są i tacy, którzy są gotowi napisać i powiedzieć
dosłownie wszystko o wszystkich, w celu przyciągnięcia
czytelników/słuchaczy/widzów. Seksualne orgie, obrzędy
satanistyczne, narkomaństwo, powiązania z mafią – medialnym
spekulacjom na temat Sharon Tate i jej przyjaciół zamordowanych w
nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 roku, nie było końca. Zamiast atakować
sprawców tych potwornych zbrodni, wiele brukowców oczerniało
ofiary. Co do narkotyków dziennikarze mieli trochę racji, ale
teorie, które do tego dobudowywali to już zupełnie inna sprawa.
Działalność niektórych pismaków dalece przekraczała granice
dobrego smaku, przy okazji potęgując i tak już silny strach, jaki
ogarnął mieszkańców Los Angeles na wieść o morderstwach
dokonanych w posiadłości przy Cielo Drive 10050. Obraz Departamentu
Policji Los Angeles też nie jest w „Helter Skelter” różowy.
Mamy tutaj aż nadto informacji wskazujących na niekompetencję
śledczych zajmujących się sprawą Tate. Nie wiem, czy można to
nazwać dowodami, bo jednak spotykamy się tutaj z subiektywną
relacją jednego z oskarżycieli w procesie Tate/LaBianca, ale
szczerze powiedziawszy nie są to rewelacje, w które trudno dać
wiarę. Innymi słowy, obraz policji wykreślony na kartach „Helter
Skelter” jest na tyle prawdopodobny (aż nadto prawdopodobny,
rzekłabym), spójny i zróżnicowany (bo jednak z tego grona
Bugliosi wyróżnił też nazwiska policjantów, którzy według
niego wykonali kawałek dobrej roboty), że nie potrafię przyjmować
go ze sceptycyzmem. Co innego portret jednego z autorów książki, i
narratora większej jej części, czyli ówczesnego zastępcy
prokuratora okręgowego, jednego z oskarżających w sprawie
Tate/LaBianca, który to najwidoczniej wykonał większość roboty w
tej sprawie. Z omawianej lektury wynikało mi, że nie tylko
prokuratorskiej roboty, ale również policyjnej, Vincent Bugliosi
kreuje się tu wszak na osobę, która może się pochwalić
największymi, najchwalebniejszymi dokonaniami w tej wstrząsającej
sprawie. Być może tak było, absolutnie nie odrzucam takiej
możliwości, ale... No cóż, powiedzmy że jakoś nie umiałam
bezkrytycznie przyjmować tak krystalicznie czystego obrazu człowieka
dążącego do skazania sprawców odrażających zbrodni dokonanych w
1969 roku w Los Angeles. Przez paru członków tzw. Rodziny Charlesa
Mansona. Z drugiej jednak strony nie potrafiłam powstrzymać fali
sympatii do Bugliosiego stopniowo ogarniającej mnie z biegiem
trwania tej książki. Byłam tak ostrożna w podejściu do
współautora tej książki, jak tylko potrafiłam, ale nawet z takim
podejściem nie potrafiłam go znielubić.
„Ilekroć
ludzie podporządkowują się ślepo jakiemuś przywódcy i robią
to, czego on wymaga – czy to będzie kult satanistyczny, fanatyczny
odłam Ruchu Jezusa, skrajne polityczne ugrupowanie czy też
psychodeliczny kult nowej wrażliwości – zagrożenie istnieje.
Jedyna nadzieja w tym, że żadna z owych grup nie spłodzi kolejnego
Charlesa Mansona. Naiwnością byłoby wierzyć, że taka
przerażająca możliwość nie istnieje.”
Narracja
trzecioosobowa z czasem w „Helter Skelter. Prawdziwej historii
morderstw, które wstrząsnęły Hollywood” zostaje zastąpiona
przez narracją pierwszoosobową. Od tego momentu, aż do końca
książki będziemy przyjmować spojrzenie Vincenta Bugliosiego,
człowieka, który biernym obserwatorem w sprawach związanych z
Charlesem Mansonem i/lub z jego tzw. Rodziną, z całą pewnością
nazwać nie można. Nie wszystkich, bo jednak prokurator ten nie brał
czynnego udziału we wszystkich kryminalnych sprawach, jakie im
przypisano, i o jakie byli tylko podejrzewani. Wraz z Curtem Gentrym
na kartach omawianej książki dosyć szczegółowo przedstawił
również i takie, ale panowie najbardziej skupili się na
najgłośniejszym procesie garstki osób wchodzących w skład tzw.
Rodziny. „Sąd Najwyższy Stanu Kalifornia z siedzibą w Hrabstwie
Los Angeles; Obywatele Stanu Kalifornia przeciwko Charlesowi
Mansonowi, Patricii Krenwinkel, Susan Atkins i Leslie Van Houten,
sprawa numer A-253,156. Departament 104”. To dokładny cytat z
książki (wydanie Zysk i S-ka z 2019 roku w doskonałym tłumaczeniu
Mirosława P. Jabłońskiego i w niewielkiej części Anity Zuchory),
który myślę, całkiem nieźle obrazuje poszanowanie
najdrobniejszych szczegółów przez autorów „Helter Skelter”.
Właśnie między innymi w tej sprawie współoskarżycielem był
nasz narrator, Vincent Bugliosi (według mnie zdecydowanie najbarwniejszą postacią tego procesu sądowego był obrońca Mansona, Irving Kanarek). Człowiek ten przeprowadził również
śledztwa związane z Charlesem Mansonem i jego Rodziną –
oczywiście we współpracy z policjantami – które ujawniły wiele
nowych faktów na ich temat. To jest takich, które nie były znane
Departamentowi Policji Los Angeles przed „wkroczeniem do gry”
tego sprytnego prokuratora. Cudaczny motyw zbrodni dokonanych z
rozkazu Charlesa Mansona, tytułowe Helter Skelter, to nie jedyny,
acz na pewno najbardziej krzykliwy fakt, do którego doszedł
Bugliosi, z co najwyżej nieznaczną pomocą policjantów
przyglądających się sekcie Charlesa Mansona (z guru tejże
włącznie). Ambitny prokurator między innymi połączył też
niektórych członków Rodziny z innymi zbrodniami, przy niektórych
z nich zaznaczając jednak, że to tylko nieoparte twardymi dowodami
domniemania. Zresztą najgłośniejszy proces w historii Los Angeles,
w którym Bugliosi występował w roli współoskarżyciela
(powiedziałabym nawet, że głównego oskarżyciela), w dużej
mierze opierał się na poszlakach. Autorzy „Helter Skelter”
bardzo dużo miejsca poświęcili omówieniu tej sprawy sądowej. Z
imponującą drobiazgowością (zresztą to dotyczy wszystkich wątków
zawartych w tej książce) przeprowadzają czytelników przez każdy
etap tego wielce skomplikowanego, niezwykle złożonego procesu,
który skupiał na sobie olbrzymie zainteresowanie opinii publicznej,
również spoza Stanów Zjednoczonych. I o którym po dziś dzień
dużo się mówi. Bo główny uczestnik tego procesu, Charles Manson,
na trwałe zapisał się na czarnych stronicach historii ludzkości,
stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych zwyrodnialców
żyjących na planecie Ziemia. I jednym z tych, który dorobił się
największej rzeszy fanów. Tak, fanów, bo Charles Manson, o czym
także z lekkim zdziwieniem piszą tutaj Bugliosi i Gentry, jest
postacią podziwianą w niektórych kręgach. Istnym bożyszczem
głównie młodych ludzi wywodzących się z ekstremistycznych
środowisk. Nie wszystkich, rzecz jasna, ale ilość ludzi z
praktycznie całego świata, którzy pochwalą odrażające czyny,
których Manson się dopuszczał, i przynajmniej w części wyznają
jego cudaczną filozofię, jest zatrważająco wysoka. Te zwierzania
autorów „Helter Skelter” zawarto w częściach spisanych w
pierwszej osobie, które to kładą zdecydowanie większy nacisk na
budzenie emocji w czytelnikach od tych wcześniejszych kawałów
przedstawionych w trzeciej osobie. Gdy niejako w centrum wydarzeń
staje Vincent Bugliosi, gdy zaczyna się jego subiektywna (ale i
obfitująca w obiektywne informacje) relacja, lekturę tę zaczyna
się przyjmować niemal jak powieść opartą na faktach, niźli
typową pozycję non-fiction. To bardzo pomaga w przyswajaniu
wszystkich detali, najdrobniejszych szczególików na temat między
innymi Charlesa Mansona i jego Rodziny, ale jeszcze ważniejsze jest
to, że zabija wszelki dystans do tej sprawy wzbudzony ewentualnie
wcześniej, partiami spisanymi w trzeciej osobie. Inaczej mówiąc,
czytelnik najprawdopodobniej przestanie być wówczas biernym
obserwatorem tej złożonej sprawy, której poświęcona jest ta
książka; nie będzie już patrzył swego rodzaju klinicznym,
chłodnawym okiem na tę historię, tylko stanie się kimś w rodzaju
jej uczestnika. Stanie u boku prokuratora starającego się
doprowadzić do wyroku skazującego (chce kary śmierci) w sprawie o
morderstwa siedmiu osób dokonanych przez wyznawców Charlesa Mansona
z jego bezpośredniego rozkazu. I nie będzie to przyjemna przygoda w
tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Ujmę to tak: włos się jeży na
głowie, gdy się to czyta. Książka ta autentycznie przeraża,
przygnębia i szokuje, nie tylko dlatego, że to literatura faktu
(chociaż to oczywiście jest tutaj argumentem nadrzędnym), ale
także dzięki warsztatowi autorów. Godnego podziwu poszanowania
najdrobniejszych nawet szczegółów i ich emocjonalnemu podejściu
do całej tej sprawy. Te emocje udzielają się czytelnikowi. Nie
jestem tylko pewna, czy wszyscy odbiorcy „Helter Skelter” będą
tym usatysfakcjonowani. Bo to na pewno nie jest lektura dla ludzi o
słabym nerwach i żołądkach.
„Helter
Skelter. Prawdziwa historia morderstw, które wstrząsnęły
Hollywood” autorstwa Vincenta Bugliosiego i Curta Gentry'ego to
prawdziwa gratka, dla osób interesujących się autentycznymi
zbrodniarzami. Odrażającą działalnością niesławnych postaci,
ich dogłębną charakterystyką, policyjnymi i prokuratorskimi
śledztwami oraz procesami sądowymi. Jeśli ktoś ma odwagę zajrzeć
do zwichrowanego umysłu Charlesa Mansona i jego wyznawców, niejako
wejść za kulisy tej sprawy, poznać najdrobniejsze szczegóły
zbrodni, które wstrząsnęły światem, to gorąco namawiam do
lektury tej pozycji. Bo można chyba nazwać ją książką wybitną,
istnym arcydziełem literatury faktu (stwierdzenie to widniej na
tylnej okładce wydania Zysk i S-ka i pozostaje mi tylko się z nim
zgodzić), bez względu na to, czy we właściwym świetle stawia
wszystkich uczestników sportretowanych tutaj spraw, ze szczególnym
wskazaniem na Vincenta Bugliosiego. Nie tylko współautora książki,
ale i bezpośredniego narratora większej jej części. Może tak
jest, może nie – tego jednoznacznie ocenić nie potrafię. W
najmniejszym stopniu nie powstrzymuje mnie to jednak przed
wystawieniem tej istnej skarbnicy wiedzy na temat Charlesa Mansona,
jego tzw. Rodziny i zbrodni, których się dopuścili, najwyższej
noty. Dla mnie to absolutne dziesięć na dziesięć! Doprawdy, mocna
rzecz.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Będę musiała przeczytać, już jestem ciekawa :)
OdpowiedzUsuń